Jeśli komuś wydaje się, że promocja sklepu z ciuchami, która latała po sieci pod hasłem „Kraina Grzybów” i lansowała ten sklep „na piekło” to jest pomysł autorski i oryginalny, ten niestety jest w błędzie. Mało jest bowiem pomysłów autorskich o czym wiedzieli dobrze dawniejsi malarze smarując bez opamiętania Marię z dzieciątkiem, albo ukrzyżowanie. Było ich wielu i jakoś im się udawało uniknąć plagiatów. Z tej drugiej strony jest nieco gorzej i właściwie poza naśladowaniem tych samych motywów i tych samych chwytów niewiele zostaje. Nadzieja, że strach jest pokusą silną i nie do zwalczenia, szczególnie w dzieciach i młodzieży. I to właściwie tyle. W tę właśnie dziecięcą słabość uderzają twórcy filmów takich jak „Kraina grzybów” i innych o wiele ciekawszych.
Zastanawiałem się wczoraj ile razy w sztuce, w ikonografii religijnej zostały wykorzystane larwy owadów i same owady. Myślę, że można by to policzyć na palcach obydwu rąk. Mam tu na myśli malarstwo nowożytne, nie średniowieczne i nie nowoczesne. Czyli czas pomiędzy stuleciem XVI a XVIII, wcześniej bowiem nikt przytomny nie korzystał z tych motywów, a później były one wprost nadużywane, a to z racji unaukowienia sztuki. Kiedy się nad tym zastanowimy i przypomnimy sobie takiego choćby Memlinga i jego sąd ostateczny okaże się, że nauka jako pretekst motywujący obecność świata owadów na obrazach jest wtórna w stosunku do piekła. Memling namalował diabły ze skrzydłami rusałki pawika. Wszyscy to pamiętamy. Nie ma na jego obrazach larw, ale skrzydła motyli są jak najbardziej. Hans Memling przyjrzał się naturze i skojarzył ją z piekłem.
Mamy więc sztukę sakralną późnego średniowiecza i ona nadaje insektom wyraźny, diabelski charakter, o tym jednak by portretować larwy nie ma mowy. Stulecie XVIII i tak zwana nowoczesność wprowadza owady do ikonografii na stałe, ale wprowadza je poprzez ryciny mające charakter naukowy, poprzez prace Marii Sybilli Merian i innych badaczy wyruszających ku dalekim lądom, by tam przyglądać się przyrodzie.
Kultura pop zaś nie oglądając się na nic, nie zachowując pozorów przetwarza owe umieszczone w obrazach owadzie motywy w to, o czym myślał Memling, w piekło po prostu. I nawet się z tym nie kryje. Ja przyznam jestem trochę zdziwiony, bo mnie się tak normalnie owady z piekłem nie kojarzą. Ja odebrałem stosowne wykształcenie i wiem jak to jest z tymi owadami. Jasne, że pędraka w rękę nie wezmę, nie mówiąc już o larwie trociniarki czerwicy, ale do piekła ich nie spycham, skąd więc bierze się ta pewność twórców kultury masowej, że owady i ich larwy to jednoznaczne symbole piekła? Chyba z jakiejś tradycji? No, ale z jakiej? Dla nas nierozpoznanej. My jesteśmy wychowani w systemie odziedziczonym po Komisji Edukacji Narodowej, w systemie gdzie bogiem jest racjonalizm, jesteśmy dziećmi oświecenia, chcemy czy nie chcemy, choć nam akurat w szkole nie mówi się ani o Marii Sybilli Merian, ani o braciach Humboldt, na to miejsce wstawia się bowiem Śniadeckich i Marię Curie i jest dobrze, bo nie ważne co kto odkrył, ważne, by wiara w moc ludzkiego rozumu i chęci była podtrzymana. No, ale w filmach i w książkach są przecież te cholerne piekielne owady? Kto je tam umieścił i skąd ten pomysł? Bo są brzydkie? Nieprawda, owady są piękne, bogatkowate to fascynujące chrząszcze, o motylach nie ma nawet co mówić, larwa zmrocznika wilczomleczka zwróci uwagę każdego, nawet dziewczyn, które piszczą na widok pająka, widłogonka tak samo wszystkim się podoba. Dlaczego więc macherzy od kultury pop kojarzą insekty z piekłem? I jaka to jest tradycja, bo że jakaś jest to pewne.
Interesuje Was zapewne do czego ja zmierzam. Już mówię, zmierzam do filmu, który obejrzeliśmy z żoną wczoraj, do filmu dla dzieci zatytułowanego „Koralina i tajemnicze drzwi”. To jest film trwający półtorej godziny, przy którym ta cała „Kraina grzybów” to bajka dla nierozgarniętych dzieci. Obejrzyjcie sobie ten film koniecznie, zaraz Wam wytłumaczę dlaczego trzeba go koniecznie obejrzeć. Otóż film ten przedstawia dwa światy, w których żyje mała dziewczynka Koralina, jeden jest okropny i nie do zniesienia, a drugi potworny. Kiedy Koralina zostaje zwabiona do tego drugiego myśli, że trafiła do raju, potem okazuje się, że wcale nie, no i wraca uszczęśliwiona do swojego nędznego świata, w którym pojawia się co prawda trochę kolorów, ale nadal pozostaje on nędzny i parszywy. Ludzie są brzydcy, a zwierzęta kuriozalne. Popieprzeni rodzice dziewczynki zmieniają się na koniec, ale tylko trochę. Owady też tam są, mieszkają w piekle, w normalnym świecie nie ma ich zbyt wiele, ale za to kolega Koraliny, śmieszny gadatliwy garbus z krzywą gębą łowi specjalnymi szczypcami wielkie, ślimaki w brązowe plamy i podtyka je potem dziewczynce pod nos. Wiecie jakie ślimaki, jest ich teraz wszędzie pełno i nie wiadomo skąd się wzięły. Kur się tym nie da nakarmić, bo podobno są trujące. Nie mówcie mi, że nie chce Wam się oglądać tego filmu. Musicie go obejrzeć. Moje dziecko, to starsze, wymiękło po czołówce. Myślę, że Bożena, która tu czasem przychodzi nie dotrwa nawet do połowy tej czołówki. Ona nawet Krainy Grzybów nie mogła wytrzymać, a co dopiero mówić o Koralinie. Ale co ja się tu znęcam nad Bożeną, obstawiam, że Toyah nawet nie wyjdzie poza tą czołówkę. No, a ja obejrzałem całość wyobraźcie sobie. W biały dzień, to prawda, ale jednak dałem radę. Czułem się potem jakbym trzymał w ręku wielkiego, tłustego pędraka.
Po co ja kazałem to oglądać dziecku spytacie? To wcale nie ja kazałem. To pani od polskiego. On się dobrze uczy i pani wpadła na pomysł, żeby wziął udział w olimpiadzie. Dała mu listę lektur dla olimpijczyków, przygotowaną w naszym ministerstwie wyznań i oświecenia publicznego. Jeszcze teraz w wakacje, żeby sobie poczytał i zorientował się w tematach. No i wyobraźcie sobie, że na tej liście lektur jest Koralina, a także Harry Potter i zakon feniksa, czy może jakiś inny Harry, nie ważne. Jest tam w każdym razie proza pani Rowling. No i teraz bardzo proszę o wyjaśnienie jakiegoś urzędnika, dlaczego w naszej oświeceniowej, racjonalistycznej tradycji, w tym kręgu oświetlonym promieniami wiedzy lansowane są takie treści? Jaki jest powód, by dzieci zajmowały się wizjami i czarami, ukrytymi za tajemniczymi drzwiami światami i badały tę dziwną tradycję, która umieszcza owady na samym dnie piekła? Kto za to odpowiada? Poproszę o nazwisko. Czy człowiek ten ma w domu lalki z wosku, które nakłuwa szpilkami? Czy może umieścił ten film i tę książkę na liście lektur dla olimpijczyków, bo uważa, że to rozwija wyobraźnię dzieci? Wszyscy wiemy do czego służy ten chwyt, to całe rozwijanie wyobraźni. Do demolowania dziecięcych emocji i uzależniania dzieci od coraz bardziej popieprzonych treści produkowanych przez wielkie wytwórnie i wielkie domy wydawnicze. Przyjrzyjmy się więc kto wyprodukował Koralinę. To jest boleśnie banalne, firma nazywa się Pandemonium. I obstawia, jak sądzę, większość takich produkcji i takiej stylistyki. Kto jest autorem scenariusza? Powstał on na podstawie książki Neila Gaimana, autora licznych bestsellerów, który zaczynał od spółki autorskiej z Prachettem. Jeden oszust wprowadzał do branży drugiego oszusta mówiąc wprost. Obaj zaś są ulubieńcami młodych, wykształconych Polaków. Nie wiem ile wznowień miały książki Gaimana, ale sądzę, że sporo. Lansowane są w Polsce za pomocą poważnych budżetów, nie wiem czy dlatego, że Neil mówi o sobie iż pochodzi z rodziny polskich Żydów czy może z jakiegoś innego powodu. Budżety te nie są wydawane byle jak i nie dopuszcza się do nich byle kogo, niech Wam się nie zdaje. Tłumaczem Koraliny jest bratowa Rafała Aleksandra Ziemkiewicza, znakomita tłumaczka, a pewnie też autorka. W budżety promocyjnych Koraliny i innych dzieł z kręgu kultury anglosaskiej zaangażowani są także urzędnicy z ministerstwa, bo jakże by inaczej Koralina trafiła na listę lektur dla olimpijczyków.
Mamy więc tutaj jak na dłoni cały mechanizm promocji tych, jakże szkodliwych i niebezpiecznych treści, w który zaangażowani są ludzie z rynku i ludzie ze struktur państwa. To jest gorzej niż skurwysyństwo moim skromnym zdaniem. To jest coś tak strasznego, że nie znajduję słów na opisanie tego zjawiska. Tak właśnie koncerny zdobywają dusze naszych dzieci. No, a potem wychodzi taki Cejrowski i oburza się, bo w sklepach sprzedają laleczki Hello Kitty. Kto mu płaci? Firma Pandemonium? Może niech pogada z bratową Ziemkiewicza, żeby tych gówien nie tłumaczyła, bo to demoralizujące. Ma przecież wpływ na ludzi, sam widziałem.
Jeśli ktoś tu przyjdzie i zacznie mi tłumaczyć, że Prachett to dobry pisarz wywalę go na zbity łeb. Nie ma dobrych i złych pisarzy, są tylko pisarze lansowani poprzez duże budżety i pisarze zamilczani z różnych powodów. No to teraz zastanówcie się dlaczego lansowano takiego Prachetta i dlaczego lansuje się tego całego Gaimana. A jak Wam nic w głowach nie zaświta to przemyślcie choćby taką kwestię jak promocja „Kapitału” Karola Marksa w czasie jego pierwszego, drugiego i trzeciego wydania. Jak ona wyglądała, jakimi kanałami tę książkę promowano, gdzie była sprzedawana i które tytuły prasowe pisały o Marksie źle, a które dobrze. To jest – myślę – temat na pracę habilitacyjną. Oddaję Wam, ten temat za darmo.
Nie chcę mi się jeszcze raz wracać do bezwładu i zdrady jaka jest udziałem uniwersytetu, ale mam nadzieję, że i bez mojego komentarza dobrze to widać. Gromada zastraszonych śmierdzieli, która gotowa jest podpisać wszystko, co im się podsunie i klaskać na każdą komendę. Gotowa nawet do stworzenia fikcji podziemnego systemu edukacji dla lepszych czyli swoich dzieci, byle tylko uniknąć kontaktu z tym szlamem, a jednocześnie uczestniczyć w jego lansowaniu i na tym zarabiać.
Jeśli ktoś chce się jeszcze zastanawiać czym jest tak zwana kultura anglosaska, życzę mu smacznego. Przyjemnego jedzenia robaków mistrzuniu…Jak to szło? Brytyjski koloryt duszy? A może amerykański? Albo walijski? Możecie sobie wybrać, czy bardziej smakuje wam larwa czy tłusty ślimak w plamy, jeszcze raz życzę smacznego.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka, sierpniowa promocja Baśni, dwa tomy w cenie jednego.
Fałszywe i podstępne treści firmowane koszerną pieczęcią gender wiedźm z MENu są w istocie gorsze niż skurwysyństwo 😉
Koncepcja Locke’a „Tabula Rasa” jest jak najbardziej prawdziwa. Raz zapisana matryca jest naznaczona w sposob trwaly. W zwiazku z tym demolka glowy to proces nieodwracalny. Przymus szkolny zapewnia staly doplyw zombie do systemu i ludzi skolowanych nigdy nie zabraknie. l dlatego trzeba sie trzymac od programow szkolnych z daleka, przeleciec szkole na dostatecznych.
Polecam ten artykulik. Facet mysli, ze sie od wspolnoty uwolnil. Nic bardziej blednego.
http://www.independent.co.uk/life-style/health-and-families/features/why-i-left-the-ultraorthodox-jewish-community-as-kids-we-were-told-that-the-outside-world-hated-us-9668865.html
Kto to jest Pratchett, kiedyś znajoma z pracy się nim zachwycała, ale, że ona głosuje na Rucha P…
likota, to sobie darowałem. Kto on jest?
Genialny pisarz, bardzo inteligentny.
Oczywiscie, ze genialny i bardzo inteligentny. W mlodosci chcial zostac astronomem, ale brak uzdolnien matematycznych pozwolil mu zostac pisarzem science fiction.
W ten oto sposob matematyczni debile zostaja ikonami wspolczesnej literatury tlumaczonej na 40 jezykow. W tym na polski.
świat dysku jest przez niego skonstruowany bardzo inteligentnie i spójnie ….
…. może był po prostu źle uczony matematyki przez zniechęcającego swoją metoda nauczyciela , ja tego nie wiem … gdybam
jego ksiązki jeśli się je czyta należy czytać z duża czujnością, aby zrozumieć co autor nam sprzedaje
one są cieniutkie i można je przeczytać w empiku na stojąco … i to kilka , zeby zobaczyć pewną spójność …
przy tym jest sarkastycznie zabawny i daje złudzenie uczestnictwa poprzez lektórę w dziele zrozumienia i wyszydzenia aktualnego porządku … i jeszcze parę innych spraw załatwia ..
młodzi inteligenci wykształceni z welkich miast czytają go jako objawienie wręcz … znam takie przypadki -:(
pacz pan , nikt nie przypuszczał że ten rynek fałszywego mesjanizowania ma za plecami taki zasobny budżet , tworzy sobie odbiorców lansując modę na „mesjasza” no i staje się rynkiem poczytnym czytaj dochodowym.
A tak w nawiązaniu do popularyzowania Marksa, to sobie przypomnijmy w ilu to powieściach pozytywistycznych było o tym jak damy z zachwytem i mdlejąc na przemian czytały Rousseau.
Schemat dobry tylo nazwisko „mesjaszów” się zmienia.
Obejrzałam film . Uwazam z pewnych powodów , że może być lekturą obowiązkową dla dorosłych , którzy chcą coś zrozumieć.
ps. robactwo to symbol kłopotów …….. to stare …
Jeśli nie popadli jeszcze w niewolę bardzo popularnego SEKRETU …… nachalnie lansowanego od jakiegoś czasu.
Owady są symbolem piekła z powodu tego że, szczególnie w ciepłym klimacie są uciążliwe i nękają człowieka buczeniem i ukąszeniami. Larwy budzą odrazę i wstręt zapewne jest to jakiś atawizm.
Imię demona Belzebuba oznacza dosłownie władcę much i komarów i jeszcze ciekawostka na stronie wikipedi o belzebubie o występowaniu w kulturze masowej „Jest jednym z trzech władców piekieł w pierwszym tomie komiksu Sandman, autorstwa Neila Gaimana”
Tą mamuśką Koraliny można w poprawczakach straszyć, no w sam początek jest a`la Mengele.
Nie , Aniu , nie można straszyć.
Dorośli powinni to obejrzeć.I pomyśleć.
Ten film , poza tymi komentami na salon24 , ma jeszcze inne warstwy .
Idę w pola po bukiet do kościoła , dla Matki Bożej Zielnej , czyli Wniebowzięcie 🙂
Odnosnie Memlinga I jego obrazu „Sad Ostateczny” to pamietam naszego wykladowce na studiach ktory mowiac o tym obrazie wyglosil trafna uwage: ludzie w tym obrazie sa nadzy bo smierc ich obdarla ze wszystkiego.
A i owszem,ma. Dziewczynka idzie z różczką w rękach, potem staje w kamiennym kręgu…okult i ezoteryka całą gębą. A Bosonowi się nie chce nawet zająć fenomenem różczki,by całemu temu okultowi wyrwać kły i przy okazji potrząsnąć fizyką…
Ołtarz w Bazylice Mariackiej na krakowskim Rynku.
Wniebowzięcie Matki . Jest to pokazane jako zaśnięcie . Została wzięta do nieba razem z ciałem , które nie umarło . W podzięce za bycie Matką…. przez Syna.
Matka doskonała. Wzór MATKI . Z krzyża Jezus mówi do Jana : oto matka twoja …. i do stojącej tam Marii Magdaleny …i do nas wszystkich .
Pod Twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko ……. tak prosimy ….. swojemu Synowi nas oddawaj …prosimy .
Słowo Matka jest najświętsze po słowie Bóg.
a jeśli nie bywa tak doskonała jak Maryja … to modlimy się za nią , by była ….
…ja o robalach…, skąd się biorą… i dlaczego w piekle…
Otóż, awangarda intelektualna, pierwsze cudowne dzieci zrodzone ze szczerze szalonej miłości lalki Barbie i Harry Pottera właśnie są w fazie pchania wózków z przychówkiem, a co sprawniejsi „w te klocki” ekspediują pierwsze swoje pociechy do szkół, by się tam nauczyły fachowo brandzlować, ale nie tak wulgarnie jak ja napisałem, tylko tak naukowo i postępowo. Dzisiejsze MEN wcale nie chce propagować samogwałtu tylko masturbację jako przyjemne doznania mogące zastąpić dzieciom w fazie rozwoju mózgu, kształtujący „nie te” obszary jaźni wysiłek intelektualny.
I te śmieszne rzeczy z żywym mózgiem ludzkim można wyrabiać na wiele sposobów – te doznania… No bo w tym bran… sorki masturbacji, nie chodzi wcale o tarmoszenie wystających części ciała i nie na spaleniu kalorii problem się finalizuje.
O innych robalach się nie wypowiem albowiem nie muszę oglądać sfilmowanych bredni już od jakich 15 lat, a do czytania bzdetów nie daję sie namówić jeszcze dłużej.
Ale pamiętam jedną awanturę, kiedy jakiś chłopiec skarżył się, że jego koleś ma wszystkie Pottery i szpanuje. Tę poteryzację niełatwo będzie powstrzymać bez czarodziejskiego pierścienia.
A tu dla uzupełnienia coś, co pokazała mi moja córka
Sia – Chandelier (Official Video).
Ja jestem od lat entuzjastą książek Pratchetta, który jest, a raczej był, bo choroba go zżera, niebywale błyskotliwym, dowcipnym i sprawnym pisarzem. Chyba jedynym anglosaskim postmodernistą, który rzeczywiście wniósł coś interesującego do literatury, posługując się cepem dekonstrukcji niczym szermierz floretem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z antykatolickiego i antyreligijnego w ogóle haraczu, jak musiał zapłacić (chciał zapłacić) by zaistnieć na rynku. I z jego politycznie poprawnych lewackich poglądów, przewidywalnych i nudnych, w przeciwieństwie do jego książek.
Pratchett jest mistrzem konstruowania postaci, szczególnie komicznych. Nie spotkałem nikogo, kto w jednym akapicie potrafi zbudować tak pełnowymiarową bogatą i fascynującą postać, i dokonuje tego setki razy, książka po książce. Także ewolucja wymyślonego przezeń świata, jego oryginalność, zróżnicowanie i spójność, są najwyższej próby. Plus zdrowy dystans do swego dzieła, pozwalający na zyskanie dodatkowego planu komicznego.
W przeciwieństwie do tej całej Rowling, Pratchett, mimo że lewak i Anglik, nie wciska nam podstępem zła, demonów, nienawiści itp. zagrożeń. Posługuje się całym sztafażem fantasy, ale w kwestii walki dobra ze złem stoi po naszej stronie. Nawet jeśli w swoich życiowych wyborach czy deklaracjach — błądzi. Dzieje się tak dlatego, że unika piętnowania ludzi, skupiając się na ich występkach, również nie schlebia nikomu, co najwyżej chwaląc postawy.
Jestem wyczulony na promocję zła w kulturze. Wzmiankowanego Harry’ego Pottera zdyskwalifikowałem od razu, zanim jeszcze odezwały się katolickie autorytety, i do ręki nie wezmę. Ale Pratchetta mogę spokojnie polecić każdemu, kto lubi dobrą literaturę (fantasy to tylko sztafaż, kostium i pretekst, tak naprawdę chodzi o inteligentną zabawę literaturą, historią, naukami przyrodniczymi i filozofią) i ceni dobre tłumaczenia (Piotr W. Cholewa jest etatowym — i doskonałym tłumaczem TP), o ile zachowa zdolność do własnego trzeźwego osądu, i będzie pamiętał, że żaden Anglik nie może odnieść sukcesu na współczesnym targowisku kultury bez rytualnego kopnięcia w papistów. Przy czym Pratchett potrafi uczynić to na tyle subtelnie i bez zacietrzewienia, że mnie jako katolika mało to boli (p. Kwizycja „Pomniejsze bóstwa” — stereotypowe, anachroniczne podejście do Świętej Inkwizycji, ale nie takie typowo jednostronne, lecz zniuansowane i zmuszające do zastanowienia, choć niekoniecznie do przyznania racji). Gdybym miał porównać TP do naszej polityki, to zdaje mi się on takim Bugajem — lewicowiec, ale nie napastliwy, krytyk, ale konstruktywny, przeciwnik, ale nie wróg bynajmniej. Tacy są nam potrzebni, bo dzięki ich uwagom możemy korygować nasze faktyczne błędy.
Naprawdę, warto poczytać Pratchetta, bo wbrew niektórym nie wszystko co produkuje lewica nadaje się do śmieci, a Pratchett jest nie tylko nieodparcie zabawny i fascynujący, ale także refleksyjny i zmusza do zastanowienia. W pewnym sensie można powiedzieć, że siedzi okrakiem na barykadzie. Inna sprawa, że najlepsze książki ma on już za sobą, to środek jego bibliografii, te najnowsze noszą odium choroby i depresji z nią związanej.
Pan Maciejewski: Jeśli ktoś chce się jeszcze zastanawiać czym jest tak zwana kultura anglosaska, życzę mu smacznego. […]
Czy to dotyczy również np. T.S. Eliota lub J. Conrada?
Pan Maciejewski: Jeśli ktoś tu przyjdzie i zacznie mi tłumaczyć, że Prachett to dobry pisarz wywalę go na zbity łeb.
Pan Maciejewski: „Genialny pisarz, bardzo inteligentny.” (o Prachetcie).
Retinger kumplował się z Conradem.
Mysle ze pan Gabriel piszac „kultura anglosaska” ma na mysli nie T.S. Eliota cz J. Conrada ale takie wspolczesne „kwiatki” anglokulturowe jak wspomniana pani Rowling ktora zbila majatek (O tempora, o mores!) na chlopcach I dziewczynkach latajacych na miotlach.
Pratchetta nic nie cytalem I nie zamierzam bo mnie „fantasy” I postmodernism nie interesuje.
Jestem staroswiecki I powinienem byl sie urodzic w XIX wieku.
No wlasnie, „Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono …” Z. Herbert. Czyzby Pratchett byl tym, ktory umie kusic? Intelektualna maestria?
T.S. Eliot byl zwolennikiem i wspoltworca tzw. the New Criticism (formalizmu krytycznego), ktory wykluczal z analiz literackich, miedzy innymi, kontekst zycia, czy intencje tworcy, uwiklania kulturowe, spoleczne, itp. Nic dziwnego, biorac pod uwage samego Eliota, ktory kiedy np. braklo mamony potrafil streczyc/rekomendowac wlasna zone Bernardowi Russellowi.
Rettinger i Korzeniowscy sąsiadowali ze sobą na ul Wiślnej w Krakowie
Pratchett mając te wszystkie zalety jest PRZEZ nie niebezpieczny
Sama się okropnie śmiałam czytając go …. no i czego to dowodzi ….. że mam poczucie humoru ….
A poza tym jednak rozum.
Zastanawiałam się co Pan do mnie napisał .
Tam jest dużo więcej niż te szczegóły , które można wyciągać …..
Pojęcie MATKA … jestb fundamentalne . Napisałam o tym wczoraj .
Niszczenie tego pojęcia.
Nawet Harrego P. broni przed złem jego MATKA …. i on zwycięża … Rowling nie odważyła się uderzyćw matkę…… A najpewniej posłużyła się nią jako pozytywną figura , aby uwiarygodnić resztę.
To jest atak na fundamenty .
Fizyka nie ma tu wiele do rzeczy .
Istotą jest czy wierzymy w Boga – wtedy jesteśmy wolni ….. Czy nie – wtedy jesteśmy zniewoleni dylematami , które w bożym świecie nie istnieją.
Przede wszystkim ich.
G. Chestertona, G. Greena, Ch. Marlowa (tego od Żyda Maltańskiego). Dorzućmy Miltona, to się zagęści. Ich też?
… i knuł razem z nim? Conrad też zakładał fartuszek?
Bernardowi czy Bertrandowi? No i którą żonę „stręczył/rekomendował” mu Eliot? Zapomniał Pan dodać, że T.S. studiował w Oksfordzie, więc pewnie szlajał się po tamtejszych kolegiach i tajnych bractwach, znał A. Huxleya i co najgorsze – pracował w banku! Ergo niechybnie spiskował przeciw rodzajowi ludzkiemu razem Toynbee’em i innymi mędrkami Albionu wspieranymi przez Rotschildów etc.
Pan Mirek: „Mysle ze pan Gabriel piszac „kultura anglosaska” ma na myśli nie T.S. Eliota cz J. Conrada ale […]” Niestety, napisał Pan Maciejewski, że ich przede wszystkim ma na myśli.
No… z wielu zamieszczonych tu wypowiedzi wynika, że ten Anglik to dobry pisarz. Aha, zapomniałbym: obiecał Pan wywalić każdego, kto napisze, że to dobry pisarz. Słowo się rzekło, Mości Maciejewski, do dzieła!
Dobrze, że Pan to napisał. Nie znam Pratchetta i pewnie nie poznam. Ocena p. Maciejewskiego jest podobna do tej, jaka pewne wiadome środowiska uprawiają np. wobec Mein Kampf albo przedsoborowych encyklik papieskich. Hitler to wyłącznie zbrodniarz i wszytko, co zrobił, napisał i powiedział jest z gruntu złe, nieprawdziwe. Magisterium przedsoborowe to ciasnota umysłowa, obskurantyzm, fundamentalizm katolicki, brak otwarcia itp. brednie. W literaturze – jak we wszystkim – po pierwsze warsztat. Potem treść. Prawda źle napisana nikogo nie przekona, Pani Maciejewski. Te dwie sprawy trzeba umieć oddzielić. Barokowe golizny czy wręcz pornografie F. Starowieyskiego to nic dobrego, ale czy ktoś ośmieli się odmówić mu warsztatu, kunsztu? Podobnie z pisarzami anglosaskimi, których nazwiska tu padły. Można się nie zgadzać czy tylko choćby nie lubić np. Eliota, ale kto ośmieli się wystąpić przeciw jego umiejętnościom warsztatowym, krótko mówiąc – przeciw jego poezji. Jeśli więc ktoś pokaże mi w poezji XX w. coś lepszego i ważniejszego od „Czterech kwartetów”, to proszę.
Sęk w tym, że on wcale nie kusi. Owszem, wskazuje, co mu leży albo nie leży, ale nie stosuje chwytów stylu Rowling i innych. I dlatego pozostaje w przestrzeni tolerancji, mimo że część jego poglądów nie pokrywa się z moimi. I tyle. Jeśli to cena za obcowanie ze znakomitą literaturą nie-tylko-rozrywkową, to ja ją akceptuję. Bo mam swoje poglądy i to, że pisarz niezbyt nachalnie prezentuje własne, nie musi mi przeszkadzać. Szczególnie, że z wieloma innymi jego propozycjami się zgadzam. Np. że nawet jeśli ktoś nie ma wiary, to uznaje niezbędność religii w życiu społeczeństw. Albo że naprawdę niewielu ludzi da się opisać w czarno-białych barwach. Tudzież, że los człowieka najbardziej zależy od niego samego i że nie wolno poddawać się w obliczu przeciwności losu. Mnie, mizantropowi, podoba się jego nieskrywana miłość do ludzi, z ich wadami i zaletami, które potrafi opisywać tak, że nawet zafajdany menel ujawnia głębię człowieczeństwa. W tych i wielu innych aspektach Pratchett nie różni się od najbardziej kanonicznych filozofów katolickich. A przy tym wszystko podaje w sosie najprzedniejszego, wielopłaszczyznowego dowcipu, który w pełni docenić mogą jedynie ludzie wychowani na brytyjskiej kulturze XX wieku, po części wyłącznie londyńczycy. I nigdy z nikogo nie szydzi, nigdy nad nikim się nie pastwi, nie poniża. Ani nie promuje zboczeń, przemocy, satanizmu i nihilizmu, czego nie są w stanie uniknąć nawet autorzy współczesnych kryminałów. Esencja jego poglądów jest, rzekłbym, po prostu rozsądnie konserwatywna. To skłania do szacunku, nawet mimo świadomości, że w tym sensie autor trochę sam się oszukuje, a trochę oszukuje swoich czytelników o libertyńskich poglądach. Znającym temat polecam takie postaci, jak babcia Wheaterwax, Mustrum Ridgcully, Sam Vimes, lady Ramkin, czy, LBNL, lord Vetinari. A wspomniałem tylko niektóre o ewidentnie prawicowej lub konserwatywnej proweniencji.
Kolega esse od jakiegoś czasu próbuje wygrywać swoje przewagi, tropi, mądrzy się i pachnie mi takim jednym z „Bakunowego faktora”. 🙂
Znałem krakowski epizod, ale nie tak dokadnie co do topografii. Czy to czasem nie nazywa się „nasz człowiek w Krakowie”, Marysiu? 😉
A co to jest ten bakunowy? To jakaś postać z tej „literatury,” po której za lat kilka zostanie tyle, co dziś po Putramencie czy innym Ważyku?
Coz, Pan wie lepiej gdzie szlajal sie Eliot i jak spiskowal. W kazdym razie jego wersja krytyki literackiej nie wytrzymuje analizy krytycznej.
Zone pierwsza streczyl/rekomendowal, rzeczywiscie Bertrandowi Russellowi a nie Bernardowi (moja pospieszna pomylka!), co wynika m.inn. z listow, tak Elliota, jak i Vivienne Haigh-Wood Eliot.
Pani maria o Matce Bożej: „Została wzięta do nieba razem z ciałem , które nie umarło”.
Droga Pani. To nie prawda. Matka Boża umarła – umarło właśnie ciało. Niedługo po śmierci, nazywanej w tym przypadku pięknie Zaśnięciem, Zbawiciel złączył Jej ciało z duszą i wprowadził do nieba, gdzie została ukoronowana na Królową Niebios.
🙂
CREDO …wierzę w ciała zmartwychwstanie …..:)
Przepraszam , piszę na skróty , już się tu niedawno tłumaczyłam przed tadmanem , że mam kłopoty z dłonią i ułatwiam sobie :)… ostatnio przeforsowałam dłoń… ale może niesłusznie upraszczam wpisy …..
Z tym , że jest tak i tak w teologi …. że została wzięta z ciałem do nieba …..Nie mam teraz możliwości sięgnąć do źródeł …. Ale też istotą mojego wpisu było wyeksponowanie znaczenia matki …. Ponawia się uderzenia na ten ziemski fundament dający człowiekowi poczucie bezpieczeństwa ….
W wymiarze człowieka wierzącego – bezprzymiotnikowo – fundamentem jest Opatrzność. Nie sobia tylko Bogu zawdzięczamy wszystko . Mamy działać a nie czekać na mannę z nieba . Ona się pojawi gdy będzie taka potrzeba . Będzie w ocenie Boga a nie dziecka tupiącego nogami : ja chcę ! daj!
Bardzo pomocne w ułożeniu sobie są rekolekcje ignacjańskie . Jeśli nie można ich odbyć w czasie rzeczywistym , to zawsze można poczytać.
Osobiste spotkanie Osobowego Boga. Ono odciska na nas ślad .
Powinnam tu jeszcze sporo napisać… ale już drętwieje mi dłon… pewnie tyle miało być napisane :).
Dziękuję za poprawkę. POZDR.
Nie podejrzewam Pani o złe intencje, jednak proszę pamiętać, że ortodoksyjna teologia katolicka jest niezwykle precyzyjna, nie znosi żadnych niejednoznaczności, a przy tym pozostaje w doskonałej zgodności z rozumem. Ponadto stanowi ona uporządkowany system dogmatyczny, w którym nie ma pola manewru na nowe ujęcia zamkniętych od dawna zagadnień. Z dogmatami się nie dyskutuje, można je tylko wyjaśniać. Niestety, Pani znowu napisał coś, co budzi poważne wątpliwości, mianowicie: „fundamentem jest Opatrzność”. To znowu niejasne; fundamentem czego? Dalej: „Mamy działać a nie czekać na mannę z nieba”. Zgoda, ale działanie po wsparte łaską uczynkową jest czcze i to zawsze trzeba dodać, bo inaczej to tchnie tzw. aktywizmem. Dalej: „Bardzo pomocne w ułożeniu sobie są rekolekcje ignacjańskie”. Tak, ale tylko u tych, którzy mają dobre przygotowanie doktrynalne. Dalej: „Osobiste spotkanie Osobowego Boga. Ono odciska na nas ślad. To już bardzo bliskie glosom posoborowych sekt charyzmatycznych; nonsens zupełny, jeśli pamięta się o Judaszu i masie innych odstępców. Proszę wybaczyć, ale tak to wygląda. Może lepiej, żeby ta dłoń całkiem zdrętwiała? Przynajmniej do czasu.
Katechizm Kościoła Katolickiego , Pallotinum ,1994
1.cz.1, art.2 str.51
2..cz3, art.3 str. 411
3.cz.4 , art3 str. 591
No i Opatrzność … strona 80.
Proszę to dokładnie przeczytać. Istotnie lepiej wyrażać sie ścisle . Ponieważ Pan nie wie kim ja jestem i vece versa …. pozostańmy na gruncie precyzyjnej doktryny .
Z Bogiem
:). mam nadzieję , że posiada Pan w domu Katechizm . ?
Nie dodał Pan jednak, że – jeśli w ogóle to stręczenie miało rzeczywiście miejsce – to przed nawróceniem Eliota. To mniej więcej tak, jakby pisząc o św. Augustynie wyciągnął Pan teraz jego przypadki manichejskie. Oczywiście Eliot to nie Augustyn, taka kanonizacja z pewnością nam grozi, zwłaszcza że uchodzi za niebezpiecznego kryptoantysemitę, a za życia mówił o sobie, że jest anglokatolikiem, bez względu na to, co to miałoby wówczas czy dziś znaczyć. Ileż to krokodylich wylał zawiedziony Londyn nad tym nieuleczalnym klerykałem, który ośmielił się wspominać w swych poematach Matkę Bożą. Co za wstyd. I to noblista. A poważnie: ja wiem, czyjej krytyki nie wytrzymuje Eliot. Otóż tych, którzy nie mogą go znieść z zawiści. To tacy krytycy, co są, bo muszą być jak pot pod pachami.
ps. pisałam przeciw aktywizmowi zaprezentowanemu przez tipsi w stwierdzeniu o działaniu …
ręką przestała drętwieć 🙂
biorę się za sobotnie sprzątanie 🙂
Jeśli katechizm, to trydencki, a nie ten posoborowy, modernistyczny.
To jest taka piętrowa konstrukcja, albo z naszego kręgu kulturowego – matrioszka. Znajdziesz rozwiązanie, a to będzie klucz do dalszego poszukiwania.
A powieść to ogólnie rzecz biorąc popłuczyny po Pamiętniku znalezionym w Saragossie podlane postmodernistycznym sosem.
Chciałem w ten sposób pokazać, że pouczanie może natrafić na granice wytrzymałości pouczanego. Chętnie poczytam uwagi, bo ma Kolega coś do zaproponowania, tylko ten ton.
dogmaty :
1950 Pius XII …. dogmat KK : ,,…… z duszą i ciałem została WZIĘTA do chwały niebieskiej ” 🙂
Sobór Trydencki był wcześniej ?nieprawdaż ?
przynajmniej wyjaśniło się co Pan pisze 🙂
Dzięki .
W katechizmie jest jeszcze o głoszeniu Słowa … ale rozumiem , ze to już dla Pana nieciekawe …………… a dla nie ciekawe , bo nie wiem niestety, jak było to formułowane na Soborze Trydenckim ?
Pytanie jest serio . Jeśli Pan ma możliwość sprawdzić i napisać , to będę wdzięczna . Zajrzę tu jutro rano , lub późnym wieczorem .
Jestem z pokolenia które normalnie uczestniczyło w mszy łacińskiej , sakramenty itd …. ale po kilkudziesięciu latach nie pamiętam .
Jeśli Pan nie może odpowiedzieć , to nic . Mój opiekun duchowy będzie po wakacjach i zapytam Jego . Myślę , że teolog i specjalista od prawa kanonicznego dobrze mi to objaśni . Ew. porównam sobie z panskim wytłumaczeniem .:)
Podała Pani nr. stron wydania papierowego nowego katechizmu zamiast zwyczajowo nr. glos, więc nie mogłem się do nich odnieść, mam bowiem ten katechizm tylko w wersji elektronicznej, a więc bez podanej przez Panią paginacji. To nie zmienia faktu, że nowy katechizm w wielu miejscach jest obciążony błędami posoborowia i dlatego powoływanie się na niego bez znajomości prawdziwej doktryny wiary jest ryzykowne. Dlatego bezpieczniej odwoływać się do katechizmu trydenckiego, choćby w dostępnej w Polsce wersji kard. Gaspariego, którego w tej chwili nie mam przy sobie, bo jestem poza domem. Co mówi na interesujący Panią temat Sobór Trydencki odpiszę, bo dokumenty tego soboru mam również w domu. Proszę uprzejmie o podanie nr. glos z nowego katechizmu, które chciałaby Pani porównać z katechizmem starym i orzeczeniami Trydentu.
Katolicka masz rzymska jest odprawiana obecnie w Polsce w wielu większych ośrodkach, informacje szczegółowe znaleźć można na stronie Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X i pod tym adresem:
http://sanctus.pl/index.php?podgrupa=167&doc=149
Nie wiedziałem, że konwencja szkatułkowa jest jeszcze w użyciu. To jest forma najczęściej wykorzystywana w dziełach gnostyckich lub kryptognostyckich, powstających w kręgach masonerii i innych tego rodzaju zbrodniczych organizacji.
Dziękuję Panu za wyjaśnienie.
Zajrzałam i widzę , ze potraktował Pan moje pytanie serio .
Niestety mam tylko papirowe książki .
Widzi Pan , nie było mi miło , gdy mi Pan życzył żeby mi ręka jeszcze bardziej zdretwiała …i w tej sytuacji waham się , czy dodać , ze mam spore kłopoty z oczami . Pisze czasem trochę na oślep , szczególnie wieczorem , znając klawiaturę… z literówkami … Czytac nie powinnam ani pisać … Po prostu jest to brak rpozsądku z mojej strony …
Nie mam TV bo to też ekram . Jednak jakos sobie muszę radzić. Bywają lepsze okresy .
Piszę to nie po to żeby jaskoś mnie żałować , tylko nie moge spełnić Pana prośby o posłużenie się formą cyfrową….. Szkoda , ze tradycyjne książki których mam wiele , dla współczesnych ludzi są niedostępne .
Nasze swiaty powoli się mijają. Te własne książki znam i łatwo mi sie szukja .
Nie szkodzi . Dziękuję za dobre chęci .Wróci za 2 tygodnie mój zaprzyjaźniony ksiądz … dobrze wykształcony i konserwatysta … myśle , że jego dopytam . Zaintrygował mnie Pan . Pozdrawiam .
Analizując utwór nie sposób nie oddzielać treści od formy. Swoisty dogmatyzm, zakładający że jeśli treść jest zła, to forma też taka być musi, jest nie do przyjęcia. Zresztą, libertyni często zarzucają takie podejście komentatorom i cenzorom katolickim, z reguły niesłusznie. Akurat do literatury rozrywkowej, w której porusza się Pratchett (co nie znaczy, że głupiej czy bezwartościowej), nie mieszałbym problemów Vaticanum II i tego, jak zostało wykorzystane przez zwolenników modernizmu w Kościele. To zupełnie różne tematy. Nie mniej jednak zawsze warto pamiętać, że i w kloace może kryć się zagubiony diament, a także na odwrót, że w wartej grube tysiące, omszałej butli zdarza się ocet. Ja jestem na drodze odkrycia na nowo mszy łacińskiej nie sposób więc zaliczyć mnie do liberalnie myślących modernistów, a przecież nie odrzucam takich diamentów jak Pratchett, bo Duch dmie, kędy chce. Tak samo nie odrzuciłem twórczości coryllusa, choć wielu mądrzejszych nią wzgardziło, bo nie idzie utartym szlakiem, a błądzi po chęchach i szuwarach. A ja przeczuwam, że na chodniku można spotkać tylko tych, co lubią iść wygodnie, a w krzakach to i ptaka pięknego się zobaczy i owada — a wszystkie to stworzenia Boże i głupotą i grzechem jest odrzucać ich piękno, by straszyć pogubionych za forsę — żeby w ten nieco karkołomny sposób nawiązać do tematu dzisiejszego felietonu gospodarza.
Valserze, Twoja argumentacja jest nie do przyjęcia. Z tego, że nie mam umiejętności matematycznych na poziomie niezbędnym do studiowania astronomii nie wynika, że jestem matematycznym debilem. Co najwyżej, że Ty uważasz mnie za debila, każąc przyjmować takie wnioski.
Dobrze, ręka na zgode i podpowiem, że bohaterem Bakunowego faktora jest Ebenezer. Może to coś Koledze mówi w kontekście pisania Gospodarza. Jeśli nie, to czeka na Kolegę kolejne wtakemniczenie. 🙂
Pozdrawiam.
tu też … mikro – ale jednak planowany budżet …
https://www.youtube.com/watch?v=dA5OzxshysI
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.