Zanim przejdę do rzeczy, przypomnę, że dziś zaczynają się Targi Książki Historycznej w Warszawie, na których mnie nie będzie. Po raz pierwszy od dziewięciu albo dziesięciu lat. Zjednoczonym siłom wszystkich mediów i dotowanych wydawnictw, udało się wreszcie sprofilować ofertę tak, że nie ma w niej nic poza mydłem i powidłem, które są ułożone elegancko na jednym talerzu. Może jak się kiedyś to zmieni, wrócę na te targi. Do Wrocławia też nie jadę, albowiem zeszłoroczna impreza była porażką i kresem złudzeń. Z najlepszych targów w kraju, zrobiono targi najgorsze.
Niech więc nikt nie czuje się rozczarowany, bo pisałem wielokrotnie o tym, że w tym roku odpuszczam sobie targi. Teraz zaś jeszcze raz to przypominam.
Teraz do rzeczy. Dowiedziałem się wczoraj, że niejaki Prigożyn, któremu media robią legendę od jakiegoś już czasu, przesłał do PE okrwawiony młot. Chodzi o to, że pan ten jest sponsorem i głównym werbownikiem tak zwanej grupy Wagnera. I oni, w tej grupie, załatwiają sprawy tak, że jak któryś chce uciec to łamią go młotem. Zwyczaj taki. Jak wszystkie zwyczaje spotkał się o z wielkim zainteresowaniem mediów, a także pojedynczych internautów, którzy szeroko rozpisują się o szczegółach tych egzekucji. Po wczorajszym wyczynie pana Prigożyna, zrobił się w sieci malutki huczek, a większość komentujących domagała się jakiejś reakcji PE lub choćby tylko pojedynczych parlamentarzystów. Ja także czekam na taką reakcję, albowiem wyczyn Prigożyna jest jednym z całej serii rosyjskich nawyków, którymi oni kokietują zachód. Bo w kategoriach kokieterii należy to rozpatrywać. A skoro kokieterii, to i komunikacji. Co takiego chciał powiedzieć światu Prigożyn, wiemy. Nie wiemy tylko dlaczego uparł się by naśladować w swoich komunikatach literaturę popularną, wszyscy bowiem od razu odgadli, że jego gest jest analogiczny do podobnych gestów opisanych przez Mario Puzo w powieści Ojciec chrzestny. Chodzi o tę sławną głowę konia i martwe ryby. Napisałem, że to kokieteria, bo Prigożyn i Putin, który za nim stoi uważają, że ludzie w świecie komunikują się za pomocą takich formatów. Niektórzy pewnie tak, ale na tym polega właśnie ta kokieteria, żeby sprawdzić którzy. Kiedy się ujawnią, będzie można wysłać im następny komunikat, albowiem jasne się stanie, że oni takie rzeczy przyswajają i są gotowi na nie odpowiadać. Logicznym byłoby więc – skoro oni tego oczekują – zlekceważyć ten młot. Uważam jednak, że nie. Ten drobiazg powinien spotkać się z reakcją przeskalowaną i bolesną, a nie mam tu na myśli odstrzelenia Prigożyna, bo reszta jego kumpli otworzy z tej okazji szampana i zawoła – złapaliśmy ich! Na Prigożyna nikt zaś nawet nie splunie, ani na jego pogrzeb nie pójdzie. Reakcja powinna być inna, najlepiej dolegliwa ekonomicznie lub kulturowo. Ja na przykład bym się nie opieprzał i gdyby to było możliwe – a nie jest i wielka szkoda – wyczyściłbym wszystkie muzea ze śladów najmniejszych choćby rosyjskich dzieł, autorów i kodów kulturowych i zjarał to wszystko na jakimś placu. Bez jednego słowa. Obawa, że oni zrobią to samo jest bezpodstawna, albowiem gest taki zanegowałby hierarchie, do której oni aspirują i postawiłby ich przed światem nagich i bosych. Byłby jak spalenie okrętów przez Corteza teoretycznie uniemożliwiające mu powrót na Hispaniolę, a w rzeczywistości pieczętujące los azteckiego imperium. Po takim wyczynie, mielibyśmy rzadką okazję oglądać, jak różne Prigożyny, którzy szpanują swoim gangsterskim sznytem występują jeden po drugim w ruskim telewizorze i mówią o swojej wrażliwości na piękno i sztukę. Widok ten wart by był każdych pieniędzy, a dusza rosyjska, ta mroczna piwniczka pełna pająków i zdechłych żab, została by wreszcie raz na zawsze zasypana gruzem i popiołem.
Tak się niestety nie stanie, a my będziemy musieli oglądać ich żenujące występy jeszcze przez jakiś czas. Przypomnę bowiem, że w tych młotach, tatuażach, rybach i czym tam jeszcze, manifestuje się wyłącznie pragnienie akceptacji, na warunkach, których świat nie chce i nie może przyjąć. Taka jest rosyjska polityka, taka jest rosyjska kultura i rosyjskie kino. Przypomnę, że Michałkow, w którejś kolejnej dokrętce filmu Spaleni słońcem, lansowanej w Polsce przed dekadą chyba, umieścił scenę kropka w kropkę skopiowaną z filmu Dawno temu w Ameryce. Chodzi mi o scenę gwałtu w samochodzie. Filmu nie oglądałem, ale próbowałem kiedyś obejrzeć ten fragment. To było gorsze niż ten okrwawiony młot Prigożyna, gorsze nawet niż siekiera Smarzowskiego wystawiona po filmie Wołyń na aukcji allegro. Było to gorsze niż wszystko. Jak wiecie za najgorszą plagę jaka dotknęła świat uważam produkcje artystyczne dewastujące emocje, te zwyczajne, ale też różne głęboko poukrywane szajby. Kiedy człowiek jest młody nie ma narzędzi, żeby się tym wykwitom przeciwstawić, albowiem terror kulturowy, terror grup rówieśniczych, zawodowych i innych, całkowicie mu to uniemożliwia. Trzeba się trochę zestarzeć, żeby w wpaść na pomysł, że najlepszą odpowiedzią na młot Prigożyna jest spalenie wszystkich dzieł Pieredwieżników znajdujących się w europejskich muzeach. Prigożyn nawet by nie zauważył, jak to jest groźne i może nawet by się uśmiechnął, a w jego pustym łbie nie zapaliłaby się żadna lampka. Niektórzy by jednak zrozumieli, że żarty się skończyły. Wraz z nimi zaś kokieteria. Tatuaże zaś nie robią na nikim wrażenia podobnie jak odwoływanie się do Stalina i jego metod.
W przypadku Prigożyna, podobnie jak w całej reszcie podobnych przypadków należy przede wszystkim narzucić przeciwnikowi swój sposób komunikacji. Nie zawsze można, ale starać się trzeba. Niestety teraz żadna z postulowanych przeze mnie metod nie zostanie wykorzystana. Zapadnie głuche, głupkowate milczenie, które skończy się tym, że następną przesyłką Prigożyna do PE będzie nagranie, jak tym młotem łamią jakiegoś biedaka, który błaga o litość. Być może poprzedzi ten prezent jakieś ważne, jawne lub zakulisowe, negocjacje pomiędzy „poważnymi” politykami. I to będzie, z punktu widzenia nas wszystkich poważny błąd. Oby tak się nie stało i oby nikt nie wpadł na pomysł, żeby rozmawiać z nimi kiedykolwiek, a szczególnie po takich wyczynach. Ich największym pragnieniem bowiem, którego nie potrafią ukryć, jest pragnienie posiadania oddanej publiczności. My zaś za wszelką cenę musimy uniknąć obsadzenia nas w tej roli. To jest także jeden z głębiej ukrytych powodów, dla których nie jadę na targi – nie zamierzam być publicznością i tłem, dla różnych dewastujących emocje wyczynów. Bo mi się one, choćby były w nie wiem jak smakowitym i patriotycznym sosie podane, jednoznacznie kojarzą z kacapami.
Dzień dobry. Ano – nie będzie tak, jak Pan proponuje, a skoro tak, to możemy puścić wodze fantazji i uzupełnić dobrą już koncepcję. Otóż ja nie paliłbym, ale zamknął szczelnie w jakimś forcie, a potem, wzorem naszego ulubionego francuskiego premiera (i ministra policji chyba) – wygenerowałbym koniunkturę. Owszem, dałbym zrobić diasporze, ale – co cesarskie… Wysłałbym do tego Kataru jakiegoś dobrze odzianego, koszernego emisariusza, kupiłbym mu najlepszą lożę obok tych wszystkich szejków i imamów i powierzyłbym mu zadanie szepnięcia komu trzeba do ucha, że jest do kupienia dzieło. Dzieło? Cymes prawdziwy! Wprawdzie szybko i za czyste złoto, ale – okazja może się nie powtórzyć. W ten sposób – wzorem Korony – sfinansowałbym projekt z cudzej kieszeni i miałbym pewność, że inkryminowane kicze nigdy już światła dziennego nie ujrzą. I o to wszak chodzi. Nigdy przecież ich nie było tak naprawdę…
To fakt, nie istniały nigdzie
Obecność przez nieobecność? 🙂
Prigożyn to jest czysta opricznina. To jest komunikat na rosyjski rynek wewnętrzny. Filmy z użyciem młota są już w internecie (casus Jewgenija Nużina). Te wszystkie komunikaty są skierowane do Rosjan. Obecnie w obozie rządzą wory, zeki mają się słuchać. Ilość subkultury więziennej w codziennym życiu Rosjan jest duża. Są gigantyczne ilości piosenek utrzymanych w tonie wrażliwych i przepitych głosów, których głębi nikt dokoła nie rozumie. Są książki, jest serial i film. Na szczycie tej piramidy jest więzienne słowo pietuch. Z całej tej nędzy bije jeden przekaz: tworzyć i pracować to dla frajerów, ukraść i poniżyć – to jest dopiero coś. W Europie taki numer z przesyłką może jedynie zrobić wrażenie na wyborcach Konfederacji i Orbanie. Reszta się uśmieje. Nawet ci, którzy coś Rosjanom obiecali.
Zasada mini-max albo ekonomii działania: minimum kosztów – maksymalny możliwy efekt. Młot + przesyłka kurierska – kilkadziesiąt euro, przerażeni gejropejczycy – bezcenne. Wygląda mi na to, że więzienie narodów jest już na ostatnich (kolos na g*wnianych) nogach. A naczalstwo zaczęło urządzać burze mózgów (może ze wspomaganiem jakimiś napojami, czy grzybami) nt. „co by tu jeszcze można było w tej naszej czarnej uliczce od…stawić?”. Niedawno Maczeta Ockhama (blog swoją drogą dziwny i suflujący treści zdumiewająco urozmaicone, więc sensacje traktuję z pewną taką nieśmiałością) pisał, że to kosmiczne i nuklearne mocarstwo nie produkuje u siebie kulek do łożysk (oraz paru innych prostych wyrobów koniecznych do tzw. utrzymania ruchu). Co – w razie sankcji – oznacza nieuchronną i całkowitą zapaść przemysłu i transportu (oraz armii). Być może ten moment jest już widoczny w perspektywie np. 1 kwartału?
To uderzenie tym młotem w łeb( pogrążonej w intelektualnej i duchowej Nędzy ) jest dla Europy ,tu i teraz, naprawdę dziejową koniecznością.
Tak! Dziejową koniecznością i ożywczym impulsem!
Oto tryskający siłą witalną i zdrowiem moralnym Prygorzyg upokarza Nędzarkę Zjełropę.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.