mar 212021
 

Spędziłem wczoraj bardzo pracowity dzień, nad redakcją książki „Wielki indyjski żywopłot”. Jest znacznie dłuższa niż poprzednie tłumaczenie i zawiera sporo specjalistycznych wyrażeń, trudnych do zainstalowania w języku polskim. W pewnym momencie doszliśmy do fragmentu, opisującego karawanę złożoną z 1800 wielbłądów, które przewoziły bloki soli, wielkie jak nagrobki. Po dwa na każdego wielbłąda, zawieszone w specjalnych sakwach po bokach zwierzęcia. Pomyślałem sobie, że ludzie organizujący i prowadzący taki transport musieli mieć niezwykłą i nieprzekazywalną wiedzę, a także zmysł organizacyjny i szereg nie dających się dziś w ogóle wyobrazić umiejętności, które czyniły z nich potentatów w branży transportowej. Kiedy zaś w ich kraju pojawili się Europejczycy, wszystko to przepadło, straciło znaczenie i zostało zdegradowane. Narzędziem zaś, które posłużyło do degradacji, była kultura. Na kulturę bowiem powołuje się zawsze każdy zorganizowany złodziej, który zamierza zdewastować jakiś wielki obszar. Na kulturę powoływali się brytyjscy sierżanci w Indiach, którzy niszczyli lokalne społeczności, na kulturę powoływał się Robert Clive, który ku uldze wszystkich podciął sobie wreszcie gardło scyzorykiem. W kulturze po pas zanurzeni byli wszyscy agenci kompanii, zajmujący się zorganizowaną jumą.

Pomyślałem też, czytając o tych karawanach, że dziś, na wydziałach transportu, o logistyce uczą studentów ludzie, którzy pewnie mieli by kłopot z zapanowaniem nad przedszkolną grupą pszczółek, a co dopiero mówić o tysiącu wielbłądów.

Jak to już ustaliliśmy, poezja jest uzupełnieniem cenzury, kultura zaś i ludzie, którzy się na nią powołują, są zwiastunami wielkiej jumy. Przy czym z definicji kultury wyłącza się z miejsca wszystkie istotne i potrzebne umiejętności, które podnoszą znaczenie człowieka, a także czynią go samodzielnym i wolnym. Nadaje się za to, w tej kulturze, wagę pojęciom, relacjom i definicjom, które są degradujące, albo wręcz nie istnieją, są czymś w rodzaju hologramu, służącego do mamienia nierozgarniętych.

Kultura, w rozumieniu takim, do jakiego przywykliśmy od młodości i dzieciństwa, jest w istocie antykulturą, bo tworzy się ją po to, by odwrócić uwagę od spraw istotnych. To łatwe do wyjaśnienia w praktyce i niepotrzebny jest do tego Karoń ze swoimi definicjami. Komuna, żeby zablokować myślenie, bo tak to chyba trzeba nazwać, o Kresach i w ogóle wschodzie w kategoriach zbliżonych do realizmu, wygumkowała niektóre postaci, a a ich miejsce wstawiła inne. Nikt nie wiedział kim byli ludzie tacy jak Hipolit Milewski, ale każdy kulturalny człowiek wiedział kto to jest Tadeusz Konwicki. Obaj byli związani z tym samym miastem, ale Milewski zbudował tam teatr i inwestował, a także brał udział w życiu publicznym i miał dużo do powiedzenia. Konwicki zaś pieprzył trzy po trzy, co o symbolach i przez to zaliczono go do proroków nowej kultury. Dziś, średnio rozgarnięty bloger pisze przez miesiąc więcej niż Tadeusz Konwicki napisał przez całe życie. No, ale czerwoni dalej rozpaczają nad upadkiem kultury, hejtem w sieci i grozą, która nadchodzi. To jest dość znamienne. Chcę jeszcze raz podkreślić różnicę istotną – człowiek, który potrafi zorganizować i poprowadzić karawanę złożoną z 1800 wielbłądów przez olbrzymi kraj, uważany jest za dzikusa. Inny człowiek zaś, który popada w zamyślenie przed jakimś bohomazem, albo pisze brednie na temat, którego nie poznał wcale, bo Wilno oglądał od strony podwórek i w ogóle pisać nie umie, uznawany jest za egzemplarz cywilizowany i kulturalny. O czym to świadczy? Różnice te wskazują nam jakie są istotne cele podboju. A jakie są? Następujące; obniżenie kosztów niewolniczej pracy i nadzoru, poprzez wywołanie fałszywych aspiracji i pozbawienie ludzi zdolnych możliwości realizacji w tych dziedzinach, do których przeznaczył ich Pan Bóg. Czyni się to zawsze poprzez podstawienie na miejsce ich ambicji i pragnień, jakiegoś demona. Może to być wódka dostępna od bladego świtu, albo kultura, która wymaga wtajemniczeń innych niż nabywanie praktycznych umiejętności.

Szalenie łatwo to wykazać. Dziś każdy, jeśli nie liczyć mnie, potrafi upiec sobie w domu chleb. I chleb ten jest lepszy niż wszystkie chleby dostępne w marketach. Bo jak się ludzie za coś zabiorą i mają do tego, jak mawiał mój tata, dryg, to wyjdzie ładnie, smacznie i jeszcze się można będzie pochwalić. W latach osiemdziesiątych były co prawda trudności w zaopatrzeniu, ale mąkę i jajka dawało się kupić, można było nastawić zakwas i tak samo upiec chleb. Nikt tego nie robił, a przynajmniej ja nikogo takiego nie znałem. Na mojej ulicy była piekarnia, przed którą kolejki ustawiały się od 18, w piątek po południu, a sprzedaż pieczywa zaczynała się od 20. Ludzie wstawali o 3 rano, by jechać pociągiem do innej piekarni, w odległym mieście i tam kupować chleb. I czyniły to gospodynie, które piekły ciasta, gotowały smacznie i potrafiły ogarnąć sprawy gospodarstwa. Dziś to są rzeczy niepojęte. Może się jednak okazać, że system ten wróci, albowiem ktoś przekona ludzi, że umiejętność pieczenia chleba w domu jest poza sferą kultury i aspiracji.

PRL, czego nikt nie powie wprost, był bardzo podobny do Indii okupowanych przez Brytyjczyków. Zdewastowano całą lokalną kulturę, nazwano ją do tego przestarzałym barbarzyństwem, a wszystko po to, by wychować ludzi, którzy ze strachu, z wbitego do głów poczucia wstydu i winy, będą się sami pilnować, a do tego jeszcze pracować za najniższe stawki. Jako poziom aspiracji zaś wyznaczono im hermetyczne jakieś histerie produkowane przez zarządców systemu, albo masowe niby patriotyczne uniesienia. I nazwano to kulturą.

Dziś jest podobnie, i to mam nadzieję, ujawniło się we wczorajszym tekście. Tylko ludzie wyznaczeni do tego i posiadający gwarancję mogą „robić kulturę” i wyznaczać poziom aspiracji. I nie ważne czy będzie to Monika Jaruzelska czy Marian Kowalski, bo to są osoby z tego samego koszyka. Nigdy nie zapomnę wywiadu Moniki Jaruzelskiej z Kamilem Sipowiczem, starym durniem, który wystawiał jakieś kolaże, czyli powycinane z gazety zdjęcia, przyklejone na białe płachty papieru. To był jeden z najbardziej wyrazistych przykładów w jaki sposób „kultura” zastępuje kulturę.

To o czym dziś piszę, jest być może najważniejszym powodem, by nie dawać żadnego mandatu lewicy. Niewola i podbój bowiem dokonują się w wymiarze indywidualnym, przede wszystkim, a celem podboju jest uzależnienie każdego pojedynczego człowieka od systemu. Zagrożeniem zaś dla władzy dokonującej podboju jest wszystko, co potrafimy zrobić sami – od prowadzenia wielkiej karawany zaczynając, na pieczeniu chleba kończąc. Dlatego właśnie sfera kultury pełna jest zjawisk i osób, których nikt nie chce naśladować, żeby się nie porzygać. To jest ten obszar, gdzie robi się rzeczy, których normalny człowiek nie wykona. I one są promowane, wskazywane jako właściwe i godne podziwu. Nie ma już w zasadzie, w obszarze kultury widowisk innych niż totalnie żenujące. I to jest uważam niebezpieczne, bo oni już nie wiedzą co robić. A muszą zrobić dwie rzeczy – wskazać dzikusa i barbarzyńcę, a także zdefiniować kulturę na nowo. Ten pierwszy manewr odbywa się w sposób prosty – dzikus to ten, co nie pozwala zabijać nienarodzonych. I nic więcej do tej definicji nie jest potrzebne. Gorzej z definicją kultury, bo tej nie da się – na poziomie organizacji – tworzyć bez dużych budżetów, wywołujących pokusy. Nawet jeśli usuną konsumentów kultury, będą musieli coś ustalić między sobą. Kto jest kim i za co bierze pieniądze. Jak to może wyglądać? Mniej więcej tak, jak spory między felietonistami tygodnika Wprost w latach dziewięćdziesiątych. Obdarzeni przywilejami w zakresie emisji treści, byli współpracownicy SB, udawali wolnościowych myślicieli. I jakoś to się tak telepało, aż do momentu wynalezienia blogów. Potem zdechło i dziś już nie ma znaczenia. W najbliższych latach, wszyscy, wliczając w to PiS, będą chcieli powrócić do tych czasów. Nasza karawana musi być już wtedy bardzo daleko od nich.

Miałem skończyć ten tekst teraz, ale jeszcze coś mi przyszło do głowy. Istotną częścią tego montażu jest naśladownictwo. To dość oczywiste, ale nigdy dosyć przypominania o tym. Kiedy ktoś wykończy jakąś wrogą sobie grupę, natychmiast na jej miejscu stawia atrapę. Mamy atrapy ziemian, atrapy pisarzy, aktorów, atrapy żołnierzy wyklętych. To jest część polityki podboju, nie łudźcie się, że jest inaczej. Dlatego tak ważne jest, by niczego nie naśladować i robić wszystko po swojemu. Każdy bowiem kto przystaje do jakiejś odtwórczej grupy, musi mieć świadomość, jaka za tym się kryje intencja. Nie można więc powtarzać po kimś, nie można naśladować postaw w oczekiwaniu uznania, bo to zostanie odebrane jako chęć przystąpienia do systemu. I ani się człowiek obejrzy, jak będzie musiał paradować w jakichś pochodach i czytać coś z kartki patrząc przy tym, na niczego nie rozumiejących i obcych mu ludzi.

  28 komentarzy do “Kultura, czyli kto zbuduje nowy PRL”

  1. Sierżant brytyjski jest be, ale Człowiek który chciał być królem jest OK. Czy to też kultura ?

  2. Wspaniały tekst

  3. wiesz była taka anegdota;

    – znów bym chciała pojechać do Hiszpanii

    – czy już raz byłaś

    – no nie ja tylko  już raz chciałam tam pojechać.

    powyższe pasuje do głębi zawartej w twoim komentarzu

  4. wiesz była taka anegdota;

    – znów bym chciała pojechać do Hiszpanii

    – czy już raz byłaś

    – no nie ja tylko  już raz chciałam tam pojechać.

    powyższe pasuje do głębi zawartej w twoim komentarzu

  5. Uwielbiam takie teksty, bo czytając je mam odczucie, że przybliżam się do prawdy. Wydaje mi się, że przybliżanie się do prawdy jest podstawowym dyszlem każdej kultury, prawdziwej i fałszywej.

  6. Aspirujący do bycia władzą, muszą mieć elektorat , no i przez zamęt kulturowy tworzą swoje grupy wyborcze, niczego nie mogą obiecać swoim grupom wyborczym, bo niczego dać nie mają zamiaru, więc bredzą o odżywianiu kiełkami, o emisji CO2, o klimacie, o niejedzeniu mięsa, bredzą /młodym durniom do wierzenia podają/ cwaniaczą propagandę, która nigdy nie zaistnieje jako podstawa ewentualnego rozliczenia obietnic wyborczych. No bo bełkotu się nie rozlicza. Kto dzis zapyta Gretę T. czy -2 stopnie C w pierwszy dzień wiosny wraz ze śnieżycą  to oznaka ocieplenia klimatu. Nikt. Zaistniała ta dziewczyna, wystąpienia jej wpłynęły na decyzje, zostały jakieś decyzje podjęte i dalej  robiona jest woda z mózgu , przyjdą nowe  Grety

  7. Mój komentarz nie miał być głęboki. Widziałaś ten film ? Jest akuratnie zabawny.

  8. angielska proza, jako afirmacja imperium w którym słońce nie zachodzi….

    dla nas istotne to stuletnia rocznicy Traktatu Ryskiego,  odcięcie nas z czasem od terenu połowy I RP , do niewolniczego potraktowania nas w czasie PRL tak jak to powyżej napisał Coryllus itd

    nie widzę w tym nic zabawnego ..

    a angielska proza jest dla mnie manipulacją  …

  9. Zapewne jest manipulacją brytyjska proza. Ale kto traci poczucie humoru traci połowę sił i kończy się depresją.

  10. Wyjaśniam moją dzisiejszą i wczorajszą ilustracje na podstawie dwóch programów włoskiej telewizji szkolnej, które obejrzałem dziś po północy między 00:25 i 01:25 (The Great Myths: The Iliad Ep. 2 Time for sacrifice i Vita da Ricercatore, Andrea Mola, ingegnere matematico).

    Zacznę od wielkich karawan, jakimi są dziś olbrzymie statki wycieczkowe, takie jak Harmonia Mórz, która zabiera na pokład 8700 osób. Wielkie karawany i wielkie statki wymagały najpierw zdobycia doświadczenia w niewielkiej skali, a następnie wielu prób i błędów. W inżynierii kolejne etapy to instalacje doświadczalne, ćwierć techniki, półtechniki i wreszcie wielka skala. Dziś projektowanie inżynieryjne opiera się modelach matematycznych i komputerach. Włoski Triest to nie tylko port i stocznie, ale wielkie zagłębie naukowe oparte na matematyce stosowanej.

    A co Iliady, to dwóch królów nie chciało szukać sławy w Troi. Przebiegły Odys udawał obłąkanego, bo znał przepowiednię, że będzie się tułał 20 lat po morzu i wróci jako biedak. Achilles nie znał przepowiedni o swej śmierci, ale nienawidził Agamemnona i chciał wieść spokojne życie. Gdy matka opowiedziała mu o przepowiedni, która wskazywała na spokojne życie w zapomnieniu po śmierci lub bohaterską śmierć w Troi, to wybrał wieczną sławę. Moja ilustracja pokazuje spokojne życie wiejskie urozmaicone reklamami na stodole, kuszącymi dziewczynami i dwugłową owcą, a następnie herosa, który na grzbiecie dźwiga cokół kamiennej kolumny. Potem widzimy zapomniany cmentarz z kamiennymi nagrobkami, piekło oraz Wergiliusza z Dantem. Każdy może sam wyciągać wnioski co do sławy.

  11. ” W latach osiemdziesiątych były co prawda trudności w zaopatrzeniu, ……”

    ale funkcjonowały prywatne piekarnie, przed którymi już w nocy ustawiały się kolejki „chlebo i bułko żerców” a nawet „spekulantów” bułkowych, jak słynny niepełnosprawny „bułeczkarz” z Przemyśla.

    Kazimierz Szumański, najsławniejszy „spekulant” PRL mieszkający w Przemyślu.

    Był pracownikiem stadniny koni w Stubnej i codziennie dojeżdżał do pracy autobusem.

    Pracownicy stadniny w Stubnej narzekali na trudności w nabywaniu pieczywa a o smacznym pieczywie z prywatnych piekarni mogli tylko pomarzyć.

    Ponieważ on sam zaopatrywał się w pieczywo z prywatnej piekarni Leona Ochenduszki przy ulicy Grunwaldzkiej w Przemyślu, wpadł na pomysł handlu bułkami i rogalami z tej piekarni i wozić je do Stubna.

    Wstawał o godzinie 3-ciej w nocy, szedł do piekarni, gdzie pakowali mu umówioną ilość pieczywa i udawał się na przystanek autobusu PKS jadącego do Stubna.

    Handel się opłacał, bo kupował bułki po 5 złotych a sprzedawał po 10 złotych.

    Wpadł po tym jak żona jednego z milicjantów wkurzyła się, gdy zabrakło bułek dla niej a widziała jak „spekulant” wynosi torby wypełnione bułkami.

    Doniosła na „spekulanta”(podając jego imię i nazwisko) swojemu mężowi a ten nadał sprawie urzędowy bieg i pewnego dnia „spekulant” czekający na przystanku na PKS, doczekał się milicyjnej „suki”, która jego z bułkami zawiozła na milicyjny „dołek”.

    Potem nastąpiły przesłuchania i akt oskarżenia do sądu i „przykładny” wyrok.

    Nie pomogło zaświadczenie od dyrekcji stadniny koni w Stubnej, że oskarżony zaopatruje w pieczywo drobne jej pracowników, w uzgodnieniu z dyrekcją.

    Sąd skazał „spekulanta” na dwa lata więzienia z zawieszeniem na 3 lata, grzywnę w wysokości 350 tys. złotych, przepadek 200 dolarów i 500 tys. złotych z depozytu w PKO.

    Do tego sąd orzekł przepadek dwóch toreb jako narzędzi przestępstwa.

  12. Co się stało z aresztowanymi bułkami? Milicja zjadła?

  13. zapewne zjadła żona milicjanta, ta co dla niej tych bułek zabrakło, usatysfakcjonowana piekielnica – ależ te żony mundurowych to jakaś selekcja negatywna – mieć taką matkę czy teściową to już koszmar

  14. Nie, to przemysł, z przymiotnikiem filmowy. Nie zna się pan zupełnie

  15. taka milicjantowa musiała się brzydko zastarzeć, wyobrażam sobie sieć wrednych mimicznych zmarszczek na twarzy sekutnicy, kobiety  zawziętej, toksycznej… no bo jak inaczej, żeby za kilka bułek /nie kradzionych/ wpakować człowieka do więzienia …  bo dla niej zabrakło

  16. To pewnie jedna z tych, co teraz biega z piorunkami po ulicach…

  17. Miałem w szkole średniej kolegę, który był synem milicjanta. Po lekcjach pracował w domu na wtryskarce i robił długopisy. Z pewnością nie wyróżniał się statusem materialnym od innych, na przykład od innego kolegi, który był synem konsula i w prezencie dla profesora przyniósł pióro Watermana, które niestety nie dotarło do celu, bo inny kolega uścisnął mu dłoń i tak potrząsnął, że pióro połamało się na szkolnej podłodze.

    A co do spekulacji. To straszne baby paryskie zostały wykorzystane do zrobienia rewolucji, bo piekarze spekulowali na chlebie. Przed wojną, nie liczę okresu spekulacji za wczesnego Piłsudskiego, chleba było w bród, a mój brat szedł do sklepu, kupował chleb na kreskę, dostawał w nagrodę cukierki, a chleb wyrzucał.  W latach 50-tych kajzerki i murarki w PRL były odpowiednio po 40 i 50 groszy. Nie brakło ich. Potem było różnie, a w latach 70/80 kupowałem dobry chleb spod lady w prywatnej piekarni, bo mi zostawiali. Także obecnie Ciabattę od Lubaszki czasem mi zostawiają, bp Lubaszka dostarcza „na styk”. Nie wiem dlaczego w wiki piszą o ministrze za reform Balcerowicza: „Autor nieudanych reform cenowych, które według jego słów miały zagwarantować chrupiące bułeczki”. Gorące, chrupiące bułeczki możemy kupić nawet w Lidlu, a po bagietki nie musimy jechać do Paryża.

  18. To nie miało być biskup (bp) Lubaszka, ale bo Lubaszka.

  19. Wkradło mi się przejęzyczenie, ten minister od bułeczek nie był za Balcerowicza. On był jego prekursorem.

  20. Tu nie chodzi o statut materialny, a o charakter. Pisałyśmy o donosicielce.

  21. To był minister Krasiński, który potem uciekł do USA. Z pieczywem był kłopot, szczególnie na prowincji. W naszym mieście były dwie piekarnie, na 20 tysięcy ludzi. W piątek po południu robił się kłopot.

  22. ” Kobiety stare należy przedstawiać jako zapalczywe i nerwowe, we wściekłych ruchach, na podobieństwo piekielnych furii, a ruchy muszą się zdawać bardziej nerwowe w rękach i głowach niż w nogach” ( z Traktatu o malarstwie Leonarda da Vinci)

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.