paź 082021
 

Był kiedyś taki żart: co to jest – sto zębów i dwa jaja? Krokodyl. A co to jest: sto jaj i dwa zęby? Zebranie zbowidowców. No więc wczoraj poczułem się jak na zebraniu zbowidowców. Ci, którzy nie wiedzą co to zbowidowiec niech sobie wyguglają. Tłumaczył nie będę.

Wydawało mi się, że poruszyłem jeden z istotniejszych tematów jakie w ogóle istnieją, tymczasem okazało się, że nikt tego nie zauważył, a wielu kolegów zachowało się jak ten dziadek, co przypadkowo zabłąkał się na spotkanie autorskie i po wysłuchaniu prelekcji, chciał coś powiedzieć. Wstał i rzekł, że z tą żarówką w windzie, co się zepsuła miesiąc temu, ktoś powinien wreszcie zrobić porządek.

Widzę, że niepotrzebnie odzwyczaiłem wszystkich od swojej stanowczości, która jednakowoż, mimo wszystkich pozorów, istnieje i ma się dobrze. Proszę Państwa, zabieram się za to raz jeszcze, pokazuję i objaśniam, o co mi chodzi. Budujemy nasz model z dużych bardzo klocków, tak żeby każdy zrozumiał. Wizualizacje są najważniejszą częścią komunikacji. Wszyscy to wiedzą, albowiem nie ma tygodnia, by ktoś tu nie napisał, że jeden obraz wart jest tysiąca słów. Po czym, kiedy już ta konstatacja padnie, wielu komentujących zabiera się za obronę biernej postawy Kościoła wobec zawłaszczenia wizerunków przez organizacje Kościołowi wrogie. Bo księża nie rozumieją, bo nie mają czasu, bo są zarobieni, bo to, bo tamto. Skoro nie mają czasu i są zarobieni, niech zrzucą sutanny, pożenią się, mają dzieci i zobaczą ile czasu będą wtedy mieli i jakie wyzwania przed nimi staną. Ja wiem, że koledzy w sutannach i habitach oburzają się po cichu, kiedy piszę tu takie rzeczy, ale mam to w nosie. Albo to do nich dotrze, albo czeka ich atrofia, deprawacja i degradacja. Czego oznaki widzimy wyraźnie już dzisiaj. Kwestia wizerunków jest najważniejsza, albowiem od tego zaczęło się wypychanie Kościoła i promowanych przezeń treści z przestrzeni publicznej. To zaś oznacza – z serc i umysłów ludzi. Dziś w sercach i umysłach ludzi nie ma już wizerunków świętych, ani scen biblijnych. Jest tam batalistyka z amerykańskich i ruskich filmów, jest tam pornografia, jest tam sport i wszelka taniocha, którą świat współczesny człowiekowi proponuje. Co się stało, albo lepiej co się dzieje z wizerunkami przynależącymi do Kościoła i jego tradycji. Zamieniły się w kamieniołom pełen ciekawych, dawno już nieżyjących okazów egzotycznej fauny, który jest eksploatowany przez świeckich poszukiwaczy ciekawostek. Efekty tych eksploracji możemy oglądać wszędzie. Nie ma takiego oszusta mieniącego się artystą, który by nie wykorzystał częstochowskiej madonny do jakichś swoich szyderstw, które potem są masowo kolportowane. Na ostatniej okładce Newsweeka widoczne jest jakieś dziecko wystylizowane na Maryję, z okrwawioną twarzą. Pod spodem zaś są słowa Smarzowskiego, że istnieją obawy iż w Polsce powstanie kościelne państwo faszystowskie. To się nie mieści w głowie. I na to przychodzi valser i mówi, że on nie chce, żeby ktoś tworzący rzeźby podobne do tych, co je robił Stach Szukalski znalazły się przestrzeni sakralnej. One się tam nigdy nie znajdą, bo Stachu nie żyje, od 1987, a naśladowców nie zostawił!!! Z całą pewnością jednak, już niebawem, znajdzie się tam wydrukowana na najtańszym papierze „Matka Boża od uchodźców”!!!

Użyłem Szukalskiego, jako pewnego przykładu na to, że człowiek intuicyjnie wyczuwający skąd wieją pomyślne wiatry zostanie zniszczony, a ludzie nawet coś tam z tej całej sztuki rozumiejący, będą klaskać, albowiem mieli wiele zastrzeżeń do jego twórczości. Najważniejsze zaś były te, że on jednak wzbudzał jakieś emocje i zmuszał ich do zajęcia jakiegoś stanowiska. Czego w żaden sposób, nigdy nie będzie mógł uczynić żaden akwarelista tworzący na kazimierskim rynku. Nie będzie mógł tego uczynić także Sasnal, ani nikt z tej gromady bałwanów. Dlaczego? Otóż dlatego, że Szukalski był samowystarczalny i jego dzieła obywały się bez komentarza. Nie potrzebowały pośredników, by robić wrażenie na odbiorcach. Nieważne czy pozytywne czy negatywne. Na rynku sztuki zaś liczą się przede wszystkim pośrednicy. To oni decydują kto jest wielki i kto się liczy, a kto nie. Na rynku sztuki liczy się pokątnie i bez udziału mediów kolportowana informacja, a także małe, środowiskowe grupy. Stachu także to wyczuł intuicyjnie, ale był obsesjonatem i tego nie rozumiał. Wiedział, że ma coś robić, ale nie wiedział dlaczego. Kto jeszcze liczy się na rynku sztuki? Drugą po pośrednikach, najważniejszą grupą, są złodzieje. Oni bowiem gwarantują stałe zainteresowanie publiczności dla lansowanego tam gówna. Ono bowiem nie broni się samo, nie wzbudza żadnych emocji, a nie można go już lansować poprzez pośredników, albowiem ci dawno stali się niewiarygodni. Nie można ich jednak zwolnić, bo są to ludzie nieprzypadkowi, ale wyselekcjonowani i powiązani w różne nieformalne grupy. To oni zarządzają tak zwaną spuścizną i decydują co może być do niej zaliczone, a co nie. To oni także zgłaszają pretensje do decydowania, co może, a co nie może pojawić się w przestrzeni sakralnej. Księża tego nie czynią, albowiem albo są za głupi i wstawiają do świątyni papieża zrobionego na wtryskarce, albo są za leniwi i aspirujący do tego i szukają kogoś kto dokonałby wyboru za nich. I tacy ludzie się znajdują. Kościół nie szuka artystów, szuka łatwych rozwiązań albo pośredników. Czekam, kiedy zacznie się poszukiwanie złodziei. Nie ma łatwych rozwiązań, a pośrednicy mają złe zamiary, trzeba o tym pamiętać. O złodziejach każdy sam wie co ma myśleć. Wizualizacja jest najważniejsza.

Czym są muzea? Są to instytucje sankcjonujące grabież. Ich sens widać tylko do tego momentu, kiedy istnieje państwo, które na nie łoży. Nikt niestety nie omawia i nie analizuje funkcji muzeów w szerszych interwałach czasowych. Każdy się skupia na problemach takich jak rewindykacja czy co tam jest pokazywane. Mogę śmiało powiedzieć, że 90 procent pracowników muzeów, historyków i historyków sztuki, to ludzie jawnie wrodzy Kościołowi i idei państwa polskiego opartego o doktrynę religijną. Tych ludzi jest masa i to oni mają klucze do wszystkich sejfów z symbolami. Kościół może co najwyżej poszpanować Czarną Madonną, ale w odpowiedzi tamci dorysują jej tęczę i będzie dyskusja na 14 fajerek, w której księża i ich obrońcy staną się najbardziej oczywistymi ofiarami prowokacji, czyli chłopcami do bicia. To pracownicy tak zwanej kultury rządzą wizualizacją czyli wyobraźnią i aspiracjami ludzi mających pretensje do ilorazu. I każde gówno, które wskażą palcem, będzie przez tych pretensjonalnych wielbicieli sztuki uznane za arcydzieło. Nie przypadkiem włócznia św. Maurycego wisi w kącie za gaśnicą. To jest element planu, albowiem przejęcie symboliki państwa, unieważnienie jej dokonuje się na naszych oczach poprzez przejęcie grup zarządzających spuścizną materialną narodu. Proces ten dokonuje się w imię tak zwanych wartości europejskich. Nie mamy na to najmniejszego wpływu, albowiem proces ten ma właściwości pozornie uszlachetniające jego uczestników. Proces zaś odwrotny opisywany jest jako otchłań i powrót do czasów jaskiniowych. Nie ma znaczenia czy w kościele na Woli wiszą obrazy Agnieszki Słodkowskiej, bo jak widzieliśmy, jedynym co z ich tam obecności zrozumieli księża, było przyzwolenie na kradzież. Oni intuicyjnie wyczuli, że to jest właściwa droga, ale zapomnieli, że jest coś takiego jak prawo autorskie i „sobie wzięli”. Nie mają znaczenia żadne pojedyncze wydarzenia artystyczne, albowiem po tamtej stronie mamy do czynienia z systemem, który ma długą tradycję. Finałem jego istnienia będzie degradacja wszystkiego, co jest w naszych muzeach i wywiezienie tego gdzieś w inne jakieś miejsce. W imię wartości europejskich właśnie. Dla szyderstwa pozostawią nam Sasnala i Kozyrę, żebyśmy nie zatracili wrażliwości na piękno. Albo więc stworzymy nową doktrynę i nowe zasady zagospodarowywania przestrzeni publicznej i sakralnej, a możemy to zrobić, choćby przez postulaty zgłaszane do proboszcza, albo pośrednicy z rynku sztuki zaczną cisnąć księżom swoich ulubieńców, którzy w miejsce krucyfiksu powieszą Batmana, a potem zrobią na tym tle zdjęcie prymasowi. Sztuka przecież nie umarła, wciąż żyje, ludzie tworzą i nie liczycie chyba na to, że tak łakomy kąsek jak przestrzeń sakralna zostanie pozostawiony w spokoju, bo jeden czy drugi ksiądz chce tam umieścić Madonnę z bursztynu, albo obrazy Agnieszki. To się nie uda, bo lansowani przez pośredników artyści muszą mieć gdzie powiesić swoje gnioty, nie każdy zmieści się w muzeum, szczególnie jeśli nie ma odpowiednich koneksji.

Jasne jest, że żaden pośrednik z rynku nie doceni obrazów Agnieszki Słodkowskiej, albowiem one są namalowane dla wiernych. Rynek zaś wizualizacji, a wliczam w to także filmy i wszelkie inne produkcje wchłaniane przez oczy, już dawno unieważnił publiczność. To jest najistotniejsze – nie liczymy się jako głos w dyskusji. A do tego sprawy ułożone są tak, że kiedy próbujemy ten głos zabrać, wpadamy natychmiast w jakąś kompromitującą pułapkę. To nie znaczy, że nie da się tego zmienić. Da się, ale do tego potrzebna jest współpraca duchownych. Jeśli oni rozumieją z tego tyle, że jak coś wisi w kościele, to mogą wykorzystać ten wizerunek bez pytania, to nie mamy o czym gadać. Jeśli oni rozumieją z tego tyle, że słowo jest najważniejszej, bo na początku było słowo, a w związku z tym zapraszają na rekolekcje Partyka Vegę, który coś pieprzy trzy po trzy i się wysławia, to w ogóle nie mamy o czy rozmawiać. Możecie się na mnie wszyscy obrazić. Możecie się do tych spraw odwrócić plecami i udawać, że nie istnieją. Możecie się łapać za głowę i wołać, że nie można dopuścić, by coś podobnego do Szukalskiego znalazło się w kościele. Idziecie złą drogą. Nie macie poza tym wpływu na to co dzieje się w muzeach, a na to co się dzieje w kościołach wpływ tracicie. Valser też tego wpływu nie ma, nie może więc wokół swoich, chwilowych oburzeń budować trwałej narracji. Trzymajmy się tych spraw, na które mamy wpływ – ktoś tu ostatnio taki cytat z Bocheńskiego wrzucił. No więc trzymajmy się.

Na koniec taka anegdota: moje dziecko wróciło do domu ostatnio z bardzo smutną miną. Rozpoczęły się przygotowania do bierzmowania. Okazało się, że będą trwały dwa lata, a do tego ksiądz zabronił dzieciom przyjmować nowe imiona. Przez to, że wielu zgrywusów wybiera sobie takie imiona jak, na przykład Kwadrat, albowiem był święty Quadratus. To są szczyty. Duchowni nie są w stanie obronić jednej z najpiękniejszych tradycji. Wolą zrezygnować z nadawania nowych imion przy bierzmowaniu, bo dzieciaki wystawiają ich na próbę. I nikt nie potrafi w odpowiednim tonie wyjaśnić tym dzieciom, jak ważny jest ten sakrament? To jest upadek. Inaczej nie umiem tego nazwać. Jeśli kto liczy przy tym, że okazywanie słabości i ustępliwość zmieni coś na lepsze, albo pozwoli dożyć lżejszych czasów, ten chyba musi się leczyć. Nikt nie będzie pomagał słabym, którzy dysponują czymkolwiek. I nieważne czy są to nieruchomości, konta w bankach, czy jakieś precjoza. Ten świat jest tak skonstruowany, że pomagać można tylko skrajnym nędzarzom. Czyni się to po to, by wziąć ich na żołd. Mili duchowni, czekajcie więc spokojnie na swoją kolej.

Ja zaś będę robił swoje

https://patronite.pl/Coryllus?podglad-autora

  14 komentarzy do “Kurza ślepota czyli o zawłaszczaniu wizerunków ciąg jeszcze dalszy”

  1. Historia Stacha Szukalskiego mogla sie tak potoczyc (nawiazujac do Michala Aniola i papieza Juliusza II), ze wyrosly w poganstwie Stach dostaje zlecenie od Kosciola i w trakcie pracy i obecnosci w Kosciele pod opieka jakiegos swiadomego kaplana Stach sie nawraca – jak Jerzy Zelnik – i to nawrocenie ma ogromny wplyw zarowno na niego jako osobe, jak i na jego tworczosc, a to wszystko dzieje sie z korzyscia i na chwale Kosciola. Dlatego ja bym nie wykluczal z gory Stacha, jako czlowieka – poganina niepotrzebnego lub wrecz wrogiego Kosciolowi. Kosciol przygarnia zagubione owieczki i nad nimi pracuje.

    Najbardziej przykre w tym jest to, ze sw. Jan Pawel II jako papiez nie poznal sie na geniuszu Szukalskiego i podarowana mu rzezbe przyjal bez aplauzu, a moze nawet z niesmakiem. Po pierwsze dlatego, ze wikary z Niegowici nie mial gustu, no bo skad mial go miec??? Po drugie zas, jako wielki oredownik i realizator postanowien soboru watykanskiego w ramach zle pojetej skromnosci celowo i swiadomie odrzucal piekne i bogate formy sztuki, ktore mogly byc uzyte do budowy i zdobienia swiatyn.
    Zatem problem nie lezy po stronie Szukalskiego, jakim byl czlowiekiem, ale jest to znacznie szersze zagadnienie, zwiazane z kontrola rynku sztuki przez inne osrodki, niz Kosciol.

    Na geniuszu Szukalskiego na pewno poznalby sie ojciec Tadeusz Rydzk, bo zbudowana przez niego swiatynia ma elementy w guscie zblizonym do tworczosci Stacha, co oczywiscie spotkalo sie z glosami krytyki wobec oica dyrektora pochodzacymi z samego Kosciola, jak i z zewnatrz.

    https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/1/1c/%27Moses%27_by_Michelangelo_JBU010.jpg/800px-%27Moses%27_by_Michelangelo_JBU010.jpg

  2. Znajomy kolekcjoner, buszujący po światowych aukcjach i mający w tej materii przygody jak z filmu, uświadomił mi ogrom rynku sztuki. Poważne katalogi zawierają setki tysięcy nazwisk, ludzi zdolnych, zostawiających ślad w kulturze, a praktycznie nieznanych ogółowi.
    Z tego tłumu można się wybić albo jakaś niezwykłą rakietą geniuszu, albo odpowiednim turbodoładowaniem, albo jednym i drugim.
    Dla konsumentów sztuki-amatorów pozostaje kryterium estetyczne, oderwane od rynku, jedynym celem jest wtedy dekoracja i indywidualne odczuwanie piękna.

    Dla zawodowców -artystów – przebijanie się przez układy.

  3. Kolejność działań jest następująca (propozycja):

    1/ przestrzegać postu w piątki

     

    2/ przyjmować komunię świętą tylko na klęcząco

     

    3/ w miarę możliwości brać udział w mszach trydenckich

     

    4/ zacząć rzeźbić i malować (każdy potrafi; Leonardo di Caprio nauczył się pięknie rysować od Szukalskiego)

     

    bo jak już wyjdziemy z Unii, to te umiejętności się przydadzą do kościoła i nie tylko.

     

    Dlaczego wyjdziemy z Unii?

    To wynika z podstawowej zasady, że nie można samemu zrzec się swoich praw.

    Umowa, w której Polska zrzeka się podmiotowości prawnej jest z góry nieważna, bo nie można zawrzeć umowy nie będąc podmiotem prawa, zatem nigdy prawo unijne nie może być ważniejsze od prawa krajowego.

    Utrata prawa przez podmiot jest możliwa tylko de facto np. na skutek wojny, kataklizmu, upadku bądź rozkładu państwa. Utrata podmiotowości tylko de iure nie jest możliwa z powodu jak wyżej.

    Inny argument: jeżeli Polska zawarła umowy ze Stanami Zjednoczonymi i UE i te umowy są ze sobą sprzeczne, to rozstrzyga Polska, a nie USA ani UE, dlatego podmiotowość Polski jest konieczna.

     

    Prawnicy unijni zakładają, że państwa członkowskie zrzekły się swojej podmiotowości w momencie rozpoczęcia starań o akces do UE, ale ta zasada nie dotyczy tzw. starych członków UE, a zwłaszcza Niemiec, Francji, Wlk. Brytanii, Beneluksu.

  4. Z punktu widzenia KE nie jesteśmy podmiotem prawa międzynarodowego.

  5. Ksiądz profesor Guz tłumaczy to bardzo prosto, że człowiek nie może się zrzec faktu bycia osobą ludzką ani konsekwencji z tego faktu wynikających.

    Jeżeli dojdzie do tego, że utracimy jako Polacy charakter etniczny, narodowy to wtedy staniemy się „ludzkością” i państwo polskie straci rację bytu dokładnie tak samo, jak niewierność lub nieokreślona liczba partnerów, technologia in vitro powoduje, że rodzina traci rację bytu.

     

    Z tego powodu prawo do tworzenia kultury narodowej jest podstawą funkcjonowania państwa.

  6. Co do sztuki – akurat na Twitterze ktoś wynalazł stronę sprzedającą wyposażenie likwidowanych kościołów, z relikwiarzami włącznie!

    https://www.fluminalis.com/inventory

  7. „że nie można dopuścić, by coś podobnego do Szukalskiego znalazło się w kościele” ależ w kościołach wybudowanych po II SW, na którym pozwolono na odejście od ustalonych i zdawałoby się wiecznych zasad budowy świątyń katolickich, znajdują się wyłącznie wytwory Szukalskiego. Problem w tym, że strasznie nędznej jakości. Osobiście uważam , że to był największy błąd Soboru, a kto wie czy nie coś gorszego. Otwiera to bowiem drogę do nieodwracalnej utraty posoborowych nieruchomości. Nawet po ciemnych czasach rewolucji francuskiej czy tam bolszewickiej, zsekularyzowane kościoły przywracano z czasem do ich pierwotnej funkcji, bo nie da się wykorzystać takich przestrzeni bez właściwych skojarzeń. Wszystkie zaś modernistyczne czy nowoczesne bryły kościołów, poza łączącą je w przytłaczającej większości dramatyczną tandetą,  mają jeszcze  jedną cechę wspólną. Wystarczy odpiłować krzyż zatknięty na zwieńczeniu, aby pomylić go z salą gimnastyczną albo kinową i nikomu, i nigdy nie wpadnie do głowy, że to kiedyś był kościół…

  8. Dobry tekst, ale zbliża się mrozik (8.09.2021). Jak sprzedać płaszcz? W skowycie.

  9. ” Kościół może co najwyżej poszpanować Czarną Madonną, ale w odpowiedzi tamci dorysują jej tęczę i będzie dyskusja na 14 fajerek” a może Kościół czyli zgromadzenie wiernych wytoczyć proces o prawa autorskie?  

  10. Z unii wyjdziemy bo USA i UK tak chcą, reszta jest bzdurzeniem

  11. Moja córka miała bierzmowanie w tym roku, wybrała sobie imię Alodia. Święta Alodia. Piękne imię, piękny przykład wiary. Moim skromnym zdaniem, aktualne.

  12. św. Alodia razem ze swoją  siostrą – bardzo ładny przykład wiary

    wg wiki – alodium-  majątek ziemski bez ciężarów służebnych i innych powinności

    Ja z sakramentu bierzmowania przyjęłam imię Teresa /bardzo  dobra opieka/

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.