maj 222023
 

Jestem jedną z nielicznych osób, które zrobiły coś bezinteresownie dla popularyzacji historii i kultury Kresów. Wydałem bowiem wspomnienia Edwarda Woyniłłowicza i upubliczniłem je w całości na rynku. Nie tak, jak miało to miejsce poprzednio, kiedy to pierwszy tom wspomnień został wydany pokątnie, a następnie ściągnięty gdzieś z drukarni i słuch po nim zaginął.

Wydałem wspomnienia Hipolita Milewskiego, a także księdza Mariana Tokarzewskiego. A niebawem wydam jeszcze inne kresowe wspomnienia. Dlaczego to robię? Bo widzę w tym sens i sprawa ta ekscytuje mnie bardzo. Najbardziej zaś interesuje mnie życie posiadaczy wielkich majątków ziemskich i ich poczynania na niwie społecznej. Czy ktoś może słyszał o tym, żeby jakieś deklarujące zainteresowanie Kresami  środowiska zorganizowały konferencję na temat kultury ziemiańskiej na wschodzie? A także życia politycznego jakie było udziałem ziemiaństwa pod zaborami? Ja nie słyszałem. Ostatnio jednak odbyła się w Collegium Bobolanum przy Rakowieckiej konferencja zatytułowana „Kresy: jak ocalić pamięć”. Wysłuchałem jednego wykładu z tej konferencji, a potem skupiłem się już na kontemplacji twarzy wykładowców. I powiem Wam, z całą pewnością, że żaden z nich nie umie, a większość nawet nie chce, odpowiedzieć sobie na postawione w tytule konferencji pytanie. Większość z nich bowiem zjawiła się tam, by uprawiać lans na temacie, który wywołuje emocje. I nic poza tym nie jest ważne. Patronem tej konferencji była telewizja  Marcina Roli. W zasadzie więc wszystko jest jasne. Głównymi zaś dyskutantami byli: Leszek Żebrowski, Witold Gadowski, Lisicki i Warzecha. Uśmiałem się jak pszczoła, jak zobaczyłem ten zestaw. Wyjąwszy Leszka Żebrowskiego z tego zbiorku, chciałbym rzucić w przestrzeń takie oto pytanie – co ci panowie zrobili dla popularyzacji kultury Kresów? Czy może biografia Radka Sikorskiego napisana przez Warzechę ma coś wspólnego z Kresami? A może książka Lisickiego – „Kto zabił Jezusa”? Czy dzieła Gadowskiego „Krew nie woda” i „Lokal dla awanturnych” mają coś wspólnego z Kresami? No raczej nie.  Żaden z nich nawet nie kiwnął palcem, żeby wydać jakieś wspomnienia, czy choćby przypomnieć jedno ważne dla Kresów nazwisko. Po co więc była ta konferencja? Po to by przypomnieć Wołyń i żeby oni mogli się na temat Wołynia wypowiedzieć, krytykując przy tym politykę rządu wobec Ukrainy. To bowiem jest teraz najważniejsze. I całe Kresy zostaną już wkrótce zredukowane do Wołynia. Na sali w czasie tej konferencji było ponad sto osób. Głównie starszych, które przyszły tam, albowiem lubią słuchać nostalgicznych historii. Te, w większości, były jednak tylko projekcjami i pobożnymi życzeniami, które miały zainspirować publiczność do jakichś przemyśleń. Generalnie chodziło o to, żeby pani Siemaszko przypomniała swoją książkę o Wołyniu.

Jeśli ktoś będzie mi chciał tu tłumaczyć, że Gadowskiego, Lisickiego i Warzechę ten Wołyń cokolwiek obchodzi, że myślą oni o ofiarach i przejmują się niezałatwionym sprawami z Wołyniem związanymi, niech lepiej da sobie spokój, bo go wyrzucę. Mamy przed oczami zestaw koniunkturalistów, jakiś cyrk Stalina dla ubogich, wożony w te i we wte po kraju i wygłaszający pogadanki pod tezę. Dobrze chociaż, że Zychowicza nie zaprosili.

Konferencja miała wymiar polityczno-propagandowy. Troska zaś o Polaków na Kresach i czynienie z ich powodu zarzutów rządowi, to jest coś naprawdę niesamowitego. Ja sobie bowiem dość łatwo potrafię wyobrazić, jak rząd ogłasza projekt sprowadzenie rodzin zesłańców do Polski, a Warzecha zaczyna kontestować ten projekt, jako kolejną fanaberię nieodpowiedzialnych polityków PiS wydających publiczne pieniądze.

Mimo wszystko jestem za tym, by takich konferencji było więcej, albowiem słabość i nędza wręcz poruszanych tam kwestii unieważni uczestników. Konstrukcja ta zawali się pod ciężarem własnego absurdu i święty Andrzej Bobola nic im nie pomoże. Powoływanie się zresztą na niego to jest dopiero gruba bezczelność. Nikt, poza mną, nie zadał sobie najmniejszego trudu, by zbadać, łatwe przecież do wskazania i omówienia, okoliczności jego śmierci. Każdy w zasadzie używa św. Andrzeja jako narzędzia i zasłony dla realizacji jakichś swoich propagandowych interesów. No i dla uwiarygodnienia swojej postawy. To jest żałosne, ale ludzie są wobec takich postaw bezradni. Poza tym przywykli wierzyć w szczere intencje każdego kanciarza.

Wysłuchałem w całości wystąpienia reżysera Łęckiego. Który nadawałby się może na młodocianego konspiratora, ale nie na promotora treści patriotycznych. Reżyser Łęcki jest człowiekiem ideowym i naiwnym. Poznajemy to po tym, że powołuje się na film Zalewskiego „Historia Roja” i mówi o nim z entuzjazmem, jako o jedynym obok swojego filmu „Wyklęty” obrazie opowiadającym historie podziemia niepodległościowego po wojnie. Wszyscy wiemy jak kretyński był film Zalewskiego i jak nie nadawał się do oglądania. Wielu ludziom jednak nie da się wytłumaczyć, że twórczość nie ma nic wspólnego z teorią ewolucji Darwina. To znaczy, że z prymitywnych i głupkowatych, nieporadnych tworów, nie wyewoluują za kilka lat inne, lepsze, sprawniej zrobione i ciekawsze. Tak nie będzie, albowiem w tym obszarze rządzi kreacja, ta zaś ma charakter eksplozji. Problem Łęckiego i innych reżyserów polega na tym, że im się zdawało, że jak PiS wygra wybory, to oni dostaną pieniądze na swoje produkcje. Nie wiem skąd się brało to złudzenie? Czy Łęcki znał osobiście jakieś wpływowe osoby z PiS? Czy przedstawił im jakieś propozycje, albo choćby zmontował jakieś lobby, które mogłoby wywierać naciski na ministra Glińskiego czy jego urzędników? Nie. Łęcki zaprzyjaźnił się z Zalewskim i obaj zaczęli zbierać po ludziach grosze, żeby zrobić obraz, który znajdzie się poza dystrybucją. Uwierzyli bowiem, nie wiem na jakiej podstawie, że stara, komunistyczna mafia filmowców, nagle zmieni się po wygranych wyborach, albo osłabnie na tyle, że politycy, którzy ni cholery nie rozumieją z tych układów, rozwalą ją jednym ruchem i dadzą pieniądze Łęckiemu. Tak się oczywiście nie stało. Konrad Łęcki powtarza w swoim wystąpieniu to, o czym ja tu wielokrotnie pisałem – że nie można puszczać serialu o Szlimakowskiej i tego drugiego, o marcu 68. No, ale one jednak są pokazywane. Dlaczego? Czy Łęcki tego nie wie? Najwyraźniej nie, skoro ma pretensje do rządu. Nawet gdyby ministrem kultury został on sam, albo ten cały Zalewski, niczego by to nie zmieniło. I to jest sprawa oczywista. Misja zaś – wbrew temu co sugeruje Konrad Łęcki – nie polega na lamentowaniu i demonstrowaniu własnej bezradności. Polega ona na czymś innym. W skrócie wyjaśnię na czym. Konferencja odbyła się u Jezuitów, co jest pewną wskazówką i zobowiązaniem. Gdyby Jezuici mówili publicznie takie rzeczy jak Łęcki, nie zbudowaliby ani jednej misji. Za to zostaliby wykorzystani przez wrogów Kościoła, jako przykład bezradności i małoduszności tej instytucji. Staliby się narzędziem w rękach masonów, czy jak się tam ci najgorsi wrogowie nazywają. Łęcki jest już na tyle dorosły, żeby rozumieć, że kokieteria nie jest narzędziem, za pomocą którego osiąga się sukces. Sympatia zaś okazywana przez koleżanki, nawet te najładniejsze, bywa walorem bardzo złudnym. Powinien też rozumieć, że nie da się kontestować systemu będąc jego częścią. Bo wtedy człowiek i jego dzieło stają się jedynie dowodami na to, że system jest koniecznie potrzebny. Inaczej zaczną rządzić nieudaczni szaleńcy. I do wskazania tej zależności można ograniczyć tę całą konferencję. Wróćmy do jezuitów, co takiego zrobiliby, żeby wyprodukować film i skutecznie go kolportować? Przede wszystkim zaleźliby bogatych sponsorów. W naszej sytuacji jest to o tyle trudne, że tacy sponsorzy znaleźliby się od razu i byliby to ludzie z KGB. No, ale bez sponsorów nie da się takiego filmu wyprodukować. Ktoś powie – sam se znajdź sponsorów. Bardzo przepraszam, ale ja się nie zajmuje realizacja mrzonek. Ja wydaję ważne książki o Kresach, a to mogę akurat zrobić bez sponsora, choć nie zawsze. Jeśli wyprodukowanie i dystrybucja jednego filmu nie przyniosły oczekiwanych efektów, a Konrad Łęcki liczy, że poprzez krytykę systemu do którego należy on sam i wszyscy uczestnicy konferencji, otrzyma pieniądze na nowy film i gwarancje jego dystrybucji, to coś tu jest nie tak. Po co on tam w ogóle wystąpił? Żeby wskazać, że sprawy nie idą dobrze. Czy padły jakieś propozycje, jak to zmienić, poza oczywiście zmianą rządu na lepszy? Chyba nie. I tu koło się zamyka. Można oczywiście wierzyć, że wszyscy uczestnicy tej imprezy mieli kryształowo czyste intencje i chcieli tylko samego dobra. Przymusu jednak nie ma i ja zachęcam raczej do krytycznego spojrzenia na takie imprezy.

My tutaj nie jesteśmy częścią żadnego systemu i nie będziemy przez to niczego zmieniać, ale dalej robić swoje w zakresie, który nam jest dostępny. Przypominam, że w środę o 18, odbędzie się w Warszawie, w klubokawiarni Babel spotkanie z Tomkiem Bereźnickim, a w czwartek, a pałacu w Ojrzanowie, mój wieczór autorski. Impreza ma charakter prywatny, odbywa się na prywatnym terenie. Wchodzą tylko wtajemniczeni, czyli ci, którzy się ze mną zgadzają. Nie przewiduję polemik, nie przewiduję emocjonalnych wystąpień i żadnych żalów wznoszonych do bliżej nie sprecyzowanych świętych. Książki będą dostępne w cenach promocyjnych.

  13 komentarzy do “Kresoznawcy”

  1. Dzień dobry. Ano właśnie. Takie syntetyczne podsumowanie pada tu od czasu do czasu, ale dobrze, że pada, bo pozwala to odświeżyć temat bardzo ważny, mianowicie – dlaczego walka z „systemem” jest w Polsce tak bardzo nieskuteczna. Otóż dlatego, że – po pierwsze – mało kto rozumie co to ten „system” jest, gdzie się zaczyna i kończy, po drugie – motykę do walki z systemem podnoszą najczęściej jego produkty z krwi i kości. A słowo „system” rozumieją oni po prostu jako konkurencyjną sitwę, która jest akurat skuteczniejsza w dopychaniu się do koryta. I nie ma się co łudzić – tak jest ze wszystkim i od dawna. dlaczego tak zwana „opozycja” nie obaliła w istocie żadnej komuny i miękko weszła w kapcie Kiszczaków i Jaruzelskich, zmieniając tylko nieco rekwizyty i frazeologię? Ano dlatego, że konceptualnie wywodzi się ona tak samo z Rakowieckiej, jak ich pozorni adwersarze, nawet jeśli o tym nie wie albo woli udawać że nie wie. Każdy, kto żył w prawdziwej komunie wie, że za mniejsze drobiazgi można było zniknąć w biały dzień i żadne tam KOR-y czy inne podobne grupki rozdyskutowanych antysystemowców nie istniałyby nawet tygodnia, gdyby odpowiedni wydział MSW im nie patronował – mniej lub bardziej skrycie. Metoda ta pozwoliła skutecznie wyłowić i wyeliminować jednostki potencjalnie niebezpieczne, a zostawić takich Konckich, którzy ani nie potrafią ani nie chcą zlikwidować systemu, który ich stworzył. Co zatem robić? Możliwości nie są wielkie przy takiej dysproporcji sił i środków, ale to co robi Klinika Języka jest bodaj najważniejsze – to pielęgnowanie standardów. To pokazywanie czym się na przykład różnił poseł do Dumy od posła w RP A.D. 2023. Jeśli uda się tą różnicę uchronić od zatarcia – to już będzie dużo.

  2. No właśnie, nie stawiajmy sobie wielkich celów, to może coś się uda

  3. On się Łęcki nazywa, pomyliłem się

  4. Zawsze będzie jakiś „system” i rzecz w tym aby go „zaktualizować”, ale dominuje raczej postawa aby jakoś się  urządzić, płynąć z falą. Może to być efekt „nowej mentalności” ukształtowanej w ciągu ostatnich stuleci w warunkach „urządzania się” w anormalnych warunkach tworzonych przez okupantów. Może też w tym być spora dawka „chłopskiej mentalności” kiedy to „chłopski rozum” podpowiadał, że lepiej jest się nie wychylać i łapać co się da, a podobno większość naszego społeczeństwa to obecnie potomkowie mieszkańców wsi. Stąd też może się brać postawa „kibica” czyli kibicowanie z kanapy różnym politycznym chucpiarzom, którzy zrobią za nas tę „rewolucję”. Niczego nie ryzykujemy, a możemy się dobrze poczuć bo jesteśmy po słusznej stronie 🙂 Można „być po lepszej stronie” i jednocześnie spokojnie urządzać w tym co jest. Tym bardziej, że medialnie moderowany permanentny konflikt spycha ludzi do defensywy, lepiej stać z boku.

  5. Warzecha jako pracownika dziennika niemieckiego Fakt (Fakt – ogólnopolski dziennik wydawany od 2003 w Warszawie przez wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska, część koncernu mediowego Axel Springer SE; lider rynku prasy codziennej w Polsce.
    Gazeta wzorowana jest na niemieckim „Bild” i należy do gazet typu tabloid. )
    ma z pewnością jakiś interes w dorabianiu gęby Ukraińcom wszelkimi możliwymi sposobami. Np. takim, że twierdził że polskiego budżetu nie stać na sprowadzanie milionów uchodźców wojennych (jaką moralność reprezentuje ten człowiek??) i ile zapłacimy za ich pobyt tutaj (opieka zdrowotna, 500 plus, zasiłki…). Taki sam pogląd na te kwestie miał czołowy guru polskich liberałów prof. Gwiazdowski , który wcześniej przecież twierdził, że ZUS się zawali z powodu małej dzietności, nawet nawoływał Polaków do robienia dzieci, więc proszę są kobiety z dziećmi w Polsce, nawet kilka milionów w rok. W czym jest zatem problem? Trzeba pluć na władzę na wszelkie możliwe sposoby i bałamucić ludzi z wyższym wykształceniem.

  6. Zapewniam Pana, że w kwestii demografii nie umiałby Pan policzyć do dziesięciu – 99% z nas nie umie liczyć do dziesięciu.

    A wypowiada się Pan o robieniu dzieci…

  7. Wyjaśnię, dlaczego Pan, jak i większość nie zna się na robieniu dzieci, co wymaga jedynie umiejętności liczenia do 10 i wyobraźni do analizy wykresów.

    Jeżeli zapytamy na ulicy kobiety, mężczyzn, jaka jest różnica pomiędzy współczynnikiem dzietności np. 1,2 i 2,0 oraz faktem, że kobieta rodzi jedno dziecko w połowie swojego życia lub w jednej czwartej swojego życia. Zrób wykres.

    Otóż państwo powinno powiedzieć tak: ok, kobieto, jeżeli masz zamiar urodzić tylko jedno dziecko, to zrób to w wieku 20 lat a nie 40 lat.

    Jaką to daje różnicę?

    Otóż dzietność i śmiertelność decyduje, jakie jest boczne pochylenie wykresu struktury ludności. Im większa dzietność, tym bardziej wykres przypomina piramidę. Przy dzietności 2,0 i śmiertelności 0 wykres byłby z boku pionowy (równoległy do osi dzielącej ludność na płcie).

    Jeżeli kobiety zaczęłyby swój plan związany z posiadaniem dzieci realizować we wczesnym wieku(18-20 lat), to wykres poszerzyłby się (wszerz), bez zmiany nachylenia bocznej linii.

    Jeżeli zaś współczynnik dzietności zwiększyłby się powiedzmy do 4, to bok wykresu byłby mocno pochylony i rozszerzał się ku dołowi. Takie coś ma miejsce w krajach afrykańskich.

    Jeżeli chcemy mieć stabilną strukturę demograficzną i mieć więcej ludności, to powinniśmy zachęcać kobiety do rodzenia dzieci jak najwcześniej, od 18 lat i dawać ulgi i zachęty 800+ itp. i nie ingerować w liczbę dzieci. Czyli im starsza matka, tym mniejszy Kindergeld proporcjonalnie.

     

    To tyle podstawowej wiedzy na temat robienia dzieci.

  8. Bo dzieci robić to trzeba umić, panie ten tego…

    https://images.app.goo.gl/8B9Ze7BZAu59nUb48

  9. Pani w wieku rozrodczym siedząca na kasie w Biedronce u mnie na osiedlu zaczepiała mnie w wiadomym celu. Z moich doświadczeń z Ukrainkami wynika, że schemat działania pań jest powtarzalny. Nie trzeba filozofii.

     

    Stara paczka na konferencji, miło popatrzeć i posłuchać.

     

    Wykresoznawcy.

  10. Warzecha na pierwszej linii polskimi słowy narzeka na naszą przyzwoitość w przyjmowaniu emigracji ukraińskiej, ale do Ukraińców dociera info , że polski dziennikarz narzeka na nich, a kto z nich wie że w osobach niektórych dziennikarzy tkwi niemiecka obłuda?

  11. Pani jest zdaje się wykresoznawcą po SGH?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.