Nie wiem z jakiego powodu, ale prawdopodobnie z przepracowania, dopadł mnie wczoraj taki kryzys, że musiałem po prostu przeleżeć prawie cały dzień. Nic podobnego nie zdarzyło mi się wcześniej. Poczułem nagle, bez powodu zupełnie, bo siedziałem jak zwykle przed komputerem, wielki ubytek energii i niemożność zrobienia czegokolwiek. Uważam, że warto o tym wspomnieć, mam bowiem już trochę lat i jakoś się tak tu wszyscy dobrze znamy.
Nie mam za bardzo siły, żeby pisać jakieś poważne analizy, więc może umieszczę tu kilka spostrzeżeń powierzchownych.
Oto z samego rana, drugi już raz w ciągu tygodnia rzuciła mi się w oczy fotka Matyldy Damięckiej, która staje się na powrót medialną gwiazdą. Nie wiem bowiem czy pamiętacie, ale dekadę temu pani Matylda jeździła po szkołach całego kraju i opowiadała o swojej karierze. Żeby tego posłuchać, trzeba było zapłacić pięć złotych od łba. Byli chętni. Dziś artystka powraca i zajmuje się już trochę poważniejszymi sprawami, a mianowicie publicystyką. Polega to na tym, że umieszcza w mediach społecznościowych jakieś obrazki i one są komentarzem do wydarzeń bieżących, albo do czegoś tam, co akurat plącze się w głowie pani Matyldy. Ostatnio narysowała dwa kościoły, jeden z krzyżem na wieży, a drugi bez. Ten pierwszy podpisała słowem świątynia, a drugi słowami świątynia sztuki. Taki żarcik dla spostrzegawczych. Pod tymi rysunkami, które wyświetliły mi się na portalu WP zauważyłem właśnie napis Media podają, że kobiety w Polsce czują się coraz bardziej wyzwolone (albo jakiś w podobnym sensie). Od razu też przypomniał mi się pewien stary wywiad, który Monika Jaruzelska przeprowadziła z Kamilem Sipowiczem. Kamil siedział na tle swoich dzieł, czyli wielkich kartonów, na które ponaklejał jakieś powycinane z gazet zdjęcia i opowiadał coś o filozofii. Monika zaś z poważną miną, dopytywała go o różne szczegóły. Wczoraj zaś jeden z kolegów wrzucił tu link do programu reklamującego nową linię ciuchów, które zaprojektowano w ramach promocji książki Twardocha zatytułowanej „Król”.
Dlaczego ja łączę te trzy sprawy i wszystkie kręcące się wokół nich postaci? Otóż dlatego, że mamy do tu do czynienia ze zorganizowaną dystrybucją. Czego – zapyta ktoś niezorientowany. Można odpowiedzieć, że idei, książek, filmów, ciuchów…Lista ma kilka pozycji, ale najważniejsze jest poza nią. To jest promocja dziedziczenia wpływów i funkcji niejawnych. Można oczywiście stwierdzić, że rzecz odbywa się na gruncie rozrywki i nie ma się czym przejmować. No, ale wszyscy wiemy, że jednak trochę się poprzejmować trzeba, albowiem obecność tych ludzi w przestrzeni publicznej, degraduje innych, choćby takich jak my. Ludzie ci bowiem pilnują tego, żeby rynek treści wypełniał się określonymi, wyraźnie sprofilowanymi jakościami. Choć przecież słowo jakość nie jest tu wcale na miejscu. Lepsze byłoby słowo antyjakość, ale jest trochę dęte. Można powiedzieć wprost – syfami, ale musimy zachować przecież pewien poziom.
Czynią to przez formuły i postawy, a także poprzez demonstrowanie czegoś, co przyjęło się nazywać fascynacją, a co w rzeczywistości jest wyrażonym przez osoby popularne przymusem sprzedażowym. I tak, w tym wczorajszym linku jedna pani opowiada o tym, że fascynuje ją Marlena Dietrich, a inna podkreśla, że jest analogowa, to znaczy, że swoje projekty wykonuje nie w komputerze, ale węglem na zwykłych kartkach. Przyznam, że w to nie wierzę. Uważam, że to jest zabieg marketingowy, który ma podkreślić autentyczność tej pani, jako osoby serio przejętej swoją pracą. Czekałem tylko aż pojawi się sam Twardoch i opowie o tym, że swoje książki pisze na starej maszynie Remington, bo tylko taka maszyna zapewnia właściwą atmosferę w czasie pracy. Inne typy maszyn nie wchodzą w grę. No, ale jakoś się powstrzymali i Szczepana nie było. Może wystąpi w kolejnym odcinku.
Pozorowanie autentyczności jest jedynym modus operandi jaki ci ludzie rozumieją i potrafią zastosować. Niestety nie rozumieją, co to jest autentyczność w sztuce i w jaki sposób człowiek stale coś tworzący może przekonać do sobie publiczność. Myślę też, że co głupsi z nich są przekonani, że zajmą w świadomości odbiorcy miejsce tych wszystkich przedwojennych gwiazd kina i estrady.
Teraz istotna kwestia – czy możliwa jest sprzedaż ciuchów bez tego całego cyrku? No i sprzedaż tych ludzi, bo nimi też się handluje. Zapewne tak, ale nie za ceny, które zostały przewidziane dla tych produktów. Mamy tu więc w istocie próbę narzucenia ekstra cen na jakieś śmieci. Tak to należy odbierać i w ten sposób należy też traktować książki naszych współczesnych geniuszy. Jako element organizacji dystrybucji. Kolejnym etapem tej organizacji będzie ubranie w ciuchy z filmu sześciu profesorów i dyskusja o książce Twardocha w TVN czy Polsacie. W całym tym programie tkwi jednak pewien hak, którego oni nie są w stanie dostrzec. Otóż target do którego kierują swoją gawędę, mam tu na myśli zarówno tych z reklamówki, jak i Sipowicza oraz Damięcką, ma głęboko w plecach to kim była Marlena Dietrich, a także jak wyglądała Warszawa przez II wojną światową.
Na jedną osobę jeszcze chciałbym zwrócić uwagę. Występuje w tym programie człowiek nazwiskiem Jerzy S. Majewski. Dokładnie pamiętam pana Majewskiego z początków jego kariery, czyli z początku lat dziewięćdziesiątych. Pamiętam, bo kilku moich kolegów ze studiów zastanawiało się, czy nie zostać tak zwanym warsawianistą. To jest ktoś, kto łazi po mieście w towarzystwie kamerzysty lub sam i opisuje jak ciekawe i niezwykłe są fasady kamienic, a także jakie niesamowite historie kryją się w przeszłości miasta. Jasne jest, że to fucha, której nie może dostać każdy. Żeby być warsawianistą piszącym stałe felietony w gazowni, trzeba być przynajmniej czyimś bratankiem. Bo to jest stała, nieźle płatna praca, a książki, które z tych felietonów powstają, nie muszą wcale nikogo interesować, a i tak maja zapewnioną dystrybucję. No i Jerzy S. Majewski został włączony, co nie powinno nikogo dziwić, w promocję nowej serii ciuchów. Jest w końcu firmą, obecną na rynku od ponad trzydziestu lat.
Nie trzeba wcale przyjmować do wiadomości istnienia wymienionych osób, szczególnie jeśli człowiek nie jest wydawcą czy autorem. Oferta rynkowa jest bowiem szeroka. No, ale ominięcie ich jest trudne, bo prędzej czy później ktoś w towarzystwie zacznie opowiadać o tych łachach, książkach i filmie. I trzeba będzie zająć jakieś stanowisko. Z mojego punktu widzenia sprawa wygląda tak – cała ich aktywność, to znakomity sposób, żeby stworzyć własny system dystrybucji i własną, komunikację wokół swoich produktów. Tym łatwiej można to zrobić, że te produkty są już na rynku. Oczywiście respons nie będzie taki sam, albowiem nie mamy do dyspozycji mediów, a Tomek nie jest grafikiem analogowym. Rysuje w komputerze. No, ale Hubert i Rafał jakoś dają radę. Może więc coś na tej ich dętej histerii zarobimy.
Dziękuję za uwagę. Muszę naprawdę odpocząć.
Od zatoki świń w Warszawie do zatoki sztuki w Sopocie płynie trzaskowianka płynie po polskiej krainie ☺
Marlena Wytrych (Dietrich po niem. znaczy wytrych) podobała mi się, dopóki śpiewała po niemiecku. Po 1945, gdy się sprzedała Amerykanom, to już nie było to.
Najbardziej znane przeboje „starszych panów” z kabaretu były oparte, o ile wprost nie zerżnięte z repertuaru MD z okresu „niemieckiego”.
Uważam, że promowanie się zakładów odzieżowych w Bytomiu za pomocą znanych twarzy to jest nieudolna próba powtórzenia sukcesu uniformów od Hugo Bossa, które były eleganckie, trwałe, nie wycierały się w terenie, tzn. w pracy, a plamy z krwi, jajek czy tłuszczu łatwo schodziły bez potrzeby użycia silnych detergentów i coccolino.
Sam nie wiem, czy do rozpoznawalności tych produktów bardziej przyczynił się doskonały krój, czy sylwetki ich użytkowników. Chyba jedno i drugie.
Teraz już takich dobrych rzeczy nie robią, ale mają jeszcze fabrykę w GG
https://www.cozadzien.pl/radom/hugo-boss-armani-puma-produkcja-radomska/28646
Nie żartuje Pan ?To poważne oskarżenie.,,Starsi Panowie ,,to uznana firma.
Moim zdaniem to jest elegancja w stylu na włoskiego mafiozę, który rżnie sprzątaczki z Polski, Rumunii i Albanii (nawiązanie do literatury: „365 dni”).
Może się podprogowo kojarzyć z pasjami i spełnieniem męskich pragnień.
https://m.wirtualnemedia.pl/m/artykul/bytom-kolekcja-jesien-zima-2019-odziez-jan-frycz-i-kamil-nozynski-w-reklamach-wideo
To nie jest oskarżenie. Nie chodzi mi wcale o prawa autorskie, ale udane naśladownictwo pewnego eleganckiego stylu „Berlin 1936”. Po wojnie nie znaliśmy niczego innego.
Trzeba kilkakrotnie przesłuchać płyty MDF, żeby znaleźć frazy i klimaty.
Np. klimat piosenki Schlittenfahrt znajdziemy w piosence „Na całej połaci śnieg”, ale nie tylko to. Mówimy o pewnym ogólnym stylu.
Ale jaja. Chodziło oczywiście o płyty MD. Korektor szaleje.
Wyzwolenie czyli emancypacja
Charakterystyczne akcentowanie na dwa.
No i ta swingująca nonszalancja we fraku, na ile oczywiście frak pozwalał.
MD ubierała się tak samo – nosiła frak i melonik.
https://images.app.goo.gl/ZcadSHnQjYgh5Yxu5
Mamy tu kabaret SP toczka w toczkę, ale powtarzam – to nie jest zarzut.
Mają paranoję? https://booklips.pl/newsy/kolekcja-ubran-inspirowana-rokiem-1984-georgea-orwella-bedziesz-nienamierzalny-dla-wielkiego-brata/
Nożyński to nie wiem, ale Fryczowi to we wszystkim ładnie.
Bardzo udana kolekcja „Bytomia” , jak to porównać z Gucci Fall Winter Men`s Fashion Show.
Dobór materiałów, znakomity krój, fason, wszystko udane.
Moda dla proli.
Na werku dają nam takie coś za darmo (bez torebek).
Na taką twarz, jak ma Frycz, to trzeba zapracować. Mam garnitur z Bytomia, ale klasyczny.
Matylda to ma taki ciężki jakby niemiecki dowcip, tak ją obserwuję, to czasami nie wiem co powiedzieć takie ma dziwne skojarzenia , aż sobie myślę nieraz czy to talent czy nietalent ?
No ale poczekajmy, młoda jest niech próbuje.
Nożyńskiemu brakuje dodatków. Bez nich wygląda, jak zwykły ochroniarz.
bez torebeczek i kuferków jakie noszą modele Gucci w Men`s Fashion ? O te torebusie chodziło? Bo nie zrozumiałam.
a klasyczny anzug w szafie jest bezcenny, tylko nie wolno przytyć
Na brak weny najlepszy jest spacer z psem po lesie i konteplacja na sensem swiat. Jak nie ma psa to silownia i trening nog(przysiady) polecam, dziala.
Torebki na komórki i karty kredytowe z tej węgierskiej kolekcji Orwell 1984.
No właśnie mam problem, żeby utrzymać linię, ale staram się.
Na brak weny, poczucia sensu i celu w życiu i inne grymasy polecam:
https://m.youtube.com/watch?v=dAOmnrah9DQ
to prusactwo w awangardzie chamstwa, właściwie tortur, chyba nieco lżej niż w wojsku romanowych ale brak tolerancji dla niższej szarży i zaniku kultury chyba taki sam.
taki feldfeblowski czelendż w znęcaniu się
to ten filmik to ma dać natchnienie, nie no na pewno nie daje
A Hugo Boss zaprojektował mundury dla SS.
Faktycznie.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Josef_Dietrich
Poruszył Pan ciekawy temat.
Od „męskich” kobiet w stylu Marlene Dietrich do funkcjonariuszek SS.
To było pierwsze „wyzwolenie” możliwości drzemiących w kobietach, a potem były one wielokrotnie wyzwalane przez radzieckich sołdatów.
Jeżeli ktoś mówi o wyzwalaniu kobiet (murzynów, homoseksualistów, zwierząt…), to na pewno nie ma nic dobrego na myśli.
Jeżeli popatrzy się ma te dzisiejsze „wyzwolone” kobiety w typie wnuczki Millera, czy Blanki Lipińskiej albo córki Pauliny Młynarskiej z tatuażami i egzotycznymi partnerami lub o zgrozo z partnerkami, to niedobrze się robi.
Iga Świątek oczywiście nie jest wyzwolona i jest niewygodnym odstępstwem od „wzorca” tak samo, jak Zofia Noceti-Klepacka. One nie są wyzwolone, tylko poddawane opresji.
https://images.app.goo.gl/eNmNHdPXapscdJJ59
jej nakrycie głowy /MD/ to cylinder, melonik to taki co na czubek głowy wciskał churchil.
Kobiety na przemian się wyzwala, ubogaca, edukuje, a przecież to jest kompetencja ich rodziców i mężów, a nie mediów i instytucji państwowych.
Jakość nie na miejscu, antyjakość dęte, syf- nie ten poziom. Zapewne wbrew intencjom gospodarza te zdanie najbardziej mi utkwiło w oczach. Nie wiem, jak to nazwać, zawłaszczanie znaczeń? W każdym razie chodzi mi o to, że poruszamy się po coraz bardziej ograniczanym zagajniku, w którym coraz częściej natykamy się na tabliczki „Private area”. Prawda? Tak, jakby zwykłych, uniwersalnych, czy nawet normalnych słów było coraz mniej. Wszystko gdzieś tam jest przypisane. Kradzież imion.
„W końcu trzeba i to dodać, że żadna książka bezbożna nie butwieje na księgarskich półkach, ich wydania szybko wyczerpują się i coraz nowe następują. Liczne gazety głoszą o nich, niekiedy nawet przed ich ukazaniem się na świat (jak to miało miejsce o bezbożnej książce Renana „Życie Chrystusa” na której ogłoszenia wydała masonerya 50 000 franków) wszystkie księgarnie skwapliwie takowe sprowadzają, zalecają, na publiczny widok wystawiają, a tegoczesna publiczność rozchwytuje, czyta nie dosypiając nawet, oraz wszystkim zachwala jako dzieła arcyważne, ciekawe, pożyteczne, zabawne, postępowe, pełne światła i głębokiej nauki, nie bacząc na to, że szerzą kłamstwa, podkopują moralność, a tępią wiarę!”
Eger Feliksa „Kilka słów o masoneryi”, 1901 r.
Grali w gry znanej wyniki.
i takie tam dla frajerów co nie znają wyników.
.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.