Zacznę od ogłoszenia, które miałem już dać dawno temu, ale zawsze zapominam. Potrzebny mi dobry program do tłumaczenia łacińskich tekstów. Nie wynajmę człowieka, bo mnie na to nie stać. Automat googla się nie nadaje.
Teraz znów będę szkalował Tadeusza Kościuszkę. Wszystko przez to, że znalazłem wczoraj 400 stronicową pracę Feliksa Konecznego na jego temat. Przejrzałem ją pobieżnie i zamarłem. Jak wszyscy pamiętają nie mam przesadnego nabożeństwa dla Konecznego i uważam, że jest to kreator koncepcji życzeniowych, które mają poprawiać humor ludziom niewiele rozumiejącym, a nie potrafiącym żyć bez jakiejś atencji lub autoatencji. Trwała tu kiedyś zażarta dyskusja o jego koncepcjach dotyczących narodów Europy. Dla mnie służą one wyłącznie temu, by poprawić humor Polakom, którzy nie robią niczego poza czytaniem postów w sieci. I wcześniej też do tego służyły, choć nie było sieci. Jest też Koneczny autorem słabo rozpoznanym, choć płodnym i zaangażowanym. Współczesne wydania jego dzieł, to – w mojej ocenie – próba zarobienia łatwych pieniędzy na nie wymagających czytelnikach i lekkim do zaakceptowania autorze. Kłopot w tym, że koniunktura na takie treści już się kończy. No, ale do rzeczy. Koneczny napisał książkę o Kościuszce, który – czego bardzo łatwo się domyślić – pełnił w Polsce funkcję inną niż deklarowana. No i przede wszystkim był masonem i bezbożnikiem. I jak zapewne zauważyliście nikt w osobnym tomie tej gawędy o Kościuszce nie wydał. Być może jest ona w tak zwanych dziełach zebranych, ale nie sprawdzałem. Jak na autora książki o świętych w dziejach narodu polskiego, tropiciela masonów i wrogów Kościoła, to ten Kościuszko w wydaniu Konecznego wygląda dziwnie. Zwłaszcza, że nie da mu się, w żaden sposób, przypisać ani jednego istotnego sukcesu, czy to politycznego, czy to militarnego. O czym więc rozwodzić się na 400 stronach? Już tłumaczę: książka ma podtytuł „życie, czyny, duch” i chodzi w niej o to, by postawić Kościuszkę na równi z wielkimi jego czasu. Na przykład z Jerzym Waszyngtonem. Podobieństw między Kościuszką a Waszyngtonem jest niemało – pisze Koneczny – my zaś nie potrafimy dostrzec ani jednego. Koneczny zaś upiera się, że posiadali oni te same cechy charakteru, na przykład pracowitość i skromność. Nie wiem dlaczego, ale ja mam odczuwam wrodzony brak zaufania do ludzi skromnych. Z pracowitymi jest jeszcze gorzej. Być może przez to, że codziennie, jak już napiszę ten poranny tekst, to siedzę sobie przy kawie i myślę o niebieskich migdałach i tak, aż mi nie każą gdzieś jechać czy czegoś gotować. Pracowitość w wydaniu Kościuszki i Waszyngtona jest mi więc obca.
Posuwa się Koneczny do cytowania listów Waszyngtona, w których opisuje on skromność swoich posiłków, przy których co prawda nie było Kościuszki, ale przecież mógłby być, skoro łączyło ich tak wiele podobieństw charakteru. Te posiłki to: łopatka wieprzowa i szynka, półmisek fasoli lub jarzyn, dwie misy raków i dwa pasztety. Do tego zestawu generał Waszyngton dopraszał kilku gości. Niestety nie Kościuszkę, jak już wspomniałem.
Jeszcze gorzej jest przy opisie kulis insurekcji, którą wywołali Francuzi, żeby odciążyć swoich żołnierzy na frontach wojny w zachodniej Europie. Kościuszko zjawił się Paryżu już po ścięciu króla i zamierzał udać się do Anglii, która w tym czasie przystąpiła do antyfrancuskiej koalicji, czyli stanęła po jednej stronie z Prusami i Rosją. Wywoływanie powstania w takim momencie było zbrodniczą głupotą. Jeszcze głupsze były, opisywane tu już, rachuby związane z Wiedniem.
Pisze nam Koneczny, że Kościuszko odmówił wstąpienia do armii rewolucyjnej i nie chciał mieć nic wspólnego z terrorem. No, ale jego impreza była skazana na klęskę już na samym początku, albowiem generał Doumoriez przeszedł na stronę austriacką i wyjawił zaborcom wszystkie plany insurekcji. I to co deklarował Kościuszko nie miało znaczenia.
Następnie wyznaje nam Koneczny, że na wieść o tym, że Targowica chce zredukować armię, która liczyła sobie 45 tysięcy ludzi, czyli całkiem sporo, generał Dąbrowski wpadł na pomysł, by całą te masę wyprowadzić z Polski, okrojonej już silnie, pod Kraków, a następnie przedzierać się na południe do Włoch i Francji. Jeśli zrozumiemy, że rzecz miała odbywać się na terenach austriackich, a wojsko habsburskie miało zajęcie we Włoszech, bo walczyło tam z Francuzami, uznać musimy, że był to plan dobry, Albowiem zmieniał cały układ sił w Europie, czyniąc z Austrii, rządzonej przez oszalałego cesarza, worek treningowy i kartę przetargową w politycznych rozgrywkach. Tego nie rozumiał nikt, a najmniej Kościuszko, który – jak pisze Koneczny – miał swoje plany, ale ich nie zdradzał. A jak już zdradził – dodać można – to szlag wszystko trafił.
Niestety rozpoczynający insurekcję Madaliński, jak wielu innych oficerów uznało Dąbrowskiego za zdrajcę i domagało się jego śmierci oraz obłożenia go infamią. Przypomnę – wszyscy oni byli masonami. Madaliński sam rozpoczął powstanie, ruszając z Ostrołęki na południe i znosząc pruskie garnizony. Była to rozpaczliwa reakcja na redukcję armii, po której to redukcji nic już nie dałoby się zrobić.
Jeśli do tego dodamy informację, że Francja nie zamierzała popierać insurekcji, która nie miałaby społecznego, a jedynie niepodległościowy charakter, zrobi się całkiem dziwnie. Kościuszko z Kołłątajem o tym wiedzieli, mieli też świadomość, że wobec trzech zaborców nie mają szans. Odrzucili jedyny sensowny plan i tak potem przeprowadzony, czyli sformowanie armii w Italii lub Francji.
W dalszej części książki mamy bardzo plastyczne opisy walk, decyzji i zaniechań, które doprowadziły do przejściowych sukcesów, a następnie do całkowitej klęski. Kościuszko jednak zawsze jest w nich przedstawiany niczym dziewica w mundurze. Człowiek skromny, pracowity, oddany sprawie, a jednocześnie politycznie dojrzały. Na koniec zaś porównuje Koneczny Kościuszkę z Napoleonem i znów stwierdza, że mieli oni tak wiele cech wspólnych, że aż trudno zrozumieć, że nikt tego poza nim nie dostrzegł. Niesamowite to jest po prostu. Ta niemożność uwolnienia się od zdemaskowanych w faktach fałszów. I od legendy, która odbija się nam czkawką przez trzy stulecia.
Koneczny dodaje jeszcze do tego, całkiem w dobrej wierze, opisy balów, po skończonej już europejskiej awanturze, na których jego – starszego już człowieka – car Aleksander i wielki książę Konstanty prowadzili pod ręce wołając – miejsca, miejsca, oto wielki człowiek! Po zajęciu zaś Polski przez Moskwę Kościuszko napisał list do Aleksandra, z propozycją, że wróci do kraju i będzie mu wiernie służył, podobnie jak swemu nowemu monarsze. Ten zaś obiecał mu reaktywację królestwa pod swoim berłem w granicach przedrozbiorowych, czyli opartych na Dźwinie i Dnieprze.
Był więc naczelnik Kościuszko jedną z wielu w naszej historii bezwolnych kukieł, którymi miotano z jednego kąta świata na drugi. Potem zaś umieszczono je w podręcznikach, byśmy się na nich wzorowali. Na szczęście zostało na tyle dużo świadectw pisanych z epoki, żeby, po ich przejrzeniu można było sobie wyrobić własną opinię.
Zostało już tylko 31 egzemplarzy Pamiętników księcia Eustachego Sanguszki
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
Promocja trwa zaś do końca roku tylko
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wzrost-panstwa-polskiego-w-xv-i-xvi-wieku-adam-szelagowski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/o-polskich-tradycjach-w-wychowaniu-stanislaw-szczepanowski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/
Jeśli ktoś chce sobie kupić karmelitański kalendarz w przystępnej cenie, może w tym celu skontaktować się z ojcem Antonim Rachmajdą.
Można spróbować chata gpt.
Spróbuję
Przydałby się poczet kukieł polskich 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.