maj 032023
 

Każdy, kiedy był dzieckiem i musiał znosić życie w komunizmie, miał jakieś swoje, naiwne wyobrażenie o kraju, w którym chciałby żyć, albo po których chciałby podróżować. I ja takie miałem. Ponieważ w zasadzie wszystkie moje dziecinne emocje koncentrowały się wokół łowienia ryb, marzyłem, żeby w łatwo dostępnych dołkach, których pełno było na łąkach za naszą ulicą, były ryby. I one rzeczywiście tam były, ale małe i nie nadawały się do uszczęśliwienia ośmiolatka, który chciał łowić wielkie sztuki.

Niedawno, w czasie spaceru w okolicach Mszczonowa, zorientowałem się, że moje sny z dzieciństwa stały się prawdą. Oto bowiem szedłem wśród dobrze utrzymanych, czystych gospodarstw, położonych nad strumieniami płynącymi wśród olch, a w bajorkach, przy samej ulicy, nad którymi pochylały się wierzby rosochate, było pełno ryb. Nie jakiejś drobnicy, ale sztuk nadających się na patelnię. To było naprawdę niezwykłe i poczułem się tak, jakby ktoś przeniósł mnie do moich własnych snów z dzieciństwa. Teren, o którym pisze znajduje się w okolicy stawów Świętej Anny, które służą dziś za miejsce rekreacji uchodźcom. Przenoszą oni tam swoje specyficzne obyczaje, ale wędkarzom to jakoś nie przeszkadza, zwłaszcza, że nasi też rozpalają grille na brzegu i puszczają muzykę. W tych stawach łowi się wielkie karpie i padają tam różne rekordy. I tego człowiek się wcale nie spodziewa patrząc na kąpiących się tam ludzi i wciągając w nozdrza zapach smażonej kiełbasy.

Niedaleko są stawy grzegorzewickie, gdzie można sobie wykupić cały dzień łowienia i tam też jest pełno ryby. Można pójść na spacer wokół zbiorników, popatrzeć na ptactwo i w ogóle na przyrodę. Jest tam też restauracja, gdzie podają ryby, wszystkie miejscowe gatunki. Ludzi przeważnie jest sporo. Nieopodal, za torami, znajdują się wspomniane na początku wioski, a wśród nich winnica. Jest to znana pewnie niektórym winnica Dwórzno, którą można zwiedzać. Na terenie jest też sklep z winem i restauracja. Wszystko to pół godziny drogi od Warszawy, a okoliczności niewiele różnią się od tych na Podlasiu, gdzie teraz jestem. Obok samego Mszczonowa jest kilka obiektów hotelowych różne klasy, nie byłem tam, więc trudno mi zabierać głos w sprawie, ale na zdjęciach wyglądają zachęcająco.

Przypomnę, że mówimy o zachodnim Mazowszu, które nikomu nie kojarzy się z niczym. A to przecież nie wszystko, bo w Mszczonowie są termy, czyli baseny z ciepłą wodą, a obok sławny park wodny Suntago, gdzie, jak twierdził poseł Braun, zainstalowano w pniach palmowych izraelskie podsłuchy (jeśli coś źle zapamiętałem, przepraszam). Suntago jest drogie i nigdy tam nie byłem, ale mój syn twierdzi, że przez cały czas przewalają się tłumy. Wszystko to jest na obszarze jednego słabo rozpoznawalnego powiatu, który nawet miejscowym kojarzy się głównie ze spedycją, bo jest tam jakaś strefa gospodarcza, czy coś podobnego.

Dlaczego tak jest? Wiele zależy do samorządów, a te są jakoś tam poukładane partyjnie. Nie będę wnikał jak. Istotne jest, że są powiaty, w których wszystko rośnie i są takie, gdzie wszystko zamiera. I nie ma doprawdy znaczenia, kto tam rządzi, choć w większości sprawdzają się przypuszczenia, że gdzie jest władza niechętna PiS sprawy idą gorzej. Nie jest to jednak regułą.

Zostawmy sprawy samorządowe i zastanówmy się po co ludzie w ogóle wyjeżdżają na weekendy i wakacje? Bo turystyka jest istotną gałęzią gospodarki i ruch jaki powoduje jest ważny dla całego systemu. Dlatego buduje się i odbudowuje ciągle nowe preteksty do tego, by ten ruch się odbywał. Niektórzy chcieliby nałożyć na turystykę monopol, tak jak Anglicy próbowali kiedyś nałożyć monopol na światowy handel. To zaś oznacza degradację niektórych krajów i podniesienie znaczenia innych. Musimy o tym pamiętać, albowiem wstępem do tego jest znane nam dobrze pieprzenie o prowincjonalnym charakterze Polski.

Ludzie jeżdżą do Paryża, żeby robić sobie zdjęcia z wieżą Eiffla, bo Polska jest prowincjonalna. W takim razie turystyka zagraniczna jest pretensjonalna, bo chodzi o to jedynie, by jakieś pańcie cyknęły sobie fotę i mogły nią zaszpanować koleżankom. O nic więcej. I to jest dopiero perpetuum mobile. Wydawać tysiące, jechać przez tysiące kilometrów, na miejscu płacić za różne przysmaki, które nie dorównują tym naszym, a wszystko po to, żeby Kryśka dostała piany na ustach. Ja to rozumiem, tak samo, jak rozumiem ludzi, którzy mogą odpoczywać tylko w Zakopanem, łażąc po Krupówkach. I wzruszają się tylko przy góralskiej muzyce i jedzeniu. Nic innego ich nie interesuje, bo wymagałoby jakiegoś przestawienia wajchy w głowie, jakiegoś wysiłku. No, a nie po to człowiek jedzie na wypoczynek, żeby jakieś wysiłki podejmować. Chodzi wszak o to, by pokiwać się w rytm tych samych kawałków.

Ludzie wyruszają w dalekie podróże, bo spodziewają się odkryć tam jakieś niesamowitości i tajemnice. To jest częsta motywacja i chyba najbardziej dziecinna. Muszą oni mieć przecież świadomość, że te tajemnice zostały spreparowane właśnie dla nich, specjalnie, przez różnych macherów. Akropol, który oglądają nie ma nic wspólnego z tym samym miejscem sprzed tysięcy lat. To czego tam słuchają to same, bardzo niewyszukane, kłamstwa. Ludzie jadą do Szkocji, żeby gapić się na jezioro Loch Ness, z którego na pewno nie wychynie potwór. Inni jadą do Barcelony, bo im się zdaje, że odkryją tajemnice Gaudiego, który wpadł pod tramwaj i nie dokończył katedry. A wszystko zostało pięknie opisane przez Zafona. Jego prozę zna każdy wrażliwy człowiek na świecie, w przeciwieństwie do prozy Krajewskiego, który był pisarzem wrocławskim, a teraz jest lwowskim. Nie po to jednak, by rozsławiać Wrocław i naganiać frajerów do oglądania różnych zakamarków. Został tym wrocławskim pisarzem, bo w ten sposób można było przypomnieć o niemieckiej przeszłości miasta. No i za to przypominanie Krajewski był nagradzany, a ogłupiali ludzie wierzyli, że to wybitny autor rozsławiający stolicę Śląska. Dowcip polega na tym, że ludzie nie obyci całkiem z narracjami, nie mówiąc już o historii, są nagle przekonani, że dostępują jakiś wtajemniczeń. I wobec tego faktu pozostają całkowicie bezradni. Powtórzę – rozumiem ich i nie zamierzam krytykować, choć irytuje mnie wzmożenie i ekscytacja pretensjonalną prozą Zafona i jemu podobnych. Nie rozumiem tylko dlaczego żaden polski autor nie jest włączony w promocję regionów i kraju za granicą? To jest w zasadzie jasne, ale pozostaje irytujące – nie ma organizacji, która by takie przedsięwzięcie podjęła. I w najbliższym czasie jej nie będzie. Nie ma takich inicjatyw także na rynku lokalnym, wszak literatura to poważna sprawa i można pisać jedynie o przygodach warszawskich transów, albo o geopolityce. Jest to bowiem sposób na podniesienie swojego znaczenia w środowiskach bardzo lokalnych.

Na koniec słowo o przygodzie – ona pojawia się całkiem niespodziewanie, ja sam najprawdopodobniej nigdy nie pojadę do Szkocji, ale Szkocja, w osobie Gabriela Ronaya, przybyła do mnie i wręczyła mi pakiet cały treści, które niedzielni pisarze i niedzielni turyści, wielbiciele Zafona i wieży Eiffla omijają łukiem, albowiem wykluczają one zbiorową ekscytację. No i Kryśka ich wcale nie rozumie. Są jednak namacalną rzeczywistością, są historią znajdującą potwierdzenie w dokumentach i w dodatku napisaną tak, że Krajewski musiałby chyba zjeść jakieś grzyby, żeby wzbić się na ten poziom. Wszystko bowiem w tej branży – w literaturze i turystyce – zależy od kreacji i siły przekazu. Czasem od przypadku. Siedzę sobie w salonie Stanicy Rzecznej Łabędzie, w Kiermusach, dwie panie przygotowują właśnie śniadanie dla gości. Piszę w salonie pełnym starych mebli i porcelany, wszystko – choć jest stylizacją – przypomina dawny dwór. Za oknem staw, słychać trzciniaka i jaskółki budujące gniazdo. Wczoraj z rosnącej obok kępy starych drzew poderwały się dwa ptaki – kukułka i wilga – szarość i złoto. Kukułka najwyraźniej chciał podrzucić jajko do gniazda wilgi, ale się nie udało. Wilga przepędziła kukułkę, a ta nie wróciła już do tej kępy dębów, słychać ją było gdzieś z oddali. Nieopodal płynie Narew, jedna z najpiękniejszych rzek w kraju – łatwo dostępne brzegi bez śmieci. Po łąkach spacerują bociany, bo w pobliżu jest sławna bociania wioska. Są też wrony, całe stada. Nie wiedziałem czego tam szukają. Olśniło mnie wieczorem pod koniec spaceru – one pożerają świeżo złożone jaja rycyków, kulików i innych wodnych ptaków. Spokojny krajobraz, łąki, rzeka, zachód słońca, łabędzie płynące z prądem, ma jednak swoje makabryczne dno.

W niedzielę, w Kiermusach, odbywa się sławny na całą okolicę targ staroci. Już mnie tu nie będzie, ale pewnie kiedyś przyjadę, a może się nawet wystawię. Ponoć zjawia się ty mnóstwo ludzi, a miejsce jest odludne, puste i nie ma tu właściwie nic. Całe to fantastyczne wyposażenie hotelu pochodzi jednak z tych targów. Ciekawe.

Życzę wszystkim miłej majówki i przypominam, iż wskutek anty wspólnotowych działań luminarzy kultury muszę zbierać pieniądze, żeby wydać ważną książkę

 

https://zrzutka.pl/d29kmh?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Z tego samego powodu ogłosiłem specjalną promocją na majowy weekend

Od dłuższego czasu bowiem trwa promocja na wiele naszych produktów. Chciałbym ją wreszcie zakończyć, bo ile można sprzedawać tanio dobre, grube książki w twardych oprawach. Wstrzymam się tym jednak do siódmego maja. Czyli do końca przedłużonej majówki. Postanowiłem też, że dołożę do tej promocji dwie obniżki ekstra, ale też tylko do końca majówki. Poniżej linki do nich

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-ii-wielki-powrot/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

  12 komentarzy do “Mamy kraj czyli rozważania o turystyce II”

  1. W tej chwili nie pamiętam, o jakie miasto chodziło, przyjmijmy, że to był Gorzów Wielkopolski, miasto, które nikomu z niczym się nie kojarzy – no więc samorządy specjalnie umawiają się z pisarzami na napisanie powieści lub cyklu powieści, które spopularyzują miejscowość w celach komercyjnych oczywiście.

    Mógłby Pan spróbować, popytać…

    Za komuny słowo „komercyjny” to była największa obelga o takim znaczeniu, jak dzisiaj z pogardą mówi się o piwach „komercyjnych” (=szczyny).

    Ale tamte czasy miały też swój urok i genialnych poetów, którzy w kilku strofach potrafili naszkicować tak sugestywny obraz, że KAŻDY chciał tam być i to robić.

    Karpacz. Absolutnie. Bezdyskusjnie:

    https://youtu.be/RRfiddT5-aM

  2. Mistrz zwięzłej formy zdefiniował fenomen turystyki w jednym zdaniu: „czort jedyny wie, co mnie tu rzuciło”. Wszystko. Potem jest długo, długo nic i dalej już komercja.

  3. Kolega przez wiele lat spędzał wakacje w Polsce. Jechali z żoną na kwaterę i potem robili dookoła wycieczki rowerowe, czasami dojeżdżając do miejsca startu/mety samochodem. I stwierdził, że nigdy w zasadzie nie musi powtarzać trasy. Polska jest wystarczająco duża i urozmaicona.

  4. Zaletą Tykocina i okolic jest żarcie. Pamietam, że wystarczyło wejść do małego sklepiku na rynku, tam gdzie teraz pierogarnia, i w zasadzie każda wędlina z lokalnych masarni smakowała jak z najdroższych delikatesów.

  5. Inny kolega jeździł rowerem po Polsce trasami bitem, turystyczny hardcore, trasy po 2-3 tys km co roku. I twierdził, że wsie i miasteczka prawie w ogóle się nie powtarzają.

  6. „trasami bitew”

  7. Maja Włoszczowska z warsiafki zrobiła rowerem trasę okrężną wokół Jeleniej Góry i została mistrzynią świata.

    Z tymi wędlinami to Pan trafił w dziesiątkę. Rzeczywiście takie wyroby to jest super jakość, zapach, smak. Trzeba jeszcze wspomnieć o bimbrze podlaskim. Wchodzi jak miód. Jeżeli Gospodarz nie spróbuje bimbru, to nie zaliczamy wyjazdu 😉

  8. Lepsza byłaby nalewka z Puszczy Knyszyńskiej

  9. O to to…

  10. Eeee tam jakies klimaty swojskie, bociany, ptactwo wodne, jarmarki wiejskie…

    Przeciez niegdys robiacy w post prlu za barda i rozpaczliwie pragnacy taka role nadal utrzymac Daukszewicz nagral byl ostatnio plyte pod tyulem Zadupie. Moze chcial wrocic do wlasnych korzeni?

  11. Daukszewicz zawsze nienawidził tzw,,prowincji polskiej,,.To zakompleksiony człowiek ciągle się zastanawiający ,,Co powiedzą w Paryżu ?,,

  12. A może ludzie jadą do innych krajów z czystej ciekawości? Kryska opowiadała ze wieża eifla jest niska to sama chce sprawdzić?  😉

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.