lis 212020
 

Pomyślałem, że napiszę coś o tak zwanym profesjonalnym dziennikarstwie, a zainspirował mnie do tego właśnie redaktor Warzecha. Nie sam rzecz jasna, ale za pomocą platformy Wirtualne media.

Kolega cortes przysłał mi taki oto link, prowadzący wprost do Łukasza Warzechy.

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/lukasz-warzecha-kanal-na-youtube-zbiorka-pieniedzy-oplaty?fbclid=IwAR29PQB2ZW_zWy-xcCYDb8TDG0uvC7fbAGkN55z_Msgvzq_uWf5zC1u3pGA

Z mojego punktu widzenia jest to informacja wstrząsająca. Jeśli zaś idzie o wyjaśnienie stanu, w którym znalazło się tak zwane polskie dziennikarstwo, to analiza ta jest jeszcze bardziej poruszająca niż sam news. Okazuje się bowiem, że dziennikarze, którzy są mocno usadowieni we wszystkich możliwych periodykach, mają dorobek, niektórzy nawet wydali książki, i to nie pojedyncze sztuki, ale całe serie, nie są w stanie utrzymać mediów, które ich karmią. To jest coś nieprawdopodobnego. Zwracam uwagę, że problem nie tkwi w tym iż Łukasz Warzecha prosi swoich czytelników i widzów o wsparcie. Jak sam wspomina, czyni to wielu innych. Problem polega na tym, że ci wszyscy ludzie znaleźli się w mediach w wyniku jakiejś selekcji. I to na nich opierała się, przynajmniej w teorii, siła tych mediów. Dziś zaś okazuje się, że oni, a Warzecha wymienia w tym tekście jeszcze Rosiaka, absolutną gwiazdę, muszą włączyć patronite, żeby przeżyć. No dobrze, nie o przeżycie chodzi, ale o utrzymanie pozycji. Czy to się uda? Nie. Nie uda się, albowiem idą takie czasy, że na rynku treści przeżyją tylko twory hybrydowe. Pan Warzecha może co prawda robić na niektórych takie wrażenie, ale to są pozory i złudzenia. On jest silnie sprofilowany i nadaje się, jako narzędzie propagandy, a tym jest każdy dziennikarz, do załatwiania ściśle określonych spraw.

Łukasz Warzecha, który ze swojej decyzji, nie wiedzieć czemu czyni news, przywołuje Dariusza Rosiaka i jego sukces, jaki rzekomo nastąpił, po uruchomieniu profilu na patronite. Ja po pierwsze w sukces Rosiaka nie wierzę, tak jak nie wierzę w żadne doniesienia o dziesiątkach tysięcy sprzedanych egzemplarzy książek Radka Kotarskiego. Po drugie, nie o to chodzi. Zarówno Rosiak, jak i Warzecha zaczynali z bardzo wysokiego pułapu. Czegoż tam nie było, jeden był naczelnym, drugi napisał biografię Radka Sikorskiego, którą okleili całe miasto swego czasu. Miał być sukces i kariera, a kończy się jak widać. Od razu zaznaczę, że nie zamierzam tu szydzić z obydwu panów, to by było zbyt niskie. Oni oczywiście nie zorientowali się gdzie są i na czym polega praca w mediach, stąd ich dzisiejsze kłopoty. Praca w mediach polega na tym, że wydawca lub producent, jak zwał tak zwał, wobec dzikiej zupełnie konkurencji, musi obniżać koszta produkcji. To zaś wiąże się z degradacją autorów i redaktorów. O korekcie nawet nie wspomnę. Nie ma już dziś dziennikarzy, są mediaworkerzy na śmieciówkach. Ludzie zaś, którzy dekadę temu stworzyli elitarny, wąski klub wybrańców, zajmujących się dojrzałą publicystyką polityczną, mierzyć się muszą z następującymi problemami. Pierwszy: wobec zdewaluowania autorów ich znaczenie spadło prawie do zera. I nic tu nie ma do rzeczy fakt, że Rosiak ponoć kosi 50 tysięcy miesięcznie z tego patronite. Drugi: okazało się, że nie są wolni, ale muszą gadać to, co każe sponsor. Ten zaś widząc coraz mniejszy wpływ wywierany przez nich na tak zwana opinię, irytuje się coraz bardziej. Trzeci: jest ich zbyt wielu, tak więc część, trzeba wywalić z łódki wprost w ciemne wody internetu. Patrz: Warzecha, Rosiak. Czwarty problem dotyczy ich wieku: są starzejącymi się dziamdziakami, którzy nie mają już nic ciekawego do przekazania. Nie mają zaś, albowiem całe życie zawodowe wierzyli w gwarancje, które kiedyś tam od kogoś otrzymali. Łukasz Warzecha to chyba od Sikorskiego je dostał, bo skąd by indziej. No, a jak widzimy wpływy pana Radosława znacznie zmalały. Być może wzrosną wkrótce, ale nie znaczy to, że zwróci się on wtedy do Łukasza Warzechy, by zrobił mu ponowne medialne entree i zaprezentował polskiej publiczności. Na to bym jednak nie liczył. Zostaje kokietowanie publiczności, która jest podzielona, ma swoje humory, a do tego może korzystać z oferty tak zróżnicowanej, że głowa boli. I wszyscy, mam na myśli wszystkie ciemne siły czynne w sieci, zajmują się tylko jednym – pilnowaniem, by nie doszło gdzieś do jakiegoś przesadnego skoncentrowania uwagi na tym czy innym autorze lub problemie. Natychmiast zjawiają się w tym miejscu ludzie, którzy zaczynają gadać jak tamten, ale tak nie do końca. Wyglądają trochę jak roboty, trochę jak aktorzy, a jak ich zapytać co i gdzie publikowali, to uśmiechają się szeroko i mówią – wypi….aj zdrajco ojczyzny.

Jeśli mogę coś doradzić Łukaszowi Warzesze, widząc jak wkracza na tę chybotliwą kładkę zbudowaną ze starych desek, ciągnącą się hen ku horyzontowi, nad wielkim i głębokim bagnem internetu, rzeknę tak; najważniejsza jest wytrwałość. Z faktu, że Rosiak raz dostał 50 kawałków za miesiąc gadania, nie wynika nic. W kolejnym miesiącu mógł dostać dwa albo wręcz 500 zł.

W porównaniu z innymi autorami mainstreamu, którzy zaczynają swoją przygodę na YT, Łukasz Warzecha wydaje się być człowiekiem budująco uczciwym. Napisał, że przez pierwszy dzień na jego apel odpowiedziało 50 osób. Kto inny powiedziałby, że 500, a Radek Kotarski, że 5 tysięcy. No, ale to jest ten entuzjazm pierwszych dni. Potem zaczynają się schody. Powtórzę – najważniejsza jest wytrwałość.

Wróćmy do mediów, ich funkcji i karier. Boom, z którym mieliśmy do czynienia pięć, sześć lat temu, boom na tak zwane prawicowe media, które powstały w oparciu o nierozpoznane, przynajmniej przez nas tutaj budżety, właśnie się kończy. Widzimy to wyraźnie, bo okazało się, że w prasie mainstreamowej nie ma miejsca na profesjonalne dziennikarstwo Rosiaka, które składa się w zasadzie z samych powierzchownych opinii, a kierowane jest, z założenia, do ludzi którzy czytają zagraniczne portale i interesują się czymś naprawdę. Widzimy to, bo Łukasz Warzecha, nie może się utrzymać ze swoich licznych felietonów, które są pisane w myśl tej samej zasady – garść powierzchownych przemyśleń, dla ludzi z grubymi portfelami. To jest jakaś pomyłka, która wisi jak gradowa chmura nad całym polskim dziennikarstwem, tak prawicowym, jak i lewicowym. Ludzie ci, zostali wynajęci do wpływania na opinię i sądzą, że mogą to czynić na chybcika, bez planu, bez pogłębiania własnej wiedzy i bez ryzyka. Chcą w istocie pracować w rozrywce. No, ale rozrywkę zapewniają mediaworkerzy i pudelek. Jak więc polscy dziennikarze prawicowi widzą swoje miejsce w medialnej hierarchii? Widzimy jak – chcą zamienić się w ulicznych grajków. No, ale grajek, jak sama nazwa wskazuje na czymś musi grać. Warzecha z Rosiakiem nie mogą nawet grać na emocjach, bo do tego służby wynajmują swoich ludzi, albo zawodowych aktorów, którzy korzystają z każdej okazji, by pokazać się publicznie. Może więc trzeba zacząć nowy etap życia od zdefiniowania na nowo misji? To się nie zdarzy, albowiem wiedza i doświadczenie obydwu panów, podpowiadają im, że kto, jak kto, ale oni mają z całą pewnością rację. Poza tym, wszyscy widzą, jak wielu ludziom udaje się przeżyć w internecie. Jasne. Bardzo wielu.

Spróbujmy jeszcze ten problem pogłębić i wróćmy do początku, czyli do wyrazu selekcja. Wszyscy polscy dziennikarze i publicyści, zostali wyłonieni w wyniku selekcji negatywnej. To widać wyraźnie. Do tego spora część aktywności tych ludzi zużywana jest na maskowanie tego faktu. Swoją całkowitą nieprzydatność do niczego maskuje się zwykle demonstracyjnymi działaniami, służącymi zwróceniu uwagi publiczności, która szuka rozrywki. I tu mistrzem jest pan Mikke. Nikt go nie przebije, albowiem on przekonał wszystkich już dawno, że każda aktywność której poświęci swój czas, będzie mistrzostwem świata. Przy czym wszyscy dokładnie widzą, że trudno o osobę w wyraźniejszy sposób niż on, zbędną.

Jeśli kogoś wynosi na szczyt selekcja negatywna, ten ktoś musi mieć gwarancje, inaczej zleci. Żeby nie zleciał najlepiej dać te gwarancje większej grupie, albo wręcz zbudować jakiś taki specjalny szczyt dla niepełnosprawnych, z plasteliny najlepiej i żeby oni tam siedzieli jeden na drugim. I to się udało. Możemy to obserwować każdego dnia. Okazuje się jednak, że zaczynają się spychać nawet z tej plastelinowej Gubałówki i robi się kłopot. Bo gwarancje ulegają korozji i widać, że coś z nimi było nie tak. Poza tym – całkiem nie oczekiwanie, albowiem za Tuska tego wcale nie było widać – Polska znalazła się, jeśli nie w samym epicentrum politycznych rozdań, to bardzo blisko tego punktu. No i zeszli tu prawdziwi ludzie gór, przypłynęli prawdziwi ludzie morza i deklarują, że będą teraz kształtować opinię publiczną. I dziennikarze nie są im potrzebni. Do czego niby potrzebny jest dziennikarz takiemu ministrowi finansów? On go tylko będzie wkurzał. Minister finansów załatwia komunikację z opinią jednym luźno rzuconym zdaniem. Potem wychodzi i ma wolny dzień. Dziennikarz mógł być potrzebny Sikorskiemu, w początkach kariery. Teraz wszyscy ci spece od opinii już się zorientowali czym jest ta nasza czeredka i do czego jest zdolna. Szykują więc nową selekcję i nowe gwarancje. Tym razem nie będzie to selekcja negatywna. Wybiorą najlepszych. Już dziś więc musimy się w coś uzbroić. Czasy bowiem robią się poważniejsze i mało będzie miejsca na żarty. Dlatego ja, ponadto, co czynię zwykle, przygotowuję też jakiś materac, czy też może ponton, ja którym zjedziemy z tych Himalajów bezpiecznie w dół, jak Indiana Jones, co wypadł z samolotu, razem z tą gwiazdą kabaretu i małym Chińczykiem. Pamiętacie…? Na pewno pamiętacie.

Na koniec jeszcze raz przypomnę tylko, że najważniejsza jest wytrwałość.

  22 komentarze do “Ludzie pióra. Łukasz Warzecha”

  1. Warzecha to był Boeing 767 MAX, zbyt wysoko latał na automatycznym pilocie i dlatego został uziemiony ☺

  2. no nie wiem, ludzie co utracili pracę dostają tzw. postojowe to nieco powyżej tysiąca zł, trzeba złożyć wniosek do samorządu i wystarczy, ile płacą dziennikarzom na śmieciówce, nie wiem, ale może  jeszcze jest szansa na plecach Radka Sikorskiego zbudować źródło dochodów:

    1/ zostać rzecznikiem prasowym sołectwa Chobielin,

  3. Tego małego Chińczyka akurat nie pamiętam. A to może być najważniejsza figura. Wierzy pan w selekcję pozytywną, serio? Czy taki pan Mateusz Piskorski może być przykładem takiej selekcji ?

  4. Na Patronite prowadzi o. Adam Szustak czyli Langusta na palmie, mający 3622 patronów czyli darczyńców,  z dotacjami równymi 2,34 mln zł. bijąc wszystkich o trzy rzędy ☺

  5. Selekcja pozytywna to selekcja naturalna 🙂

  6. Naturalna, czyli zgodna z darwinizmem, a taką selekcją zajmuje się jak wiadomo wyłącznie MI 6. Bo BND dla przykładu wyznaje selekcję idealistyczną

  7. Wytrwałość i konsekwencja czyli upór i przewidywanie skutków swoich działań. Bez tego nie da się utrzymać na powierzchni żadnego biznesu.

  8. Nie byłbym taki pewien, ponieważ w selekcji naturalnej kierunek doboru (a więc i ewolucji) zależy od środowiska :). Mam wątpliwości, czy środowisko, w jakim my żyjemy to to samo, w jakim żyją oni. Odnoszę wrażenie, że oni funkcjonują w takim specjalnie skonstruowanym homeostacie, zasiedlonym wyłącznie przez odpowiednio dobrane osobniki, które tam sobie ewoluują w izolacji. Jeśli utrzyma się ona wystarczająco długo, może z tego powstać całkiem nowy gatunek z rodzaju Homo.

  9. Ja też żartowałem, przecież nie mam wiedzy na ten temat

  10. Mój pomysł na angielskie zdjęcia do wytrwałości zaczerpnąłem z programu włoskiej telewizji o Disraelim. Gdy dostał się on do Parlamentu, nie chciał być uważany za byle jakiego Żyda, więc ubierał się z wyszukaną elegancją, przez co właśnie był obiektem kpin. Pracował jednak nad sobą wytrwale i został mówcą bardziej błyskotliwym niż prości latyfundyści. A był to czas wielkiego głodu w Irlandii i społecznych nacisków na zniesienie ceł na import żywności, co oznaczałoby zmniejszenie dochodów z latyfundiów. Disraeli wyczuł szanse i swymi oratorskimi popisami skutecznie powstrzymywał zmiany. Jego wytrwałość doprowadziła go do stanowiska premiera, a te kilka milionów Irlandczyków, które zmarło lub wyemigrowało do Ameryki, to była cena, którą nie on płacił.

  11. -Miki-  pisze o selekcji idealistycznej, nie wiem czy miał na myśli zaplombowany pociąg wiozący ideowców z Niemiec do rosji  /ponad 100 lat temu/ , ale ten przykład skutecznej  selekcji irlandczyków dokonanej przez Disraelego /metoda oratoryjna/ – to zaiste bez jednego wystrzału osiągnięcie selekcji społeczeństwa z jednostek słabych

    tak się zastanawiam na której grupie wiekowej przetestowane będą szczepionki wirusowe

  12. Hoło-mownia /gdyby się wzorować na tym premierze  co to dużo i długo mówił/

  13. Tak, chodziło mi o ten pociąg z Zurychu. O selekcję Polaków też. A szczepionki będą testowane na chrześcijanach

  14. Jutrzejszy tytuł – Ludzie kościoła. Tomasz Petrus Terlikowski.

  15. To  najszczersza  prawda  !!!

  16. Na katolikach najpierw te szczepionki

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.