kw. 042023
 

Miało być o czymś innym, ale będzie o aktorach. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Dowiedziałem się dziś z twittera, że Polska Agencja Wywiadu ma budżet 23 razy mniejszy niż analogiczna agencja w Niemczech. To zaś oznacza, że nasze możliwości w zakresie zdobywania informacji istotnych są bliskie zeru, a niemieckie są bardzo duże. Proponuję więc, by wszystkie budżety przeznaczone w Polsce na kulturę i tak zwaną promocję przeznaczyć na rozbudowę tej agencji i jej usprawnienie. To szczytny cel i inwestycja, która zwróci się po wielokroć. Przekonałem się o tym dobitnie wczoraj, kiedy próbowałem oglądać spektakl teatru telewizji według „Snu nocy letniej” Szekspira. Wytrzymałem może dziesięć minut. Podobnie jak film „Filip” i serial o przygodach Szlimakowskiej, dzieło to było reklamowane w Wiadomościach. Już wtedy podejrzewałem, że coś może być nie halo z tym przedstawieniem, a po ostatnich występach naszej ulubionej bohaterki z serialu „Polowanie na ćmy” zyskałem wręcz pewność, że będzie katastrofa. Dlaczego? Albowiem podkreślano jak ważna i piękna przy tym jest scenografia do tego przedstawienia. Mam taką oto intuicję – scenografia służy dwóm rzeczom – podnoszeniu kosztów wystawienia spektaklu i zasłanianiu nędzy warsztatu aktorskiego. A nędza wczorajszego przedstawienia była wprost potworna. Jak sobie człowiek przypomni, że dziecięciem będąc, oglądał  w teatrze telewizji „Wieczór trzech króli” z Walczewskim i Zapasiewiczem i to razem ze wszystkimi powtórkami, to robi się bardzo dziwnie. Nie wiem kto i dlaczego zostaje aktorem, ale mam wrażenie, że są to ludzie, którym ktoś wmówił, że powinni udawać aktorów. I oni się naprawdę bardzo starają. To jednak niczego nie zmienia. Może gdyby zamiast w scenografię i stroje, które były naprawdę fantazyjne, zainwestowano w charakteryzatorów wyszło by lepiej. Aktorzy nie musieliby grać, wszystko załatwiałyby maski i scenografia. No, ale ktoś zdecydował inaczej. Ale czekajcie?! Przecież była charakteryzacja, leśne straszydła miały wydłużone uszy, jak elfy u Tolkiena. No i kilka osób miał peruki, między innymi pani, która grała Tytanię. Dobrze ją pamiętamy z filmu „Smoleńsk”, gdzie wcieliła się w rolę młodej dziennikarki, choć jest dwa lata starsza ode mnie. No, ale nie będziemy nikomu wypominać wieku, nie o to chodzi. W tym przedstawieniu nic nie było takie jak trzeba. Po prostu nic. Może tylko ta babka, co grała Puka, ale to wszystko. Reszta nie miała tak zwanego wstanu nawet do żulii, co pod sklepem bawi się w odgrywanie scenek z ulubionych seriali, albo naśladuje policjantów z miejscowej komendy. Koszt tego przedsięwzięcia był jak mniemam kosmiczny, zważywszy na tę scenografię i kostiumy, a także gażę aktorów. No, ale to nie byli aktorzy, a jedynie ludzie, którzy ich udawali i do tego potrzebny był im Szekspir – żeby mogli pokazać całemu światu, jak ładnie potrafią wcielić się w rolę aktora.

Będę się upierał, że zarówno serial o Szlimakowskiej, jak i to przedstawianie jest symptomem pewnej metody. Jest ona biegunowo różna od tego, jak rozumie się przedstawienia, w tym filmy, w krajach takich jak USA. Skupię się na filmach, bo te znam. Chodzi mi o tak zwane kino autorskie. Tam wszystko trzyma się na jednym lub dwóch bohaterach i śladowej zupełnie charakteryzacji i scenografii. Po to, żeby obniżyć koszt oczywiście, a co za tym idzie podnieść zyski, albowiem pieniądze oszczędzone na produkcji przeznaczane są na zblatowanie dystrybutorów i agresywną promocję. U nas promocję załatwiają media państwowe, albowiem produkcja nie jest nastawiona na zysk, ale na podniesienie poziomu kultury w narodzie. Tak mniemam, choć nigdzie takie zdanie nie padło. Wiele się za to mówiło o ponadczasowości Szekspira. Wszyscy wiemy co należy o tym myśleć, jak coś jest beznadziejnie słabo zrobione, wtedy należy zwalić odpowiedzialność za klęskę na autora, którym zwykle jest ktoś sławny i napisać, że dzieło jest ponadczasowe. Przez to ludzie, którym media państwowe fundują „wieczór z kulturą wysoką” mają poczuć się lepiej, ale też zrozumieć, że są pewne zagadnienia, całkiem poza zasięgiem ich intelektu. I tak było wczoraj. Ja, który obejrzałem w całości trzy odcinki serialu o przygodach dzielnej burdelmamy na frontach rewolucji socjalnej, wyłączyłem telewizor po dziesięciu minutach. Może to przez panią Fido, ale chyba nie, bo zęby bolały mnie już od samego początku, od chwili kiedy Tezeusz przechadzał się pod styropianowymi kolumnami z Hipolitą w skórzanych portkach.

Problem z tą ponadczasowością jest taki, że w istocie jest ona kokietowaniem współczesnego widza. Trzeba pokazać po prostu, że ci wszyscy wymyśleni przez Szekspira ludzie i duchy, zachowują się w istocie jak dzisiejsze nastolatki. Choć jest to całkowite kłamstwo, albowiem moja córka znudziła się jeszcze wcześniej niż ja i wyszła, choć ma piętnaście lat i fascynuje się różnymi dziwnymi tekstami, a niesamowitość pociąga ją mocno. No i wydawałoby się, że taki spektakl jest dla niej. Niestety nie. Czym więc jeszcze jest ta rzekoma ponadczasowość? Jeszcze jednym usprawiedliwieniem nędzy warsztatu aktorskiego. Ludzie ci bowiem, udający aktorów, jedyne co mogą zrobić na scenie to zademonstrować fałszywe wzruszenia i zamarkować nieudolnie stosunek płciowy. To wszystko. Myślę, że gdyby im kazano udać głuchego w jakiejś komedii nie daliby rady. Co za tym idzie w spektaklu tak przygotowanym nie ma żadnej tajemnicy. Po prostu żadnej. Mimo scenografii, mimo tekstu pełnego istot ze świata nadprzyrodzonego, mimo rzekomo dobrych zdjęć, mimo kostiumów, w tym spektaklu nie było żadnej tajemnicy. Ludzie zaś zebrani dla jego odegrania zachowywali się, jakby ktoś ich przewiózł na tę scenę z planu filmowego, na którym udawali aktyw zakładów włókienniczych, w Łodzi, roku 1976.

Jeśli ktoś przekonuje kogoś, że spektakl jest niesamowity, bo kawałki pianki poliuretanowej pomalowane na zielono udają mchy i drzewa to już jest tragedia. Nie stąd się bierze fascynacja teatrem i sztuką. Pamiętam ten „Wieczór trzech króli” jakby to było wczoraj, pamiętam Zapasiewicza i Walczewskiego, a miałem przecież może 10 lat i nie rozumiałem połowy tekstu, a może nawet więcej niż połowy. To jednak co ci aktorzy mówili i jak się zachowywali było tak fascynujące, że żyje we mnie do dziś. I wierzcie mi, że nie mam dziś ochoty szydzić, ani znęcać się nad tymi biedakami. Im się pewnie wydaje, że osiągnęli jakiś sukces, ale to już nie moje zmartwienie. Najgorsze będzie, jak zaczną wychowywać następne pokolenie aktorów. No, ale może w międzyczasie rząd dofinansuje agencję wywiadu i będziemy mieli na żywo lepsze przedstawienia niż ten cały Szekspir i jego „Sen nocy letniej”.

  24 komentarze do “Ludzie, którzy udają aktorów”

  1. Dobry aktor zagra słabego warsztatowo aktora, słaby aktor nigdy nie zagra dobrego aktora profesjonalisty.
    Mamy obecnie aktorów grających śpiewaków, śpiewaków śpiewających aktorów i mnóstwo innych aspirujących.

    Śp. Pieczka powiedział ,że jak umiesz grać to nie potrzebujesz mikrofonu żeby być słyszalnym , oni z mikrofonem są niezrozumiali.

  2. Świetna recenzja przedstawienia i współczesnych aktorów. Ja dałam radę oglądać przez 5 minut

    To jest okropne, że nie ma szans zobaczyć na scenie dawnych obyczajów tylko aktorzy zachowują się
    'jak dzisiejsze nastolatki’.
     Jarzyna w Teatrze Rozmaitości na Marszałkowskiej w latach 90tych zrobił 'Śluby panieńskie’. Pierwszy akt był grany klasycznie (miłe i słodkie panienki, stroje z epoki) , w drugim aktorzy we współczesnych strojach 
    zaczęli zachowywać się  jak ludzie współcześni, a w ostatnim – wulgarnie. Tekst Fredry był bez zmian. Wtedy zdawało mi się to ciekawe jako satyra na upadek obyczajów. Zresztą aktorzy we wszystkich częściach świetnie grali. 
    Jednak ludzie teatru nie odebrali tego jako satyrę lecz zaczęli wszystko wystawiać wg formuły ostatniego aktu.
    Od wielu lat przestałam chodzić do teatru, który uwielbiałam.

  3. Ci ludzie kawału nie potrafią opowiedzieć

  4. Tu jest cała przygoda zorganizowana po to, by oni nie byli widoczni i nie obnażali swojej nędzy

  5. To be seen or not to be at all…

    Let’s demonstrate the value of not to be seen:

    https://youtu.be/ZGv8oAHxekU

  6. Jeszcze ten wczorajszy spektakl był w miarę. Tydzień temu spartolili Wesele, a rok temu Zemstę. A Puk rzeczywiście ciągnął sztukę.

  7. Zemsta to tylko z Polańskim  jako – czyli film

  8. Polska Agencja Wywiadu  podobnie jak polskojęzyczna Abwera (ABW) realizuje polecenia  CIA, sprawującej kontrolę na wywiadem i kontrwywiadem w Polsce (bo nie polskim). Już nawet IPN to ustalił i ogłosił dla tej reszty matołków, która się nie zorientowała sama.

  9. Piękny tekst, też uważam, że obecnie aktorstwo to jakieś nieporozumienie. Czego tych ludzi uczą w szkołach? Grania w serialach (formatach) i reklamach? Ta tendencja jest widoczna już od jakichś trzydziestu kilku lat. Aż trudno uwierzyć, że w Polsce, gdzie mieliśmy chyba najlepszych aktorów na świecie, teraz generowani są tacy armatorzy, którzy deklamują kwestie i są kompletnie bez wyrazu. Już nawet nazywanie tego drewnem aktorskim nie oddaje tego z czym mamy do czynienia.

  10. Przede wszystkim ci polscy tak zwani aktorzy są jakoś dziwnie sztywni i jakby grają pod jedną rolę całe życie, trudno się to ogląda… Nie są elastyczni, że tak powiem, są drętwi.

    TVP1 TVP2 nie oglądam wcale, bo wiem co tam mnie czeka. Słabizna plus deprawacja jak się okazuje ostatnio, na dodatek w rocznicę śmierci Papieża…… Seriale o dziwkach.

  11. Prawie w ogóle nie oglądamy z mężem telewizji, ale zdarzyło się nam razu pewnego trafić na spektakl Teatru Telewizji – „Króla Edypa” Sofoklesa. W roli Edypa Piotr Fronczewski, w roli Jokasty Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Kostiumy to proste czarne chlamidy. Scenografii w ogóle nie było, jeśli nie liczyć lekko podniesionej sceny pośrodku. Aktorzy grali w ciemności, a całą robotę scenograficzną wykonywało odpowiednie oświetlenie. Wszystko opierało się jedynie na znakomitej grze aktorskiej. Wbiło nas w fotele. Dramat, od którego powstania minęły 2,5 tys. lat był dla nas równie aktualny, jakby opisywał wczorajsze wydarzenia. Majstersztyk.

    A ów „Sen nocy letniej”, swoją drogą jeden z moich ulubionych dramatów Szekspira, którego inscenizację Pan zrecenzował, obejrzałam wczoraj we fragmencie. Faktycznie gniot. Pamiętam jakąś uroczą produkcję amerykańską z Michelle Pfeiffer w roli Tytanii i Rupertem Everetem jako Oberonem.  Naprawdę miało się wrażenie przebywania w magicznej krainie i jednocześnie było przezabawnie. Polecam.

  12. CIA + SBU, proszę Pana lub w odwrotnej kolejności.

    https://youtu.be/C_sJcXSK1Yc

  13. Przepraszam, ten link jest niepraktyczny, bo program jest nadawany na żywo i nie można cofnąć.

    Otóż w „Debacie dnia” w Polsat news państwo zgromadzeni w studio, dziennikarze i posłowie rządzących partii, powiedzieli oficjalnie, że aktualnie SBU = KGB = „zieloni” w Polsce.

    A teraz proponuję wrócić do jakże interesujących tematów kulturalnych.

    Oddaję głos komentującym 🙂

  14. Jak ktoś mówi, że zielonych wymyśliło SBU a nie Rockefeller to najwyraźniej  brak mu piątej klepki lub nie umie czytać.

  15. Chlapnęli, że na aferze zbożowej zarobiły jakieś firmy związane z „zielonymi”.

    Czekam na dementi 🙂

  16. Niech Pan pamięta, że „kapitał nie ma narodowości”. Jutro wizytacja. Zobaczymy, co z tego będzie…

  17. Kapitał nie ma narodowości w przeciwieństwie do kapitalistów. Zarobili ci kapitaliści, którzy kazali zboże puścić przez słynną granicę celną Unii. Woziński pokusił się ich wymienić: ZEROEMISYJNY „RAJ NA ZIEMI”? Chiny zarobią, Polskę czeka bieda! – YouTube  

    Wizyta skończy się zapewne aresztowaniem nowej porcji onuc z Oszukanej Wsi.

    Dobrej nocy

  18. Polsat idzie na całość… „Sługa narodu”

    https://youtu.be/Iv7PZhrqsOk

  19. Nawet niezłe. Lepsze niż popisy Górskiego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.