maj 122021
 

Proszę Państwa, właśnie rozładowałem nakład książki Roya Moxhama, zatytułowanej „Wielki Żywopłot Indyjski”, jest to fantastyczny zupełnie reportaż napisany przez człowieka, który poszukiwał w Indiach śladów po starej, utworzonej w XVIII wieku jeszcze granicy celnej. Przypomnę, że Toyah pisał o tym w 3 numerze „Szkoły nawigatorów”. Książkę tę przetłumaczył mój syn. To jego druga publikacja. Zrobił to przygotowując się jednocześnie do matury. Okładkę projektował Tomek Bereźnicki, a ja co jakiś czas napiszę jakiś tekst korespondujący z treścią tej publikacji. Uprzedzam, że książka nie jest tania, choć wydaliśmy ją w miękkiej oprawie. Zapłaciliśmy za prawa autorskie i musieliśmy przy podpisaniu umowy zasugerować jakąś cenę, potem zaś musieliśmy się jej trzymać. Cena ta w funtach jest niewielka i wydawca nawet się zdziwił, że będziemy to sprzedawać tak tanio. No, ale polskie realia są inne. Jak zwykle podkreślam, że nie ma żadnego przymusu kupowania, nie pobieramy od nikogo żadnych opłat reprograficznych, po prostu prowadzimy swój mały biznes, na tyle sprawnie, na ile pozwalają okoliczności. Dodam też, że zakupiliśmy właśnie prawa do innej jeszcze publikacji, którą napisał węgierski emigrant mieszkający w Szkocji – Gabriel Ronay, nosi ona tytuł „Anglik tatarskiego chana”. Gaga, czyli mój syn, zabierze się za tłumaczenie po maturze.

 

A teraz już zapowiedziana pogadanka o Maroku i fragment tekstu Roya Moxhama.

https://www.youtube.com/watch?v=TmPB_np2rtY&t=1s

 

Na rogu Charing Cross Road i Great Newport Street, w samym centrum Londynu znajduje się sklep z używanymi książkami – Quinto. Tamtejszy chaotycznie całkowicie dobrany księgozbiór, zwykle w opłakanym stanie, rzadko skrywa coś wartego uwagi. Książki są tanie i zazwyczaj można się targować.
Do Indii pierwszy raz trafiłem w 1992 i wracałem tam każdego roku. Moje rosnące zainteresowanie tamtejszą kulturą i historią zaowocowało zakupem kilku książek. Niektóre były nowe; niektóre używane. Od drogich antykwariatów trzymałem się z daleka. Czasami jednak udawało mi się znaleźć coś rzadkiego, a Quinto był idealnym miejscem na poszukiwania.
To właśnie tam, późnym 1995, zapłaciłem 25 funtów za Rambles and Recollections of an Indian Official autorstwa Generała Majora Sir W. H. Sleemana KCB [Rycerz Komandor Orderu Łaźni – przyp. tłum.]. Jej dwa oliwkowozielone tomy, jak na książkę wydaną w 1893 i pełną pieczątek z biblioteki publicznej w Cheltenham, były w bardzo dobrym stanie. Była to wtedy dla mnie duża kwota – nigdy wcześniej nie wydałem tyle na książkę z drugiej ręki – podobał mi się jednak tytuł. Całe szczęście nigdy nie miałem ani pieniędzy, ani pokusy, aby kupować pierwsze wydania. Od zawsze uważałem za nonsens wycenianie pierwszego wydania wyżej od późniejszych, pozbawionych błędów i z wzbogaconym tekstem.
Książka Sleemana była fascynującym sprawozdaniem z podróży po Indii w ostatnich dekadach rządów Kompanii Wschodnioindyjskiej. Opowiadała o wędrówce autora przez środek subkontynentu, kiedy to przewodził wyprawie inspekcyjnej na czele wielkiej karawany ciągniętej przez konie i słonie. Pełna była opisów radżów wraz z żonami, klęsk głodu, bitew, ceremonii religijnych i palenia wdów, bandytów, trucicieli i czarnoksięstwa. Był również rozdział o „Opłatach celnych w Indiach i sposobie ich egzekwowania”, który rozwodził się nad „zuchwalstwem i pazernością celników tam pracujących”, przyjmowali oni bowiem łapówki. Spostrzeżenia te zostały spisane kiedy karawana przechodziła przez posterunek celny w Horal, między Delhi i Agrą. Wyglądało na to, że na towary przywożone do „Brytyjskich” Indii z księstw położonych na zachodzie były obłożone cłem. Nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, że opłaty takie mogły być nakładane setki mil od wybrzeża, w samym sercu Indii.
Był to dość interesujący rozdział, jednak moje zainteresowanie wzbudziła niewielka notatka. Dołączona została do oryginalnego wydania przez redaktora z Indyjskiego Korpusu Cywilnego, który cytował innego indyjskiego urzędnika, wuja Lyttona Stracheya, Sir Johna Stracheya.

Aby upewnić się, że cła solne faktycznie są zbierane […] stopniowo wyrósł tam monstrualny system, nie mający odpowiednika w żadnym cywilizowanym państwie. Ustanowiono granicę celną, rozciągającą się przez całe Indie, która w 1869 sięgała od Indusu do Mahanadi w Madrasie, na dystansie 2300 mil, chronioną przez blisko 12000 ludzi. […] Rozciągałaby się od Londynu do Konstantynopola. […] Składała się głównie z olbrzymiego, nieprzebytego żywopłotu z kolczastych drzew i krzewów.

  4 komentarze do “Książka o Wielkim Żywopłocie Indyjskim i pogadanka o Maroku”

  1. Jeśli chodzi o Sacharę, to istnieje teoria, że z powodu zmian aktywności słońca, w ciągu najbliższych 10 lat nastąpi gwałtowne oziębienie podobne do tego w siedemnastym wieku, kiedy to Bałtyk zamarzł. Produkcja zboża w Europie Północnej, Ameryce Północnej i w Chinach gwałtownie spadnie. Natomiast Afryka Północna się zazieleni. Stąd zainteresowanie Chińczyków pustyniami w Afryce. Bo podobno Chińczycy przewidują to oziębienie i szukają nowych obszarów pod uprawy. Zainteresowanie USA i Izraela Marokiem, o którym jest mowa w pogadance,  mogłoby potwierdzać możliwość prawdziwości tej teorii.

    Więcej na temat teorii oziębienia można znaleść na kanale youtubowym adapt2030 lub wyszukując „Grand Solar Minimum”

  2. Jasne – Sachara.

    Problemem Chinczykow jest brak wlasnych surowcow i brak wyjscia na swiat. Wystarczy zablokowac jedna ciesnine, zeby zalatwic Chinczykow. Na razie Chinczycy usadowili sie w Etiopii i buduja os Etiopia – (Iran) – Pireus – Serbia – Wegry, zeby miec dojscie do Europy od strony ladowego jedwabnego szlaku i z poludnia z Etiopii i Grecji. W Serbii Chinczycy buduja autostrady i szybka kolej. Izrael natomiast od dawna tworzy swoja strefe wplywow od Mauretanii do Afganistanu. Malo uwaznie slucha Pani Bartosiaka, Pitonia, czy innych znanych sinologow. Na pewno nie chodzi o klimat.

    W Afryce podboje i zmiany polityczne odbywaja sie w kierunku wschod – zachod, to znaczy w obrebie tych samych stref geograficznych, dlatego Anglicy utworzyli ciag panstw kolonialnych z polnocy na poludnie, zeby w ten sposob kontrolowac caly kontynent. Ruch z polnocy na poludnie jest niemozliwy, bo na przyklad w strefie rownikowej mucha tse-tse wybija calkowicie stada bydla, a ludzi dziesiatkuje.

  3. Wstrząsające jest to co pan mówi o Maroku. Generalnie nie wiem czy ma pan rację, bo kroić będą raczej całą Europę a nie tylko Hiszpanię. I to z powodu raczej biznesowego, nie koncesyjnego. Po prostu Europę trzeba rozkroic, bo jest słaba.

  4. Konfesyjnego

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.