Musimy trochę zmienić taktykę. Czasem po prostu zamiast jednego tekstu dziennie ukazywać się będą dwa. Ten tutaj jest fragmentem wspomnień Jerzego Bandrowskiego zatytułowanych „Przez jasne wrota”, które właśnie wstawiłem do sklepu. Myślę, że wielu czytelnikom spodoba się ten nowy sposób prezentacji, mnie zaś sprawi on wyraźną ulgę.
Kiedy na Syberję przybył przeznaczony na głównodowodzącego całym frontem Wschodnim jenerał francuski Janin z ministrem wojny czesko-słowackim, zacnym jenerałem Sztefanikiem i z odpowiednim sztabem, wyjechali na jego spotkanie do Władywostoku także i jenerałowie rosyjscy, więc jen. Chorwat, jen. Iwanow-Rynow, który wówczas, o ile pamiętam, Griszyn-Ałmazowie był syberyjskim ministrem wojny, jen. Romanowskij i jeszcze inni. Jen. Janin przyjął ich zimno, a zwłaszcza źle obszedł się z jen. Iwanowem-Rynowem, któremu w porcie podczas oficjalnego powitania nie podał ręki. Mimo to jenerałowie ci postanowili jakoś się wobec Francuzów postawić i wydali dla nich i dla innych jeszcze sojuszników wielki bankiet w sali tego tam tynglu. W obiedzie tym wzięli udział oficerowie przeróżnych armij rosyjskich – więc byli: Syberyjczycy, oficerowie Chorwata, Siemionowa i Kałmykowa, jenerałów prowadzących głównie operacje nie tyle wojenne, ile finansowe. I tak: Chorwat, oprócz żołdu od sojuszników, zarabiał przez to, że miał kolej w swych rękach mandżurską, Siemionow zrobił miljony na spekulacji cukrowej, przy czem w puch rozbił giełdę charbińską, Kałmykow znów, biorąc pieniądze od Francuzów, Anglików i Amerykanów, szachrował z Japończykami i eksploatował kolej amurską – jednem słowem każdy tu miał swe interesy mało polityczne. Rozumie się, że różnice zdań, jakie na tak konkretnym gruncie powstawały, miały charakter znacznie ostrzejszy, niż różność poglądów politycznych, a przeto i bankiet z uroczystej biesiady zamienił się zwolna w jedną straszną kłótnię. Szlachetni wodzowie sojuszników starali się z początku pogodzić rozindyczonych, gdy im się to nie udawało, uciekli; wówczas niektórzy z biesiadników dobyli szabel i ciężko się poranili, zaś reszta skończyła bankiet jeneralnym „bojem kułacznym”.
Były to w ogóle watażki straszne, mogące iść w porównanie chyba tylko z meksykańskim dyktatorem Villą. Siemionow znany już jest jako zwykły rabuś i bandyta, ale nawet wówczas, kiedy był u szczytu potęgi, nikt się co do niego nie łudził. Pamiętam bardzo dobrze w któremś z charbińskich pism pseudonaiwny artykuł o „tajemniczem zaginięciu” jakiegoś kupca, który wprosił się na pociąg pancerny Siemionowa, chcąc bezpiecznie przewieźć gdzieś na Zachód parę pudów złota. Po jakimś czasie w Bajkale wyłowiono zwłoki tego kupca bez głowy. Oczywiście, „gubiono się w przypuszczeniach”, kto mógłby biedaka zamordować, zaś opinję publiczną oburzała nonszalancja, z jaką Siemionow, mogąc zamordowanego kazać pochować, wrzucił go do Bajkału, nie licząc się z tem, że przecie wszystko wydać się musi.
Kałmykow, niski, suchy, młody człowiek, lat dwudziestu ośmiu, ataman kozaków amurskich, był po prostu dzikim człowiekiem. Widziałem go raz na stacji we Władywostoku. Był okrutny, a jego oficerowie wyglądali jak zwykli zbóje. Dla niego krew była wodą. Ale porównać go nie można było z Siemionowem, który mordował dla zysku. Kałmykow rozstrzelał Bogu ducha winną orkiestrę jeńców, a bolszewików obdzierał ze skóry. Siemionow rozbijał i oszukiwał.
Jedynym, rzekomo przyzwoitym jenerałem był jenerał Chorwat, wysoki, siwy już, z białą, długą brodą i „poczciwem” wejrzeniem wąskich, niebieskich oczu – chytry lis, wyga stary, spekulant niezrównany i pochlebca. Pamiętam go, jak pochlebiał się naszym żołnierzom, z którymi rozmawiał „po bratersku”, „szczerze”, podziwiając ich dyscyplinę i wojskowe zachowanie się. Widząc, jak nasi chłopcy salutują, rzekł: – Ja wiem, dawniej salutowało wojsko polskie całą dłonią, a te trzy palce, złączone w trójkąt, to od czasów Kościuszki, znak konspiracji wojskowej.
Na ogół było to straszne towarzystwo bandytów, okrutników i chytrych, podstępnych geszefciarzy. Naprawdę przyzwoitym i czystym człowiekiem był jenerał Romanowskij, ale ten znów uniemożliwiał sobie pozycję przez swe monarchistyczne, zbyt wyraźnie akcentowane przekonania – bo monarchistą był i Chorwat, ale tego nie rozgłaszał. Jenerał Romanowskij i nas Polaków uważał za monarchistów, a nie znosząc Czechów, chciał wejść z nami w bliższe stosunki. Adjutantem jego był Polak amerykański, swego czasu poddany rosyjski, nazwiskiem Kulesza. Był to porządny człowiek, zakochany w swym jenerale. Prowadził z nami bezowocne pertraktacje i przejęty duchem i poglądami jenerała Romanowskiego, bardzo się zdziwił, kiedyśmy oświadczyli, że jesteśmy republikanami i „platformy monarchistycznej” nie uznajemy. Ten jenerał Romanowskij, profesor piotrogrodzkiej Akademji wojskowej, człowiek młody jeszcze i ponoć bardzo zdolny, został w 1920 roku skrytobójczo zastrzelony w Stambule. Był to człowiek wzrostu więcej niż średniego, blondyn o orlim nosie, niebieskich oczach i pociągłej, sympatycznej, jasnej twarzy. Cieszył się opinją jednego z najzdolniejszych jenerałów rosyjskich, zaś we Władywostoku pełnił funkcję łącznika między armją rosyjską a armjami sojuszniczemi.
Nie można powiedzieć, aby i sojusznicy bardzo się tam elegancko zaprezentowali. Wszyscyśmy na Syberji spodziewali się, że po ostatecznem opanowaniu przez nas kolei syberyjskiej, znajdziemy we Władywostoku przygotowane już dla nas składy amunicji, broni, dział, mundurów i innych potrzebnych rzeczy. Przypuszczaliśmy, że może poinformowane o nas władze nasze, to jest polskie i czeskie, przyślą swych ludzi dla utrwalenia sytuacji. Tymczasem przyjechało mnóstwo jenerałów, a broni ani amunicji nie było. Chętnie obiecywano pieniądze, zwłaszcza ruble, ale pieniędzy nikt nie potrzebował, bo za nie nic nie mógł dostać. Przypominam sobie, że już wówczas jeden pułk czeski uzbrojony był w karabiny japońskie, do których w głębi Syberji nie mógł dostać amunicji. Nadchodziła jesień, na gwałt potrzebne były płaszcze, kożuchy, myśleliśmy, że już są —obiecywano nam zamówić te rzeczy w Szanghaju, cośmy też bez niczyjej pomocy i żadnym oficerom francuskim nie wypłacając prowizji, sami zrobić mogli. Słowem – sojusznicy zrobili klapę, skompromitowali się i ułatwili nadzwyczajnie sytuację bolszewikom. Zaś wojska sojusznicy nie przysłali prawie wcale. Na froncie stali głównie Czesi, jeden pułk polski i wojska rosyjskie, niepewne i łatwo poddające się do niewoli. Japończycy i Kanadyjczycy siedzieli w Irkucku, ci pierwsi obsadzili też linję kolejową aż do Mandżurji. Tam znowu stali również i Chińczycy. Jeden pułk włoski, bardzo pięknie ekwipowany, a organizowany swego czasu z jeńców w Pekinie, stał w Charbinie. We Władywostoku garnizon był silny, ale utrzymywany właściwie przeciw Japończykom. Linję amurską zajęli Amerykanie, Amur patrolowała rzeczna flotylla japońska. Francuzi mieli parę bataljonów alpinów i anamickich strzelców, prócz tego oddziałek piechoty morskiej. Frontu to wszystko nie oglądało, wyjąwszy Japończyków, którzy wraz z Czechami strasznie rozbili gdzieś na Dalekim Wschodzie bolszewików.
Czesi nie posiadali się z oburzenia. Myśleli, że jak tylko się droga uwolni, jeden za drugim polecą na front eszelony sojuszników, że nadpłynie jakich kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy albo zluzują Czechów albo wraz z nimi i nami pójdą na Moskwę i rozbiją w puch bolszewików, nacisnąwszy na nich z czterech stron. Tymczasem sojusznicy zajmowali miasta, w nich co najlepsze koszary i domy i rządzili, wszystko wiedząc zawsze lepiej od innych, zaś Czesi po staremu musieli trzymać front. Jen. Sztefanik zorjentował się łatwo w tej sytuacji. Wojsko na froncie burzyło się. Austrja rozpadła się, powstawała wolna Polska, wolne Czechy – wszyscy chcieli wracać do domu, nikomu nie chciało się umierać w dalekiej i tak już znienawidzonej Rosji. Wojsko czeskie, mające wprawdzie swą własną, oryginalną dyscyplinę, ale w gruncie rzeczy karne, tak się tem zaczęło jątrzyć, że wreszcie w jednym pułku na froncie przyszło do poważnych zaburzeń. Komenderujący pułkiem pułk. Szwec, z głębi duszy nienawidzący wojny i militaryzmu, z patrjotyzmu jeden z najdzielniejszych oficerów bojowych czeskich, chcąc do przytomności i opamiętania doprowadzić pułk, który mu się już z rąk wymykał, zastrzelił się, co też poskutkowało; żołnierze się uspokoili. Nic jednakże dziwnego, że Czesi denerwowali się coraz bardziej, a jen. Sztefanik raz na sojuszniczem posiedzeniu we Władywostoku, kiedy oficerowie ententy w czułych słówkach znowu przyrzekali pomoc, nic zresztą konkretnego nie dając, rzekł podrażniony:
— Co wy mówicie o pomocy! Kiedy nas Niemcy gnietli, 300 lat nie chcieliście o nas słyszeć. Chcecie nam pomagać, kiedy już mamy broń w rękach? Teraz my sobie sami pomożemy.
Bo na Dalekim Wschodzie wówczas nie myślano bynajmniej o wojnie z bolszewikami, lecz o opanowaniu ekonomicznem nowych terenów. Kupcy amerykańscy w mundurach oficerów, włoscy, angielscy, japońscy, wagonami przeróżnych misyj jeździli po Syberji, skupując co się gdzie da, kopalnie, domy, lasy, fabryki. Pod tym względem rozwinięto działalność niestrudzoną. Równocześnie bardzo zazdrośnie strzeżono sfery swych wpływów, zwalczając jak najbardziej stanowczo Japończyków. Jedni drugim płatali przeróżne figle, robiono intrygi, szpiegowano się wzajemnie. Władywostok roił się od wywiadowców wszystkich państw ententy.
Powiedzmy to po prostu: dzięki istnieniu na Syberii wojsk polskich, eliminowanych zręcznie przez jenerała Janina z pod wpływu Polskiego Komitetu Wojennego i Komitetu Narodowego w Paryżu, opuszczonych przez jen. Hallera, a potem zlekceważonych przez rząd polski pod zarzutem, że to są „wspólnicy Kołczaka”, Francuzi nie potrzebowali wysyłać na Syberję własnych wojsk. Wystarczyła im dywizja polska, która wówczas najzupełniej ustaliła ich stanowisko na Dalekim Wschodzie, co Francuzi z pewnością wyzyskali, aczkolwiek nasi dyplomaci nie tylko nie skorzystali z tego atutu i nie uzyskali żadnego wynagrodzenia, ale dopuścili do tego, że za pomoc, jaką Francuzi w postaci dywizji polskiej na Syberji otrzymali, państwu polskiemu kazano zapłacić pięćdziesiąt milionów franków. Faktem jest, że dywizję polską na Syberji zgubili Francuzi. Że jednak mogli to zrobić, że potrafili sobie te dywizję po prostu przywłaszczyć, to stało się tylko skutkiem zbyt wielkiej pewności siebie zarozumiałych oficerów oraz niedbalstwa czynników polskich. Potem całą winę zwalono na Czechów.
no mamy jakiś kłopot z odbieraniem rzeczywistości, Czech wypomniał 300 lat niewoli niemieckiej, a wojsko polskie – my, nic nie mieliśmy do wypomnienia? Tak zwyczajnie zostaliśmy „zarekwirowani” przez Francuzów.
Ciekawe, prawda?
Każde zdanie jak pocisk. Po prostu re-we-la-cja!!! No i szok zupełny.
Widać, że to „polskie rozmamłanie polityczne patryotów” połączone z lekką ręką do – polskich strat ludzkich i politycznych – ciągnęło się niezwykle konsekwentnie od XVIII do tej syberyjskiej tragedii. I jeszcze dalej. Aż do dzisiaj.
Dzięki za wydanie tej książki. To powinno być lekturą obowiązkową jeszcze przed maturą.
„Pierwsze powojenne wydanie”. Brawo III RP. Sama sobie napisała recenzję z tego „niewydania”. No ale zawsze zostaje nowy brylant „prawicy historii” czy też „historii prawicy” – młody pan Patlewicz.
Taki dowcip mi się przypomniał… O Napoleonie.
Leci tak. Ona po Leonie miała trójkę dzieci.
Przed maturą i przedmurzem 🙂
I pomyśleć, że był to czas, kiedy II RP „wymyśliła sobie za hymn” „dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy”. Zero godności. Dlatego tak źle znieśli książkę Zbyszewskiego „Niemcewicz od przodu i tyłu”. Bo zrobili powtórkę z XVIII w. – oczywiście w formie groteski. Kosztowało to „na jedną nóżkę” – ponad milion polskich Ofiar – po Traktacie Ryskim, potem w 1937 r. „akcja polska NKWD” – minimum 200 tysięcy mężczyzn i chłopców Polaków a od 1939 – „polskie Ofiary – BEZ OGRANICZEŃ!!!!”.
A teraz „trzecia odsłona” tej nędzy – z tymi „lożami Wielki Wschód” i B’nai B’rith, nie mówiąc o pomniku tego franta De Gaulla – przed byłym KC PZPR.
Ja mam hymn na tę okoliczność. Sięgający owych napoleońskich tradycji 🙂
O pamiętna wiosno!
Wiosno urodzaju.
Którego Buonapadł szukał w polskim kraju
By na wschód poprowadzić
A tam pośród mrozów
Moskal dziecko mógł pożreć
Rewolucji godów.
Brytole przecież też nam rachunek wystawili za to że chciało nam się ich bronić (choćby w bitwie o Anglię)… Naprawdę nie mamy do czego aspirować… Banda niewdzięcznych Knurów
Ciekawe, że III RP zdominowana w polityce przez, pardon, magistrów, doktorów i profesorów historii – brnie w stare koleiny pod sztandarami z napisem: „Polska – frajer do kwadratu”:))) PS. Mam nadzieję, że przynajmniej pobrali DUŻE łapówki a nie sprzedawali interesów Ojczyzny za tzw. frico. Bo to byłby już – obciach totalny. Nawet – zdradzać elegancko nie potrafią. Jak tu szanować takich.
Nie na darmo króluje „u nasz” przysłowie: „Jak nie s..czka to – wojsko jedzie”. Lud zapamiętał bardzo dokładnie te „kontakty międzyludzkie”. Nie żeby to źle wpływało na nasz potencjał genetyczny. Patrzyłam wczoraj na polską halową Sztafetę 4×400 m – złoty medal plus pobity amerykański rekord świata sprzed jakichś 18 lat (?) – na tle „drużyn przegranych”. Tamci to bardzo podobne do siebie fizycznie typy a „nasza Czwórka” to klasyczna „wesoła gromadka kundli”: każdy „inny”. Ale – najlepsi:))) I jakie bystrzaki.
I w dodatku nie finansowała ich żadna Narodowa Fundacja Prestiżu Narodowego i Promocji, tylko chyba trochę wojsko a trochę z jakiegoś mało ważnego „związku sportowego”.
Naród „bez nadzoru’ osiąga sukcesy na miarę globu (tak o rekordzie 4×400 m powiedzieli w telewizji: że „rekord globalny”) a setki milionów zł przewalane jest w budżetach na „opracowywanie wizji i koncepcji”. Dwudziesty ósmy rok idzie „tego opracowywania”. Jako efekt leży przed nami seria dzieł pana Jana Tomasza Grossa, pani Engelking, Żbikowskiego z tym z Kanady plus cała „filmoteka PISF”.
….zegarek?
.
Tanie dranie 🙂
Lepiej (i taniej) sztafete zaprzysiąc i niech nam robi PR. Polska pokonała Amerykę… Niekwestionowany hegemon w biegach przegrał na ostatnich metrach z Polakami. Kto to słyszał. Jeszcze nas z NATO wyrzucą.
Ciekawie się to zbiegło ze sraczką NUMa który zapowiedział tańsze państwo 🙂
Biegacze powiększyli wczoraj kontrast między siłą rażenia propagandy zwaną „powaga państwa”, a rozrywką sportową, która dzięki Stochowi całą zimę robiła Wielką Polskę Narodową 🙂 Teraz będą się całą wiosnę z nimi fotografować i dziękować za tę odrobinę dumy jaką mogli poczuć Polacy, którzy nie dostali od Macierewicza karty na zakupy „według potrzeb”.
Nie śmiem pytać:))) Jeśli „zegarek” to niechby chociaż Patek:))
Taa. Mam przeczucie, że ta czystka aż:))) 20 wiceministrów – dotknie jakichś katolików, co nie pasują do obrazka. Za mało postępowi.
Na razie palą we Lwowie Flagę Rzeczpospolitej Polskiej i te największe senatorskie głowy III RP mają czelność gadać, że „zależy nam na dobrych stosunkach z Ukrainą” a gwiazdor z Nowoczesnej ujawnił, że „rzeź Wołyńska to bez to, że „Polacy za dużo wymagali od ukraińskich pracowników”. Nawet redaktor Klarenbach doznał lekkiego szoku.
Jeszcze dodam że grzana i dęta „narodowa wyprawa na kadwa” która urządziła sobie ferie zimowe z orłem na piersi, ciągle jest promowana a o tej sztafecie, po tym jak wczoraj w dziwny sposób ucięto transmisję zaraz po zakończeniu biegu, jakoś tak skromnie. pasek informacyjny i góra dwa zdania… Może jednak nie wypada cieszyć się z tragedii naszego najcenniejszego sojusznika.
;))
.
„Bo na Dalekim Wschodzie wówczas nie myślano bynajmniej o wojnie z bolszewikami, lecz o opanowaniu ekonomicznem nowych terenów. Kupcy amerykańscy w mundurach oficerów, włoscy, angielscy, japońscy, wagonami przeróżnych misyj jeździli po Syberji, skupując co się gdzie da, kopalnie, domy, lasy, fabryki.”
I taka to byla walka z bolszewikami. Zachodni kupcy pozwolili im opanowac Rosje a potem przez dlugie dziesieciolecia robili z nimi interesy i pompowali w nich pieniadze.
Zimna wojna wcale nie byla taka zimna.
Dotknie tych co nie wiedzą jak z karty kredytowej korzystać 🙂 NUM to przecież wzór nowoczesności i innowacji…
Swoją drogą 20 głów po milijon za każdą robi wrażenie… Skala Babilonu porażająca. Ile mieszkań bez kredytu.
Zauważyłem te aluzje o rzekomym wykorzystywaniu Ukraińców do pracy w Polsce. Perfidna i niebezpieczna wrzutka, która zaczyna nabierać rozpędu. A z drugiej strony darowizny na rzecz ichniego rządu wywołują coraz większą niechęć u naszych obywateli… Wróg nie śpi. Kombinuje na wszystkie strony
Czytałem, że za przewodników armii Napoleona wzięto Eskimosów. Może dlatego taki był koniec.
Kupiec wprosił się do pociągu żeby przewieźć w bezpieczne miejsce parę pudów złota, złoto jest bardzo ciężkie, pud to 16 kg, parę pudów to na przykład 3 czyli ok 50 kg – no i wszystko fajnie, tylko musiało być bardzo nieciekawie wokoło kiedy bandytę (niejako) poprosił o transport. Duża determinacja kupa, przecież wiedział z kim rozmawia . Umowa transportu z wysokim ryzykiem operacyjnym po stronie właściciela złota, no ale widać wojna to wojna, nie było wyjścia . Ciekawe że bandzior nie próbował zacierać śladów, no ale ludzkie serce miał, bo spadkobierców tego kupca nie trzymał w niepewności (wyłowiona głowa). Spadkobiercy mogli więc przystąpić do szacowania swoich części spadkowych, tyle, że to jednak i wojna i rewolucja.
nie kupa tylko kupca
Tak…
… i takimi baranami – jak ten Patlewicz – chca „nowa” polska historie strugac… albo ten dety, nowy portal… tych kretynow trzeba omijac jak najszerszym kolem !!!
Wpis rzeczywiscie re-we-la-cyj-ny !!!
Swietny !!!
I niech sie ta zlodziejska fundacja „narodowa” nawet do nich nie zbliza !!!
À le postEMp idzie… premier bankster zapodal, ze ODCHUDZI wlasny ZONd… przez co zaoszczedzi 20.000.000 zeta… tak zapodala w kurwizorze ta cala Holecka… i jeszcze, ze jakies dete sAdaRZownie oglosily JUZ !!!… ze 77% narodu jest strasznie zadowolone i wniebowziENte z tego zapodania premierowego…
… zaklamana banda oszustow !!!
Janin i Czesi jak żywi
…skala tej naszej niewiedzy, jest przytłaczająca .
Panie Gabrielu, trzymam kciuki za kolejne wydawnictwa!
Powinni jeszcze powiedzieć ile kosztuje porozumienie w sprawie emerytur z Izraelem i Ukrainą.
a te worki załadowane na pociąg to zdaje się z carskim złotem, co je Czesi za przyzwoleniem Janina mogli wywieźć do siebie.
Być roztropnym jak wąż. Jak żmiję – prawie nie nadepnąwszy – zobaczyłem pierwszy raz, to na pewno pobiłem rekord wszechświata w biegu poprzez kartoflisko. Ponad półwieku temu było. 🙂
Dziś bym powiedział, że uśmiechała się ! 🙂
No tego akurat ta dziunia Holecka nie zapodala…
… pewnie z ostroznosci… coby narod za mocno sie nie wk***il.
cyt. „Witam pana” do red. Holeckiej.
Czyżby żaby się zagotowały ?
tak z żabiej.
Czy jest ulica 'Żabia’ ?
Na 200% !!!
Bylam w Paryzu, a takze w „moim” bylym Rennes, w kilku extra butikach jubilerskich marki „Janin”. We wszystkich tych butikach widzialam przepiekna bizuterie, ze az mnie zatykalo z zachwytu… bizuteria z 18, 19 wieku cos przepieknego, ceny zroznicowane, ale nie „zwalajace z nog”… nawet kilka drobiazdzkow udalo mi sie kupic… a dzis dowiedzialam sie, ze ta marka jest w rekach rodziny TEGO wlasnie generala !!!
Teraz wlasnie odkrylam skad pochodzila ta wiekowa bizuteria, w tych butikach… bo widzialam sporo bizuterii pochodzacej z Rosji…
… naprawde jestem lekko zszokowana tym moim „odkryciem” !!!
z żabiej perspektywy – trzeba (było?) płacić.
.
miedzy 5:50 8:00 Anthony Sutton mowi o tych wydarzeniach z troche innego punktu widzenia
https://www.youtube.com/watch?v=RD_cJXOjYl8
nowego hymnu nie trzeba wymyslac mamy stary
https://www.youtube.com/watch?v=NmWPHOggw6A
Wreszcie 100 lat po rewolucji październikowej można głośno powiedzieć, że bandyterka europejsko amerykańska przeznaczyła carstwo do obrabowania, po to ta rewolucja. Czas rabunku . W terminologii opisanej w książkach Sergiusza Piaseckiego carstwo zostało wyznaczone do roli frajera (do okradzenia) i je okradziono. I tyle z tego rewolucyjnego nadęcia: rabunek, ofiary, zgliszcza, .
Fenomenalne odkrycie!
100/100 !!!
No tak wlasnie wyszlo WCZORAJ…
… po wpisie Gospodarza !!! Kilka lat temu „odkrylam” te butiki… tak po prawdzie to jedna znajoma polecila mi te marke, ze maja bardzo przyzwoite ceny, a bizuteria jest naprawde wyszukana. Zdarzylo sie bardzo zwyczajnie, bo potrzebowalam powiekszyc jeden z moich pierscionkow i wlasnie u „Janin’a” bylo najtaniej… pan, ktory swiadczyl te uslugi pochwalil mi sie, bo w butiku bylo pare bardzo starych reprodukcji zdjeciowych z Rosji carskiej… ja zaczelam troche podpytywac… on zauwazyl u mnie „akcent”… no i tak to sie zaczelo. Potem to juz przychodzilam tam do nich aby sobie pogadac… i oczywiscie poogladac te autentycznie przepiekna bizuterie… a dowiedzialam sie pare ciekawych rzeczy i nie tylko o bizuterii, mineralach, itp.
No i wczoraj dzieki wpisowi wszystko mi sie przypomnialo… ten general… Rosja… zloto… butik znany i prestizowy… rzeczywiscie niesamowity zbieg wydarzen i odkrycie niesamowite.
wg Michałą Patera, mieszkańca Wrocławia który na Kołymę wybrał się autostopem, i tam dotarł, określenie Magadan w tłumaczeniu na język polski to Śnieżne Wrota, to może Jasne wrota też są tłumaczeniem którejś lokalnej nazwy na nasze.
Jest jeszcze sprawa dodatków do emerytur „poszkodowanych” w Izraelu po 400 zł – w sumie podobno około 250 mln zł rocznie, a może i więcej. W takim wypadku te 20 mln oszczędności to tylko na waciki.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.