wrz 062018
 

Wczoraj był straszny dzień. Od rana wożenie książek do biura położonego przy ulicy, na której właśnie wylewali świeży asfalt. Coś fantastycznego. Całe szczęście po południu skończyli, asfalt był trochę ciepły, ale twardy i można było normalnie podjechać pod bramę. Nie udało się jednak przewieźć całego magazynu. A są jeszcze dwa. Jeden na pewno zostanie tam gdzie jest, ale ten duży i drugi mniejszy trzeba będzie przetransportować za tory. No, ale to pieśń przyszłości, to znaczy przyszłego tygodnia, bo wcześniej się za to nie zabiorę.

W związku z wczorajszym ogłoszeniem dostałem mnóstwo listów z wątpliwościami i pytaniami. Były także różne sugestie. Czy ja czasem nie chcę umniejszyć roli Szkoły Nawigatorów, albo czy ja czasem nie chcę oderwać się od środowiska osób komentujących w Szkole Nawigatorów i przenieść gdzie indziej. Podobne pytania stawiano mi kiedy ruszał PGR. Wyjaśniam więc teraz wszystko raz jeszcze i powoli. Przewaga naszego środowiska nad innymi polega na tym, że my tutaj nie wzorujemy się na ludziach, okolicznościach i zdarzeniach oczywistych i narzucających się niejako same z siebie. To znaczy nie chcemy być husarią, endecją, zakonem maltańskim, czy czymś podobnym, nie chcemy też zakładać FON, jak to ostatnio postulował minister Błaszczak. Szukamy innych wzorów i innych wyjaśnień otaczających nas okoliczności, a celem wszystkich moich przedsięwzięć nie jest promocja mojej osoby, ale stworzenie głębokiego rynku treści, gdzie każdy – autor, komentator, grafik, będzie mógł znaleźć swoje miejsce. Tak, jak to wczoraj tłumaczyłem Julkowi, z którym woziłem paczki – taki rynek to oś rzędnych i odciętych w przestrzeni. Jest tam mnóstwo punktów, przeznaczeń i zagadek, które można zająć i z którymi można się zmierzyć. Można się poruszać w górę i w dół, a także na boki, mając gwarancję bezpieczeństwa. Nie całkowite, bo takich nikt nie daje, ale spore, zważywszy na głębokość rynku i jego strukturę. Ja nie mogę niestety stać przy każdym i służyć mu w każdej chwili dobrym słowem, albowiem, czego nie doświadcza na rynku żaden pisarz ani poeta, muszę robić choćby to co robiłem wczoraj – przenosić magazyn na własnych plecach. Nikt mnie od takich obowiązków nie uwolni, podobnie jak nie uwolni mnie od różnych innych spraw, które powinienem załatwiać osobiście. Jeśli komuś się zdaje, że obecność w którymś z moich projektów uwolni go od różnych niedogodności dnia codziennego, ten się myli. I teraz ważna sprawa, o której wielokrotnie już tu pisałem. Problemem prawdziwym jest ułożenie sobie relacji z sojusznikami. Relacje z wrogami to nie kłopot, bo wrogów się wyrzuca, strzela się do nich, albo chwyta w sprytne pułapki. Relacje z sojusznikami to problem prawdziwy, albowiem sojusznicy mają różne wymagania, często wyśrubowane i odległe od realiów, w których ja sam funkcjonuję. W Szkole Nawigatorów, a także w coryllus.pl są w zasadzie sami sojusznicy i ja poświęcam mnóstwo czasu na to, by wszystkim dokładnie tłumaczyć o co mi chodzi. To jest interpretowane różnie, nie zawsze po mojej myśli i nie zawsze w zgodzie z moimi intencjami. Te zaś zawsze są szczere, to znaczy dotyczą powiększania rynku w duchu, o którym pisałem wyżej. Ponieważ nie mogę i niech chcę zdradzać wszystkich swoich planów, dobrze by było, żeby sojusznicy zamiast rezonować, albo kłócić się ze mną, albo wysuwać jakieś kontrpropozycje, po prostu posłuchali co do nich mówię. Tyle wystarczy, nie muszą się ani angażować w to co robię, ani nawet podążać w tę samą co ja stronę.

Powtarzam więc raz jeszcze – uruchomienie nowych projektów, tym razem w świecie realnym, a nie wirtualnym nie zmienia niczego na SN, w PGR czy na coryllus.pl. Każdy może sobie pisać co chce, dyskutować o czym chce, pod warunkiem, że nie zagraża strukturze, którą tu wszyscy tworzymy i nie lansuje treści jawnie idiotycznych, takich jak Wielka Lechia na przykład. Ja nie będę już w nic ingerował, ani nikomu na nic zwracał uwagi. Przesunę się tylko w naszym układzie współrzędnych nieco w bok, ku skrajowi i nieco w górę, ku nowym zadaniom i nowej aktywności. Teraz konkrety. Jeden z czytelników zwrócił się do mnie wczoraj z pytaniem czy nie można zmienić terminu konferencji, bo dni 8-10 grudnia to święta nakazane przez Kościół, albo czy nie można przesunąć godziny rozpoczęcia. Proszę Państwa, nie można, ale na miejscu jest wystarczająco dużo kościołów, żeby wziąć udział w porannym czy wieczornym nabożeństwie. Nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich szczegółów. Bardzo przepraszam. Jeden z komentatorów, tonem nieco obcesowym zapytał mnie, czy ja zaprosiłem na tę konferencję Piotra Tryjanowskiego dlatego, że był on jednym z najważniejszych ekspertów opiniujących zamek w Stobnicy. Czy ja w ogóle o tym wiedziałem i czy zamierzam używać tego w promocji naszego przedsięwzięcia. Proszę Państwa, jestem tylko skromnym blogerem, należę jak Wy do grupy określonej przez redaktora Mazurka mianem „blogerskiej tłuszczy”, a przez redaktora Ziemkiewicza nazwany zostałem „nędznym blogerzyną”. Gdzież ja mógłbym mieć dostęp do takich informacji, jak zatrudnienia poza zakładowe prof. dr hab. Piotra Tryjanowskiego? Zastanówcie się wszyscy dobrze. To jest niemożliwe z istoty, a za zaproszeniem profesora Tryjanowskiego nie kryje się, zapewniam, żaden szatański plan. Ja oczywiście wykorzystam wszystkie kontrowersje wokół jego osoby do promocji naszego przedsięwzięcia, ale tylko ktoś wyjątkowo lekkomyślny postąpiłby inaczej. Zamierzam też sprzedawać książki profesora, a także, jeśli tylko wyrazi on taką chęć, wydać jakąś jego pracę w przyszłości. I teraz powrócę do poprzedniego wątku, niech nikt nie lamentuje, że odchodzimy od formuły znanej dotychczas, czyli od publicystyki historycznej i politycznej. To jest po pierwsze nieprawda, po drugie – tylko poszerzanie spektrum zainteresowań może przynieść nam sukces prawdziwy. I tego właśnie nie rozumie nikt z liderów ruchów, nie tylko prawicowych, ale w ogóle każdych w Polsce. Nie potrafię tego pojąć. Wczoraj zadzwonił tu jeden z wydawców z propozycją, bym sprzedawał jakąś książkę o new age. Odmówiłem. To jest złe, przestarzałe i słabe rozpoznanie rzeczywistości, to jest zwalczanie papierowych smoków, które nasi wrogowie podsuwają nam, byśmy mieli trochę dziecinnej satysfakcji i trzymali się z daleka od spraw i myśli poważnych. Nie będę sprzedawał książek o new age, będę sprzedawał książkę Tryjanowskiego o ptakach, bo to jest stokroć ważniejsze. Wiem oczywiście, że ludzie pokroju red. Mazurka, czy red. Ziemkiewicza, albo cały skład Teologii Politycznej, nigdy by nie uwierzyli w to, że wróble są istotniejsze niż podstępne zakusy liderów new age przeciwko Kościołowi i zdrowej rodzinie, ale ja akurat jestem pewien, że są. Stąd wybieram taką właśnie drogę. To nie wszystko. Poprosiłem wczoraj blogera podpisującego się nickiem Pioter, którego wszyscy znacie, bo umieszcza tu ciekawe informacje o banknotach, żeby na pierwszej sesji Latającego Uniwersytetu Leszczynowego, wygłosił jakiś wykład na temat ikonografii banknotów. Mam wstępną zgodę, ale jak to będzie i czy Pioter rzeczywiście przyjedzie, okaże się dzisiaj. Mam nadzieję, że się zgodzi. I teraz – powracam do wątku głównego – nie jest tak, jak mi tu sugerowali niektórzy, że ja chcę sekować, albo marginalizować Szymona. Dla wszystkich starczy miejsca w naszym przestrzennym układzie współrzędnych, a Szymon będzie miał osobne spotkanie autorskie, jeśli oczywiście zbierze się odpowiednia ilość uczestników gotowych za udział w takim spotkaniu zapłacić. To jest naturalna praktyka, wszyscy tak robią i ja nie widzę powodu, dlaczego my akurat mamy z tego rezygnować i kokietować czytelnika darmochą. Bo co? Bo nie pokazują nas w telewizji? Bo w ten sposób zwiększymy ilość gości na spotkaniu? Będzie dokładnie na odwrót, zmniejszymy tę ilość, a nie zwiększymy. Treści zaś, które Szymon zawarł w swojej książce są bardziej kontrowersyjne i lepsze niż wszystkie kanały telewizyjne czynne w Polsce razem wzięte. Nie ma więc obaw, że ktoś się znudzi, albo rozczaruje. Przygotowania do pierwszej sesji LUL są bardziej zaawansowane niż przygotowania do spotkania z Szymonem Stalagmitem, ale to nic, o tym drugim wydarzeniu będę wszystkich informował w przyszłym tygodniu. W tym nie mam już czasu na nic.

Podsumowując wszystkie jawne szczegóły, piszę jawne, bo nie wszystkie póki co takie są:

Miejsce spotkania – Wielkopolska

Czas – 8 grudnia, od 9.30 do 18-19, z ewentualnymi korektami

Ilość uczestników – do 200 osób i ani jednego człowieka więcej

Prelegenci – prof. Grzegorz Kucharczyk, dr hab. Krzysztof Kaczmarski, prof. dr hab. Piotr Tryjanowski, Marek Budzisz – na pewno. Być może dr Andrzej Gliwa być może bloger o nicku Pioter. To się okaże dzisiaj.

Prowadzący – Gabriel Maciejewski

Wpłata za uczestnictwo w pierwszej sesji Latającego Uniwersytetu Leszczynowego wynosi 250 zł od osoby. Pieniądze wpłacamy normalnie na konto firmowe, tam gdzie spływają należności za książki.

27 1140 2004 0000 3702 7083 1973

Dla wpłacających z zagranicy – pełny 26 cyfrowy numer konta należy poprzedzić literami PL. Kod BIC dla naszego banku to:

BREXPLPWMBK

Wpłaty powinny być oznaczone pełnym imieniem i nazwiskiem oraz informacją – wpłata za udział w konferencji. Nazwisko uczestnika i nazwisko wpłacającego muszą być identyczne, a jeśli nie mogą, w opisie powinna znaleźć się informacja kogo dotyczy wpłata, jak się nazywa uczestnik konferencji. Wpłaty nieoznaczone będą odsyłane, o ile podany będzie numer konta. Nie odeślę żadnej wpłaty z poczty jeśli nie będzie ona oznaczona nazwiskiem i adresem. I niech mnie nikt potem nie oskarża o kradzież. To ważne bo wielokrotnie zdarzało się, że klienci, zamawiający w sklepie książki na nazwisko Pierogowicz, wpłacali pieniądze z konta oznaczonego nazwiskiem Zacierkowski, a potem dochodziło do awantur, z tego powodu, że książki nie dotarły na czas, a były przecież urodziny. Nie każdy też, oznacza wpłaty numerem zamówienia. I teraz kolejna ważna rzecz – wpłaty na konferencję nie mogą być łączone z wpłatami za zakup książek. Muszą być oddzielone. Nie słucham żadnych uwag typu – ale to będzie drożej, bo jeszcze półtora złotego za przesyłkę. Nic mnie to nie obchodzi. Mają być oddzielne i już.

Wpłaty zostaną zalimitowane i będą zwracane z powrotem z chwilą kiedy zbierze się wymagana liczba uczestników konferencji albo z dniem 5 listopada.

Miejsce, w którym odbywać się będzie spotkanie ujawnione zostanie dopiero wtedy kiedy zbierzemy kwotę potrzebną na jego zorganizowanie, a także ustalimy z prelegentami jakich warunków lokalowych potrzebują. Niektórzy z nich będą jechać do Wielkopolski z daleka.

Na razie to wszystkie jawne informacje. Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie dziś umieszczę nagranie ze spotkania w Zielonej Górze.

  4 komentarze do “Latający Uniwersytet Leszczynowy – rozwinięcie”

  1. Do-sko-na-le  !!!

    Nie mam pytan, Panie Gabrielu… a nagranie z Zielonej Gory obejrze jeszcze raz  !!!

  2. LUL(eszczynowy) to tylko w Lesznie czy raczej w jego okolicach, może Rydzyna lub Drzeczkowo, żeby odpędzić złe duchy Amosa.

  3. Z całym szacunkiem dla prelegentów ale ja bym przede wszystkim pojechał posłuchać Coryllusa choć…nie bardzo wypada Gospodarzowi zabierać całego show. Spóźniłem się kiedyś na spotkanie w Dęblinie bo GPS poprowadził mnie do Domu Kultury w Rykach. Ale autograf mam:) Do zobaczenia na Lubelszczyźnie

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.