I po raz pierwszy śniło mi się, że latam. Nie jakoś szczególnie wysoko, nisko latałem, a w dodatku w towarzystwie kolegi Leminga, tego co zawsze komentuje teksty na blogu Toyaha. A było to tak…W moim śnie Leming zaprosił mnie na kolację. I sunęliśmy na tę kolację we dwóch, jakieś dwa metry nad ziemią, napędzani wewnętrzną, nierozpoznaną energią. Frunęliśmy nad ulicą Kolejową w Dęblinie zbliżając się do skrzyżowania z Nową, gdzie jak pewnie wiecie długi czas mieszkałem. I kiedy tak leciałem przypomniałem sobie, że tuż za rogiem stoją zawsze, przeważnie pijani trochę Dobek Czesław i jego kolega Małolepszy. Dziś obaj już świętej pamięci, ale w moim śnie jak najbardziej żywi. – Będzie kraksa jak nic – pomyślałem sobie i postanowiłem działać. No przecież nie mogliśmy wpakować się z Lemingiem na Cześka i Małolepszego, sami rozumiecie. Do głowy przyszła mi myśl następująca- jak zrobię głośno BUUUUUUUUUUU!!!, Czesiek i Małolepszy na pewno się spłoszą i będziemy mogli spokojnie przefrunąć nad ulicą Nową w mieście Dęblinie. No i zrobiłem BUUUUUUUU!!! Potem powtórzyłem dla pewności raz jeszcze BUUUUUUUUU!!!! i wtedy poczułem coś dziwnego – ktoś szarpał mnie za ramię.
Co ci się stało – wołała moja żona – co się stało, wezwać pogotowie?!
Otworzyłem oczy i spojrzałem w bok, z sąsiedniego pokoju przez otwarte drzwi patrzyły na mnie strwożone oczy moich małoletnich dzieci. Tak to było. Naprawdę. Sen ten przyśnił mi się przed ostatnim dniem targów książki w Warszawie, a piszę Wam o tym ponieważ chciałem podzielić się z tutaj kilkoma refleksjami na temat tej imprezy i pomyślałem, że to będzie świetny wstęp.
Jak pamiętacie, uważam, że arkady pod Zamkiem Królewskim w Warszawie są najlepszym miejscem do handlu. Pisałem o tym w tekście zatytułowanym „O wyższości prawa lubeckiego nad magdeburskim”. Chodzi o to, że nie da się po prostu handlować na obiektach z obejściem, czyli na kwadratowych rynkach i placach owalnych lub okrągłych. Co innego długi targ, czyli ulica z kramami po obydwóch stronach. Tam można sprzedawać i wszyscy będą zadowoleni, zarówno klienci jak i wystawcy. I tak jest właśnie w arkadach.
Były to chyba najlepsze targi na jakich byłem, choć nie zgromadziły one tylu wystawców ilu zwykle zgłasza się na targi warszawskie w maju, czy targi krakowskie w październiku. Nie ma to jednak znaczenia. Usytuowanie i kształt obiektu dają tej imprezie przewagę bezwzględną. Podobnie jest z Targami Wydawców Katolickich, które odbywają się również w arkadach. Tak więc mili organizatorzy, pamiętajcie o tym, by nie lokować imprez targowych w obiektach z obejściem. No chyba, że robicie imprezę dla celebrytów i nie zależy wam na czytelnikach i wystawcach.
No, ale zostawmy to już. Na targach było w tym roku prawie jak w moim śnie. Organizatorzy postanowili, że tym razem wzbogacą ofertę o coś, co normalnie kładzie wszystkie imprezy targowe, chodzi mi o różne występy. Tego w arkadach Kubickiego nie było nigdy, a teraz się zdarzyło. Zanim przejdę do szczegółów przypomnę tylko pewnego znanego wykonawcę muzyki rozrywkowej, artystę pochodzącego z Mozambiku, który występował pod pseudonimem Afric Simon. Był to, w mojej ocenie oczywiście, i jest nadal, bo żyje przecież, jedyny na świecie czarny, który nie czuje rytmu. Myślę, że gdyby mu dać piłkę do koszykówki nie trafiłby nią gdzie trzeba, czyli w ten cały kosz. Może nawet nie trafiłby w tę ścianę, pod którą ów kosz został postawiony. Afric Simon, kiedy słyszy jakąś muzykę – takie odniosłem wrażenie – zaczyna biegać bez sensu po scenie, albo stoi nieruchomo i kiwa się lekko na boki. I mnie biednemu wydawało się, że to jest fenomen odosobniony, fenomen bardziej zagadkowy niż czarni albinosi. A na targach, które się właśnie skończyły udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że są także inne podobne kurioza. Organizatorom bowiem udało się znaleźć dwójkę Rosjan, którzy nie potrafili śpiewać. Naprawdę. Nie potrafili, a śpiewali. W dodatku wykonywali dumki. Koło naszego stoiska stał akurat profesor Żaryn i ja go zapytałem czy ma taką moc, żeby zmusić ich do milczenia. Uśmiechnął się i powiedział, że nie ma. Może tylko zatkać uszy.
Moim zdaniem występ ów może świadczyć o tym, że idzie na gorsze i w arkadach także zaczną się od przyszłego roku tak zwane „imprezy towarzyszące” czyli pokazy nieumiejętności tańca i nieumiejętności śpiewania nagłośnione przez ludzi nie mających pojęcia o realizacji dźwięku. No, ale może się mylę, może to było chwilowe.
Na pewno jednak nie mają chwilowego charakteru spotkania autorskie, które się odbywają na każdych targach. I mnie w tym roku zdziwiło tylko jedno, dokonałem mianowicie porównania pomiędzy dawnymi Targami Wydawców Katolickich a obecnymi, zakończonymi właśnie Targami Książki Historycznej. Na tamtych nagrodę „świętego feniksa” wręczono Grzegorzowi Braunowi, co skończyło się licznymi protestami różnych środowisk i ponoć nawet księża profesorowie pisali jakieś samokrytyki. Na tych zaś też ktoś dostał jakieś nagrody, ale nie o nagrody mi chodzi. Otóż wśród autorów spotykających się z czytelnikami była pani nazwiskiem Elwira Watała. Jeśli ktoś nie wie jakie zjawisko opisywać mi przyszło, powiem tylko, że to jest taka Barbara Wachowicz a rebours. Pani Watała pisze takie książki jak: „Wielcy zboczeńcy”, „Sodomici”, „Miłosne igraszki rosyjskich caryc”, „Wielkie nimfomanki”, „Cuchnący Wersal”.
Jak widzimy jest to literatura przeznaczona dla ludzi, którzy spokojnie mogliby, w stanie lekko wskazującym, stać za rogiem ulicy ulicy Nowej w Dęblinie, przy skrzyżowaniu z Kolejową. O ile oczywiście przepędziliby stamtąd wcześniej Czesława D. i jego kolegę Małolepszego (dziś już obaj świętej pamięci). Myślę, że udałoby im się to bez problemu, bo Czesław i Małolepszy reprezentowali jednak pewną wrażliwość, a nawet rzekłbym czułość, w porównaniu ze standardowymi odbiorcami prozy pani Elwiry.
I teraz czekam na te protesty. Ilu wystawców napisze list do organizatorów w tej sprawie. Czekam na reakcję profesora Żaryna, którego wykład reklamowany był tuż po zapowiedzi spotkania z panią Elwirą. Czekam także na listy w mojej własnej sprawie, bo wiem, że znajdzie się ktoś, kto zechce namówić organizatorów, by więcej mnie na te targi nie wpuszczali. Poczekamy zobaczymy.
Póki co zapraszam do Wrocławia, od czwartku trwają tam kolejne targi – Wrocławskie Promocje Dobrych Książek. Mam nadzieję, że impreza będzie tak samo udana jak ta w Warszawie. W sklepie FOTO MAG można już kupić nową, amerykańską Baśń. No a ja zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl
gru 022013
Ze wstydem przyznaję że przeczytałem p Elwiry Watały ,,Miłosne igraszki rosyjskich caryc,,i ,,Wielkie nimfomanki,,.Przyczyną była niezdrowa ciekawość szczegółów historii która to wada mnie niestety trapi.Wnioski jakie wysnułem z tych lektur są następujące .Autorka przedstawia poszczególnych osobników dotkniętych w Rosji ,,zespołem zdziczenia genitaliów,,(tak to chyba można nienaukowo acz dokładnie ująć )i porównuje ich z podobnymi przypadkami na świecie .Przychodzi to z trudem bo Caryce były naprawdę ,,ostrymi zawodniczkami,,.Ale autorka się bardzo stara by udowodnić że świat wynaturzeń seksualnych nie jest niczym zdrożnym i niezwykłym bo wszyscy to robią tylko że nie wszyscy się z tym kryją .Generalnie teza ,,panświnistyczna ,,czyli ,,Wszystko jest g……em oprócz moczu ,, w tych ksążkach jest naciągana na wszystkie możliwe sposoby.Mnie tylko było przykro czytać jak polscy magnaci kresowi dali się ,,wkręcić ,, w ten świat zboczeń .Wkręcał ich Petersburg no i cała oświeceniowa literatura .A oni dali się wkręcić .Zdziczeli w tym świecie.Zaczęli z tego wychodzić dopiero po rozbiorach.
Myślę, że wielu z nich dziczeć nie musiało. Niech pan tego więcej nie czyta.
Gartuluje sukcesu na targach – wyczytalam u Toyaha. Zycze dalszych zwyciestw! Czy „Szkola Nawigatorow” pojawi sie przed swietami Bozego Narodzenia? Potrzebny mi jeszcze jeden preznet dla meza! Pozdrawiamy z Kanady.
no właśnie , kiedy można zamówić szkołę nawigatorów …. będę musiała kogoś poprosić o tę ,,usługę,, więc mi zależy …
co do targów i dodatkowych atrakcji …. było powiedzenie , że lepsze jest wrogiem dobrego , zostało zapomniane …. sądząc po rozwoju ,, imprezowania ,, na krakowskich targach w następnych latach nie będzie lżej …
Tak, będzie w sprzedaży już w środę albo w czwartek.
Ciekawe jak ten nowy lokal będzie wyglądał.
pod koniec października Kraków dostał tytuł miasta literatury UNESCO …..poprzednie miasta z tym tytułem są anglojęzyczne … poza Reykjavikiem … już się martwiono , że nasz język jest ,,peryferyjny ,, w związku z tym należy ucikać się do niewerbalnych form …. W LITERATURZE ???? proszę robić te komiksy z dużą ilością ,,ach ,, wow ,, itp ….. rysunek jest niewerbalny ….
no ale takie imprezy towarzyszące targom książki , niewerbalne …… rozumiem że mimo wszystko nie wystąpi Pan boso ….. Ale organizatorzy mogą postawić jakiś szczególny warunek udziału wydawcy , poza zwykłą opłatą za stoisko ……:)
Miałem przyjemność obserwować tę panią tego roku w maju, gdy promocję swych dzieł zebranych perfmowała w moim mieście. Przed popularną ksiegarnią, w ulewnym deszczu, sama z papierosem tak śmierdzącym, że górnośląskie powietrze wydawało się być czystą bryzą. Ludzie ją bardziej olewali niż deszcz. Wyglądała jak tajny agent białoruskiego archiwum x – komenda milicji pik Dzierżyński.
Przypuszczam że jest pan jedyny który na p. Elwirę zwrócił uwagę.
Dzięki pańskim książką takie wiadomości jak ta pod linkiem http://geopolityka.org/komentarze/2554-nato-w-libii-nowa-okupacja odczytuje głębiej. Zaczynam się niepokoić o Włochy gdy czytam że koncentrują się w tym kraju siły najemników na wojnę w Libii. Przypomina mi się wykończenie Węgier opisane w pańskiej książce.
Takimi „autorami” jak Elwira Watala, prosze sie nie przejmowac, takie zjawiska podlegaja naturalnemu procesowi gnilnemu i obumieraja. Ta pani pewnie wzbogaca swoja wiedze o wynaturzeniach na takich stronach jak ta: http://www.shegods.com/
Dzisiejsi najemnicy to już nie to co wtedy. Włochom nic się nie stanie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.