maj 042023
 

Zamieniam się powoli z wujcia wariatuńcia, albowiem mogę o sprawach dotyczących obiektów przeznaczonych dla turystów krajowych pierniczyć bez końca. A nawet mogę układać rankingi. Nie będę jednak tego czynił, śpijcie spokojnie. Zajmę się dzisiaj czymś innym. Większość ludzi podróżuje, albowiem chce oglądać wartościowe przedmioty wykonane przez sławnych artystów. Takich przedmiotów w Polsce nie ma, a jeśli są to w muzeach, które znajdują się w wielkich miastach. Z tych zaś ludzie uciekają, żeby – i to jest główny cel turystyki w Polsce – zanurzyć się w przyrodę. Ta bowiem jest głównym walorem naszego kraju i nawet jeśli mamy do dyspozycji tylko jakieś bajorko, albo stare drzewo na podwórku, możemy zeń zrobić atrakcję turystyczną. Do tego dochodzą zabytki, które nie są oczywiście tak wspaniałe, jak we Włoszech, ale czego wymagać od kraju przez ostatnie 300 lat systematycznie pustoszonego. Ważne, że jakieś w ogóle są. O tych zabytkach pisze się książki i artykuły. Ta literatura zaś ma właściwości mordercze. To znaczy ja, gdyby mi ktoś podsunął książkę na temat polskich zabytków rozlokowanych gdzieś na prowincji, w ogóle bym nie chciał ich oglądać. Nie ma bowiem ludzi, którzy by bardziej przynudzali, w sposób systemowy i celowy, niż historycy sztuki albo lokalni znawcy zabytków pragnący odkryć przez zwiedzającym jakieś ich tajemnice. To jest coś gorszego niż katastrofa i kompromitacja razem wzięte. Wynika zaś wprost z wiary w systematykę przedmiotów sztuki zawartą w tych wszystkich przemądrych książkach, które zaczynają się od historii Egiptu, a kończą na jakichś oszustwach współczesnych. Czytelnik zaś musi wierzyć, że to wszystko – piramidy i różne śmieci – robione było z tą samą intencją i należy do tego samego gatunku. To jest nieprawda i dopóki nie zdejmiemy tego zaklęcia z zabytków, sztuki kościelnej, rzeczy ładnie wyglądających w ogóle, będziemy we władzy demona. Tak się nie może stać, albowiem na straży fałszywej systematyki stoją autorytety akademickie. Które bez żadnej żenady mówią, że ołtarz Wita Stwosza i jakieś, pardon, gówno przyklejone do ściany, to jest ten sam rodzaj przedmiotów. Tak nie jest, ale nie ma tu dziś miejsca na wyjaśnianie tych zawiłości. Lansowanie tej metody jest zniechęcające i – podkreślę raz jeszcze – zabójcze. To jest wprost treść zatruta, a przechowywana jest ona w muzeach i na uniwersytetach. Bardzo łatwo można się zorientować, że historycy sztuki nie mają nic ciekawego do powiedzenie na temat sztuki, a tak zwani pasjonaci nie wiedzą w ogóle nic. W dodatku, poprzez zaabsorbowanie fałszywej systematyki przedmiotów, wszyscy dotknięci są ślepotą, która nie pozwala im – jak kolumnie ruskich jeńców – ruszyć ani o krok w lewo czy prawo. Jedyne co mogą, to upolityczniać sztukę, bo to jest kierunek dozwolony i wskazany.

Teraz do rzeczy. Byłem w dwóch kościołach – w Janowie i w Tykocinie. Stojąc przed XVIII wiecznym ołtarzem w Janowie doznałem olśnienia. Całe moje dzieciństwo, kiedy chodziłem na mszę w starym, drewnianym kościele w Dęblinie, stawałem sobie z boku przed obrazem św. Tereski z Lisieux i patrzyłem pok kątem no ołtarz główny. Nikogo on wówczas nie interesował, albowiem był stosunkowo nowy, pochodził z połowy XVIII wieku, a ludzie zajmujący się katalogowaniem zabytków w Polsce jeszcze nie zdążyli się nim zająć. To jest dość charakterystyczne dzieło, albowiem postaci w Trójcy Świętej – Syn Boży i Bóg Ojciec – są bardzo młodzieńcze i dynamiczne. Podobnie jest z innymi postaciami. Wszystko w tym ołtarzu przyciągało wzrok, pomalowany był i jest nadal na biało i srebrno, ze złotymi jakimiś akcentami. W tym katalogu zabytków znalazł się niedawno całkiem, bo ekipa, która się tym zajmuje pracuje bardzo powoli. Licząc zapewne na to, że część dzieł spłonie i nie trzeba będzie ich katalogować.

Do czego zmierzam? Nie trzeba być szczególnie spostrzegawczym, by zauważyć, że zarówno ołtarz w Dęblinie, jak i ten w Janowie, a także zapewne i w Tykocinie robił ten sam warsztat. Poznać to możemy choćby po sposobie opracowania chmur, które wieńczą ołtarze dębliński i janowski, czy po dynamice w jakiej przedstawione są postaci. Myślę, że warsztat ten związany być musiał z biskupem Adamem Naruszewiczem, ale pewności mieć żadnej nie mogę, a szukać mi się nie chce. Przez 54 lata mojego życia uniwersytety w Lublinie i Warszawie wykształciły taką ilość historyków sztuki, że z samej statystyki wynika, że ktoś powinien wyjaśnić tajemnicę tych ołtarzy. Myślicie, że tak się stało? Szczerze wątpię, nie ma bowiem ludzi mniej i bardziej nieszczerze zainteresowanych swoją profesją niż historycy sztuki. Oni dokładnie wiedzą do czego zostali powołani i nie jest to badanie związków pomiędzy ołtarzami w prowincjonalnych miastach na ścianie wschodniej.

Na te związki zaś wskazuje choćby fakt, że ołtarz z Dęblina znajduje się w kościółku, który był wcześniej cerkwią garnizonową na terenie twierdzy, a jeszcze wcześniej stał sobie w Łosicach niedaleko Janowa. I tam właśnie zamówiono do niego ten ołtarz, który potem, po zmianie cerkwi na kościół, został przeniesiony z Łosic do Dęblina.

Mnie te ołtarze szalenie się podobają, a z faktu, że można je ze sobą połączyć wynika bardzo wiele. Gdyby historycy sztuki naprawdę interesowali się sztuką jeden z nich napisałby książkę o człowieku, który robił te ołtarze. A dziś nawet nie wiadomo kim on był i skąd pochodził. Bo i kogo to może obchodzić? Przy okazji niejako dowiedzieć się można ze strony internetowej, że renowacja ołtarza w Janowie kosztowała milion złotych i trwała trzy lata. Nawet jeśli ktoś nie inspiruje się sztuką, to milionem zainspiruje się każdy. I zada sobie pytanie – ile w takim razie kosztowało wykonanie takiego ołtarza w połowie XVIII wieku? Kim był szef tego warsztatu? Na pewno można mu przypisać trzy ołtarze, ale z pewnością zrobił ich więcej. Czy miał następców? Gdzie żył i gdzie umarł? O tym wszystkim przewodnicy nie mówią, a w Dęblinie w ogóle nie ma żadnych przewodników, albowiem miasto nie jest atrakcją turystyczną. Polska zaś jest krajem, do którego przyjeżdża się po to, by zanurzyć się w przyrodę.

Wczoraj na twitterze trwała obłąkana dyskusja o konstytucjach, która starsza, która młodsza i co z tego wynika. Redaktor Jakub Maciejewski z gazety Karnowskich zadał zaś pytanie, a raczej uczynił wyrzut takiego oto rodzaju – dlaczego nie ma książek i filmów o czasach kiedy uchwalano konstytucję? Otóż dlatego, że nawet pobieżne poskrobanie w obowiązującą narrację, którą podtrzymują wszystkie autorytety od prawa do lewa, ujawni przed nami takie fakty i takie postawy, że osiwiejemy. Pan redaktor jest jeszcze młody i nie rozumie, że badania historyczne w Polsce i pisanie książek historycznych, także tych dotyczących zabytków, to pudrowanie trupa i wmawianie publiczności, że nieboszczyk żyje, mówi, a nawet może zatańczyć. Na pewno zaś był szczerym demokratą.

Mamy kraj, a nie potrafimy o nim opowiedzieć niczego ciekawego. A jest o czym opowiadać. Jak dziś napisała Bożena, Florencję sprzedaje się turystom, za pomocą dętych historii, często filmowanych. W Polsce nie ma nawet tego. Szczytem intelektualnego i wizerunkowego wysiłku jest przewodnik pozbawiony umiejętności rysowania, najczęściej z wadą wymowy, który próbuje udawać prof. Zina. Koniecznie musi mieć przy tym czarny beret na siwym łbie i nieodłączną laskę w ręku. Zapytany o cokolwiek milczy, albo udaje, że to nie do niego.

Na dziś to tyle, wracam do domu.

Życzę wszystkim miłej majówki i przypominam, iż wskutek anty wspólnotowych działań luminarzy kultury muszę zbierać pieniądze, żeby wydać ważną książkę

 

https://zrzutka.pl/d29kmh?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Z tego samego powodu ogłosiłem specjalną promocją na majowy weekend

Od dłuższego czasu bowiem trwa promocja na wiele naszych produktów. Chciałbym ją wreszcie zakończyć, bo ile można sprzedawać tanio dobre, grube książki w twardych oprawach. Wstrzymam się tym jednak do siódmego maja. Czyli do końca przedłużonej majówki. Postanowiłem też, że dołożę do tej promocji dwie obniżki ekstra, ale też tylko do końca majówki. Poniżej linki do nich

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-ii-wielki-powrot/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

  14 komentarzy do “Mamy kraj czyli rozważania o turystyce III”

  1. My mamy XII-wieczną ikonę z Bizancjum i kościoły tak wymalowane, że Włosi, którzy przyjeżdżają je oglądać, rozdziawiają gęby i są w szoku. Autor tych dzieł nigdy nie był we Włoszech. Był w Amsterdamie, we Wrocławiu i w Kłodzku, a urodził się w Królewcu. Zmarł w Lubiążu. Lubiąż kosztowałby dzisiaj chyba z miliard złotych, skoro otynkowanie przez Budimex dworca we Wrocławiu pochłonęło 300 milionów.

  2. Postawię śmiałą tezę, że były to największe pieniądze w historii zainwestowane kiedykolwiek na terytorium dzisiejszej Polski w sztukę sakralną, katolicką, tak duże, że brakowało artystów, żeby to przerobić. Gdyby napisać o tym książkę…

  3. Dzień dobry. Może nie potrzeba, ale skoro zmieścił Pan w swoim tekście trochę pytań jakby retorycznych, to odpowiem na nie po swojemu i syntetycznie. Otóż dwa są powody, dla których nie dzieją się te wszystkie rzeczy, które chcielibyśmy żeby się działy, a dzieją się we Florencji, Paryżu i podobnych miejscach. Pierwszy – to ten, że nie wolno. Ktoś cały czas pilnuje, żeby nasza przeszłość, nie taka znowu najgorsza, jak to się nam wmawia, nie wypłynęła na powierzchnię, jak za przeproszeniem – spuchnięty trup. Można by wtedy na przykład zobaczyć jakie nieboszczyk miał ubranie, buty, biżuterię,… No i nie pasowałoby to do różnych oficjalnych wersji. Więc – nielzia. Drugi powód, związany mocno z pierwszym – to taki, że w przeciwieństwie do Florencji, Szkocji, czy Paryża – nie ma tu tak zwanego establishmentu. Czyli ludzi posiadających wystarczająco dużo – i mówię o nieruchomościach – a także do nikąd się nie wybierających za 2-5-10 lat ani za 2-5-10 pokoleń i zainteresowanych trwającą prosperity ich stron. Nikt nie wymyśla skutecznych planów, nikt ich nie realizuje, nie lobbuje, nie wiąże powodzenia regionu z powodzeniem swoim i swoich dzieci, wnuków. Ci ludzie są teraz na cmentarzach albo rozpędzeni po świecie. A ci, którzy zajęli ich miejsca i przejęli ich nazwę – w żaden sposób ich nie zastąpią.

  4. Niestety wiele wolno, a się nie dzieje. Nie tyle rozpędzono właścicieli, co zdewastowano rzemiosło zawodowe. Architekturę też w to wliczając, bo większość architektów to wyrobnicy, którzy do pięt nie dorównują dobrym artystom-rzemieślnikom. Skutki przerażające, bo ludzie pracujący w planowaniu przestrzeni publicznej często niczego nie rozumieją. A jak im się w oczy powie, że zatwierdzają dewastację tej przestrzeni, to ma się natychmiast wroga.

    Kiedyś przez pokolenia dochodzono do harmonii i piękna. Ludzie rozpoznawali dzieło rzemieślnicze, powstawały urocze domki, chlewiki, komórki, które miały w sobie więcej kultury niż chyba większość projektów współczesnych. Po wojnie ci rzemieślnicy wymarli i nie odtworzyli się do dzisiaj, chociaż architektura socrealistyczna czerpała jeszcze z ich dokonań. Dopiero teraz zobaczyłem, że bloki na Świętokrzyskiej czy Kruczej mają lepszy plan i proporcje niż dołożone szklane gargamele lat 90-tych 🙂

    Gdzieś w tle oczywiście dewastacja kraju, blokowanie rozwoju, odbieranie praw miejskich, opóźnione uprzemysłowienie, deindustrializacja I WŚ, II WŚ, wreszcie pijany marsz pod tzw. komuną i kleksy z obecnych czasów ….

    Trzeba jeszcze pamiętać, że zamki i pałace zamienione w hotele i ośrodki były kiedyś niedostępne. Ludzie przeciętni realizowali własne, proporcjonalne cele, budując zgrabne chaty i wyposażając je w wyroby prawdziwego rękodzieła.

    A teraz? Teraz powinna nastąpić wielka naprawa krajobrazu. Zalecenia i wytyczne, trochę nakazów, bez których harmonia zamienia się w nieład. Jednolite dachówki, jednolite wykończenia kominów, zbliżone stylowo skrzynki pocztowe (opowiadała mi osoba mieszkająca w Finlandii, że gdy założyła skrzynkę pocztową niezgodną z obowiązującym stylem, natychmiast dostała pismo z prośbą o dostosowanie się). Oczywiście z zachowaniem różnorodności, ale harmonijnej i jednak kontrolowanej.

    A architekci każdy swój projekt powinni traktować jak dzieło sztuki, tak, żeby po upływie lat wartość budynku rosła, stawała się, przyciągającym wzrok, śladem naszej kultury.

  5. – wolno tyle, na ile pozwolą urzędnicy. A im się przede wszystkim nie chce pozwalać, bo – po pierwsze – będzie wtedy więcej roboty, niż kiedy się po prostu siedzi i układa pasjansa, po drugie – ich rekrutacja, selekcja, sposób wynagradzania jawny i ten drugi – powodują, że są oni takimi sabotażystami mimo woli. Gęby mają pełne retoryki o dobru kraju i podobnych, a w istocie nawet nie pojmują swojej własnej roli w tym systemie. Niektórzy pojmują. Ci zaczynają żądać więcej kasy i z czasem się ich pozbywają. A większość naszej energii idzie na walkę z nimi. I po jakimś czasie się już zwyczajnie nie chce. I cel osiągnięty.

  6. Pobudowano wiele nowych,szpetnych kościołów,można by było je wygładzić ale nie ma woli bo „ludzie sie przyzwyczaili”,co innego jeśli chodzi o samochód,ten zawsze można wymienić na lepszy model.  Ludzie poniektórzy dostosowują się do wulgaryzmu i przychodzą w gaciach i halkach nawet na ślub. Niedługo w tv nadadzą koronacje Karola III ,będzie trochę elegancji nie z tego świata i ludzkość będzie musiała to przyjąć do wiadomości.

  7. To trzeba zastąpić tych co zastąpili

  8. To prawda, ale niech pan sobie obejrzy nowo wybudowany kościół w Sarnakach na Podlasiu. Można? Można…

  9. „gówno przyklejone do ściany” można rozmazać na tej ścianie. Najlepiej w jakieś zamaszyste fantazyjne maziaje. Będzie performęs. Czy też może hepening. Już pojawił się prekursor nowego kierunku w „sztuce” nowoczesnej:

    Hungry student eats expensive banana artwork in Seoul | Trending – Hindustan Times

  10. Pozwoli Pan, że sprecyzuję: dworzec główny we Wrocławiu został wyremontowany na Euro 2012 przez Budimex za kwotę ponad 300 mln zł. Dworzec był w dobrym stanie technicznym nadającym się do remontu generalnego. Remont polegał na „odświeżeniu” dworca, wymianie okładzin, posadzek, instalacji nowych systemów w budynku i nowego systemu informacji dla pasażerów. Generalnie nic nowego remont nie wniósł, czego by nie było wcześniej, a zwłaszcza za Niemca, dlatego przedsięwzięcie określiłem jako „otynkowanie”, żeby zwrócić uwagę na olbrzymie koszty i przewalenie pieniędzy z UE.

    Jeżeli zajrzy Pan do historii dworca, to każdy remont główny był związany z rozbudową i unowocześnieniem dworca. Po raz pierwszy w historii obiektu remont generalny nie wniósł zasadniczo nic nowego. Wnioski może Pan sam wyciągnąć.

  11. Face lifting czyli przyprószenie mieszaniną confetti i złotych płatków, z przewagą confetti.

    Jest jeszcze kino na dworcu?

  12. Na zdjęciach wyglada nieźle, trzeba będzie przy okazji zobaczyć.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.