gru 102022
 

Ahenobarbus umieścił tu wczoraj bardzo ciekawy tekst, który w zasadzie jest cytatem z podręcznika sabotażu. Ja zaś od dłuższego czasu zastanawiam się, jakiej formuły użyć, by opisać to co się wyrabia wśród tak zwanych publicystów. Myślę, że to co zaproponował Ahenobarbus jest wprost idealnym narzędziem do tego opisu.

Wczoraj na twitterze, Cezary Gmyz wyraził swoje rozczarowanie postawą Piotra Zychowicza, którego uważał – cytuję z pamięci – za najciekawszego autora, czy też najciekawszą osobowość w swoim pokoleniu. Rozumiem, że chodzi o pokolenie Zychowicza. Obstawiam w ciemno, że poza Zychowiczem Gmyz zna może jeszcze ze dwie, trzy osoby z tego rocznika co on, używa jednak tej niesamowitej formuły, wymyślonej i eksploatowanej przez gazownię, albowiem chce ocalić własne emocje, które kiedyś tam zainwestował w Zychowicza. Najprawdopodobniej Gmyzowi wydawało się, że zostanie jego mentorem. Teraz zaś mówi wszystkim – ten Piotrek nie był wcale taki zły, nie wiem doprawdy co mu się stało.

Próbę nawiązania relacji mistrz-uczeń oglądałem w życiu mnóstwo razy. Jest ona fałszywa do spodu, o czym tu pisałem bardzo dawno temu. Podobne zaś deklaracje jakie jak opisana wyżej świadczą jedynie o beznadziejnej słabości środowiska i jego poszczególnych reprezentantów. Szczególnie zaś tych, którzy uważani są za osobowości najbardziej wyraziste. Nie oprą się oni zamontowaniu obok siebie żadnego szpiona czy defetysty, byle tylko zasięgał on co jakiś czas ich dobrych rad i demonstrował nieporadność przy próbach ogrzania się w ciepłym blasku emanującym z ich żywych umysłów. Ten numer ćwiczony jest ciągle w obie strony. To znaczy, albo dewastuje się środowisko starych dziadów, którzy już tylko, pardon, pierdzą i przepraszają, wspominając dawne czasy, albo robi się wodę z mózgu ambitnym młodzieńcom wprowadzając ich na fałszywe ścieżki. Na ich końcu zawsze czeka jakiś miły pan z lolajką i listą grzechów, popełnionych przez takiego adepta wcześniej oraz życzliwym ostrzeżeniem, że będą one upublicznione w razie niepodpisania lojalki.

Dowiedziałem się przy okazji, że Cezary Gmyz i Piotr Gociek pracują w „Do rzeczy”, co jest samo w sobie sytuacją wprost wyjętą z podręcznika sabotażu. Tam gdzieś na pewno jest formuła, której Ahenobarbus nie zacytował. Brzmi ona – jeśli chcesz zdobyć wpływy i sparaliżować środowiska, mówiące jednym głosem, załóż pismo konserwatywne, mianuj rozwodnika naczelnym i niech on opowiada o religii i Kościele. Aha, każ mu wcześniej dla pewności napisać powieść pornograficzną i zapłać mu za to. Niech on się wywodzi z dobrze rozpoznanego środowiska aspirujących politykierów, gdzie wszyscy się znają. Zatrudnij tam pół na pół, swoich i obcych, ale niech wszyscy będą znajomymi i rozpoznają się na gruncie towarzyskim. Nawet jeśli twoi ludzie rozpoczną misję, reszta będzie siedzieć cicho, bo to przecież ich koledzy, z którymi łączą ich różne więzi.

Musimy też pamiętać, że działalność sabotażystów jest jawna i akceptowalna, ci zaś którzy się im przeciwstawiają, mogą się przeciwstawiać po cichu. I wczoraj, na przykład, redaktor Gursztyn powiedział do Gmyza – a nie mówiłem? A ja się zacząłem zastanawiać, czy jak ich ktoś kiedyś zadenuncjuje i będą ich razem wyprowadzać skutych do karetki więziennej, to on też powie wtedy – a nie mówiłem?

Polemika z treściami szkodliwymi jest zakazana z istoty i to jest kolejny element sabotażu. Jest zakazana prawdopodobnie dlatego, że jakiś utajniony mędrzec wymyślił gdzieś dawno temu, że to jest promocja treści niepożądanych. W związku z tym zostawił całe pole do działania aktywnym agentom wpływu, którzy nie zaczynają swojej działalności na blogach, to jasne. Oni są namaszczani na najwybitniejszych przedstawicieli swojego pokolenia. Jakże by inaczej mogli wywierać jakiś wpływ? Kiedy ktoś coś zauważy, może co najwyżej szepnąć koledze – a nie mówiłem? I to wszystko, albowiem widne, tajne i dwupłciowe dekrety zostały wydane i nie ma od nich odwołania. Jak ktoś jest najwybitniejszym przedstawicielem, to jest i kropka.

Czy redaktor Gursztyn, który jest przecież historykiem, nie mógłby wyrazić swojej dezaprobaty dla poczynań Zychowicza w sposób wyraźniejszy? To znaczy opublikować jakiejś polemiki? No widocznie nie, albowiem paraliżują go różne ograniczenia natury towarzyskiej. Może powiedzieć – a nie mówiłem i to wszystko.

Zychowicz rozmawiał wczoraj z kolejnym wybitnym przedstawicielem swojego pokolenia czyli z Jarosławem Wolskim o tym, że sponsorujemy Ukrainie paliwo do czołgów i przez to właśnie u nas kosztuje ono 7 złotych za litr. Nie wyjaśnili oni jednak dlaczego w takiej Francji czy Hiszpanii jest jeszcze droższe. Te idiotyzmy spotkały się ze słabą bardzo reakcją, choć są jawnym sabotażem. Podobnie jak występy Sykulskiego u Moniki Jaruzelskiej.

W podręczniku do sabotażu na pewno gdzieś napisano, że należy tak kreować dyskusję publiczną, żeby sabotażyści byli dobrze widoczni, a także by byli wiarygodni, nawet jeśli ktoś im zarzuca brak wiarygodności. To znaczy, na przykład, jawnych oszustów i manipulatorów, należy tytułować – pan doktor. Podkreślać ich zasługi oraz eksponować poszczególne etapy ich wykształcenia. Wymieniać nazwy szkół i kursów, które kończyli. Na biednych wieśniakach to zawsze robi wrażenie, albowiem – i to także z całą pewnością jest w tym podręczniku – chcą oni tylko jednego – potwierdzenia, że ktoś mądrzejszy od nich zajmie się tymi wszystkimi poważnymi sprawami, które nagle wojna zwaliła im na łeb. Oni zaś będą mogli wybrać sobie opcję – czy są za tym, czy za tamtym. I powtórzyć przy stole wigilijnym wszystkie argumenty, które wymienił ich idol, dobrze wykształcony, ładnie ubrany i wyposażony w okulary sabotażysta z doktoratem. Ewentualnie jakiś profesor. Tak wygląda sytuacja, a ja się zastanawiam, po co ci wszyscy ludzie, którzy już wchodząc na rynek treści są ofiarami manipulacji, zabierają głos publicznie? Pycha pcha ich do tego, a stoi ona mocno na postumencie z napisem „gwarancje”. Trzeba najpierw udzielić gwarancji kolporterom bredni, żeby mogli je oni rozpowszechniać tanio i bez udziału sabotażysty. Kolporterzy potrzebują przede wszystkim uwagi. Tę zaś zapewniają im nośne i zrozumiałe tematy – cena paliwa na przykład. Albo – czy będzie pobór do wojska i co zrobią wtedy geje? Wyrafinowani kolporterzy bredni szukają tematów głębszych. Ostatnio dwie osoby na twitterze umieściły tak zwany wątek czyli pokawałkowaną na twitty treść dotyczącą Eligiusza Niewiadomskiego. Zalinkowałem im najważniejszy źródłowy tekst, jaki istnieje na jego temat – relację z procesu, wydaną moim nakładem. Cisza. Nikt nie zabrał głosu, albowiem nie o to chodzi. Interesujące jest tylko powtarzanie znanych już i zatwierdzonych opinii. Ono bowiem gwarantuje zaspokojenie głodu uwagi, jaki dręczy każdego kolportera.

Zacytowali wczoraj prof. Nowaka, który ponoć powiedział, że zbrodnią króla Władysława IV było szykowanie wojny z Turkiem w tajemnicy przed stanami Rzeczpospolitej. Nie wiem czy profesor tak rzeczywiście powiedział, ale to jest formuła, która dawno powinna być unieważniona. Nie będę teraz tłumaczył dlaczego, tutaj wszyscy o tym wiedzą. Nie ma jednak na to siły, albowiem autorytet największy potwierdza to, o czym już kłamano tysiąc razy – król Władysław samowolnie podjął decyzję i nikomu nie powiedział. Wszyscy wiemy jak to się skończyło. Zaraz wyjdzie Sykulski, który na pewno słucha uważnie, co mówi profesor Nowak i śledzi jak na jego głos reaguje twitterowe środowisko wzmożonych kolporterów próbujących skupić na sobie uwagę, wyjdzie i powie – o widzicie, jak to jest podobne do czasów obecnych! Nasz rząd w tajemnicy przed obywatelami szykuje wojnę na Ukrainie, z potężniejszym przeciwnikiem. Myślicie, że to się inaczej skończy? Na szczęście Sykulski nie czyta tego bloga.

Zwróciłem uwagę jednemu z kolporterów tej formuły, że było jednak trochę inaczej.

– Nie mam kompetencji by to oceniać – odpowiedział – opieram się na zdaniu profesora. Sabotażyści też się na nim oprą, bo na czym w końcu mają się opierać? Muszą wykorzystywać najlepszych, albowiem ich wypowiedzi obwarowane są licznymi gwarancjami, z którymi nikt polemizował nie będzie. Podobnie jak nikt otwarcie nie zarzuci niczego Zychowiczowi, wszak pisał on kilka razy o mordach, jakich Polacy dopuszczali się na Żydach, o stu metrach kwadratowych krwi rozlanej na łące i temu podobnych sprawach, a publikował to – mogę się mylić – tygodnik Do rzeczy.

Sabotaż w sferze publicystyki politycznej, sabotaż na rynku opinii musi być jawny i szeroko kolportowany, albowiem ta sfera jest publiczna. Musi być też akceptowany przez wszystkich naprawdę, to znaczy, że ma posługiwać się formułami mającymi właściwości paraliżujące. Na przykład formatami religijnymi, formułami pochodzącymi z pism akceptowanych i gwarantujących towarzyski i zawodowy awans autorów, treścią, z którą nikt ze strachu przed ostracyzmem polemizował nie będzie – najczęściej dotyczy to zagłady Żydów i oskarżeń rzucanych na całe grupy ludzi, bez wskazania winnego z nazwiska. Sabotaż neguje dostępne źródła, które dawniej, z jakichś powodów zostały wypchnięte z dyskursu publicznego. Opiera się na opiniach i kreuje autorytety wygłaszające te opinie. Powoduje to, że w dyskusji publicznej nie ma już w zasadzie innych treści poza tymi, które dopuszczone tam zostały przez sabotażystów, albowiem żadna polemika nie jest możliwa. Dominuje za sto postawa cichej zgody i delikatnych napomnień. Z obawy oczywiście, by nie zrobić sabotażystom reklamy. Nikt nie zauważył jednak, że to oni na tym rynku zajmują się robieniem reklamy, albowiem niepostrzeżenie, jedyne mechanizmy gwarantujące sprzedaż i upublicznienie zostały przekazane w ich ręce. Wszystko ze strachu, żeby za bardzo nie nagłośnić ich działalności.

Możemy więc teraz tylko dyskutować o problemach kreowanych przez sabotażystów, możemy ich przy tym potępiać, ale wpływu na naszą sytuację to nie ma żadnego. W ten sposób bowiem unieważnilibyśmy dyskurs publiczny. Deprecjonowane zostałby bowiem uznane autorytety, a tego publiczność nie zniesie. Odbieramy im bowiem zabawę. I jeśli w prawdziwym życiu nie wydarzy się coś naprawdę spektakularnego, wszyscy ci ludzi, których obecność jest przecież gwarancją sukcesu czyli popularności, pójdą grać w gry. Do tego nie można dopuścić, dlatego grzeje się tematy nośne. To znaczy: co powiedział Zychowicz, gdzie poszedł Sykulski, czy Warzecha jest głupi naprawdę czy tylko udaje? Oraz – czy Eligiusz Niewiadomski był chory z nienawiści i czy współczesna prawica powinna traktować go jak wzór? A także – czy król Władysław grzeszył pychą szykując się na wojnę z Turcją, w której mieli mu pomóc Kozacy? I tyle. Nic ponadto się nie przeciśnie, bo tropiciele ruskich szpiegów straciliby target. A tak, przy dyskretnym ich lansie, nie muszą męczyć się z instrukcjami do nowych gier. Na dziś to wszystko, przypominam o nowościach w naszej księgarni. www.basnjakniedzwiedz.pl

  11 komentarzy do “Krótka lekcja sabotażu 2”

  1. instruktaż i diagnoza warta pochwały.

    Znakomity tekst, sięgając do początku transformacji w naszej prasie obowiązywało i nadal obowiązuje ten schemat/instruktaż

  2. Sykulski z całą pewnością czyta na pana blogu. Jego wywiad u Moniki Jaruzelskiemu był przykładną demaskacja, jak pan lubi mówić. Wszystkie ręce na pokład. Nie czuć paniki, bo to przecież profesjonaliści. Zrobiła jednak rozróżnienie między agentkami wpływu, którzy wprost nadają się do aresztowania teraz, od razu, a agentami drobnych upławów, którym wymsknie się czasem drobna prowokacja, zabawą słowna. Czasy są poważne, więc i zabawa będzie poważna.

  3. A ja odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z paniką. A strach jest złym doradcą. Ten banał się jakoś dziwnie sprawdza.

  4. Patrząc na to wszystko mam wrażenie, że nasi pływają po oceanie w kajakach wyczarterowanych od tamtych. I mówią, że to ich i nas uratuje przed zagładą

  5. Ale panika czyją? Nas czy tamtych?

  6. Bo bo jesteśmy Irokezami, Eskimodamu Europy. Przyjmijmy jednak, że się szybko uczymy

    I płyńmy dalej. Jak pod Saratogą, jak w powstaniu wielkopolskim

  7. Jest taki kanał na YouTube „Trudno być katolikiem”. Podoba mi się, ale na razie obserwuję.

    Aż się prosi o uruchomienie analogicznego „Trudno być historykiem”…

    Kiedyś była tu mowa o zasięgach i odbiorze pogadanek. Moim zdaniem jest pole do popisu – np właśnie opisywane tu nieznane fakty i inspiracje Niewiadomskiego. Przekazane krótko, czytelnie i zrozumiale. Jako sensacja i jednocześnie zajawka książki i wydawnictwa.

    I cały kanał jako ciąg niemalże tabloidowych sensacji wciągających i prowadzących w stronę poznania.

    A przecież jest z czego czerpać.

    Np historyjka o księgarni prowadzonej przez syna Mickiewicza opisana przez Milewskiego, czy jego rozmowa ze Stołypinem o zamachu …

  8. To chyba oczywiste, że tych osobników, o których pisze Coryllus.

  9. a ileż treści tzn zapytań można a nawet trzeba byłoby sformułować na takim kanale

    – Trudno być historykiem –  byłoby ciekawie

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.