Zacznijmy od tego, po co są dyplomy uczelni humanistycznych? Po to, by ludzie udający naukowców mogli markować swoje kompetencje. Konstatacja ta przychodzi do człowieka późno, ale jest jednym wytłumaczeniem pewnych, z pozoru niewytłumaczalnych zjawisk.
Jak bowiem wyjaśnić to, że historycy sztuki nie potrafią oczytać napisu na jednym z najbardziej znanych obrazów polskich, który reprodukowany jest w każdej książce niemal, służącej do nauki polskiego czy historii. Jak wytłumaczyć fakt, że dyrektor dużej placówki muzealnej nie potrafi podjąć decyzji w sprawie przywrócenia na ramie równie znanego obrazu, tego samego artysty, sentencji, która się tam znajdowała? Pisał o tym wczoraj alfatool.
Jak wreszcie wyjaśnić fakt, że codziennie niemal drukuje się tony artykułów i książek, nie przeznaczonych do dystrybucji, a do tego jedynie by uwiarygodnić hierarchię, w której karierę robią nadczłowieki? Nie można bowiem inaczej nazwać ludzi, posiadających liczne kompetencje potwierdzone nie tylko dyplomami, ale też życiorysami zawodowymi, gdzie podane są nazwy kierunków studiów, które nadczłowiek ukończył, a także tytuły prac, które napisał. Kiedy to czytamy nikt nie jest w stanie zrozumieć o co chodzi i z jakiej planety przybył osobnik legitymujący się tak niesamowitymi osiągnięciami. Nie dającymi się w dodatku zweryfikować w żaden sposób. No bo ludzie, albo piszą, albo rysują, albo śpiewają i to można sprawdzić w każdej chwili, a test zajmuje minutę. I każdy, kto nie jest nadczłowiekiem potrafi go przeprowadzić.
Dorobek naukowy nadczłowieków, w czasie kolejnych rekrutacji, nazywany będzie stanem badań. I kolejne roczniki aspirujące do bycia „nadczłowiekami” zapoznać się będą musiały z tym wszystkim, albo jedynie udać, że się zapoznają.
Kariera naukowa nie istnieje. To jest fikcja służąca jedynie temu, by po wykreowanym obszarze swobodnie mogły poruszać się nadczłowieki, które następnie płynnie przechodzą do polityki. Ktoś powie, że to akurat nie dotyczy humanistów. I rzeczywiście, bo oni są w innym segmencie zaszeregowania. No, ale już prawników dotyczy i dotyczy także – niestety – lekarzy. O czym mogliśmy się przekonać obserwując niejakiego Siewierę. Jego postawa zdradziła nam też, że poziom rekrutacji „nadczłowieków” obniżył się drastycznie. I mamy dziś sytuację taką, że nie potrafią oni nie tylko ukryć starań o atencję, ale zwyczajnie zamknąć gęby, kiedy to właśnie należy zrobić. Niesamowite. Cóż to może oznaczać? Że obietnice które im złożono nie zostały dotrzymane, a ten kto je składał powiedział im, iż źle go zrozumieli. Niebawem dojdziemy do takiego stanu, że osobnicy posiadający pewne doświadczenie życiowe i jakoś tam przyzwyczajeni do obserwacji i słuchania bliźnich, będą mogli, w dużym zbiorze doktorantów nauk humanistycznych, prawa i medycyny, wskazać bez pudła wszystkich nadczłowieków. Poznają ich po charakterystycznym uniesieniu brwi i kilku innych cechach. Wystarczy zresztą, że jeden z drugim się odezwie. No dobra, pomylą się może raz czy dwa, ale tylko dlatego, że trafią na jakiegoś cwaniaka, który postanowił poudawać nadczłowieka.
Naczłowieki przestają być podobne do ludzi, a misję swoją muszą, co nie dziwi, pełnić między nimi. Gdzieś więc jest błąd. Ktoś to źle zaplanował po prostu i nie wiadomo teraz jak ten ambaras odkręcić. Bo może nie trzeba go odkręcać? Moim zdaniem należy. Im szybciej tym lepiej. No, ale to jest problem nadczłowieków, a nie nas – ludzi.
Obserwując portal X mam nieodparte wrażenie, że nadczłowieki są silnie poirytowane tym iż ludzie nie słuchają ich z należytą uwagą, a to oznacza, że umiejętności jakie odebrali na kursach nadczłowiekowania, połączone z dorobkiem w zakresie językoznawstwa, politologii, dziennikarstwa, teologii, religioznawstwa, czy prawa, nie są dość przekonujące. Tak oczywiście jest z tego powodu, że planiści, którzy system kształcenia nadczłowieków, zrobili to „pod siebie”. To znaczy nie przewidzieli, że istnieje świat poza okolicznościami ich bytowania i w tym świecie można powiedzieć i zrobić coś absolutnie zaskakującego. Ludzie zaś, którzy tam przebywają są nieprzewidywalni. Do tego stopnia, że wyuczona kokieteria nadczłowieków nie ima się ich wcale. Ta okoliczność już dawniej wywoływała zdenerwowanie. Niczym w filmie „Miś” gdzie grany przez Jana Kociniaka milicjant z drogówki dzwoni po instrukcje, co ma zrobić z kierowcą, który odpowiada jak człowiek, a nie zgodnie z tym co tam milicja ma zapisane w okólniku. Myślę, że od tamtych czasów zmieniło się w sumie niewiele. Tyle, że zamiast stać przy drodze nadczłowieki penetrują Internet. I nie zadają już pytań, ale emitują komunikaty, które powinny wywoływać reakcję hipnotyczną i magnetyczną. To znaczy ludzie, którzy ich wysłuchali zapaść powinni w sen a następnie podążać za nadczłowiekiem tam, gdzie on zechce ich poprowadzić. To się przez jakiś czas udawało, ale już od dawna nie działa. Próbowano temu zaradzić kreując coraz to nowych nadczłowieków, którzy jakoś tam byli wynagradzani. No, ale okazało się – jak przypuszczam, bo przecież tego nie wiem – że koszt jest zbyt duży w stosunku do efektów. No i zaczęli się oni zużywać z niespotykaną do tej pory prędkością. Poza tym sytuacja jest taka, że zbyt skomplikowane komunikaty przestały być rozumiane przez target, w który celowano. Część bowiem ludzi, świadomych tego co się wyrabia, po prostu przesunęła się w spektrum dostrzegalnym przez nadczłowieków, do sfery niewidocznej. Na obserwowanym przez nich odcinku widać kibiców, narodowców, strażaków oraz wychowanych w absurdzie absolwentów studiów humanistycznych. Często zaś widać po prostu lustro, w którym nadczłowieki mogą się przejrzeć. A widok ten nie dostarcza im satysfakcji. No i ta sytuacja wywołała naturalną i histeryczną reakcję polegającą na drastycznym uproszczeniu komunikatów.
Jakby tego było mało, w przestrzeni publicznej prócz samych nadczłowieków istnieją jeszcze istoty, które – dla jakichś osobistych satysfakcji – próbują ich udawać. I co gorsza znajdują wierną publiczność. No, a to z tego właśnie względu, że spektrum się skurczyło, a część osób po prostu wyszła z tego seansu, tak jak kiedyś wychodziło się z kina, w którym puszczano radzieckie filmy.
Zostawali w nim tylko ci, którym się zdawało, że staną na tle ekranu, gdzie widać było jadące na Berlin czołgi i perorując ze swadą o technice ich zbudowania, przyciągną uwagę publiczności. Taką sytuację mamy dzisiaj. To znaczy bierzemy udział w komedii, w której grają bracia Marx, ale zamiast śmieszyć nas, zaczynają straszyć. Bo nie potrafią inaczej.
Wróćmy do dorobku naukowego. Każdy profesor w zasadzie jest z istoty nadczłowiekiem. Okazało się jednak, że zasięgi emanacji nadczłowieczeństwa profesorów spadają. Głównie w skutek działalności ludzi-amatorów, nie rozumiejących, że nie chodzi o jakieś tam kwestie edukacyjno-estetyczne, ale o utrzymanie hierarchii i udrożnienie kanałów dystrybucji, dla treści kontrolowanych przez nadczłowiekowatych. To psuje odbiór treści, a także zmusza profesorów do szukania nowych form dystrybucji, czyli – jak w przemyśle muzycznym – żeby coś sprzedać i nie narazić się tym, co trzęsą branżą, trzeba udawać amatora. I tu dochodzimy do kwestii najważniejszej czyli do segmentacji dystrybuowanych treści. Mogą być one poważne albo głupkowate. Tych drugich jest oczywiście więcej, ale bywa też tak, że wśród nich zaplącze się coś poważnego. Z kolei poprzez nadmiar kreujących się na nadczłowieków dysfunkcyjnych ambicjonerów z gatunku ludzkiego, część treści emitowanych serio to zwyczajne idiotyzmy.
Są jednak treści poważne-poważne, a te dotyczą przemian w postrzeganiu spraw takich, jak kształt pobożności katolickiej i jej formy. I tu dochodzimy do kwestii moim zdaniem najistotniejszej, której poruszenie wywołuje rechot nadczłowieków i naśladujących ich specjalistów od życia wojskowego i tajniackiego. Jak można opisać nadczłowieka promującego islam wśród chrześcijan? Bo według mnie jest to całkiem nowy, niezbadany jeszcze gatunek nadczłowieka. Ma on dorobek naukowy, dość już pokaźny i jakąś egzotyczną specjalizację z zakresu nauk zbliżonych do teologii. Demonstruje swoją wrażliwość i bezkompromisowość, a także fizyczną słabość oraz delikatność w obejściu z innymi. No i generalnie wygląda tak, że można by go było rozpłaszczyć kapciem na ścianie, jak komara. Kiedy jednak zbierze się dwudziestu takich sprawy zaczną wyglądać inaczej. No, ale to tylko takie moje przypuszczenia – istoty, która zeszła z pola widzenia nadczłowieków i przestała się dla nich liczyć już dawno. A Wy? Jakie macie spostrzeżenia w związku z nadczłowiekami?
Przypominam o tym, że mamy nową książkę w sklepie. Opowiada ona o walce prawdziwych ludzi z wyjątkowo podłym i podstępnym gatunkiem nadczłowieków.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zeszyty-do-historii-narodowych-sil-zbrojnych/
Dzień dobry. Niewątpliwie hierarchie, które Pan opisuje są częścią składową struktury reżimu, który udaje ostatnio, że go nie ma, ale on tylko się przepoczwarza i zmienia techniki walki. Do tego potrzebni są ci osobnicy, których Pan opisuje. Motyw ekonomiczny jest silny oczywiście, bo wszystko odbywa się przecież dla pieniędzy. Reżim ma już doświadczenie i potrafi sobie wyliczyć która metoda rządzenia ile kosztuje. Jest jeszcze jeden powód zmian inkryminowanych technik; one mianowicie powszednieją i tracą skuteczność. Trzeba zatem znowu udać, że teraz to już naprawdę… I publika się zawsze na to nabiera.
Bo zawsze są młodzi, którzy widzą swoją szansę
A wczoraj u Moniki J., red. Warzecha wykazał szczere zdziwienie, że w komentarzach ludzie nazywają go szabesgojem w związku z tym, że jest sygnatariuszem osławionego listu 16-tu. Z pełną powagą red. Warzecha podał definicję szabesgoja, i na gruncie logiki wykazał jak dwa a dwa cztery, że on tej definicji nie spełnia. Swoje złożenie podpisu uzasadniał powołując się na fakt, że innymi sygnatariuszami są wybitni luminarze nauki, tacy jak prof. Andrzej N., i jakiś prof. na D. (długie nazwisko) – o którym jako Ciemnogrodzianin, usłyszałem po raz pierwszy w życiu…
Można by wprowadzić jakiś dodatkowy tytuł „uebermenschowy” (istnieje tytuł prof. NADZWYCZAJNEGO, z jakichś powodów dzisiaj niemodny) – Ndc.? Ubm.?Ndck?Ndcw.? (Podobny do NKWD) …
Podstępne wewnętrzne nawalanki rosyjsko ukraińskie w SN przykryły nie tylko historię NSZ ale także współczesny zewnętrzny pojedynek pomiędzy SN a NB 😉
Aż dziwne, że go Monika nie zabiła kapciem
Dziwi mnie ta zaciekłość
Pominę milczeniem, co myślę na temat pobłażania islamowi – szczególnie w jego wersji tatarskiej, którą przyjmuje się za folklor jakiś – jakby w tym środowisku nie było umoczonych w biznesie misyjnym podmiotów kreowanych przez Ligę Muzułmańską, czy WAAMY. Tatarzy już zostali 20 lat temu na nowo nawróceni przez satelity Moskwy, takie jak Józef Chadid.
Pominę i wrzucam link, który jest ilustracją właśnie nadczłowieków-niziołków, którzy włączają się w walkę Chin z USA z pozycji biblioteki PAN, nie do końca będąc świadomym treści, a powierzchownie wrzucając tytuł-klucz.
https://www.facebook.com/photo?fbid=1056439656508570&set=pcb.1056440843175118