maj 202018
 

Nie mogłem oczywiście uwierzyć w to, co wczoraj usłyszałem, to znaczy, ze Antoni Libera, autor książki „Madame” dostał nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego. Przeczytałem informacje o wręczeniu mu tej nagrody i zrobiło mi się niedobrze. Mateusz Morawiecki powiedział – wręczając Liberze nagrodę – że on zawsze stał po stronie dobra. Krasnodębski coś tam gadał o jego zasługach dla Polski, że niby wspiera tę Polskę duchem. To znaczy Libera wspiera, a jakby tego było mało to zawsze płynął pod prąd i jego życie przekonuje nas, że warto płynąć pod ten prąd. Sam Libera mówił, że nie zasłużył na wyróżnienie, że trzeba było dać tę nagrodę komuś innemu. Ba, tylko komu? Przecież nie ma już poza Liberą nikogo bardziej zasłużonego, bo wszyscy już dostali tę nagrodę wcześniej. W kolejnym roku więc, obstawiam to już dziś, dostanie tę nagrodę Bronek Wildstein. Nie może być inaczej. Ponieważ ja Libery nie lubię, bo drażni mnie, jak facet w tym wieku zaczyna zmyślać coś na temat swoich młodzieńczych sympatii do nauczycielek, postanowiłem się bliżej przyjrzeć jego życiorysowi, a także przeczytać kilka fragmentów jego książki „Madame”. Przyjrzałem się też jego zdjęciu, gdzie widać go obok Morawieckiego. No, żesz…gość sięga Mateuszowi do pasa….Ja się oczywiście nie powinienem czepiać takich szczegółów, ale w zasadzie dlaczego nie. Uważam, że mogę i zaraz spróbuję tego dowieść. Proszę Państwa, pisanie książek o fascynacjach płciowych na linii uczeń nauczycielka, w realiach systemu edukacji, który wszyscy znamy, to jest temat gorzej niż śliski. Gorzej – podkreślam, albowiem im głębiej sięgam pamięcią wstecz, w czasy szkoły podstawowej tym cieplej myślę o tym, że dobrze się stało iż moja szkoła średnia nie była szkołą koedukacyjną, a wśród nauczycieli mieliśmy ledwie trzy panie. W tym jedną młodą. Były też dwie wychowawczynie w internacie, ale to już wystarczyło, żeby nawarstwiały się kłopoty. Takie w dodatku, o których do dziś, po 30 prawie latach nikt nie będzie opowiadał, ani na trzeźwo, ani po pijanemu. Kiedy więc widzę książkę Libery, a potem samego Liberę, wiem, że on po prostu kłamie i usiłuje, po latach, do czegoś dorosnąć, do spraw, do których żaden piętnasto, szestasto i siedemnastolatek nie mógł dorosnąć. Nie było takiej możliwości. Libera jest po prostu teoretykiem i to widać od pierwszej do ostatniej strony jego książki. Ja też jestem teoretykiem w tych kwestiach, dzięki Bogu najwyższemu, dlatego nie będę tu wchodził w szczegóły. Swoją zaś krytykę prozy Antoniego Libery opieram na zeznaniach kilku moich, bardzo przystojnych kolegów, którzy w dodatku nie mieli nigdy skłonności do konfabulacji, ani żadnych – w przeciwieństwie do Libery – kłopotów z nawiązywaniem znajomości z płcią przeciwną. To są sprawy smutne, dewastujące emocje i nie nadające się do żadnych opisów, a najmniej literackich. Sprawy demaskujące cały ten system edukacji, który potem, po latach ludzie tacy jak Libera opisują niczym podróżnicy dziewiczą dżunglę pełną niebezpieczeństw. Libera, jeśli idzie o sferę emocji i różnych fascynacji, jest tak samo autentyczny jak Kapuściński opisujący dwór cesarza Hajle Selasje. Podsumujmy więc – jeśli z metra cięty kurdupel pisze o swojej młodzieńczej miłości do dystyngowanej nauczycielki, okraszając to różnymi intelektualnymi fascynacjami i koszarowym dowcipem, to ja w to nie wierzę. Sprawy bowiem mają się zwykle inaczej. O wiele gorzej.

Prócz tych bredni dotyczących „fascynacji” jest w książce Libery cały zestaw motywów standardowych demaskujących jego środowisko. Motywów płaskich i przewidywalnych, wykluczających jakiekolwiek indywidualne doświadczenie. To wszystko są grupowe przygody, w dodatku zmyślane dużo później niż to sugeruje autor. To nie są rzeczy przeżyte, to jest autentyczna fikcja, zapożyczona z innych, równie nieautentycznych książek. Libera, jak łatwo możemy się przekonać był kolegą Lecha Kaczyńskiego i myślał o nim zawsze bardzo ciepło i dobrze, a teraz przy okazji wręczania tej nagrody opowiada o tym szeroko, z tą charakterystyczną dla jego środowiska skromnością.

Kiedy zajrzymy do wiki i przeczytamy życiorys Antoniego Libery rzuci się nam w oczy kilka szczegółów. Po pierwsze Libera wziął od Komorowskiego krzyż oficerski w roku 2011, a to jest, jeśli idzie o mnie duża rzecz. Mija oto rok od Smoleńska, a dawny kolega prezydenta Kaczyńskiego, jak gdyby nigdy nic, idzie do pałacu i tam odbiera krzyż z rąk Komorowskiego. Wczoraj zaś Krasnodębski mówi, że Libera zawsze płynął pod prąd. Pod prąd czego? Bo nie mogę się domyślić? Kolejny szczegół jest jeszcze ciekawszy. Oto pojawia się w biogramie Libery taka oto informacja:

Poeta Janusz Szuber zadedykował Antoniemu Liberze tomik poezji pt. Pan Dymiącego Zwierciadła z 1996[7] oraz wiersz pt. O co w tym wszystkim chodzi?, wydany w tomikach poezji pt. Okrągłe oko pogody z 2000[8] i pt. Pianie kogutów z 2008[9], a także wiersz pt. Nero, opublikowany w tomiku poezji pt. Wpis do ksiąg wieczystych z 2009

Przeczytawszy to nie zainteresowałem się jeszcze Januszem Szuberem. Zaciekawił mnie on dopiero w chwili kiedy znalazłem jego nazwisko w innym jeszcze biogramie. W notce poświęconej Zbigniewowi Mentzelowi. On także podobnie jak Libera był nominowany do nagrody Nike, a jego książka zatytułowana „Wszystkie języki świata”, opisująca identyczne niemal jak u Libery, wydumane frustracje, odczytywana była przez długie tygodnie w radio, ku rozpaczy ludzi, nie rozumiejących, dlaczego się ich tym katuje. No dobrze, ale co dalej z tym Szuberem? Oto fragment biogramu Mentzela:

Poeta Janusz Szuber zadedykował Zbigniewowi Mentzlowi wiersz pt. Mów, co ci ślina na język przyniesie, opublikowany w tomiku poezji pt. Tym razem wyraźnie z 2014[2].

To co za chwilę tu nastąpi jest znacznie ciekawsze niż podejmowana przez różnych demaskatorów od siedmiu boleści, informacja, że ojciec Libery pochodził z rodziny żydowskiej, walczył w Powstaniu Warszawskim, był żołnierzem AK, a następnie, w roku 1954 został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. To jest moim zdaniem pikuś, a może nawet pikunio.

Przechodzimy do biogramu Janusza Szubera, poety z Sanoka, którego wiersze czytałem wczoraj wieczorem pijąc piwo. Szło mi nieźle, a po drugim kufelku miałem ochotę sam napisać ze cztery podobne. Bo to i łatwiej idzie niż pisanie książki, rymować wcale nie trzeba, a jaka frajda. Kluczową moim zdaniem informacją dotyczącą poety Szubera jest ta oto:

W październiku 1999 poeta został odwiedzony w swoim mieszkaniu przez urzędującego premiera Jerzego Buzka[39]. Później zamieszkał w kamienicy przy ul. Rynek 14 w Sanoku[40] i tymże adresem zatytułował jeden ze swoich wierszy oraz jednocześnie tomik poezji, wydany w 2016

Pomijam tę fantastyczną zupełnie konstrukcję – został odwiedzony – mniemam, że to jakiś hołd oddany przez autora notki poecie i jego stylowi, a może też poniekąd Antoniemu Liberze i Zbigniewowi Mentzelowi. O co innego chodzi. Poeta Szuber jest inwalidą, a ja tutaj, nie dość, że nabijam się z ludzi niskiego wzrostu, to jeszcze śmiem podnosić kwestię jakości twórczości biednego kaleki. No tak, śmiem, albowiem pisząc poezję i prozę nie można zasłaniać się swoimi frustracjami i dysfunkcjami, to jest zabawa dla dorosłych, podobnie jak prawdziwe uwodzenie uczniów przez nauczycielki, o czym ani Libera, ani Mentzel, ani tym bardziej Szuber pojęcia nie mają.

Dla mnie Szuber nie jest żadnym poetą, a ślady jakie po jego twórczości zostają w wikipedii, a także odwiedziny premiera Buzka w jego mieszkaniu, wskazywać mogą na inne jakieś porozumienia między wszystkimi osobami wymienionymi przeze mnie w tym tekście. Inne niż fascynacje literackie i troska o jakość tekstów, myśli i emocji kolejnych pokoleń Polaków. Popatrzmy na biogram poety Szubera. Czytamy tam, że jest on potomkiem Maurycego Drewińskiego, powstańca listopadowego, który uciekł z Królestwa do Galicji. Uciekł wraz ze swoim kolegą Mateuszem Beksińskim przodkiem Zdzisława Beksińskiego. Obaj osiedli w Sanoku. Matka Derewińskiego była z domu Rylska, rozumiem, że z tych Rylskich, z których pochodzi pisarz Eustachy? Derewiński był sędzią przysięgłym w Sanoku, a także aktywistą Polskiej Partii Socjalno Demokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskiego. Synem Maurycego był Bolesław Derewiński, komisarz policji, sławny przed wojną z tego, dostał pięć lat za nakłanianie do zabójstwa działacza narodowego Władysława Owoca, majora wojska polskiego. Całą sprawę wikipedia opisuje tak:

W trwającym od 18 do 26 września 1933 przed Sądem Okręgowym w Sanoku procesie karnym został oskarżony o nakłanianie wywiadowcy policyjnego Stefana Stankiewicza do usiłowania zabójstwa działacza narodowego mjr. Władysława Owoca, skutkującego dokonaniem zabójstwa aktywisty narodowego Jana Chudzika, który poniósł śmierć w wyniku zamachu na pierwotnie zamierzoną ofiarę w dniu 14 maja 1933 w Brzozowie[16]. W toku planowania zamachu na mjr. Owoca komisarz Drewiński miał zapewniać Stankiewicza, iż po uśmierceniu Owoca w jakikolwiek sposób, sprawa nie zostanie wyjaśniona w wyniku śledztwa policyjnego[17]. Przed sądem Drewiński nie przyznał się do winy, a w złożonych wyjaśnieniach stwierdził, iż wydał Stankiewiczowi polecenie unieszkodliwienia Owoca, lecz pod względem politycznym, a nie miał na myśli pozbawienia go życia[18]. Podobne polecenie miał otrzymać od Drewińskiego równolegle przodownik PP Kasowski[19]. W przeciwieństwie do opisanej wersji Stankiewicz obarczył Drewińskiego wydaniem zlecenia dokonania zabójstwa Owoca[20]. W wyniku ustaleń sądu stwierdzono, że bezpośredni sprawca czynu, Roman Jajko, otrzymał zapewnienie od Stankiewicza, że dokonane zabójstwo pozostanie bezkarne, gdyż ma być dokonane z polecenia komendanta powiatowego PP w Brzozowie, Drewińskiego[21]. Wyrokiem sądu w Sanoku Drewiński został skazany na karę 5 lat pozbawienia wolności bez zawieszenia[22][23][24][25][26]. Obrońcą Drewińskiego w procesie był Marian Konstanty Głuszkiewicz, który po ogłoszeniu wyroku zapowiedział złożenie wniosku o kasację[27]. W styczniu 1934 Sąd Najwyższy pod przewodnictwem Jana Grzegorza Rzymowskiego oddalił skargę kasacyjną dotyczącą wyroku na Drewińskiego[28][29][30][31]. W ocenie sądu był on moralnym sprawcą czynów popełnionych przez Jajkę i Stankiewicza[26]. Po wydaniu wyroku Drewiński został aresztowany (do tego czasu, w odróżnieniu od pozostałych dwóch oskarżonych, odpowiadał przed sądem z wolnej stopy)[32]. Jeszcze w 1933 we Lwowie ukazała się publikacja pod pełnym tytułem O mord w Brzozowie. Roman Jajko urzędnik komunalny, Bolesław Drewiński komisarz P.P., Stefan Stankiewicz wywiadowca policyjny, na ławie przysięgłych (sprawozdanie z procesu przed sądem przysięgłych w Sanoku), stanowiąca relację z przebiegu procesu o zabójstwo Jana Chudzika[

Mamy tu więc klasyczną piramidę, która służy do zwalania odpowiedzialności na podwładnych. To się Drewińskiemu, potomkowi powstańca listopadowego nie udało. Warto jednak zapytać na czyje polecenie w roku 1933, on, komisarz policji polskiej zlecał zabójstwo oficera wojska polskiego? I jak informacja ta rzutuje na ogląd realiów polityczno-resortowych w II RP?

To nie koniec. Zaglądamy do biogramu Jana Chudzika i włosy stają nam dęba na głowie

Po 1926 został działaczem narodowym w ramach Obozu Wielkiej Polski. W tej organizacji został przewodniczącym komitetu powiatowego Ruchu Młodych Obozu Wielkiej Polski w Brzozowie[1]. Kierował Sekcją Młodych Stronnictwa Narodowego. Od 1929 przez dwa lata pełnił funkcję sekretarza osobistego Romana Dmowskiego w Chludowie. Odbył służbę wojskową w szkole lotnictwa w Dęblinie i został mianowany podchorążym lotnictwa(według innego źródła porucznik), po czym przeniesiony do rezerwy. Został kandydatem notarialnym, zamieszkał w Brzozowie, gdzie rozpoczął aplikację notarialną u rejenta Leona Gwóździa. Działał społecznie na rzecz mieszkańców ziemi brzozowskiej w zakresie udzielanych porad prawnych, czym zyskał przychylność lokalnej ludności, co jednocześnie przyniosło poparcie dla ruchu narodowego. W wyborach parlamentarnych 1930kandydował do Sejmu RP z listy Stronnictwa Narodowego.

W niedzielę 14 maja 1933 Jan Chudzik został zamordowany w skrytobójczym zamachu[2], zaplanowanym na osobę prezesa powiatowych struktur Stronnictwa Narodowego w Brzozowie, mjr. Władysława Owoca. Wcześniej tego dnia obaj uczestniczyli w wiecu politycznym posła tej partii, Stanisława Rymara, a po jego zakończeniu wszyscy trzej przebywali wieczorem na plebanii parafii Przemienienia Pańskiego w Brzozowie u ks. proboszcza Kazimierza Dutkiewicza, gdzie był także rejent Gwóźdź. Stamtąd, pożegnawszy się, wyszli Chudzik i Owoc, a następnie także Gwóźdź, po czym dwaj pierwsi stali się ofiarami skrytobójczego zamachu dokonanego ok. godz. 22.30 w mroku w jednej z brzozowskich uliczek nieopodal plebanii[3][4][5]. Strzały padły z broni śrutowej; J. Chudzik został trafiony całym nabojem śrutowym w tył głowy i zmarł na miejscu, zaś mjr. W. Owoc został ranny w wyniku trafienia 21 śrucinkami[3][6][7]. Do zdarzenia doszło podczas ulewnego deszczu[8].

Po pogrzebie w dniu 16 maja 1933 o godz. 16 Jan Chudzik został pochowany na cmentarzu w Brzozowie[9]. W manifestacyjnym pogrzebie, który zgromadził tłumy – także przyjezdnych żałobników, uczestniczyli m.in. senator Michał Siciński oraz przemawiający nad trumną redaktorzy Klaudiusz Hrabyk („Słowo Polskie”) i Aleksander Bilan („Ziemia Przemyska”) oraz poseł Stanisław Rymar[10][11][12]Ś. p. Jan Chudzik. „Kurier Warszawski”. 136, s. 4, 18 maja 1933.[13].

Żoną Jana Chudzika od 1931 była Janina, z zawodu nauczycielka, z którą miał córkę i syna, który urodził się w dniu pogrzebu Jana Chudzika. Po zamachu z inicjatywy związanego z ruchem narodowym „Kuriera Lwowskiego”zorganizowano zbiórkę wsparcia finansowego na rzecz rodziny Jana Chudzika[14]. Po śmierci Jana Chudzika jego żona Janina doznała uszczerbku na zdrowiu psychicznym (stwierdzono u niej ciężką depresję[15]), uniemożliwiającym pracę zarobkową i przebywała na leczeniu w Zakopanem[16]. Zmarła 12 czerwca 1938 w wieku 33 lat (do tego czasu była nauczycielką publicznej szkoły powszechnej w Przychojcu; przepracowała w zawodzie 12 lat)[17].

Proces[edytuj | edytuj kod]

Tuż po zamachu na miejsce zbrodni przybył sędzia śledczy Sądu Okręgowego w SanokuZygmunt Kruszelnicki, który podjął pierwsze czynności[3]. Wówczas ciało Jana Chudzila zostało oddanego do jego domu, a ranny mjr Owoc został przewieziony do szpitala w Sanoku[3]. 16 maja 1933 rano na miejsce zdarzenia przybył naczelnik wydziału śledczego ze Lwowa, nadkomisarz Jan Petri, który prowadził czynności przez cały dzień[18].

Proces w sprawie zamachu toczył się od 18 września 1933 przed Sądem Okręgowym w Sanoku i był obiektem sporego zainteresowania opinii publicznej, m.in. wydawano specjalne bilety wstępu na salę sądową[19][20][21][22] (w tym samym czasie przed sądem w pobliskim Samborze toczył się inny proces w sprawie głośnego zabójstwa politycznego, Tadeusza Hołówki[23]). Do wykrycia sprawców przyczyniła się informacja przekazana przez anonimowego informatora[24]. Zabójstwo nosiło znamiona charakteru politycznego, zaś podnoszone były zarzuty, iż prasa sanacyjna lekceważy przebieg procesu i preparuje informowanie o nim oraz że bardziej jest zainteresowana doniesieniami o procesie Rity Gorgonowej. Oskarżony o dokonanie zabójstwa Jana Chudzika został urzędnik Komunalnej Kasy Oszczędności w Brzozowie, Roman Jajko (aresztowany 23 maja 1933[25][26][27]), podżegać do zabójstwa i współpracować z zamachowcem miał wywiadowca Policji Państwowej w Brzozowie, starszy przodownik Stefan Stankiewicz, który dostarczył dubeltówkę (został aresztowany 30 maja 1933[28]), zaś o współudział był również oskarżony komisarz posterunku powiatowego Policji Państwowej w Brzozowie, Bolesław Drewiński[29], który miał namawiać Stankiewicza o zorganizowanie zamachu na mjr. W. Owoca[30]. Do aresztowania dwóch pierwszych przyczynił się sędzia Zygmunt Kruszelnicki, który w śledztwie wykazał także powiązanie ze sprawą Drewińskiego[31]. Funkcję przewodniczącego składu sędziowskiego w procesie pełnił sędzia Zygfryd Gölis[32][33], wotantami byli sędziowie sądu okręgowego Jan Petrowicz i Czesław Braun, prokuratorem oskarżającym był Kazimierz Ansion[34]; jako zastępcy strony cywilnej zostali wyznaczeni przez poszkodowanych mjr. W. Owoca i Janinę Chudzik (w imieniu nieletnich dzieci Jana Chudzika, syna i córki) adwokaci Jan Pieracki i Stanisław Zieliński (obaj posłowie na Sejm RP i działacze Stronnictwa Narodowego); adwokatami oskarżonych byli mecenasi Marian Konstanty Głuszkiewicz, dr Izydor Fell i dr Jonasz Spiegel[35]. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Sanoku z 26 września 1933 oskarżeni zostali skazani na kary pozbawienia wolności bez zawieszenia: R. Jajko – 2 lata, B. Drewiński – 5 lat, S. Stankiewicz – 2 lata i 6 miesięcy[36][37][38][39][40] (podczas procesu Drewiński stwierdził, że wcześniej Stankiewicz był siedmiokrotnie karany więzieniem[41]). W styczniu 1934 Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną dotyczącą wyroku na Drewińskiego, zaś w odniesieniu do skargi kasacyjnej Stankiewicza orzekł werdykt za prawidłowy, jednak uchylił wyrok dotyczący wymiaru kary i przekazał sprawę do Sądu Okręgowego w Sanoku[42][43] [44][45]. Na ponownej rozprawie przed SO w Sanoku 2 marca 1934 zapadł wyrok skazujący Stankiewicza na karę 2,5 roku pozbawienia wolności[46].

W 1933 we Lwowie ukazała się publikacja pt. O mord w Brzozowie (sprawozdanie z procesu przed sądem przysięgłych w Sanoku), stanowiąca relację z przebiegu procesu o zabójstwo Jana Chudzika[47].

Epilog[edytuj | edytuj kod]

Ze sprawą przygotowania i dokonania zamachu był powiązany starosta powiatu brzozowskiegoBronisław Nazimek, który w lipcu 1933 został odwołany z tej funkcji[48] (w tym czasie posady starostów stracili też Tadeusz Celewicz z powiatu ropczyckiego i Leonard Chrzanowski z powiatu łańcuckiego)[49].

W artykule pt. Ponure wspomnienia, który ukazał się na łamach „Warszawskiego Dziennika Narodowego” 14 lipca 1939, wskazano zdarzenia, które nastąpiły w kolejnych latach po procesie o zabójstwo Jana Chudzika: rejent Leon Gwóźdź decyzją ministra sprawiedliwości Czesława Michałowskiego został usunięty z notariatu, sędzia SO w Sanoku Zygmunt Kruszelnicki, który przyczynił się do aresztowania Romana Jajki, po likwidacji tej instytucji został przeniesiony w stan nieczynny, a następnie na emeryturę, ks. Kazimierz Dutkiewicz był obiektem szykan, wskutek czego przeniósł się z Brzozowa do Krosna, przed 1939 na wolność wyszli skazani Roman Jajko i Stefan Stankiewicz, zaś w połowie 1936 zmarł w więzieniu w Łomży odbywający tam karę komisarz Bolesław Drewiński[50][51]. Według relacji rodziny miał on informować o poddaniu go w czasie osadzenia kuracji w formie zastrzyków, po której podupadał na zdrowiu[52]. Jego śmierć nastąpiła w trakcie trwającej sprawy apelacyjnej, zaś jego obrońca w tym postępowaniu, mec. Głuszkiewicz, został w tym czasie otruty[52] względnie zastrzelony w kancelarii[53]. Bolesław Drewiński był wujem poety Janusza Szubera, który odniósł się do jego osoby w wierszu Przedwiośnie 1935, opublikowanym w tomiku poezji pt. Przedwiośnie 1935[53].

Adwokat dr Mieczysław Jarosz określił sprawę morderstwa Jana Chudzika mianem wielkiego skandalu politycznego II Rzeczypospolitej, zaś sam proces noszący znamiona manipulacji[5

 

Za zamordowanie z zimną krwią dwóch ludzi, jeden z morderców dostaje 2 lata, podżegacz 5, a drugi morderca 2 lata i 6 miesięcy. Mordercy wyszli na wolność w roku 1939, a podżegacz zmarł w tajemniczych okolicznościach w roku 1936 w więzieniu w Łomży, w tym samym, w którym siedział Urke Nachalnik przed I wojną światową.

Pisząc drugi tom Baśni socjalistycznej, w odniesieniu do całkiem innych okoliczności użyłem formuły „proces osłonowy”. I tu dobrze widać na tym przykładzie, jaki charakter miał proces Gorgonowej. Był to proces osłonowy mający ukryć sprawę Drewińskiego, Jajki i Stankiewicza. Durnie, którzy się teraz zajmują opisywaniem tych, tak zwanych, wielkich skandali międzywojnia, z tym czołowym bałwanem, jakże się on tam nazywał, Koper chyba, powinni puknąć się w swoje puste łby. Przy założeniu rzecz jasna, że działają w dobrej wierze, a nie na zlecenie.

 

Teraz najciekawsze. Kim był mecenas Mieczysław Jarosz, który tak się oburzył na sposób prowadzenia procesu Drewińskiego? Otóż był to był wuj rodzony poety Janusza Szubera, tego co dedykował wiersze Liberze i Mentzelowi. O tu macie najistotniejszy fragment jego biogramu, choć inne też są ciekawe:

 

Po rezygnacji z pracy w prokuraturze 4 sierpnia 1921, przeniósł się do adwokatury, wpisany na listę adwokatów w Warszawie, przyjęty do stołecznej Rady Adwokackiej 31 marca 1921[2]. W okresie II Rzeczpospolitej na przełomie lat 20./30. pracował jako adwokat przy ulicy Żurawiej 29 w Warszawie, był członkiem Związku Adwokatów Polskich[9][10]. Jako adwokat występował w procesach politycznych oraz dotyczących spraw społecznych, głównie w sprawach oskarżanych działaczy komunistycznych, socjalistycznych i z radykalnego ruchu ludowego, np. oskarżonego Józefa Putka w procesie brzeskim w 1931/1932, z ramienia ZNP w sprawie pism „Płomyk” i „Płomyczek” (redagowanych przez Wandę Wasilewską) przeciw „Ilustrowanemu Kurierowi Codziennego”, w sprawie Wandy Krahelskiejoskarżonej za treść książki Strajk polski[1][4][2].

Podczas II wojny światowej od 1940 był zastępcą przewodniczącego sądu dyscyplinarnego komisarycznej Rady Adwokackiej[2]. Brał udział w powstaniu warszawskim 1944, po upadku którego przebywał w obozie przejściowym w Pruszkowie, a później w obozach w Lehrte i Peine[2].

Po zakończeniu wojny i nastaniu Polski Ludowej osiadł w Łodzi i kontynuował karierę adwokacką[2]. Dołączył do grupy tzw. prawników postępowych, działał w Zrzeszeniu Prawników-Demokratów, zostając przewodniczącym oddziału łódzkiego ZPD[1]. Zainicjował pierwszy w Polsce wiec stanowiący sprzeciw wobec pominięcia w trakcie procesów norymberskich zbrodni niemieckich popełnionych podczas okupacji na ziemiach polskich[1]. Zainicjował wydawanie pisma „Państwo i Prawo”[1]. Publikował na łamach czasopisma „Palestra”[11]. Zasiadał w Naczelnej Radzie Adwokackiej od 1946 do 1950[1][2]. Został członkiem Wyższej Komisji Dyscyplinarnej[1] wzgl. Wyższego Sądu Dyscyplinarnego przy NRA[2]. Pełnił funkcję eksperta Ministersta Spraw Zagranicznych ds. Zaolzia[2]. Pracował też jako wykładowca i egzaminator aplikantów prawa[2]. W okresie PRL pracował w Zespole Adwokackim nr 1 w Łodzi, w ramach Izby Łódzkiej[12]

 

Powrócę teraz do „odwiedzenia” przez premiera Buzka poety Szubera. Rozumiem, że obydwu panów połączyła miłość do literatury? Podobnie jak miłość do Polski połączyła Liberę i Komorowskiego, który wręczył mu krzyż oficerski orderu odrodzenia Polski?

A wiecie co się dziś stało? Minister Gliński powiedział, że Paweł Pawlikowski, który uznany został na najlepszego reżysera w Cannes, to fantastyczny facet, który rozsławia imię Polski w świecie, a także, że on również zawsze pływał czy też chodził pod prąd i też może nam opowiedzieć o tym, jakie to jest niebezpieczne, ale przy tym inspirujące. Ciekawe, prawda? Tylko ci dwaj – Chudzik z Owocem, zawsze pływali z prądem. I spotkała ich za to zasłużona kara.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  37 komentarzy do “Mistrzowie pływania pod prąd”

  1. A ja myślałem, że powiedzenie „ja się z tobą na jednym gównie nie ślizgałem” ma wymiar metaforyczny. To znaczy, że Rycice wniosły coś do polskiej kultury? A może po prostu nie są tak wyjątkowe?

  2. Zgodnie z powiedzonkiem Sztaudyngera: „nigdy z prądem, zawsze z rządem”.

  3. No ta nietuzinkowa przeszłość pradziadków i  dziadków, to widać jeden z powodów, dla których większość z współczesnych niby wielkich Polaków co ma wpisy w Wikipedii, zaczyna swój życiorys od Liceum i podaje wypreparowane, wyczyszczone opisy swojej kariery. Taki wikipowiec to jest zawsze dziwnie świetlany. To jakieś takie żywoty świętych wikipowców.

  4. Rozumiem że Szuber miał złe warunki mieszkaniowe i Buzek pomógł załatwić lepsze warunki mieszkaniowe, no niby dobrze i że na przykład od tej pory poeta mógł już prowadzić salonik poetycki typu: wejście z ulicy,  parter na prawo (itp.)

    Nie odniosę się do treści poezji tego pana, bo poezji tej nie znam.

  5. I tak to się jakoś składa, że ci, co się mają znać, znają się od pokoleń.

  6. Jest bardzo głęboka, a ja jestem naprawdę okropny

     

    Kuśtykając, wsparty na dwóch szwedkach Dowlokłem się do ławki i wtedy Jedna z kuracjuszek, szczera starsza pani, odczytała z dłoni Linię mojego życia: „Dożyje pan pięćdziesiątki”. Tak długo jeszcze? Byłem przerażony, Bo skąd mogłem wiedzieć, dwudziestoparolatek, Że ból może być darem.

  7.  
    Libera spoliczkowany
    wieczorem w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Tam w obecności zespołu teatru krytyk Michał Paweł Markowski uderzył w twarz Antoniego Liberę http://www.encyklopediateatru.pl/artykuly/30948/krakow-libera-spoliczkowany

  8. Różowa Pantera w Ciebie wstąpiła:)

  9. nie krytykuję, nie odnoszę się do Pana, tylko tak próbuję znaleźć wytłumaczenie dlaczego premier od zatapiania kopalń fatygował się w inne strony kraju i w dodatku do poety. Pomyślałam, że może chodziło temu premierowi, też o „kaganek oświaty”, a może przy okazji zatapiał jakieś  odwierty w Ropczycach, nie wiem. Nieudolne te moje dywagacje. (dywagować – mówić od rzeczy).

  10. A ciekawe, kto Libere wystawil do tego Krzyza Komandorskiego, bo chyba nie mogl sie sam zglosic.

  11. Jak ja się uchowałam, bez znajomości tej poezji ? Powinnam głowę posypać popiołem.

  12. Czy i o Twoich pracach czytelniczka napisze:

    Geniusz! Geniusz!Piękna książka. Świetny sposób narracji, cóż za inteligencja głównego bohatera, wysmakowanie i wysublimowanie. Czarowny utwór. Dawno nie czytałam czegoś aż tak dobrego. Oj, dawno. A kreacja postaci! Każdy żywy, indywidualny, bardzo dobrze scharakteryzowany, żadna postać nie przypomina drugiej, każda jest unikalna ze swoją historią, sposobem bycia, zwyczajami. Jestem pełna podziwu dla autora. Doskonała konstrukcja, dobór treści, słów. Po prostu piękne.

  13. kiedyś, patrząc na obrazy nienaturalistyczne, zastanawiałem się dlaczego jedne budzą wrażenie artystyczne pozytywne inne negatywne. Jako poszukujący powodów i przyczyn zacząłem sięgać do prac wczesnych autorów i wtedy pojawiła się prosta definicja. Kto potrafił malować naturalistycznie jak Picasso, potrafił też malować dobre dzieła abstrakcyjne. Kto od razu malował abstrakcyjnie, a naturalizm stanowił dla niego mękę w szkole, tworzył później kolorowe gówno, budzące zachwyt materialny jedynie wśród „krytyków”.
    Podobnie jest z poezją. Jeżeli nie potrafiąc rymować, albo choćby antyrymować (jak na przykład Herbert), rozpowszechniasz po znajomości swoje dzieła jako „wiersze” – powinieneś wisieć. Bo takie „wiersze” nie wymagają praktycznie żadnych umiejętności.
    Oczywiście nie będę tutaj poruszał konika gospodarza, czyli służebności sztuki, ale bezczelnie przypomnę, że na bonito.pl dostępne są wiersze Mariana Hemara, Polaka ochotniczego. I każdy, kto przeczyta choćby kilka jego wierszy, zauważy przepaść warsztatową i intelektualną pomiędzy nim i choćby Szymborską, a co dopiero jakimś wypierdzianym nieudacznikiem nagrodzonym przez Komorowskiego.

  14. Czyli mamy to czego powinniśmy się spodziewać w każdej poważnej organizacji, wielopoziomowe i wielopokoleniowe zależności służbowe i powiązania oraz te same kłamstwa i dezinformacje pieczołowicie powtarzane dekadami. I tylko cytat pani Gersdorf by się tu przydał „Biologia oczyściła wszystkich nas, trzeba spojrzeć na PESEL-e”…

  15. Premier Buzek z grupą kolegów wpadł również do pisarza Pilcha na kolację.

  16. W naszym mieście premier Buzek też wpadł odwiedzić lokalnego „pana od sztuki”

  17. Mówiąc Coryllusem – demaskacja upadku całkowitego.

  18. SN w 2RP

    Po konfiskacie książki J.Giertycha”Tragizm dziejów Polski”

    Praca narodowa.

    Orędownik 1936 nr.128a str.3

  19. Ależ historia, dziękuję,

  20. Fajne ostatnie dwie notki, powrót do formy!

    Mam przy okazji pytanie do duchownych tutaj komentujacych, jako ze mamy Swieto zeslania Ducha Swietego. Czy to co wydarzylo sie tutaj w kosciele (uwaga, film ma dwie czesci) https://youtu.be/gXkqshWUEMM jest zgodne z prawem koscielnym? Kiedys czytalem o instrumentach liturgicznych, tym ze wyciagniecie rak na Ojcze Nasz dotyczy tylko malych wspolnot, o tym by charakter mszy nie przypominal spektaklu teatralnego itd. A to co tutaj mamy jest dla mnie zgarszajace. Panie tanczace na stolach, prowadzenie modlitwy przez kobiety gdzie widac w pewnym momencie zagubienie slowno emocjonalne ze tak to ujme, jakies flagi jak na meczu, bitbz syntezatora i pare innych motywow. Sluchajac roznych wypowiedzi, mam wrazenie, ze jest na to przyzwolenie w KEP i w Seminariach by tak wygladala rzekoma Nowa Ewangelizacja – czyli jak najwiecej techniki, internetu, emocji, uczestnictwa swieckich gdzie sie da. Przepraszam gospodarza, ze tutaj, ale nie znam innego miejsca, gdzie zbiera sie tylu rozsadnych katolikow i duchownych.

  21. Moją rodzinną parafią była parafia oo. Jezuitów pod wezwaniem św Andrzeja Boboli przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.  Pamiętam do dziś, że na jednej z lekcji religii, ojciec Kurowski tłumaczył nam – wszystkim dziewczętom przygotowującym się do bierzmowania, dlaczego trzeba się w kościele ubierać skromnie: by nie wodzić na pokuszenie tego biednego księdza, co to właśnie odprawia mszę.   Rozumiem, że w obecnych czasach pełnych pornografii, pannice w obcisłych spodniach kręcące tyłkiem na nikim już wrażenia nie robią.

  22. Autorzy Wiki czytają Coryllusa. Nie wiem, co zmienili w biogramie Bolesława Drewińskiego, ale pod notką adnotacja: Tę stronę ostatnio edytowano 20 maj 2018, 13:26. Czyli przed niespełna godziną! Biogram Libery też bardzo aktualny, z informacją o nagrodzie im. Lecha Kaczyńskiego;-)

    Starają się ludziska…

    Swoją drogą wszystkie notki o licznych członkach rodziny Drewińskich/Lewickich/Szuberów jakby od sztancy tworzone. Jedna ręka pisała?

  23. Może to nie są Polki, nie wiem, ale w takim Metrze to większość dziewczyn nie jest pociągająca, bo są  utyte, niewybiegane, nafaszerowane tanimi ciastkami, ubrane w obcisłe „dżinsy” są odstręczające. A z porwanych na kolanach spodni widać białe kolana wielkości główki kapusty. Chyba jest tak, że ich brak estetyki i łakomstwo, załatwia sprawę.

  24. Na wielu Mszach Św. prawo jest łamane i nikt się tym nie przejmuje. Np. kwestia welonu. Zgodnie z „Przepisami wykonawczymi do instrukcji kongregacji ds. sakramentów i kultu Bożego INAESTIMABILE DONUM z 3 IV 1980” punkt XIII podpunkt 2: Kielich przygotowany do Mszy św. ma być nakryty welonem. Jeżeli kapłan sam niesie kielich do Mszy św., również ma on być nakryty welonem (por. OWMR nr 80). Dwa ostatnie kościoły, w których widziałem, że to się przestrzega, to była parafia na Podlasiu i parafia Cystersów w Sulejowie. U reszty nie widziałem.

    Genralnie sprawa z przepisami jest dla mnie dziwna. Księża wykazują się ignorancją a jak się próbuje ich napomnieć, to zawsze mają „dobre” wymówki aby łamać bezpośrednie instrukcje właściwej kongregacji/Tradycje KK czy co innego co jest jasne i klarowne. Tutaj ciekawa wypowiedź Abp Jana Pawła Lengi, który opowiada jak to spotkał się z jawną profanacją i jaka była reakcja kardynała w Watykanie (https://www.youtube.com/watch?v=ad_giLJmGpg&feature=youtu.be&t=21m23s).

    Osobiście to staram się szukać takich kościołów, gdzie księża nie ignorują Tradycji czy bezpośrednich przepisów. A jak mam jakieś wątpliwości, to staram się znaleść odpowiedź w encyklikach papieskich albo przepisach/zaleceniach właściwej kongregacji.

  25. Sz. Panie Shork, pomyliłam się, wpis miał być do Pani Delsberskiej

  26. Wygląda na to, że czytają i Coryllusa i Pink Panthere, po publikacji notek w których są linki do biogramów, na wiki robi się taki młyn jak po wejściu lisa do kurnika.

  27. Dokladnie…

    … dobrze choc, ze  PJK  tej  „nagrody” im. swojego sp. brata nie wreczal… temu  pajacowi Liberze  !!!

  28. Też tak myślę 🙂

    To mamy nową, UZNANĄ  nazwę na brawurową kwerendę: „Na Różową Panterę”!

    Potraktować zagadnienie „Różową Panterą” 🙂

  29. No, starajo sie, Pani Tropiciel…

    … za to im placo… tym  falszerzom  i  zaklamancom  historii  !!!…  ale… np. ja zdecydowanej wiekszosci biogramow w  wikipedii  po prostu nie wierze, bo sa to zwykle bujdy na resorach… prymitywne legEdy… i tyle

    Moze – z czasem – da Bog, ze Gospodarz  dorobi sie  WLASNEJ  wikipedii.

  30. Super trafne…

    … potraktowac  ich  baranow  „Rozowa Panther’a”  !!!…  wszystko potem bedzie jasne… i pozamiatane… zero zludzen i watpliwosci.

  31. Profesor Krzysztof Kiwerski z krakowskiej ASP powiedział, że abstrakcją zajmowali się ludzie, którzy nie potrafili normalnie malować. W takim wypadku wystarczy gadanina i poparcie podobnych nieudaczników. Skoro niewielu ludzi ma talent i ich dzieła muszą być drogie, to lansuje się miernotę, także intelektualną, żeby poszerzyć możliwości sprzedaży. To takie nowe „Szmaty cesarza”. Inną stroną tej działalności jest deprawacja. Caryca Katarzyna w liście do swojego ambasadora stwierdziła, że Polskę najłatwiej pokonać przez szczucie i skłócanie ludzi.

  32. Ze tez szmaciara nie powiedziala jak Rosje jest najlatwiej pokonac.

  33. Nic się nie zmieniło. Aktualna na czasie, obecna sytuacja i prowadzone działania w postaci ,,uwięzienia osłonowego w psychatryku” Pana Mirosława Moskwy przypomina mi opisane działania względem mjr. Władysława Owoca…

  34. Dostojność władzy Rzplitej

    Mieczysław Urban Jarosz (1986-1972). Funkcjonował jako współpracownik i publicysta w pismach Naprzód, wstąpił do PPSD*, z ramienia której został skierowany na Śląsk Cieszyński […] Był oficerem werbunkowym w Dąbrowie od lipca 1915, potem służył w Komendzie Legionów Polskich

  35. Rosja sama się rozpada, wystarczy nie przeszkadzać i zajmować się swoimi sprawami.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.