sie 292022
 

Co jakiś czas pojawiają się dramatyczne doniesienia o tym, że oto na naszych oczach kończy się chrześcijaństwo. Jak to słusznie wczoraj zauważył kolega Jarecki ono się kończy od chwili kiedy się zaczęło i różnym, słabym na umyśle ludziom, wydaje się, że skończy się rzeczywiście. No, ale chrześcijaństwo jakoś trwa. Nie wiem, jak Wy, ale ja nie miałem nigdy żadnej pokusy, by oddalić się od niego na odległość większą niż ta, którą wyznacza standardowe lenistwo, z którego wynika przyzwolenie na grzech nieuczestniczenia we mszy świętej. Nigdy nie miałem pokusy, by pogłębiać swoją wiarę, gdzieś w innych obszarach religii, by szukać wrażeń w grupach modlitewnych czy charyzmatycznych, albo w ogóle przystąpić do jakiejś innej grupy wyznaniowej. Wielu ludzi jednak uważa, że takie poszukiwania są konieczne, albowiem w takim zwykłym Kościele coś jest z tym Panem Bogiem nie tak. Albo papież jest nie taki jak trzeba, albo hierarchia nie spełnia oczekiwań, albo ksiądz proboszcz robi nie to, co wierzący naprawdę głęboko by chcieli. Przyznam, że zawsze mnie to zdumiewało. Być może dlatego, że nie szukam żadnych doświadczeń natury mistycznej i nie mam potrzeby mówienia o tych, które były moim udziałem, zawsze bowiem ktoś mógłby powiedzieć, że były to zwykłe zbiegi okoliczności, a nie żadne doświadczenia mistyczne.

Wyznam też szczerze, że ludzie rozprawiający na tematy religijne ze swadą i znawstwem irytują mnie bardziej niż ktokolwiek. Zawsze bowiem kryje się za tym jakaś nieczysta intencja, albo działalność agenturalna, jak w przypadku Lisickiego, albo deficyty, których wyrównać nie jest w stanie nikt poza samym Panem Bogiem. Osoby zaś mające wątpliwości co do tego, czy Kościół współczesny jest naprawdę katolicki czy nie, kryją pod tą swoją troską taką właśnie chęć – żeby Pan Jezus przyszedł do nich osobiście i powiedział, że mają rację. Potem zaś jeszcze czymś ich wyróżnił, najlepiej jakimś charyzmatem, który umożliwi im manipulację innymi i panowanie nad ludźmi. To są czytelne zachowania i każdy się z nimi kiedyś zetknął.

Mnie za każdy razem, kiedy odnajduję w pobliżu takie postawy zdumiewa jak niską wartość dla reprezentujących je ludzi ma życie bliźniego, którego nakazał nam kochać Pan Jezus. Ono jest ważne w zasadzie tylko wtedy kiedy można je zmieniać, ingerować w nie dowolnie i przestawiać tam priorytety, a wszystko oczywiście dla dobra i w imię Boże. Tak się złożyło, że w życiu nas wszystkich pojawiło się mnóstwo bliźnich, którzy zdani są na naszą łaskę i niełaskę. A także na łaskę i niełaskę naszego państwa i naszych instytucji, z którymi my sami mamy dość kłopotów, a przybysze mają ich jeszcze więcej, choć wielu ludzi twierdzi, że jest dokładnie na odwrót. Powiem Wam jak jest, albowiem dobry Pan Bóg, przysłał do nas, póki co w nierozpoznanym celu, bardzo biedną rodzinę uchodźców. Jak wszyscy wiedzą zaangażowaliśmy się w pomoc i jeśli można rzecz rozpatrywać w kategoriach egzaminów zdaliśmy go może nie celująco, ale na pewno dobrze. Zorganizowaliśmy koncert Władysławy w pałacu w Ojrzanowie, ściągnęliśmy tu etapami całą jej rodzinę. I zaczęliśmy pielgrzymkę po urzędach, gdzie trzeba było załatwiać wszystkie formalności usprawniające ich pobyt w Polsce. Powiem Wam, że wolałbym zorganizować cztery koncerty niż to robić. Mimo całej życzliwości urzędniczek, a nawet sądu, który w dwa dni uczynił z Władzi rodzinę zastępczą dla jej małej siostry. Mimo tych wszystkich ułatwień, wolałbym tego wszystkiego nie przechodzić. No, ale Bóg tak chciał, a my chrześcijanie nie możemy przechodzić obojętnie wobec nieszczęścia, nawet jeśli jesteśmy, tak jak ja, nieco ospali w kwestiach wiary i niezbyt gorliwie praktykujemy.

Jak napisałem wczoraj, umarła Julia, mama Władysławy. Przyjechała do nas w ostatni dzień roku szkolnego i myśleliśmy, że będzie tu żyć szczęśliwie, ze swoją rodziną. Nikt nie przypuszczał jak bardzo była chora. Nawet kiedy leżała w szpitalu i było bardzo ciężko, wierzyliśmy, że wszystko się uda i choć Julia będzie inwalidką, to jednak będzie mogła cieszyć się szczęściem rodzinnym. Tak się nie stało. Julia poświęciła całe swoje, krótkie życie dzieciom. Chciała, żeby Władysława została artystką, marzyła, że zobaczy kiedyś swoją córkę na scenie. I wiecie, że zobaczyła…Dzięki nam. Udało się w ostatniej chwili. Gdyby nie my, Julia umarłaby ze świadomością, że całe jej poświęcenie, nieprzespane noce, harówka, choroby, lata życia w biedzie, poszły na marne, albowiem wojna zniszczyła wszystko, a jej dzieci nie mają żadnej przyszłości. Tak się jednak złożyło, że ta rodzina trafiła na nas. Naprawdę, nie myślałem o tym, że koncert, który odbył się na początku lipca w Ojrzanowie, będzie miał taki wymiar, bo nie wierzyłem w to, że Julia umrze. No, ale sami widzicie, jak to się dziwnie układa. Trudno nie nazwać tego palcem bożym.

Julia widziała tylko nagrania z koncertu, pokazywała je koleżankom leżącym z nią w szpitalu, lekarzom, pielęgniarkom, płakała i śmiała się ze szczęścia, że jej córka przyjechała do Polski i od razu niemal została doceniona i wystąpiła w takim niezwykłym miejscu.

Od wczoraj Władysława załatwia sprawy związane z pogrzebem. Oczywiście nie sama, bo to jest niemożliwe. Pomaga jej Jerzy, którego o to poprosiłem. Ja, na nieszczęście, się rozchorowałem i musiałem się wycofać z życia na kilka dni. Być może jutro powrócę do pełnej sprawności, ale sam nie wiem, jak to będzie. Bardzo trudno pisze mi się ten tekst i pewnie zaraz wrócę do łóżka.

Stanęliśmy wczoraj przed bardzo poważnym dylematem. Oto pochówek obcokrajowca finansowany jest przez gminę, gdzie nastąpił zgon. Julia zmarła w szpitalu na Banacha. Zakład pogrzebowy w Warszawie zaproponował darmowy pochówek na jakimś cmentarzu na Gocławiu. W miejscu, gdzie są zaniedbane i opuszczone groby, do których już nikt nie przychodzi. Wszystkie inne miejsce bowiem są płatne i bardzo drogie. Wybaczcie mi, ale się na to nie zgodziłem. Postanowiłem, że pieniądze zebrane na drugą ratę wynajmu mieszkania, które znaleźliśmy tej rodzinie w Grodzisku, przeznaczymy na pochówek Julii. To znaczy zakład pogrzebowy opłaca gmina, a do rodziny należą koszty miejsca na cmentarzu i nabożeństwa żałobnego. Ja wiem, że można mieć różne uwagi do tej mojej decyzji, ale wierzcie mi, że od takich decyzji zależy czy chrześcijaństwo będzie w kryzysie czy nie. I naprawdę nikomu, nawet najgorszemu wrogowi, nie życzę, by znalazł się na emigracji z rodziną i musiał pochować kogoś bliskiego pod płotem, w krzakach, bo tak jest najtaniej. Miejsce na cmentarzu w Grodzisku jest tańsze niż w Warszawie, ale i tak kosztuje mnóstwo pieniędzy. Władzia i jej tata, który przejechał wiele tysięcy kilometrów, by znaleźć się w Polsce, a zjawił się tu na kilka dni przed śmiercią swojej żony, nie mają na razie żadnych środków poza tymi, które dla nich zebraliśmy tu na blogu.

Będę dziś dzwonił po urzędach z pytaniem czy nie przysługuje im jakaś jednorazowa zapomoga w związku ze śmiercią Julii. Do wszystkich zaś, którzy mogą i chcą pomóc, zwracam się z prośbą o wspomożenie tych dzieci i ich biednego ojca, który na razie w ogóle nie rozumie, co się dookoła niego dzieje.

Tak, jak pisałem poprzednio, jeśli będzie trzeba mogę nawet uklęknąć, albowiem ufam, że doświadczenie to ma dla nas wszystkich jakiś nieznany jeszcze sens i cel.

 

Link do zrzutki jest tutaj:

 

https://zrzutka.pl/g6kscy

 

Jeśli ktoś chce pomóc, ale nie podoba mu się zrzutka, niech wpłaci pieniądze na konto Władysławy z dopiskiem, że to na wynajem mieszkania. Proszę nic nie wpłacać na moje konto, na które zbieraliśmy fundusze poprzednio.

 

Władysława Rakowska

98 1020 1055 0000 9902 0529 0566

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy już zdecydowali się pomóc

 

  3 komentarze do “Kryzys chrześcijaństwa”

  1. Nieco obok tematu głównego ale tak mnie naszło po przejrzeniu oferty Kliniki Języka: trudno znaleźć ofertę bardziej wartościowych książek niż te, które Pan sprzedaje, Panie Maciejewski. Siedziałem nad Pańskim katalogiem i napiszę wprost ( bo czytałem absolutnie wszystko, co Pan tutaj miał wraz z tym czego dziś już nie ma w ofercie): wszystko to PERŁY. I gdybym miał możliwość, to dodałbym większość z tego do listy lektur obowiązkowych w szkole średniej. Nawet Pańskie Baśnie… Bo mają w sobie więcej prawdy niż te wszystkie podręczniki szkolne. Bogu dziękować za łaskę, jaka Pan otrzymał.

    I żeby nie było tak jednostronnie, to zachęcam także do odwiedzin w księgarni Wydawnictwa Te Deum z Warszawy.

    Niech Pan Bóg prowadzi.

  2. „Wieczne odpoczywanie…”

    A materialnie – pomoc na godny pochówek.

  3. Wpłata na konto zrobioną.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.