cze 262024
 

Ponieważ zaplanowałem na ten rok mnóstwo imprez, a do tego jeszcze wpadła nam całkiem niespodziewanie dodatkowa konferencja organizowana w Zielonej Górze na początku winobrania, nie mogę, niestety, myśleć o niczym innym tylko o tych eventach i książkach.

Ktoś się tu skarżył, że za dużo piszemy o rynku książki, ktoś inny znów pisał, że za mało. Sądzę, że piszemy tyle, ile należy i przy tym pozostaniemy. Trudno jest też omijać ten temat, bo kwestie z nim związane same wchodzą w ręce. Wystarczy nieopatrznie zajrzeć do Internetu w smartfonie, w oczekiwaniu na coś lub kogoś, a tam w serwisie Na Temat, wyskakuje informacja, że jakiś Pibździński czy inny Pamuła to królowie naszej wyobraźni. Wymienieni są oczywiście autorami książek pragnącymi sławy. I zapewne są przekonani, że umieszczenie ich wizerunków w tym serwisie zapewni im sławę, pieniądze i zainteresowanie niewiast w różnym wieku. Patrząc na Pibździńskiego i Pamułę, czarno to widzę. Sądzę, że zostali oni oszukani i raczej się z tej swojej sytuacji nie wygrzebią, a jeśli nowy rząd zafunduje krajowi kryzys taki, jaki mieliśmy na początku lat dwutysięcznych, to posada stróża na budowie, będzie dla nich nie lada rarytasem. Zerknąłem na to, co piszą Pibździński z Pamułą. Jeden coś o ojcostwie, a drugi o żywych trupach. No może ciut przesadziłem, ale na pewno o czymś, co standardowo nie występuje w przyrodzie, a do tego jeszcze ma złe zamiary wobec człowieka. I to jest powód, by pisać, że obaj są królami naszej wyobraźni. Jestem pewien, że ten co o nich napisał, kiedy dostał to zlecenie, zbladł i oblał się zimnym potem, albowiem sam, po raz pierwszy, usłyszał o Pibździńskim i Pamule. Jakoś sobie jednak poradził dając taki, a nie inny tytuł, my zaś teraz zastanawiamy się, skąd się bierze ten obłęd? Wyobraźcie sobie niezmierzoną pustynię, na niej zaś tory biegnące ku czarnej kresce horyzontu. Idziecie tymi torami, idziecie, a w pewnym momencie zaczyna przed Wami majaczyć jakiś skomplikowany czarny kształt. Podchodzicie bliżej i już z pewnej odległości rozpoznajecie starą, parową, zardzewiałą lokomotywę. Kiedy jesteście całkiem blisko okazuje się, że porzuconą w środku pustyni maszynę zamieszkują szczury. Biegają po kabinie maszynisty, po tenderze, piszczą i gryzą się nawzajem. Te szczury to współcześni pisarze i ich promotorzy, którzy usiłują – poprzez bieganie po ryglach i kołach – odkryć jak działała maszyna parowa ciągnąca wagony w dal, ku nieznanym im przeznaczeniom. Czyli jak działała promocja literatury uznanej za wielką w stuleciu XIX i XX. Jasne jest, że szczury nie mogą tego zrozumieć, czepiają się jednak różnych pokręteł, a jak jeden kiedyś uwiesił się na uchwycie parowego gwizdka, a w tej samej chwili powiało z wnętrza pustyni i rozległ się słaby pisk, lekko tylko imitujący gwizd lokomotywy, wszystkie szczury zatrzymały się i zamarły bez ruchu. Okazało się bowiem, że jeden, niezrozumiałym dla reszty sposobem, uzyskał, coś, co od biedy mogło być nazwane efektem.

Tak wygląda sytuacja na rynku książki dzisiaj. Dlaczego tak się dzieje? To proste – wobec rozciągającej się wokół pustyni, której szczury nie rozumieją, mają one poczucie wybraństwa. I żaden z nich do domyśli się, że pustynia pełna jest życia. Mieszkają tam różne stworzenie znacznie od szczurów sympatyczniejsze, które wykształciły, przez lata całkiem ciekawe strategie przetrwania. I mowy nie ma, żeby jakiś szczur został królem wyobraźni pustynnego lisa. No, ale próby są podejmowane.

Jak to już wielokrotnie zostało tu wyrażone – książki to propaganda, w dodatku podstępna. Żeby jednak robić podstępną propagandę, która ma pewien wyraźnie widoczny zakres skuteczności, nie można się wydurniać i jednocześnie zabiegać o uwagę jakichś skończonych degeneratów. Jednym zdaniem więc – nie można udawać. Autentyczność jest w cenie, zawsze była, ale niesie ze sobą pewne ryzyko. No, ale Pamuła z Pibździńskim o tym nie wiedzą, a sukcesu upatrują, jak wszyscy inni pisarze usiłujący uruchomić stojącą na pustyni lokomotywę, w gwarancjach, jakie im dają media. To i tak nie jest najgorsze, bo taki Zychowicz widzi gwarancje swojego sukcesu w tym, że był kiedyś w kibucu. Wyobraźcie sobie, że przed wojną, w pełnej Żydów Warszawie, jakiś polski autor, w dodatku z ambicjami do analiz politycznych, uwiarygadnia się poprzez pobyt w kibucu. Tego by sekta czcicieli rudej krowy nie wymyśliła.

Media nie mogą dać żadnemu autorowi gwarancji na nic, albowiem one pożerają autorów. Poza tym, w zawodzie autora jest taki tłok, jaki był w USA, w zawodzie bandyty, po zakończeniu wojny secesyjnej. Wszyscy mieli broń i chcieli zarabiać. Teraz wszyscy uważają, że mają talent i też będą zarabiać. Jeśli do tego dodamy ambicje literackie polityków, takich jak Czarnecki, na przykład, a także profesorów, takich jak Wielomski, zobaczymy jasno, jak skomplikowaną kwestią jest kariera literacka dzisiaj. To w zasadzie od samego początku jest mistyfikacja. Nie można bowiem robić przedstawienia z udziałem samych nieudaczników, którzy w żadnym rodzaju aktywności się nie sprawdzili, a więc postanowili pisać książki. Kto ogląda amerykańską i brytyjską wersję programu „Mam talent” doskonale to rozumie. Żeby zaistnieć trzeba pokazać jakąś sztukę, ale jak wnikliwi obserwatorzy widzą, nie można bez przerwy robić taniej magii, zmieniać kostiumów w sekundę, i wyczarować babeczki w trykotach z powietrza, bo to powszednieje. Zbyt wielu jest tych magików. Konieczna jest jakaś umiejętność dająca się zmierzyć i ocenić, czyli, na przykład śpiew. Nie każdy jednak może śpiewać i robi się problem.

Już widzę, co by się stało, gdyby na scenę w tym programie wyszli Pibździński i Pamuła, a Simon Cowell zapytałby ich skąd są, a oni by powiedzieli, że z Polski. Potem zaś ten drugi, zapytałby co potrafią, oni zaś powiedzieliby, że są królami wyobraźni 38 milionowego narodu. No i Simon kazałby im pokazywać różne sztuki. Publiczność byłaby cokolwiek rozczarowana. Sali by może nie rozniosła, ale gwizdy słychać by było pod drugiej stronie kanału.

U nas nad Pibździńskim i Pamułą unosi się balon ciszy. I gdyby nie ja, nikt by o nich nie pamiętał. A gwarancje które dostali od portalu „Na temat” są warte mniej niż sprzedawane swego czasu przez żołnierzy radzieckich bilety do miejskiego parku w Legnicy.

Niestety metoda, którą stosuje się wobec nich – czyli naciągania kołderki z napisem „sława” na głowę, obowiązuje także w polityce. Nie mamy żadnego autentycznego polityka ani działacza. Nie mamy nawet aktora, który mógłby kogoś takiego z powodzeniem odegrać. Wszyscy natomiast chcą być królami naszej wyobraźni. Nie tłumacząc jednocześnie żadnych istotnych zjawisk, na które to tłumaczenia czekamy. Takie rzeczy politycy cedują na analityków, pisarzy i publicystów. Przy czym, niektórzy z nich, kiedy się obudzą z tego letargu, sami deklarują chęć pisania książek. Sytuacja jednak rozwija się w takim kierunku, że okoliczności unieważniają wszystko co polityk powie lub napisze. Nie posiadł on bowiem umiejętności komunikowania się ze swoim targetem. Potrafi jedynie prowadzić dialogi z pośrednikami na rynku treści. My zaś poprzez intencje pośredników, musimy odczytywać intencje polityków. I tu się robi ambaras, bynajmniej nie mały, albowiem poprzez obecność tych pośredników na rynku treści, czyli na serwisach aukcyjnych, gdzie sprzedaje się książki, wiele mówi o ich mocach, talencie i możliwościach utrwalania przekazu, jaki deponują u nich politycy.

Jak wszyscy zauważyli bardzo się uaktywniłem rynkowo. Nie mogło być inaczej, albowiem naszych książek jest po prostu za mało, żeby utrzymać firmę i pokryć koszt wszystkich odpowiedzialności jakie na mnie ciążą. Codziennie sprawdzam ceny różnych książek na allegro i widzę tam rzeczy niesamowite. Na przykład reklamowana kiedyś szeroko, słaba, ale silnie aspiracyjna książka Semki o Lechu Kaczyńskim, zatytułowana „Lech Kaczyński. Opowieść arcypolska”, sprzedawana jest po osiem złotych.

Wiem oczywiście, że zarówno Semka, jak i sam Jarosław Kaczyński mają w nosie to, po ile sprzedaje się książka o Lechu, tym jednak, którzy rozumieją, że wszak to oni chcieli mieć przez tę i inne książki wpływ na wyborców, powinno to dać do myślenia. Ani politycy PiS, ani wynajęci przez nich ludzie, nie potrafią rozmawiać, ani też skupić na sobie uwagi czytelnika-wyborcy. Jak wobec tego chcą zwyciężać? To pytanie nurtuje mnie bardzo. Nie wierzycie, że osiem złotych? Sprawdźcie, są oczywiście też egzemplarze droższe, ale kto je kupi? Ja mogę Wam zagwarantować, że dopóki żyję żadna moja książka we wtórnym obiegu nie zejdzie z ceny okładkowej. Przeciwnie, będzie drożała. I każdy kto zechce się pozbyć swoich egzemplarzy, na pewno na tym nie straci.

  3 komentarze do “Królowie naszej wyobraźni”

  1. Dzień dobry. Ano tak to jest. Mi się przypomniał stary, francuski bodaj bonmot o tych generałach, co to zawsze przygotowują się do poprzedniej wojny. Tak samo opisane szczury gotowe są królować wyobraźni nieistniejącej już publiczności. Marzy im się – tak jak niektórym rock’manom swojskiego chowu – tłum rozwrzeszczanych fanek ciskających staniki na scenę. Nic takiego jednak nie następuje i nie tylko dlatego, że utensylium owo również odchodzi w przeszłość. Po prostu – dziś inaczej się to rozgrywa. A sponsorzy, którzy stoją przed niełatwym wszak zadaniem wyłożenia kasy na propagandowe przedsięwzięcia – czynią to, ale potem drapią się w głowę i myślą; „co mnie podkusiło powiedzieć jego ten tartak? Równie dobrze mogłem powiedzieć  – tu leży pies pochowany…” I tylko jakiejś ograniczonej kumpelskiej lojalności zawdzięczać można jakąś małą dolę w podziale łupów – czyli dotacji. A szczurom marzy się to, że kiedyś pozakładają najlepsze kiecki, wysztafirują się najlepiej jak mogą i staną pod jakimś dobrej klasy lupanarem. Może maman będzie miała chwilę słabości i przygarnie. Tymczasem – na deszczu. Albo na pustyni.

  2. Wyobraźnia to w sumie deficytowy towar 😉

  3. to porównanie do – szczurów starej lokomotywy na pustyni – znakomite

    tak to jest

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.