Kiedy rano jechałem do biura zauważyłem już z daleka samochód straży miejskiej stojący na chodniku i mrugający światłami na dachu. Nie wiedziałem o co chodzi, dopóki nie zbliżyłem się na tyle, by zobaczyć leżące na tym samym chodniku truchło czarnego kota. – Nieźle – pomyślałem – każdy zewłok zwierzęcy musi być rejestrowany pod kątem epidemii. Chyba – bo przecież pewności żadnej nie miałem. Pojechałem dalej i przy wjeździe na wiadukt, na samym środku ulicy, zauważyłem martwą sowę. Coś już po niej przejechało, a więc rozpoznałem są tylko po piórach. Była to jednak z całą pewnością sowa. – Ładny dzień się zapowiada – przemknęło mi przez głowę.
Nie ma mowy, żebym brał udział w dyskusjach o koronawirusie, albowiem uważam je za jedną z nowych odsłon pogańskich kultów, w których chodzi zawsze o to samo – o wystruganie z czegoś maksymalnie wielkiego bałwana i bicie przed nim pokłonów. Nie piszę się na to. Chcą zabierać gotówkę? Niech zabierają. Ględzenie o tym dziś nic mi nie pomoże, nawet jak wypcham banknotami materac też niczego to nie zmieni. Będą wszystkich przymusowo szczepić? Proszę bardzo, zaszczepię się. Nie mieszkam w pobliżu żadnej wiekowej puszczy, w której mógłbym się ukryć, a w tych krzakach co są za domem zaraz mnie znajdą. Zresztą – ile można tam nocy przesiedzieć? Jest w końcu marzec. Nie będę przewidywał skutków tego eksperymentu, bo ich przewidzieć nie potrafię. Przeżyłem kryzys lat 2003 – 2005, mając dwa kredyty na karku i żadnej pracy? Przeżyłem. To i ten przeżyję, jak Pan Bóg pozwoli. Rozumiem, że musicie się jakoś stymulować tym wieszczeniem, ale ja się do tego mieszał nie będę. Nie mam wpływu na żaden czynnik sterujący okolicznościami w jakich rozprzestrzenia się epidemia. Mogę tylko myć ręce, co też czynię. Na szczęście nie prowadzę hotelu, ani restauracji, nie muszę się więc martwić spadkiem obrotów, a książki, które do mnie przychodzą z drukarni, są, jak już pisałem pakowane w folię. Nawet ich nie dotykam. Nie rozumiem więc, dlaczego mamy się ekscytować koronawirusem?
Jasne, nie zabronię nikomu dyskusji, nie mogę, ale chciałbym, żeby pogański kult koronawirusa nie zdominował tego blogowiska. Póki co tak właśnie się dzieje, bo codziennie jakiś mędrzec wieszczy, że świat skończy się niebawem, a nam nie pozostało już nic, nawet modlitwa nie będzie skuteczna. Możemy tylko wsłuchiwać się w jego głos i odmierzać czas do chwili kiedy zachorujemy.
Nie mówię, że ja sam jestem wolny od zabobonów, bo nie jestem. Myślę sobie tak – właśnie zacząłem przebudowywać ofertę, a tu zamiast wiatru w żagle zdarzył się ten koronawirus. No, ale cóż robić, trzeba jakoś się utrzymać, choć pewnie nie będzie łatwo. Pamiętam, jak zacząłem blogowanie i w jakiej atmosferze się ono zaczęło. Był sierpień roku 2009. Płynęliśmy wszyscy na pełnych żaglach i towarzyszył nam entuzjazm. Minęło pół roku i przyszedł kwiecień 2010. Spadł samolot i cała sieć wypełniła się newsami dotyczącymi tego faktu, w większości fałszywymi, albo emocjami tak gęstymi, że w zasadzie nie można się było przez nie przebić. Wszystko straciło znaczenie, Smoleńsk był paszą dla oszustów, cybernetyków, kanciarzy i wszelkiej swołoczy, która – bardzo drogo sprzedając tanie emocje – chciała się na nich szybko wzbogacić. Wszystkie moje plany wydawnicze, które wtedy przecież wydawały się mrzonką, przestały mieć znaczenie, a o tym, by ktoś serio traktował możliwość ich realizacji nie było mowy. Jedyny kanał dystrybucji produkowanych przeze mnie treści został zapchany fejk newsami o Smoleńsku. Taki był początek.
Teraz mamy koronawirusa i chodzi w tym całym zamieszaniu tylko o to, by coraz mądrzej patrzeć, słuchając przy tym, nowych opinii i wieści ze świata. Mam do zaproponowania coś innego, ale co to będzie zdradzę jutro.
Mam też nadzieję, że koronawirus może być początkiem pewnych zmian pozytywnych. To znaczy, że ludzie siedząc w domach, wychodząc gdzieś tylko czasem na jakieś lekkie spacerki, oprzytomnieją trochę i przestaną się narkotyzować wypowiedziami autorytetów, które zawodowo niejako, słowem żywem, z Polski całkiem, zwalczają FED, prezydenta Trumpa, albo inne jeszcze szatańskie pomysły. A taką pogadankę znalazłem dziś rano na YT. Dokładnie o tym, że FED boi się koronawirusa. Oby ten nieszczęsny koronawirus zrobił wreszcie porządek z tą hierarchią podwórkowych myślicieli. Bo jasno widać od dawna, że brakuje hierarchii prawdziwej. Cóż to znaczy? Mniej więcej tyle, że prawdziwa hierarchia nie aspiruje. I taka była kiedyś hierarchia Kościoła – nie aspirująca. Było to w czasach kiedy Kościół miał realny wpływ na działania, jakbyśmy dziś powiedzieli, medialne i propagandowe, zwane też czasem artystycznymi. Kardynałowie nie chcieli być malarzami, oni tylko zamawiali dzieła. Nie chcieli być pisarzami, oni tylko zamawiali książki. Nie mieli zamiaru robić kariery we flocie, oni tylko błogosławili tych, którzy wyruszali na wyprawy przeciwko Turkom. Ten szczęsny czas minął, albowiem przyszła demokracja, a z nią nawyk dewastacji hierarchii połączony z przemożną chęcią kreowania nowych, opartych na nie wiadomo czym. Każdy może się dziś wyjęzyczyć, ale od kogo bierze pieniądze na swoje wywody, tego nam z całą pewnością nie zdradzi. Każdy może napisać książkę, ale tylko niektórzy zostaną dopuszczeni do masowej dystrybucji. Każdy może coś namalować, ale tylko ci najmniej zdolni dostaną subwencje od różnych organizacji, albowiem oni nie będą swoją wyobraźnią i umiejętnościami peszyć sponsorów. Ci bowiem z kolei już wiedzą, że z tą demokracją nie da się dłużej żyć, ale nie wiedzą co zrobić, żeby przywrócić powszechnie ważną hierarchię. Marzą więc o tym, że to oni są malarzami, pisarzami, admirałami ciężkich od armat flot, płynących wśród wichru na spotkanie wroga. Nigdy tych marzeń nie zweryfikują. To by był bowiem koniec systemu. Będą weryfikować nas, podsuwając nam coraz to lepsze tematy do dyskusji, coraz to ważniejsze problemy, coraz to ciekawsze łamigłówki. Wszystko zaś po to, by ukryć ubóstwo w jakim żyją. Bardzo wszystkich proszę, by w miarę możliwości powstrzymali się od uczestnictwa w tej hucpie. Nie zmieni to niczego ponadto, że wszyscy będziemy tu lekko gorączkować i siąkać nosem, zastanawiając się przy tym czy to alergia na pyłki czy już śmierć puka do drzwi. Ten kot i ta sowa, naprawdę nic nie znaczą. W Bogu nadzieja.
A teraz ogłoszenie
Proszę Państwa w związku z pandemią koronawirusa i zarządzeniami administracyjnymi konferencja, która miała się odbyć w Kazimierzu Dolnym w dniu 28 marca zostaje przesunięta na dzień 14 listopada 2020 roku. Informację do wykładowców już wysłałem, będę ją także wysyłał do Państwa, ale zajmie mi to trochę czasu, dlatego też do 27 marca będę umieszczał tu takie ogłoszenia. Uwaga – przesunięte zostały także wszystkie rezerwacje pokoi, które Państwo opłacili. Niech nikt nie jedzie do Kazimierza w dniu 27 i 28 marca.
Dzisiaj podam dwa numerki, skąd się one wzięły napiszę po 20:00;
dla optymistów [432], dla pesymistów [482] ☺
Parafrazując hit muzyczny ost. dni:
Koronawirusie,
chcesz dostać tu się
Lecz my się nie damy,
Bo inne tematy tu poruszamy.
Ale ja się tak łatwo bym nie dawał zaszczepić. Jeśli się okaże że szybko będzie szczepionka na te cholerstwo tzn. że to nie szczepionka tylko serum na truciznę bojową
Dopóki nie ma szczepionki na HIV to i na KORONĘ być nie może, bo zawiera ona kawałek HIVa. Placebo będą najwyżej sprzedawać ☺
Czyli każda okazja dobra na biznes. Mam zle doswiadczenis po szczepionce na kleszcze wuszonej przez sanepid, spadła mi odporność.
Jasne, do własnego organizmu i to na własne życzenie nie można świństwa wstrzykiwać. Jeśli dotychczasowe szczepionki są przymusowe tylko w środkowej Europie (od Estonii do Bułgarii) i nigdzie więcej, to jakie wyciągamy wnioski ? No oczywiste, zmniejsza się nam zaufanie do szczepionek i do decydentów/producentów tego stanu rzeczy.
Coś tu „nie halo” .
No właśnie
No, faktycznie dość już o tym wirusie. Wszędzie tylko o tym… Mając w pamięci Smoleńsk 2010 powinniśmy być odporni na tych wszystkich opiniotwórców wirusowych. Do pewnego momentu ten blog był wolny od tego tematu, ale teraz wszyscy sobie folgują. Wiadomo, że te emocje są potrzebne, ale nie nam. Prestidigitatorzy już tam je umiejętnie zagospodarują
Smutne jest tylko to, że niczego nas nie uczy ani historia gospodarcza, ani zdarzenia, które były dosłownie przed chwilą (2010).
No, faktycznie dość już o tym wirusie. Wszędzie tylko o tym… Mając w pamięci Smoleńsk 2010 powinniśmy być odporni na tych wszystkich opiniotwórców wirusowych. Do pewnego momentu ten blog był wolny od tego tematu, ale teraz wszyscy sobie folgują. Wiadomo, że te emocje są potrzebne, ale nie nam. Prestidigitatorzy już tam je umiejętnie zagospodarują
Smutne jest tylko to, że niczego nas nie uczy ani historia gospodarcza, ani zdarzenia, które były dosłownie przed chwilą (2010).
Niczego nas nie uczy ani historia gospodarcza, ani niedawne choćby zdarzenie (Smoleńsk2010). Jesteśmy jak dzieci, lecimy za emocjami, które nam fundują prestidigitatorzy i które im potrzebne są w wiadomym celu. Jak to jest, że jesteśmy tak odporni na wszelkie nauki oraz niezależni od rozumu
Sorry coś mi łącza szwankują
Dobrym symptomem jest to, że dzisiaj ekspedientka w sklepie powiedziała, że wczoraj wyłączyła telewizor i lepiej się poczuła.
Bo te bałwany amatorzy w telewizorze jak zwykle przeginają w drugą stronę, więc kto ma trzeźwiejszy umysł to po jakimś czasie się przebudza.
>kot i ta sowa, naprawdę nic nie znaczą…
To tylko premonicja
Są ludzie dla których rzeczywistość jest ok, i są tacy którym coś nie pasuje i zadają pytania. Wydarzenia typu smoleńsk i koronawirus sprawiają że grupa która zadaje pytania powiększa się. Oczywiście trudno zadawać właściwe pytania, gdy przez całe życie się tego unikało. Od czego trzeba zacząć. Takim ludziom trzeba pozwolić ekscytować się koronawirusem bo to dla nich jedyna szansa. Wątpię żeby kiedykolwiek zainteresowali się rolą centrów handlowych w upadku I RP. Ale jest szansa że zaczną bardziej krytycznie patrzeć na treści w TV, a to już coś.
Ja co godzina sprawdzam te numerki, nie wiedziałam że statystyka może być taka wciągająca.
https://www.worldometers.info/coronavirus/
I zwracam uwagę nie tyle na ilość zarażonych, bo ta rubryka oznacza jedynie efekt przeprowadzonych testów, ale na rubrykę serious/critical, bo ona pokazuje dynamikę. U nas jeszcze nie jest tak źle.
Mówią, że sowa była córką piekarza. Ach, Panie! Wiemy, czem jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie.
Hamlet
Wszyscy umrzemy.
Skąd się wzięła zaraza wśród blogerów i komentatorów na SN?
Z wścieklizny
Na godz. 16:30 ilość zarażonych wynosi [411].
Znaczy machnąłem się optymistycznie tylko o 4% [21 przypadków].
Już chciałem optymistycznie napisać, że koniec epidemii bliski bo skończył się wykładniczy pesymistyczny wzrost a zaczął optymistyczny logistyczny.
Ale bardziej skłonny jestem napisać, że Ministerstwo Zdrowia, które podaje takie dane świadomie lub nieświadomie zaniża ilość zarażonych.
Aby stwierdzić jak jest naprawdę, trzeba będzie poczekać jeszcze tydzień ☺
Na godz. 20:15 ilość zarażonych wynosi [425].
Znaczy przeszacowałem optymistycznie tylko o 1,6% [o 7 przypadków].
Wygląda jednak, że MZ wykonuje mało testów ☺
Od tygodnia mamy praktycznie wzrost liniowy na poziomie R^2=0,996 (bliski jedności). To jest bardzo optymistyczne.
„zaniża ilość zarażonych” jakieś dowód na te insynuacje? Nie wiem czy Pan wie, ale wielu zna liczbę zakażonych zanim MZ je zna. Czy Panu się wydaje, że da się zataić informacje o której u źródeł wie kilkadziesiąt osób, a w koło krąży cała chmara dziennikarzy bardzo nieprzychylnych rządowi i tylko czeka na taką sesnsację, „że fałszują dane„. Jeżeli tren jest stabilny, to jutro będzie ok 70 nowych przypadków
Po pierwsze nie piszemy insynuacje tylko hipotezy.
Po drugie nie od tygodnia tylko od 4 dni.
Po trzecie liniowy trend jest bardziej optymistyczny niż wykładniczy ale pisać, że bardzo optymistyczny to przesada.
Po czwarte dzisiaj będzie około 69 nowych przypadków ☺
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.