maj 022023
 

Branża hotelarska jest wdzięcznym polem dociekań i zamyśleń. Każdy mniej więcej orientuje się, że epoka wielkich hoteli w Polsce istniała może przez moment przez I wojną światową, a potem wszystko w branży było jedną siermięgą. Dziś luksusowe hotele dla milionerów można sobie obejrzeć na zachodzie, a u nas wszystko, łącznie z tymi najsławniejszymi obiektami, nosi pewien charakterystyczny sznyt.

Chodzi o to, by z możliwie najtańszych materiałów zrobić coś, co pozwoli zachować jakieś estetyczne standardy, a także stworzy jakiś klimat, a do tego jeszcze będzie pretekstem do poniesienia cen usługi. I ja się tu nie czepiam hotelarzy, którzy – orząc na ugorze – inwestując ile się da, robią wszystko, by goście byli zadowoleni. Stwierdzam jedynie fakt. Pokoje są wygodne, mają przyzwoity standard, za pomocą jakichś gadżetów nadaje im się charakter, a samo położenie obiektu, oraz jego otoczenie, bywa, że niewyszukane wcale, tworzą klimat i przyciągają gości. Brakuje tylko autorów, którzy by umieszczali akcję swoich powieści w takich hotelach, ale myślę, że z czasem i tacy się pojawią. Nic bowiem tak nie reklamuje przedsiębiorstwa usługowego jak wciągająca książka i wyraziście zarysowani bohaterowie. Mam tylko nadzieję, że żaden z hotelarzy nie zatrudni do reklamy swojego obiektu sław współczesnej literatury, bo w ten sposób załatwi się na amen.

Nie wiem co robicie w majówkę, ale ja próbowałem znaleźć sobie pokój w zamku w Tykocinie jakiś czas przed długim weekendem. Oczywiście poniosłem porażkę. Takie rzeczy są w ogóle niemożliwe. Jakieś jedno miejsce znalazło się w zamku w Janowie Podlaskim, który to zamek jest obiektem olbrzymim, celującym w imprezy masowe i w masowego klienta. Dla takich jak ja obiekt ten jak najbardziej się nadaje, ale nie na majówkę. Olbrzymi parking był pełen. Całe szczęście okolica jest atrakcyjna, obok znajduje się sławna stadnina, można też pospacerować po okolicy, albo znaleźć coś dla siebie w samym zamku. Jest wielka siłownia, basen – zdecydowanie za mały, jak na tak wielki obiekt, no i strefa spa, też za mała. Standard obiektu jest bardzo przyzwoity, śniadania smaczne, a kuchnia regionalna – naprawdę regionalna – dopełnia całości. Jest oczywiście park, boiska sportowe i chyba rowery, ale nie jestem pewien, bo nie miałem czasu, żeby skorzystać. Sam Janów to miasteczko nie z tego świata, kiedyś cała ściana wschodnia tak wyglądała, ale dziś już bardzo się zmieniła. Drewniane domy, okna przy samej ulicy, ogródki i olbrzymi klasztor z XVIII wieku z równie wielkim kościołem. Konferencji jednak tam nie zrobimy, albowiem właściciel sieci do której należy obiekt lansuje swoje obiekty na sposób światowy. To jest sieć hoteli Arche, wokół której myśli moje krążą od dłuższego czasu. Byłem w Łochowie, ale przejazdem, no i teraz w Janowie. Jest jeszcze hotel w Górze Kalwarii, który mieści się w dawnych koszarach. To są naprawdę piękne, duże, robiące wrażenie obiekty, ale w każdym z nich jest biblioteka, która – mam wrażenie – zaspokaja jedynie jakieś deficyty właściciela. Są tam bowiem książki „najwybitniejszych” współczesnych autorów polskich. Goście zaś, z tego co zauważyłem, raczej nie należą do osób, które sięgają po jakąkolwiek książkę. Z powieści zaś Agathy Christie, która bywała gościem w najlepszych hotelach, wiemy, że nie do promocji czytelnictwa one służą. Jest dokładnie na odwrót – to książki służą do promocji wysokiej klasy obiektów.

Wróćmy do początku naszych rozważań. Żeby zadowolić klienta podróżującego po Polsce i nie zrujnować go, właściciele hoteli stawiają na designe, kuchnię, która załatwia potrzeby estetyczne większości ludzi i urodę samego budynku, a także jego otoczenie. I nie może być inaczej, albowiem na razie jest tu zbyt mało milionerów, a ci którzy są, przeważnie sami mają jakieś hotele.

W majówkę na Podlasie zwaliły się tłumy. W Białymstoku wszystko wygląda tak świetnie, że ja, który jestem wielkim fanem tego miasta, poczułem się zaskoczony. Stadion jest oczywiście okropny, ale pałac Branickich wreszcie odnowili. Kiedy byłem tam ostatnio był jeszcze w remoncie. W parku tłumy. To samo na rynku, choć pewnie część mieszkańców gdzieś wyjechała. Miasto jest duże, więc nie ma tego, charakterystycznego dla Zamościa, wrażenia, że trzeba natychmiast wiać z rynku, bo się podusimy. Wszędzie czysto, nie ma mowy o korkach, można normalnie zaparkować na chodniku, gdzie stoją parkomaty, ale w dzień wolny się nie płaci. Usługi i kuchnia są względnie tanie. Nie ma co prawda w Białymstoku przy rynku takich hoteli, jak w Rzeszowie, dla przykładu, gdzie człowiek może sobie wyjść na taras i pozaglądać ludziom siedzącym w ogródkach do talerzy, ale i tak jest świetnie.

Jeśli komuś się zdaje, że obiekty klasyfikowane jako agroturystyka to na Podlasiu jakieś kamienice wybudowane za Gierka, gdzie gości przyjmuje się w piwnicy i oddaje im się do dyspozycji kuchnię, żeby sobie tam gotowali makaron to musicie rozstać się z tą wizją. Przeważnie jest tak, że różnią się owe „agroturystyki”, przynajmniej w okolicach Tykocina, do wielkich hoteli tym jedynie, że nie ma w nich basenu, siłowni i strefy spa. Wszędzie są rowery. Klimat za to jest „robiony” inaczej, nie przez tartaczne odpady naklejone na ścianie i pociągnięte kolorową bejcą, co ma nadać pokojowi wygląd nowoczesny i praktyczny. W obiektach położonych nad Narwią, które udają agroturystykę, wszyscy bardzo się starają, by za pomocą mebli, samego wnętrza, obrazków na ścianach, kilimów – nie drogich przecież – przywołać klimat dawnych dworów. I nie ma doprawdy znaczenia, że to kreacja, bo właściciele przecież nie widzieli tych wnętrz, no chyba, że na obrazach Rychter-Janowskiej. Wszyscy wiemy o co chodzi, czytamy ten kod i przyjmujemy go jak swój, albowiem to nasz kraj. I mam nadzieję, że tak pozostanie.

Teraz zastanówmy się po co w ogóle ludzie uprawiają turystykę? Po co jeżdżą i wydają pieniądze? Niektórzy czynią to, albowiem chcą odwiedzić najsławniejsze miejsca na świecie, o których gdzieś tam czytali. Ja ich rozumiem, ale po pierwsze moje zamiłowanie do wygody i ograniczone środki nie pozwalają mi na zagraniczne eskapady. Po drugie nie mam zamiaru płacić za oglądanie obiektów, do których dokręcona jest jakaś kłamliwa gawęda, dawno zdekonstruowana na tym blogu. Nie mam też zamiaru snuć się wokół piramid w tłumie japońskich turystów.

Wiem bowiem, że w sensie istotnym turystyka to sprzedaż pewnego rodzaju narracji. I tu tkwi klucz do sukcesu. Ponoć Toruń odwiedzają w sezonie dwa miliony turystów, którzy coś tam słyszeli o Koperniku. Jak na takie miasto jest to wynik imponujący. Miejsc, które opisywane są i oglądane poprzez pryzmat postaci i ich historii jest wszędzie mnóstwo. W Polsce także są takie miejsca, ale na razie jedynym miastem, które próbowało wylansować się na literaturze, był Kraków, co z istoty jest głupie, albowiem akurat tego miasta w ten sposób lansować nie trzeba. Chodzi mi o beznadziejną serię książek opisujących przygody Kacpra Ryxa, które sprzedawane są przy rynku głównym, w dedykowanej tej postaci księgarni.

Sprawą drugorzędną w turystyce pozostaje dziś to, co kiedyś było walorem, czyli autentyczność obiektów. W Tykocinie jest podniesiony z całkowitej ruiny zamek, obiekt nowy, udający średniowiecze, który wygląda znakomicie i podnosi walory miejsca. Dla ludzi, którzy tam przyjeżdżają nie ma znaczenia kiedy ten obiekt powstał. Ważne, że jest piękny, podają tam dobre jedzenie i litewskie piwo, obok płynie Narew, jedna z najpiękniejszych rzek w Polsce, a na rynku stoi pomnik Stefana Czarnieckiego. Klimat Tykocina jest niepowtarzalny i wszystkim kojarzy się z jednym – z resztówką I Rzeczpospolitej. Jeśli dodacie do tego rozsiane po okolicy mniejsze obiekty, urządzone tak, że daj Boże zdrowie – po prostu świetnie – to macie doskonały pretekst, by urządzić w tym miejscu jakieś spotkanie. Na przykład konferencję. Nie rozmawiałem jeszcze o cenach, albowiem w majówkę nie ma szans na spotkanie się z kimkolwiek odpowiedzialnym za te sprawy. Zadzwonię do nich z domu. Od Was zaś chciałbym się dowiedzieć, czy chcecie jeszcze jakichś konferencji?

Na koniec podkreślę raz jeszcze – mamy kraj. I to jest fantastyczny kraj. Każdy kto nań narzeka jest wrogiem. Każdy, kto lansuje się na jakichś podejrzanych ideach wymierzonych w budżety ludzi, mogących sobie raz w roku pozwolić na weekend w Janowie Podlaskim, jest wrogiem. Każdy, kto uważa, że jesteśmy prowincją i powinniśmy się czegoś wstydzić, jest nie tylko wrogiem, ale także patentowanym durniem. Ludzie lansujący – zamiast walorów Polski – jakieś zagraniczne szaleństwa, niech sobie żyją, ale najlepiej z daleka od tego miejsca. Na dziś to tyle.

Życzę wszystkim miłej majówki i przypominam, iż wskutek anty wspólnotowych działań luminarzy kultury muszę zbierać pieniądze, żeby wydać ważną książkę

 

https://zrzutka.pl/d29kmh?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Z tego samego powodu ogłosiłem specjalną promocją na majowy weekend

Od dłuższego czasu bowiem trwa promocja na wiele naszych produktów. Chciałbym ją wreszcie zakończyć, bo ile można sprzedawać tanio dobre, grube książki w twardych oprawach. Wstrzymam się tym jednak do siódmego maja. Czyli do końca przedłużonej majówki. Postanowiłem też, że dołożę do tej promocji dwie obniżki ekstra, ale też tylko do końca majówki. Poniżej linki do nich

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-ii-wielki-powrot/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

  16 komentarzy do “Mamy kraj, czyli rozważania o turystyce”

  1. Jesteśmy kontynuatorami naszych przodków,odziedziczyliśmy po nich krew z zapisem bardziej lub mniej szlachetnym,reszta należy do naszej inwencji. O sponsorowanej nędzy wydawniczej żal mówić,fizjonomia tych współczesnych autorów oznajmuje szczerą intencję omamienia ludków i wyzyskania swoich 5 minut. Wskazana tolerancja bo po co psuć sobie majowe dni które uciekają najszybciej w roku,piękno architektury klasycznej leczy takie fraszki skutecznie i wzmacnia wiarę w sens Stworzenia.

  2. Myślę, że podróbka prozy Jane Austen umiejscowiona w polskich realiach wiejsko – dworkowych dla klientek z warsiawki mogłaby zrobić furorę. A co Pani ma przeciw fraszkom?

  3. Dzień dobry. Istotnie, „piękna nasza Polska cała” – przypomina się z młodości pieśń masowa. I jest ona piękna rzeczywiście. Piękno zaś jest w oczach patrzącego – jak niedawno usłyszałem i chyba zapamiętam. Dlatego mi często podobają się rzeczy pozornie mało piękne, ale z czymś mi się kojarzące. Widzę też – niestety – dookoła siebie mnóstwo rzeczy, które kojarzą mi się zdecydowanie źle, ale nie psujmy nastroju przy Święcie Flagi… Jeśli opowieści pewnego ministra o odbudowaniu zamków Kazimierza Wielkiego nie są tylko jakąś wyborczą parówką, to obiektów wartościowych jeszcze nam przybędzie. A to był wyróżniający się monarcha, którego też można uczynić ośrodkiem różnych skojarzeń, tak, że za przeproszeniem nawet uczestnicy zwyczajowych dyskusji o Żydach i seksie też znaleźliby coś dla siebie. Czy byłoby coś o wódce – nie wiem niestety. Ale – póki co zapowiada się ciekawie…

  4. Tykocin powoli zadeptywany, wcześniejsza cisza chyba bardziej mi odpowiadała.

    Zamek godny podziwu, jednak inwestor nie pomyślał, że należy użyć stylowej cegły. W cenie normalnej cegły można zamówić, w niejednej polskiej cegielni, wzór gotycki, klasztorny, tradycyjny, włoski, francuski, jabłkowy itd itd … Efekt piorunujący i gwarantowany.

    Bardzo polecam dbanie o szczegóły potencjalnym inwestorom. Powoli wraca stara kultura budowlana, rynek detali, snycerka. Coraz więcej dobrej literatury architektonicznej, przedruki, repliki, wzorniki, specjalistyczne opracowania.

    I coraz więcej wspaniale odrestaurowanych obiektów. Dobra architektura wprowadza człowieka w uniesienie, daje energię do życia, poczucie harmonii.

    Dobra architektura upiększa krajobraz, zła go niszczy i szpeci. Najprostszy test – wystarczy rzucić okiem z daleka.

  5. Udana majówka zależy od właściwie dobranej kompozycji słońca, cienia i wody. Na temat cienia jest aria z opery Kserkses, którą można zrozumieć dopiero będąc w gorącym klimacie przy 50 stopniach w słońcu. Wyobraźnię kobiet rozpalają pałace i ich tajemnice, a nie agroturystyka, która jest formą kontroli sielskości przez państwo. Cień roślin nigdy nie był bardziej żywotny, bezcenny i sympatyczny, bardziej słodki… – to brzmi, jak nasz Kochanowski. Aria pasuje do filmu zrealizowanego na podstawie prozy Pierre’a de Laclosa jak pięść do nosa. Aria mówi o błogim spokoju, natomiast akcja filmu jest bardzo dynamiczna. Autorzy filmu nie zdawali sobie z tego sprawy, bo chcieli puścić po prostu „coś z epoki”, ale muzyka o kilka poziomów wyższa od scenariusza uświadomiła mi, jak można odczytać ten film, który wywołał u mnie koszmary senne.

    Ma Pani rację, że jakąś wartość mają tylko nasze geny, zaś jako indywidua przemijamy i jesteśmy tylko nawozem bez znaczenia. Nie mają znaczenia podłości, intrygi i cierpienia, jeżeli spojrzy się na to z wyższego pułapu (piękna i sztuki), jak w którymś tam dniu stworzenia, gdy nad wodami unosił się duch miłości, z którym się połączymy, jak dobrze pójdzie.

    Jakość naszego życia zależy w 90% od kobiet, które decydują o tym, w jakich warunkach żyjemy i mieszkamy, ubieramy się itp., dlatego uważam, że kobiety trzeba edukować przez wysoką sztukę, architekturę, literaturę.

    https://youtu.be/3Ziz6UBTKs4

    https://youtu.be/SynIoCn9mU4

  6. I niech tak zostanie.

  7. Może niektórym tak to właśnie trzeba tłumaczyć – że będzie o żydach i seksie

  8. Sam pan już w coś zainwestował? Mam na myśli odbudowę jakiegoś obiektu?

  9. Więcej, wszystkie wymienione wyżej cegły zastosowałem.

    I widząc zamek w Tykocinie, mając szacunek do inwestora, poczułem smutek. Nikt mu nie pomógł, nie doradził. A przecież facet, który zarobił ładny grosz, chyba na deweloperze, nie musi się znać na takich, niestety bardzo istotnych, szczegółach.

    Nie pomógł mu konserwator, architekt, lokalni miłośnicy historii.

    No mamy z tym problem w Polsce.

    Ale już kościół w Tykocinie jest remontowany zgodnie ze sztuką, aż miło popatrzeć, chociaż lubię patynę starych tynków i farb …

  10. Po pół dnia palenia starych gałęzi w ogrodzie wzorem Edka Stachury kończymy dzień wygrzebując ziemniaki z żaru ogniska. Wspominamy smak Zagłoby, bo te koncerniaki z żółcią bydlęcą nie przypominają prawdziwego piwa.

    Karkonosze spowił mrok i cały turnus śpiewa!:

    https://youtu.be/W0MHYRnDJW4

    https://youtu.be/i73-t759-ms

  11. To oczywiste, krew się w ludziach gotuje.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.