Znam kilka przynajmniej osób, które – będąc młodocianymi – otworzyły wielką encyklopedię PWN na stronie z hasłem „literatura” i zaczęły czytać po kolei umieszczone tam w wielkiej tabeli dzieła. Redaktorzy encyklopedii ułożyli bowiem, a raczej należałoby rzec – przepisali – listę najwybitniejszych książek wszechczasów. Nie pamiętam, czy na pierwszym miejscu była Biblia, ale nawet jeśliby była nikt by jej i tak nie czytał. Młodzi ludzie bowiem sięgali po inne tytuły z tej tabeli. Ja zaś nie piszę tego po to, by łamać ręce nad tymi, co nie czytają biblii, ale po to, by wskazać skąd biorą się kody komunikacyjne, którymi się wszyscy posługujemy. Chcę także wskazać, że są owe narzędzia wyrwane ze swoich pierwotnych kontekstów i wstawione w inny zupełnie, całkiem zwyczajnie absurdalny kontekst. Bo cóż Dante może mieć wspólnego z Faulknerem? Są tacy, którzy zaczną opowiadać o wspólnym dziedzictwie i wartościach, ale to przecież brednie. Wszystkie te książki zostały połączone w tej tabeli na siłę, specjalnie, ze złą wolą, której celem było stworzenie pewnego złudzenia. Ono zaś trzyma nas wszystkich za twarz do tej pory, o ile w ogóle złudzenie może kogoś za coś trzymać. No, ale przyjmijmy, że może.
Co jakiś czas ktoś kreuje budżet na programy popularyzujące literaturę. Zwykle w programach tych toczy się jakaś dyskusja, a przynajmniej ktoś próbuje zaaranżować jakąś dyskusję. Zwykle są to cholerne nudy, które nie podniecają nikogo, nawet ludzi biorących w nich udział. Chodzi jedynie o to w tym przedstawieniu, aby osadzić lub wskazać środowiska i osoby, które mogą o książkach orzekać autorytatywnie. Jeśli zaś tak jest to, działają one na szkodę wszystkich wydawców, którzy znajdują się poza ich magicznym kręgiem i nie mają dostępu do publicystyki telewizyjnej. I w zasadzie należałoby ich zwalczać ogniem i żelazem, ale nie ma to sensu, albowiem oni sami się zwalczają swoim gadaniem. Ekspansji i ekspresji nie ma w tym żadnej, pozostaje więc tylko to, o czym tu czasem wspominamy – zbliżenie się do wymarzonych budżetów na propagandę. Co z tego otrzymuje publiczność? W zasadzie tylko rozczarowanie. Obserwując ludzi z aspiracjami, którzy wypowiadaj się w sieci na temat rynku literackiego, widzimy, że jest tam samo rozczarowanie. No i za grosz ironii, choć wiele książek prezentowanych we wspomnianej na początku tabeli to dzieła wielkich ironistów. Miłośnicy literatury jednak chcą, by ktoś zaproponował im udział w projekcie naprawdę poważnym. Co to znaczy? Chodzi o projekty gwarantowane. Poważny = gwarantowany przez jakąś strukturę najczęściej przez uniwersytet. Może być też projekt gwarantowany przez media i zatrudnionych w nim ludzi. No, ale on przynosi zwykle jeszcze więcej rozczarowań. Ludzie bowiem oczekują, że afirmując jakieś brednie będą, wraz z innymi – co ważne – przeżywać chwile nie dość, że wzniosłe, to jeszcze przyjemne. Tak się nie dzieje i ludzie zaczynają tęsknić za czymś, co rzekomo kiedyś mieli, a potem im to gdzieś uleciało. Czy to jest tylko tęsknota za młodością i jej lekturami? Możliwe, ale otwierając się w ten sposób na świat, odejmujemy sobie dwie istotne na funkcjonowania na tym świecie możliwości – prawo do realnej krytyki i prawo do tworzenia. Oczekujemy, że coś lub ktoś powróci i będzie jak dawniej. Tymczasem, żadnego „dawniej” nie było. Jako dziecko, przeczytaliśmy „Przygody Tomka Sawyera”, kogoś tam to mocno wzruszyło, innego rozśmieszyło i teraz chodzi tylko o to, by fazę te powtarzać w dorosłym życiu. Tak się może stać, ale pod jednym warunkiem – trzeba zrezygnować z gwarancji, bo ludzie, którzy ich udzielają nie mają dobrych i szczery intencji. To są kolporterzy propagandy. Tego zaś kroku – pozbycia się gwarancji, żaden miłośnik wybitnej literatury, wyszczególnionej w tabelce encyklopedycznej nie uczyni. Prędzej odrąbie sobie palec wskazujący. Musiałbym bowiem wtedy sam decydować, a samotność jest największym wrogiem miłośnika literatury. Liczą się bowiem tylko ekscytacje parami lub w grupach. To także demaskuje opisywaną tu tabelkę, ale my dziś nie o tym…Mam nadzieję, że zbliża się już moment kiedy Paweł Zych wyda swój album o średniowieczu. Jestem przekonany, że opinii na jego temat będzie tyle co kot napłakał, ale spodziewam się dobrej sprzedaży. Mimo jawnej i dającej się łatwo stwierdzić, a do tego wysokiej jakości tego produktu, nie jest on gwarantowany, a przez to nie wzbudzi zainteresowania miłośników historii i ilustracji, a także miłośników ciekawostek historycznych. Ci bowiem prowadzą dziś dyskusję na temat treści zawartych przez prof. Roszkowskiego w podręczniku do przedmiotu o nazwie HIT. Nie będę się na ten temat wypowiadał, ale słowo wyjaśnienia dać muszę – dlaczego mieszam podręcznik szkolny z tabelą z encyklopedii PWN, gdzie wyszczególniono najwybitniejsze dzieła literatury? Czynię tak, albowiem dyskusja miłośników historii wokół tego podręcznika dotyczy jego zgodności z czymś co zwykło się określać mianem prawdy historycznej. Gołym okiem i od dawna widać, że nie ma żadnej prawdy historycznej, są tylko literackie narracje podawane z mniejszym lub większym wdziękiem, z mniejszą lub większą umiejętnością i mniejszym lub większym znawstwem. To wokół nich toczy się dyskusja, a żeby mieć w niej ostanie słowo nie wystarczy znać tajniaków i starych profesorów. Trzeba jeszcze umieć konstruować atrakcyjne historie. One na pewno wywołają zainteresowanie, ale nie będą miały niczyjej gwarancji. Nie będą też uderzały w żadne czułe struny wspomnień. Przeciwnie, raczej je poszarpią. Na to zaś chyba nikt nie jest gotowy. Dlatego wszelkie próby wprowadzenia nowych narracji do powszechnego obiegu, do którego wszyscy przecież mamy dostęp, spotykaj się z reakcją histeryczną. Ludzie, którzy na takie rzeczy trafiają, nerwowo rozglądaj się wokół w poszukiwaniu kogoś, kto im powie co mają myśleć. Czy ja mam do nich pretensję? Dopóki pozostają w osamotnieniu lub w małych grupkach, nie. Kiedy jednak gromadzą się na większym forum i zaczynają dyskusję o tym, czy Kościół powinien być oddzielony do państwa, już tak. Nie tworzą bowiem niczego, ale międlą temat, którego istoty nie rozumieją. Podobnie jak nie rozumieją istoty własnych fascynacji. Wszystko jest poezja, jak napisał klasyk. Ta zaś służyła w dawnych czasach nie do tego, by zabawiać dziewczęta, ale do tego, by kwestionować legalność dziedziczenia – dopowiadamy i tworzymy wokół tej kwestii osobną narrację. Czy ktoś się nią zainteresuje? Zobaczymy, na razie większość czyta podręcznik do HIT-a i ogląda programy w TVP Historia, gdzie mówią o tym, że Hitler puszczał bąki i bekał. I wokół tego jednoczą się prawdziwi znawcy.
Ciągle zbieramy środki na zapłacenie czynszu za mieszkanie dla Julii i jej córek – Anny i Władysławy. Dziś podpisujemy umowę i płacimy za pół roku, a wciągu dwóch miesięcy musimy zapłacić za kolejne pół roku. Julia jest w fatalnym stanie, rozmawiałem wczoraj z lekarzem. Wszystkich, którzy mogą i chcą pomóc, bardzo o tę pomoc proszę.
Link do zrzutki jest tutaj:
Jeśli ktoś chce pomóc, ale nie podoba mu się zrzutka, niech wpłaci pieniądze na konto Władysławy z dopiskiem, że to na wynajem mieszkania. Proszę nic nie wpłacać na moje konto, na które zbieraliśmy fundusze poprzednio.
Władysława Rakowska
98 1020 1055 0000 9902 0529 0566
Dzień dobry. No tak to mniej więcej jest. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło a szatan nie jest doskonałością, jak sam utrzymuje i dlatego nie przemogą bramy piekielne. A konkretnie, to ci sami „znawcy” którzy koncentrują się na perystaltyce Kanclerza drugą ręką podają nam studium o powszechności przyjmowania środków psychoaktywnych na początku XIX wieku, szczególnie zaś wśród tak zwanych poetów romantyzmu. Tych nazywanych przez nasz po-KEN-owski system edukacji „wieszczami”. Dzięki Bogu wiedziałem to już kiedy moje dzieci zaczęły „przebierać” romantyzm i byłem perfekcyjnie przygotowany na ich pytania, które wtedy jeszcze mi zadawały. Odpowiedź brzmiała; „otóż – ćpali”. I to pozwoliło im uniknąć niebezpieczeństw wynikających z fascynacji literaturą w młodości. Ja sam nie miałem tego szczęścia i musiałem się długo leczyć z różnych idiotyzmów wbijanym biednym dzieciom do głowy jeszcze za komuny, ba, leczę się do dziś – głównie czytając Pański blog i książki. Cóż – nigdy nie jest za późno – podobno…
Ćpali nie ćpali, ale za to jak pisali… warsztat mieli doskonały.
Ćpał Słowacki. Mickiewicz lubił wino i kobiety. Nie da się sprawnie pisać na bani.
taki dowcip nie wiem skąd może w internecie ktoś na poczekaniu wymyślił ,
dusza nieukształtowanego osobnika wprowadzona jest do lokalu gdzie odbywają się tańce hulanki , swawole, na stołach porozlawane alkohole i skierowane jest do niej pytanie czy chcesz tu być przez całą wieczność, dusza całym swym jestestwem akceptuje sytuację,
wychodzą wypełnić dokumenty
wraca z przewodnikiem , patrzy a tu stół zasłany zieloną materią za stołem siedzą z ponurymi minami wszyscy historyczni zbrodniarze, obok leżą narzędzia tortur
dusza przerażona woła – to nie tak miało być-
na to przewodnik – poprzedni widok to była propaganda a tu przed tobą real
nieukształtowany duchowo, nieskalany myślą o Bogu
Jak oni, romantycy pięknie pisali o kobietach, wykreowali nawet modę, na damy wrażliwe, subtelne, uduchowione. A teraz co? Jakie poniżenie w sposobie prezentowania kobiet, ideałem współczesnym – baby z zamtuza.
Oczywista reakcja na feminizm. Czego nie rozumiesz?
A pan ? Dlaczego się czepia?
Jednak ten ideal nadał obowiązuje. I ideal mądrej żony ukazany w Księdze Przysłów. Zamtuz, nawet osławione weneckie kurtyzany układające piękne sonety, to nie ideał. Zwłaszcza dla kobiety.
Świat jest bardziej skomplikowany niż często sądzimy, a ludzie nie są idealni. Weneckie kurtyzany wiodły żywot mało chwalebny, ale pisały piękne sonety. Nie sądzi pan, że w ten sposób ujawniało się głęboko ukryte pragnienie czegoś wyższego? Źli ludzie potrafią pisać rzeczy piękne, a bycie dobrym nie daje gwarancji stworzenia arcydzieła. Nikt też nie twierdził, że zamtuz jest przybytkiem dobra wszelakiego i nie stawiał go za wzór. Nawet w zepsutej Wenecji nikt nie wpadł na pomysł pisania podręcznika, w którym młodym dziewczętom proponuje się zadanie typu: jak zaprojektujesz burdel, jeśli wybierzesz zawód prostytutki. Nikt nie głosił, że zabicie dziecka czy starca jest prawem człowieka.
Wenecjanie nie wymyślili też niczego nowego, to się wzięło z Andaluzji, to tam młode piękne niewolnice były specjalnie kształcone, by uprzyjemniać życie swoim panom. Istniały specjalne szkoły, a dobrze wykształcona niewolnica kosztowała fortunę , sama też mogła zdobyć majątek.
To świadczy o głębokiej hipokryzji w kulturze śródziemnomorskiej. Popyt na wykształcone przyjaciółki i jednocześnie blokowanie edukacji kobiet z normalnych rodzin, przyszłych żon. Erazm z Rotterdamu opisał to w dialogu opata z młodą, wykształconą mężatką. Okazało się, że ani jej rodzicom, ani mężowi nie przeszkadzało jej oczytanie. Kwestia tego co się czyta, a wiersze kurtyzan mogą być interesujące, pouczające, pełne ciepła i miłej ironii.
Kanon literatury, w tym kanon literatury światowej – w każdym państwie inny, o dziwo – to szczególna lista, której zawartość zawsze czemuś służy. I to nie tylko tzw. kształtowaniu moralności, czy szerzej, kultury danego społeczeństwa wg zadanego (przez kogo?) wzorca, ale też kształtowaniu jego stosunku do różnych nacji, w tym także do własnej. Dlatego też ten, kto go układa i od czasu do czasu koryguje, robi to zawsze z głębokim namysłem, a bez krzty sentymentu, a już na pewno nie kierując się płynącym „z głębi serca” przekonaniem o szczególnym poziomie artystycznym czy wzniosłości humanistycznego przesłania danego utworu, lecz tworzy go świadomie, aby w określony sposób oświetlić historię i tak zbudować narrację o wartościach (niekoniecznie wszystkich, ani nawet tych najważniejszych), aby te swoje cele osiągnąć. Przy czym miejmy zawsze świadomość, a przynajmniej podejrzewajmy to, że owe cele wcale nie muszą być celami naszymi, choć w kanonie niewątpliwie znajduje się wiele pozycji literatury rodzimego autoramentu.
Oczywiście, żeby taki kanon należycie spełniał swoje zadanie, musi składać się z utworów napisanych sprawnie oraz silnie pobudzających emocje, ale przede wszystkim sławnych, to znaczy takich, które zostały wylansowane i których lansowanie wciąż jest podtrzymywane.
To, co napisałem powyżej, dla większości obecnych na tym forum raczej nie jest odkryciem, acz dla niektórych może brzmieć złowieszczo, niemniej jak zawsze warto na to spojrzeć z tzw. zdroworozsądkowej perspektywy – skoro rozumiemy ten mechanizm, to przyglądając się danej liście, a zwłaszcza jej korektom, zadawajmy sobie trud wyłuskania z niej, o ile znamy te pozycje, a jeśli ich jeszcze nie znamy, to czytając pozycje tam zamieszczone, zestawu podsuwanych przez nią schematów postaw, zachowań oraz ocen, analizując ich krótko i długoterminowe wpływy oraz skutki, tak dla nas dobre, jak i złe. A swoimi refleksjami na ten temat dzielmy się z rodakami; rozszyfrowanie i nagłośnienie celów propagandy czyni ją zawsze mniej skuteczną, a czasami wręcz przeciwskuteczną, co zwykle jest pożyteczne społecznie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.