Zdaje się u Marqueza jest taka scena kiedy jeden z bohaterów, w czasie jakiegoś przewrotu czy zamieszek, zaczyna lewitować. To jednak nie robi wrażenia na plądrujących Macondo żołnierzach i ściągają go oni kolbami na ziemię.
Od niedawna, dosłownie od kilku dni cały polski Internet dowiedział się, że wskutek braku podpisu prezydenta Trumpa na jakimś dokumencie pada projekt pod kretyńską nazwą „Tour de konstytucja”, założony i prowadzony przez ludzi konstytucję łamiących. Jakby tego było mało Krytyka polityczna dostała po rogach, albowiem im także Trump cofnął dofinansowanie, a to oznacza, że nie mogą już wydawać książek. Niesamowite jest to, że ich lewitacja zależała od najstraszliwszego potwora, jakiego sami mogli sobie wyobrazić. Oni zaś świadomi tego, nie zadbali w porę o to, by się od jego podpisu uniezależnić. Dlaczego? Bo w istocie to co uprawiali nie było lewitacją, ale zwykłym pasożytnictwem. I nie chce mi się tu budować jakichś porównań, nawiązywać do biologii i świata zwierząt, bo się w trakcie pisania porzygam. Wystarczy, że pozostaniemy przy takiej właśnie formule – to co wydawało się lewitacją, okazało się życiem parazytów.
Nieskromnie powiem, że my tutaj także zajmujemy się lewitacją. W dodatku szczególnego rodzaju. Zanim jednak wyjaśnię, o co dokładnie mi chodzi, chciałbym zareklamować pewną inicjatywę. Oto najsłynniejsi wychowawczy młodzieży i dorosłych, jacy unosili się i unoszą w świętych przestrzeniach Internetu, wyszli do ludu z nową inicjatywą. Tak ona wygląda:
Jacek Bartosiak i Marek Budzisz, bo o nich mowa, wraz z gronem najwybitniejszych specjalistów szkolić będą osoby prywatne, firmy i samorządy na okoliczność przetrwania w infrastrukturze miejskiej, w razie kryzysu. Czyli jakby do waszego Macondo wkroczyli jacyś żołnierze, oni wam wytłumaczą co zrobić, by dalej lewitować, nie spadając na ziemię pod ciosami kolb. Pragnę zwrócić uwagę na niską cenę tego szkolenia dla osób indywidualnych. Ledwie 490 zł za cztery godziny, a jeśli zdecydujecie się na udział on line, to tylko 290 zł., prawie jak za darmo. Dowiecie się, co robić w czasie powodzi albo pożaru, tak wnoszę z obrazków na stronie, bo w żadne szczegóły nie kliknąłem, a także jak się zachować, gdyby w waszej Buczy zjawili się niespodziewanie rosyjscy żołnierze.
To bardzo cenna inicjatywa, która, jak się można domyślić jest niezależna od podpisu prezydenta Trumpa, ani też od żadnego innego podpisu. Jej siła bierze się wyłącznie z charyzmatu organizatorów. A ten charyzmat skąd się bierze? Takie pytanie może zadać ktoś dociekliwy. Z wiedzy, zaangażowania organizatorów oraz z koncentracji. Czego? Uwagi i emocji na osobach prowadzących. Dlaczego więc my tutaj nie wystąpimy z podobną inicjatywą, ale na innym obszarze? To dziwne prawda? Otóż sprawy mają się tak, w zalinkowanym projekcie lewitują tylko organizatorzy, reszta zaś patrzy z zapartym tchem, czy uda im się dolecieć do stratosfery, i cały czas klaszcze. I mowy nawet nie ma, by ktoś się wyrwał z jakąś krytyką, albo sam próbował lewitować. U nas lewitować mogą wszyscy. Tak działa nasza przestrzeń. Każdy ma szansę, od niego tylko zależy, czy będzie lewitował czy szorował tyłkiem po ziemi i wygłaszał jakieś pretensje do wszystkich wokół. Oczywiście, nikt nie doleci do stratosfery, albowiem mamy swoje ograniczenia, ale na pewną wysokość wzbije się każdy, o ile potrafi napisać jakiś tekst i włoży weń trochę serca.
I teraz ważna konstatacja – od czego albo raczej od kogo to zależy? Powiem nieskromnie, że ode mnie. I dodam jeszcze, że tylko po naszym kursie lewitacji macie gwarancje, że nikt was kolbami nie ściągnie na ziemię z wysokości lamperii. I ja się o tym dobitnie przekonałem oglądając wywiad niezależnego dziennikarza z rosjoznawczynią, panią profesor Raźny. Pustka w jej oczach mi to powiedziała. Ktoś może się teraz obruszyć i rzec, że wszak on także wkłada jakąś pracę, jest aktywny, komentuje, pisze, wskazuje zależności i osiąga wyniki. Jasne. Niech więc spróbuje to samo zrobić gdzie indziej, nie w Szkole nawigatorów. Niech się przeniesie na inny portal i spróbuje przekonać żyjące w tamtejszej przestrzeni boty, prowokatorów, ustawiaczy wyników klikalności i inne jakieś stwory, że ma coś ciekawego do powiedzenia. Oberwie kolbą po łbie tak, że mu się komunijna oranżada odbije.
Ktoś inny może zadać sobie pytanie – a po co te książki? Skoro całe życie, myśli i komunikacja unoszą się w kosmosie Internetu, a koncentrowane są na twitterze? Po co te książki? Takie pytanie może zadać tylko ktoś, kto rzeczywiście wierzy iż Internet jest przestrzenią, w której odbywa się ruch. Tymczasem tak nie jest. To jest obszar wyobrażony, w którym niemożliwa jest weryfikacja prawdy. Ta następuje dopiero poza Internetem. Stąd też, jeśli ktoś ma wobec Was złą intencję, nigdy nie wychodzi poza sieć i sam usiłuje Was w niej utrzymać. W miarę jak próbujemy kogoś takiego wyciągnąć z sieci, ostrze jego polemiki mięknie i tępieje. Na zewnątrz poza siecią – jeśliby się udało, a to jest niemożliwe – istota ta, o ile byłaby w ogóle istotą – piszczałaby jak wróbel co wypadł z gniazdka. Sieć bowiem gwarantuje, że każdy może przemienić się w to co chce. By jednak pozostać sobą, konieczna jest jakaś weryfikacja, która – jak wszystko – wiąże się z ryzykiem. To jedna kwestia.
Kolejna – skoro w Internecie niemożliwy jest ruch, a jednak odbywają się tam jakieś zmiany, jaki jest ich charakter? Mają one charakter identyczny jak pęcznienie. Klikalność zaś to gromadzące się gazy. To znaczy też można stracić na znaczeniu albo zyskać. Można przyciągnąć uwagę tłumów, albo ją zaprzepaścić pozwalając, by zbliżył się do naszej napęczniałej bańki jakiś łobuz ze szpiką. I teraz następny problem – czy uwaga tłumów jest towarem? O tym przekonają się wkrótce panowie Bartosiak i Budzisz, którym życzę sukcesu. Dowiedzą się, czy uwaga tłumów rzeczywiście jest towarem. Bo może się okazać, że nie o nią wcale chodzi. Załóżmy jednak, że tak jest, wtedy przekaz, by płynnie niczym gotówka na kontach, przemieszczał się z głów do głów, musi być uproszczony. No, a na ten moment czekaj już tylko wszyscy ci, którzy zajmują się deprecjonowaniem i dewastacją wysiłków ludzi pragnących dobra bliźnich, rozpoczynających w Internecie promocję swoich inicjatyw. Jest jednak szansa, że się nie zorientują. Mają też bowiem ci ludzie inne zadanie do wykonania. Muszą przekonać ludzi, że wszystkie ich aspiracje koncentrują się na twitterze. To jest moim zdaniem problem poważny, bo one się tam na pewno nie koncentrują, ale trudno to rozeznać jeśli ktoś nigdy nie lewitował. Nawet pół metra nad ziemią. Bo jeśli raz spróbował, zrozumie. Jeśli zaś wiemy, że próbował, a mamy wrażenie, że nie rozumie, to znaczy, że działa w złej woli.
Dlatego konieczne są książki. I wie o tym także cała załoga Krytyki Politycznej, dlatego teraz rozpacza. Ja ich nie żałuję, albowiem na pewno dadzą sobie jakoś radę. Najwyżej wypchną za burtę tych, którzy najbardziej obciążają ich niewielką łódkę, albo znajdą innego sponsora. Może gdzieś w Afryce.
Ja zaś mam parę uwag. Pierwsza – przestrzeń, w której działamy, piszemy, komentujemy i unosimy się swobodnie na niewielkiej wysokości jest dobrem bezcennym. Dobrze, by każdy to zrozumiał. Kształt, gęstość, lekkości i moce płynące z tego dobra, zależne są wyłącznie ode mnie. I od tego co mam w głowie i w sercu. To też warto wziąć pod uwagę.
Gros ludzi, którzy czynni są w Szkole nawigatorów, myślę, że 99,9 procent zainteresowanych, nigdy nie napisało tu ani jednego komentarza. O notkach szkoda nawet wspominać. To także warto wziąć pod uwagę przy ocenie naszych działań i swojego w nich udziału. Ci ludzie – milczący i czytający – głosują na Szkołę nawigatorów swoimi portfelami, bo wiedzą, że jedyny w sieci, certyfikowany kurs lewitacji, którą to umiejętność można potem doskonalić we własnym zakresie, całkiem za darmo, odbywa się tutaj. Jest to w dodatku taki kurs, który uczestników uodporni na uderzenia kolb karabinowych, a do tego otwiera przed nimi przestrzenie, o jakiś nikomu się na twitterze nie śniło. Dobrze by było, żeby każdy z piszących w Szkole nawigatorów rozważył powyższe uwagi w swoim sercu i umyśle.
Idą nowe czasy, ale sądzę, że jakoś się utrzymamy, albowiem podpis prezydenta tego czy innego mocarstwa nie jest nam do niczego potrzebny. Ilość zaś ciosów, pchnięć, zwodów i obrotów jakie opanowaliśmy przez te wszystkie lata, wystarczy by pokonać najstraszliwszego smoka. Oczywiście, zawsze trzeba uważać na zdradę. No i modlić się, by Bóg zachował nas wszystkich w zdrowiu.
Teraz przejdźmy do kwestii praktycznych, dla mnie zawsze najprzyjemniejszych i leczących serce. Idą nowe czasy, jak napisałem, a wraz z nimi nowe książki. Magazyn i biuro mają łącznie niecałe 90 metrów. Nie ma siły, nie pomieścimy się. Stoję przed takim dylematem – nie mogę robić promocji w nieskończoność, bo to zabija sprzedaż, a poza tym nie działa dobrze na ludzi, którzy kupili książki za cenę wyznaczoną przy premierze. Jakieś jednak obniżki zmuszony jestem zrobić. Szczególnie, że niektóre tytułu zalegają od roku 2017. To jest zdecydowanie za długo. Prawdziwe życie polega, zawsze, na tym, by podejmować się, w różnej skali, rozwiązywania problemów, z pozoru nierozwiązywalnych. Tak jest także i tym razem. Na końcu znajdziecie więc linki do promocji.
Teraz słowo o konferencji. Koszt uczestnictwa jednej osoby to 400 zł. A konferencja trwa osiem godzin, nie cztery. To czego się tam dowiadujecie wykracza znacznie poza zakres szkoleń przeciwpożarowych i kursów BHP. Kto był ten wie. Wszyscy też wiedzą, że nie prowadzimy konferencji online, albowiem służą one także do integracji środowiska. Ja zaś nie dysponuje ani obiektem, ani sponsoringiem prezydenta Trumpa. Tak więc cena ta, musi mieć jakaś wysokość. Przyznam, że jestem trochę śmielszy, po jej wyznaczeniu, kiedy zapoznałem się z ofertą omawianą powyżej. I czoło me jaśnieje, bo najbliższe nasze spotkanie odbędzie się w obiekcie jak ze snu. Czyli w krzyżackim zamku w Gniewie. A powiem Wam w tajemnicy, że w związku z jubileuszowym rokiem 500-lecia hołdu pruskiego, pół roku, albo i więcej poświęcimy sprawom pruskim. Nasz kolega Zyszko zaś wyda, oby jak najszybciej, album o Bolesławie Chrobrym. Co ma związek z drugim tegorocznym jubileuszem i także przyczyni się do tego, że wasza umiejętność lewitowania zostanie znacznie udoskonalona.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/
Jak co dzień proszę wszystko o wsparcie mojej zrzutki. Trochę nam jeszcze brakuje, ale w lutym powinniśmy zebrać całość
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
No, a teraz już wspomniana promocja:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/hipolit-korwin-milewski-wspomnienia-tom-i/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ryksa-slaska-cesarzowa-hiszpanii/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/i-co-kiedys-bylo-fajniej/
Przypominam o naszych nowościach i wznowieniach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/roman-sanguszko-pamietniki-ksieznej-klementyny-sanguszkowej/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
trump dal tym engeosom i innym parazytom trzy miesiace czasu na opamietanie sie lub na przyssanie sie do innego dawcy. przy wyraznym lewackim zafarbowaniu tych wszystkich obroncow pokoju byloby naturalne aby zwrocic sie i przyssac do moskwy. rosjanie nie wydadza ani jednego rubla na parazytow bowiem maja ich za darmo a tych rzeczywiscie efektywnie dzialajacych w np. farmach troli traktuje sie jak pracownikow ze stawka godzinowa. wiec widze czarno dla tych genderowcow i przyssywaczy do asfaltu. pozostaliby jeszcze inni sponsorzy jak to podsuwa p. gabriel np w afryce. no i jeszcze jakis soroc czy inny gates. tu moga sie oczekiwania rownierz nie spelnic. to sie nazywa madrosc etapu. co zas tyczy surwiwalu miejskowiejsko lesnego to onegdaj zajmowalo sie tym harcerstwo i przy obozowym ognisku spiewalo sie takze palacych michla i oa bo jest szeroka. ta indoktrynacja byla nie tak nachalna jak teraz ( ?) a surwiwal czy obozy letnie i podchody byl fajne i choc finka byla tepa i mozna bylo ja najwyzej zaby miszyc to jednak te zdobyte umiejetnosci byly za darmo. jezeli teraz trzeba za ciezkie pieniadze nauczyc sie robic koktaj molotowa to znaczy ze o ile sa jeszcze jakies harcerstwa skautingi czy ligi obrony kraju to raczej malo efektywne bo inaczej powazni w koncu ludzie nie zajmowali sie takimi kursami. choc inicjatywa w gruncie rzeczy pozytywna to ja polecilbym mlodzierzy wot.panie gabrielu, ostatnio widzialem mlodego czlowieka czytajacego ksiazke w tramwaju.
I co? Dostał mandat? 😉
niewiem, szybko wysiadlem zeby otrzasnac sie z szoku. ale gdyby ksiazka nie byla czytana dogory nogami i sluzyla jako kamuflarz to pewnie mandatu by nie dostal. gdyby jednak byla to pozycja szkoly nawigatorow to nie tylko mandat ale i za czytanie nieprawomysli moglby poniesc konsekwencje. w dzisiejszym czasie ksiazki p. gabriela sa zdaje sie bialymi krukami i ostatnim bastinem niezaleznosci literacko wydawniczej. polecam te pozycje czytac i to nawet w tramwaju na zlosc smartfonowej generacji….
Też bym polecił WOT
Swoją drogą Sai Baba ponoć lewitował. Legenda? Ściema? Ciemne siły? Inne nieba?
I czy przeciętny halabardnik ściągnąłby go na glebę?
Sai Baba był bardzo przebiegłym oszustem generującym duże zyski nie wiadomo z czyjego polecenia
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.