sie 052022
 

Mam wrażenie, że odkryłem dlaczego okresowo frekwencja wyborcza spada. Oto pojawiają się w sieci treści, które podejmowaliśmy dziesięć i więcej lat temu, a lansowane są one jako absolutna nowość i coś niesamowicie wprost interesującego. Dramat polega więc na tym, że edukacja polityczna i historyczna nie może istnieć jako zjawisko masowe, bo jej paradygmaty, musiałby ulegać ciągłym zmianom. Dokładnie po to, żeby nadążyć za okolicznościami i żeby unieważnić błędy, które nieuchronnie popełnia się przy wyjaśnianiu spraw skomplikowanych, a często także prostych. Tak oczywiście się nie dzieje, a wspomniana edukacja służy czemuś innemu. Ma ona zabezpieczyć władzę przed ewentualnym buntem, a to może się dokonać tylko wtedy kiedy duże grupy ludzi uznają, że aktualna władza chce dla nich dobrze i stwarza im jakieś szanse. Paradygmat poprzednich ekip, rządzących Polską zawrzeć można w jednym zdaniu – musimy gonić zachód. Co to dokładnie oznaczało nikt do końca nie wiedział, ale wytrychem, który otwierał tę magiczną skrzyneczkę był wyraz „reforma”. Kraj ciągle się reformował i ciągle było w nim nie tak jak trzeba, albowiem nie dogoniliśmy jeszcze zachodu. W pewnym momencie Zachód przyszedł nam z pomocą i zaczął rozwijać się w takich kierunkach, w których mogliśmy go dogonić łatwo. Policja zaczęła osłaniać grupy demonstrujące pod sztandarami LGBT, a na granicach pojawili się uchodźcy. I do tego mieliśmy dorównać. Kiedy by to nastąpiło, ogłoszono by powszechny dobrobyt i sukces, bo dogoniliśmy wreszcie zachód. Tak się jednak nie stało, albowiem ciemny lud wybrał PiS. Dlaczego to zrobił? Czyżby dostał zadyszki w czasie gonienia zachodu? Nie, stało się tak, albowiem otoczenie polityczne i publicystyczne PiS wybrało inny sposób edukacji politycznej i historycznej społeczeństwa. Nie było w nim miejsca na żadne gonitwy, ale nie było też miejsca na wyjaśnianie spraw trudnych, albowiem ideologiczny konflikt z goniącymi zachód był poważny. Jak poważny, pokazał dzień 10 kwietnia 2010 roku. Dlatego narracja PiS została zabetonowana, albowiem jej twórcze rozwijanie mogłoby namącić za bardzo ludziom w głowach. No, ale zostawmy to na razie i popatrzmy, co działo się zanim PiS doszedł do władzy, w czasach kiedy goniliśmy zachód. Najpierw jednak zadajmy pytanie czy zachód nam uciekał? Oczywiście, że nie. Ludzie z zachodu przybywali licznie do Polski, by brać udział w jej rozkradaniu. Nazywano to planem Balcerowicza i polegał on na z grubsza na obronie obłąkanej doktryny ekonomicznej zmierzającej do poprawy bytu wszystkich. Odbywało się to, jak pamiętamy kosztem najsłabszych. Kraj zamienił się zdegenerowaną pustynię, na której świeciły jasno punkty wielkich miast. Do nich zjeżdżali ludzie z prowincji by marnować sobie życie pracując w jakichś całkiem upiornych instytucjach. Potem, kiedy zachód do spółki z naszymi pastuszkami rozkradł mienie uważane dawno temu za państwowe, zaczęło się ulepszanie kraju. Powstawały jakieś drogi w ślimaczym tempie, a Adam Michnik, który nieformalnie rządził Polską pisał, że nie można tej infrastruktury budować za szybko, bo wtedy Polacy za szybko pozbędą się kompleksu niższości i nie będzie łatwo nimi rządzić. Cytuję słowa mistrza Adama z pamięci i mogłem je nieco zdeformować, ale sens był taki właśnie. Wtedy do władzy powrócili komuniści z Leszkiem Millerem na czele, albowiem nikt w tamtych czasach nie wyobrażał sobie, że można żyć bez betonowej lewicy. Scena polityczna składała się z elementów, które dziś gdzieś próchnieją na zapleczu, a wtedy wydawały się być fundamentem. One też – gazownia, SLD, Tusk uważany za konserwatywną prawicę, a także Korwin pałętający się na marginesach – kreowały obraz kraju i budowały jego tradycję polityczną. Całkowicie unikając jakichkolwiek interpretacji rzeczywistej tradycji politycznej. Dla niej bowiem zarezerwowana była totalna krytyka. Ta prezentowana była na łamach gazowni.

Wszystko zmieniło się w jednym momencie, to znaczy wtedy kiedy rozpadł się tak zwany POPiS, czyli fikcja zaaranżowana przez służby, która miała powstrzymać idący do władzy PiS, wspomagany zapewne przez USA i inne jakieś siły. To był dla wielu ludzi, także dla mnie, moment przełomowy, albowiem usunięto z przestrzeni publicznej fikcję. Zastąpiono ją polityczną realnością, a ta miała twarz Kazimierza Marcinkiewicza. Wszyscy wiedzieli, że Marcinkiewicz to dureń, ale wiedzieli też, że prawdopodobnie prezes nie ma wyjścia. Wtedy jeszcze na temat polityki PiS szeroko rozpisywał się Jerzy Urban, który skończył wczoraj 89 lat. Marcinkiewicz był zagraniem politycznym, a nie propagandowym. To była ważna różnica, albowiem okazało się, że wszystko z czym mieliśmy do czynienia wcześniej, spory polityczne, wybory, jakieś polemiki na łamach i temu podobne głupstwa, jest ustawione. Teraz zaś zaczęło się coś dziać naprawdę. I ów moment wybił z letargu bardzo wielu ludzi. Kolejnym takim momentem był 10 kwietnia i już niczego nie dało się zatrzymać. Chcę zwrócić uwagę na to, jak wolno przebiegają te procesy i jakimi metodami są spowalniane. Chcę też wskazać, że powrót do czasów kiedy nie było pracy nigdzie, nie było w zasadzie niczego, a Michnik orzekał o wszystkim właściwie i jego głos był decydujący, ciągle jest możliwy. Wczoraj sąd umorzył sprawę Frasyniuka, ze względu na niską szkodliwość społeczną jego wyczynu. Bo trudno nazwać to wystąpienie czynem. Oni wciąż czekają, przeżywają trzecią młodość, wychowują następców i wciąż czekają na swoją szansę. Ludzie zaś, którzy wchodzą w dorosłe życie nie są w stanie oceniać niczego samodzielnie, a ponadto mają różne złudzenia, którym potrafią oddawać hołdy bardzo uporczywie. I nie ma mowy, żeby im coś wyjaśnić, albo do czegoś przekonać. Poza tym uważają, że pojawili się tu, by odkrywać tereny dziewicze i nieznane. To jest pomyłka, ale trudno im to wytłumaczyć. Czy uda się, przy kolejnych wyborach, przekonać tych ludzi, że powinni głosować na PiS bez względu na wszystko, albowiem jest to partia, która robi politykę dostępnymi metodami, te zaś nie zawsze są ekscytujące? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak, jeśli bowiem się to nie uda, czeka nas powrót do tekturowych dekoracji z napisem – gonimy zachód. Myśmy ten zachód już dawno dogonili i przegonili. Jestem właśnie nad Zalewem Sulejowskim, mimo ogłoszenia klęski suszy, wszystkie plaże są zalane wodą. Pozostały jakieś niewielkie skrawki piasku. W zamienionym na hotel klasztorze, pełno niemieckich turystów, to samo nad jeziorem. Przyjeżdżają kamperami, z rowerami, wędkami i jeżdżą dookoła zalewu, albo siedzą w ciszy i spokoju nad wodą. Jest tanio, bezpiecznie i komfortowo. Jedzenie smaczne i egzotyczne w wielu przypadkach dla takich jak oni. Czy rozumieją, że cała europejska cywilizacja, jaką znają, stawiana nam za wzór, zmierzała do tego, by podporządkować się dobrowolnie i na skrajnie niekorzystnych zasadach organizacjom moskiewskim? Pewnie nawet o tym nie myślą, nic ich to nie obchodzi. Są tak samo powierzchowni, jak wszyscy Polacy, którzy odkrywają dla siebie życie polityczne i publicystyczne, i chcą o nim autorytatywnie orzekać, a także zmieniać je na swój sposób. Niestety nie mamy innego wyjścia, jak – na razie przynajmniej – utwierdzać siebie i innych w słuszności narracji i metod jaką wybrała partia prezesa. Wszystko inne prowadzi do katastrofy. Im głośniej zaś ktoś domaga się prawdy prawdziwszej, refleksji głębszych i poznania intensywniejszego, tym większą mamy pewność, że wziął pieniądze z Moskwy. I żadnych innych wyjaśnień jego postępowania szukać nie musimy. Im bliżej wyborów tym rośnie moja pewność, że za chwilę rozwiąże się worek z demaskacjami, za chwilę znów wrócimy do analizy objawień i oceny postaw księży wobec komuny, za chwilę intensywność propagandy walącej najcięższą amunicją będzie taka, że nikt się nie uchroni przed tym gradem emocji. Czy uda się przekonać odpowiednią liczbę ludzi, że powinni głosować na PiS, tak, by partia mogła rządzić samodzielnie? Nie wiem. Intensywność przygotowań do kampanii wskazuje na to, że nie jestem odosobniony w swoich obawach.

Mimo trudnej sytuacji, jak co dzień apeluję o pomoc. W przyszłym tygodniu rozstrzygnie się los pani Julii, mamy Władysławy i Ani. Szukamy mieszkania dla wszystkich trzech i zbieramy pieniądze na to mieszkanie. Julia leży w szpitalu w Siedlcach i nie ma dokąd wrócić. Jest w poważnym stanie i do końca życia będzie musiała być podłączona do koncentratora tlenu. Musimy znaleźć jej jakiś lokal i zebrać pieniądze na jego opłacenie. Lokal ten powinien być w Grodzisku, albowiem tu rozpoczęliśmy wszelkie starania o przyznanie im świadczeń rodzinnych i tu łatwiej nam im pomagać.

Wiem, że to już druga zbiórka w niedługim czasie, ale sytuacja przerosła nas wszystkich. Kiedy ogłaszałem poprzednią, sądziłem, że Władzia wróci na Ukrainę i będzie tam studiować, zebrane pieniądze pomogą jej – co tu dużo mówić – wyjść ze skrajnej biedy. Mama zaś i młodsza siostra, a być może także tata, zostaną do przyszłych wakacji w domu, w którym czasowo udzielono im gościny. Okazało się, że muszą się wyprowadzić. Nie mają dokąd. Zbliża się wrzesień i trzeba zapisać Anię do szkoły. Nie wiemy co będzie z mamą, sytuacja gęstnieje.

Bardzo proszę i pomoc.

Link do zrzutki jest tutaj:

 

https://zrzutka.pl/g6kscy

 

Jeśli ktoś chce pomóc, ale nie podoba mu się zrzutka, niech wpłaci pieniądze na konto Władysławy z dopiskiem, że to na wynajem mieszkania. Proszę nic nie wpłacać na moje konto, na które zbieraliśmy fundusze poprzednio.

 

Władysława Rakowska

98 1020 1055 0000 9902 0529 0566

 

 

Aha, w Grodzisku Mazowieckim, przy deptaku była do niedawna sławna szkoła nauczająca angielskiego – The Tree House – prowadzona przez naszych znajomych – Sarę i Patricka. Właśnie ją zamknęli i wyjeżdżają. Na budynku szkoły widzi taki banner podświetlany. Jest do wzięcia za niewielką sumę, ale trzeba po niego przyjechać i go sobie zdjąć. Jakby ktoś miał ochotę służę namiarami na właścicieli.

  15 komentarzy do “Młyny boże i polityczne”

  1. A ja zadam głupie pytanie: po co partii 43 rachunki bankowe?

  2. Z tym pytaniem trzeba się zwrócić do Pana Brauna „Szczęść Boże”.

  3. Ma Pan rację. PiS nie ekscytuje, ale jest realny i brak alternatywy. Takim zamiennikiem wydawały się twory podane dla tych, którzy pod wpływem” zachodniej” propagandy mieli estetyczne skrupuły aby głosować na PiS. I po 24 lutego maski opadały, łuski z oczu na szczęście również. Kasa kreatorów mod politycznych, inicjacji filozoficznych itp its jest z Moskwy. Zapachu prochu z pól bitewnych nie czujemy, bo za daleko dzięki Bogu, ale odór tej kasy moskiewskiej czujemy. I często jesteśmy źli sami na siebie, że ulegalismy fałszywym urokom propagandy, którą ta kasa produkowała. Dziś jesteśmy odczarowani, kłamstwa są oczywiste, ale trzeba uważać aby ten stan był trwały. Ładnie powiedział pewien dziennikarz – pieski Putina, w turbanach, tęczowj, Brauni. Szyderstwo to dobra strategia, a jeszcze lepszą byłaby miotła. Ale do tego trzeba mieć siłę, czyli ty i teraz PiS.

  4. Nieszczęścia jakie są udziałem Polski od II WŚ są wynikiem braku suwerenności.

    Powojenna Polska zwana PRL-em została decyzją „wielkiej trójki”: Józefa Stalin, Franklina D. Roosevelta i Winstona Churchilla oddana do strefy wpływów ZSRR.

    W wyniku zimnej wojny pomiędzy USA/Zachodem a ZSRR/obozem państw socjalistycznych nastąpiło formalne odzyskanie niepodległości a faktycznie włączenie do strefy wpływów USA/Zachodu, którego nadzorcą nad nami ustanowiono Niemcy, które USA uważały za swojego plenipotenta w Europie.

    Po zjednoczeniu Niemiec ten plenipotent rósł w siłę i odradzały się u niego ambicje do bycia mocarstwem decydującym o porządku światowym, razem z Rosją.

    Rosja i Niemcy od wieków dążyły i dążą do kontrolowania przestrzeni eurazjatyckiej od Pacyfiku po Atlantyk i ustanawiały kolejne porządki, których podstawową zasadą było, by między Niemcami i Rosją były ich strefy wpływów, czyli by nie było suwerennych państw.

    Z kolei USA jako jedyne globalne supermocarstwo po zimnej wojnie wspierały budowę niemiecko rosyjskiej Eurazji, naiwnie wierząc, że to USA będzie „starszym bratem” tej geopolitycznej konstrukcji i wykorzysta ją do rywalizacji z rosnącymi w siłę Chinami, które od lat 70-tych intensywnie wspierały, poprzez inwestycje i najnowsze technologie.

    Wiązanie Chin z USA/Zachodem służyło konfrontacji ze ZSRR w czasie zimnej wojny.

    Po zimnej wojnie odwrócono sytuację i przyciągano Rosję do Zachodu, szczególnie mocno po rozpoczęciu wojny z terroryzmem, w której udział jako pierwszy po wydarzeniach 9/11 w NY zadeklarował W.Putin.

    Gdy utuczono petrodolarami Rosję Putina, to on przypomniał USA, że jego celem , który zadeklarował na początku swoich rządów, jest odbudowa imperium z czasów ZSRR a nie bycie Rosji „młodszym bratem” USA.

    W wyniku tej amerykańskiej geopolityki, mamy sytuację taką, że obecnie oba mocarstwa(Chiny i Rosja) tuczone przez  USA/Zachód, są przeciwnikami USA.

    Ta sytuacja stworzyła szansę dla Polski w procesie budowy suwerennej pozycji Polski, tak jak to stało się z kluczowymi państwami – sojusznikami USA na świecie(Korea Płd, Japonia, Turcja), poprzez wspieranie ich gospodarek i siły militarnej.

    Rząd PIS/ZP dąży  do tego samego i jak na razie posuwa ten proces do przodu, choć ma mocnych przeciwników w niemieckiej UE, wspieranych przez antypolską opozycję totalną.

  5. To w sumie smutne, że PiS obnażając polską politykę, pokazał jednocześnie swoją niemoc. Naprawdę nie wiem jak przekona swoich wyborców do ruszenia się z kanap.

  6. „Niemoc” to słowo stale pojawiające się w propagandzie antypolskiej.

  7. Byłoby nieskuteczne, gdybyśmy zobaczyli MOC. Czekam na to.

  8. Fajerwerków nie będzie, ale mozolna praca tak.

  9. pierdoły sołtysa Kierdziołka- rosja, niemce

  10. Fakt, „fajerwerków nie będzie”, bo takie są geopolityczne okoliczności, „ale mozolna praca tak” co pokazuje czas jaki upłynął od 2015 roku.

    Tak stan III RP w marcu 2015 roku(czyli przed podwójnymi wyborami przypadającymi w 2015 r.) opisywał Piotr Lewandowski, dziennikarz portalu biznes.interia.pl w tekście pt.

    ” Siedzimy w kieszeniach globalnych spekulantów”;

    Polska to jednak bogaty kraj – tak przynajmniej wynika z danych dotyczących drenowania finansowego naszej gospodarki przez międzynarodowe koncerny.
    Okazuje się, że jesteśmy źródłem gigantycznych zysków (funkcjonuje nawet pojęcie – kraj źródła) wyprowadzanych następnie za granicę.
    Innymi słowy, stanowimy jeden z najobfitszych wodopojów, z którego skwapliwie czerpią światowi potentaci, dojąc nasz kraj na skalę sytuującą nas pod tym względem w światowej czołówce.
    Warto się temu procederowi przyjrzeć bliżej, bowiem tkwi tu przynajmniej część odpowiedzi na pytanie o systemowe niedomogi trapiące polską gospodarkę pogrążoną w permanentnym marazmie.
    Zerknijmy zatem.
    Opublikowany w grudniu 2013 r. raport pozarządowej organizacji Global Financial Integrity (GFI) ukazuje rozmiar nielegalnych transferów kapitału w latach 2002-2011. Polska wedle tego zestawienia plasowała się na 18. pozycji w świecie (w Europie – na trzecim miejscu, za Rosją i Białorusią a przed Serbią).
    Łącznie wytransferowano z Polski 49,39 mld dol., co daje średnią roczną 4,939 mld dol.
    Z kolei o rok późniejszy raport tej samej instytucji („Illicit Financial Flows from Developing Countries: 2003-2012”), umieszcza nas oczko wyżej – na 17. lokacie spośród 145 badanych państw.
    W tym drugim zestawieniu średni roczny odpływ kapitału to już 5,312 mld dol., ogółem – 53,124 mld dol.
    Widzimy więc, że tendencja jest wzrostowa.
    Jak to wyglądało w kolejnych latach?
    2002 – 1,110 mld dol.;
    2003 – 1,961 mld,
    2004 – 0,421 mld,
    2005 – 0,787 mld,
    2006 – 0 (!);
    2007 – 3,302 mld;
    2008 – 12,161 mld;
    2009 – 10,045 mld;
    2010 – 10,462 mld,
    2011 – 9,918 mld,
    2012 – 4,067 mld dol.
    Swoją drogą, warto zwrócić uwagę na tytuł raportu i frazę „developing countries” – z perspektywy globalnej traktowani jesteśmy jako „kraj rozwijający się”, co w tłumaczeniu z języka politycznej poprawności na normalny, oznacza usytuowanie Polski wśród rozmaitych bantustanów eksploatowanych przez wiodących graczy.
    Przeglądając przytoczone powyżej dane, można również zauważyć pewną prawidłowość.
    Otóż, o ile przed wejściem Polski do Unii Europejskiej (1.05.2004) i za rządów Prawa i Sprawiedliwości (2005-2007) mocno podkreślających konieczność walki z patologiami, wyciekanie kapitału mieściło się w stosunkowo niewielkim przedziale, ze znamiennym rokiem 2006, kiedy nie wyprowadzono z Polski zauważalnych kwot, o tyle skokowy wzrost nastąpił w latach późniejszych, czyli – mówiąc umownie – w „epoce zielonej wyspy” Donalda Tuska.
    Apogeum miało miejsce w roku 2008 i w trzech kolejnych latach, zupełnie jakby ktoś chciał sobie odbić przymusową wstrzemięźliwość we wcześniejszym okresie.
    Jak widać, „eksportowaliśmy” wtedy za granicę nie tylko tanią siłę roboczą, pracującą na dobrobyt innych krajów, lecz także wspomagaliśmy je również konkretnymi kwotami żywej gotówki.
    Jeśli do powyższego dodamy, że był to czas rekordowego zadłużania Polski przez „sztukmistrza z Londynu” – Jana Vincenta Rostowskiego, za którego rządów w Ministerstwie Finansów nasz dług publiczny zaczął oscylować w okolicach biliona złotych (szacunkowo, bo wskutek księgowych sztuczek nikt nie wie, ile tego jest naprawdę), to otrzymamy obraz galopującej kolonizacji ekonomicznej Polski.
    Mam zresztą swoją spiskową teorię, że minister Rostowski* został tu nasłany w celu przypilnowania interesów międzynarodowej finansjery – i temu służyć miało zarówno spoglądanie przez palce na wyprowadzane z Polski rok po roku ciężkie miliardy, jak i pompowanie naszego zadłużenia, sprawiające, że siedzimy obecnie w kieszeniach globalnych spekulantów, a warto zdawać sobie sprawę, że w ciągu kilku lat rząd PO zadłużył Polskę na niemal drugie tyle, co wszystkie poprzednie rządy po roku 1989 razem wzięte.
    *W latach rządów PO-PSL Rostowski był co roku nagradzany tytułem „najlepszego ministra finansów w Europie” a w 2015 roku takim tytułem obdarzono jego następcę  Mateusza Szczurka. Wcześniej takim tytułem obdarzano Leszka Balcerowicza.
    https://www.google.com/search?q=Rostowski+najlepszym+mionistrem+finans%C3%B3w+Europy&oq=Rostowski+najlepszym+mionistrem+finans%C3%B3w+Europy&aqs=chrome..69i57j0i546l3.21479j0j7&sourceid=chrome&ie=UTF-8

    W kontekście powyższego chcę przywołać znakomity tekst Bartłomieja Radziejewskiego zamieszczony w internetowym czasopiśmie „Nowa Konfederacja”, pt.:”Renta neokolonialna, czyli ile jeszcze Polak zapłaci”.
    Autor, bazując na bilansie płatniczym NBP, stwierdza, że tylko z pozycji „saldo błędów i opuszczeń” wynika, że z Polski od 2008 r. w niewiadomy sposób znika rocznie w przeliczeniu z dolarów od 26 do 31 mld złotych, przy czym, podobnie jak w raporcie GFI, skokowy wzrost następuje od 2008 r. – (-12, 312 mld dol.
    w 2008 r., przy -2,791 w 2007 r. – proszę porównać te kwoty z danymi GFI – są dość zbliżone).
    W roku 2008 wybuchł kryzys i gospodarcze „metropolie” zintensyfikowały drenaż „peryferii” – takich jak Polska.
    Lecz to nie wszystko. 
    W latach 2004-2013 wyprowadzono za granicę dochody z inwestycji na łączną kwotę 144 mld euro, natomiast w 2013 r. wypłynęło z Polski w przeliczeniu 82 mld zł, czyli 5 proc. PKB, co w sumie stawia pod znakiem zapytania ekonomiczną opłacalność naszej przynależności do Unii Europejskiej.
    Według MSZ korzyści z obecności w UE zwiększają PKB o 0,7 proc. rocznie. Tu 5 proc. tracimy, tam 0,7 proc. rekompensaty – to ci interes…
     
    Zatem – wracając do wstępu niniejszego tekstu – jak tu nie mówić, że Polska to bogaty kraj?
    Które jeszcze państwo stać na płacenie innym hojną ręką takiej „dywidendy”?
    xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
    Mój komentarz:
    Jeśli do tych wyprowadzanych sum z tytułu inwestycji, dodać te ~450 mld w aferze WAT + w innych aferach, np. paliwowej, to nie powinno dziwić, że tak zaciekle niemiecka UE walczy o przywrócenie władzy totalnej opozycji z Tuskiem na czele(„by było tak jak było!”).
    Do tego PIS/ZP stoi na drodze niemieckiego projektu federacji europejskiej, dlatego mogą faktycznie doprowadzić przed do krwawych zamieszek(co prawda w sytuacji wojny na Ukrainie, rząd musiałby wprowadzić stan nadzwyczajny na terenie całego kraju i przesunąć termin wyborów.

  11. Teraz płaczą z powodu gazu. Oj biedne Niemcy! Takiej ściemy już dawno nie słyszałam, bo nasi ukochani sąsiedzi mogą sobie pootwierać te niby zamknięte, a nie zamknięte elektrownie atomowe.  Propaganda, która się leje jest nie do wytrzymania. Nasi pakują do aresztów bez pardonu za lewe faktury i to jest dopiero dramat. Wysłuchałam sobie dyskusji Antosia z Bosakiem. Antoś ma jednak klasę.

  12. No nie, bo za nimi wyłażą Chiny!

  13. Chiny chcą słabej Rosji i Niemiec. W tym są z Ameryką zgodni.

  14. Chiny podpuściły Rosję do tej wojny. Rosja jest krajem kontrastów. Ma słabe strony, ale też możliwości militarne spore. Armia Chin jest gorsza od rosyjskiej, boją się USA, stąd ta awantura, chcą zademonstrować siłę. Jedni i drudzy wpadli w pułapki, które zastawili na innych.

  15. Chyba nie do końca się z Panią zgodzę. Rosjan podpuścił i Chińczycy i Niemcy, ale raczej nie przypuszczając, że Rosjanie pójdą na całość, że uwierzą tak bezkrytycznie we własną propagandę. Czy wojsko chińskie jest słabsze o rosyjskiego? Wątpię. Sprzętowo, technologicznie raczej lepsze. A poziom wyszkolenia? Nie wiadomo na kim się wzorują. Raczej nie na Rosji. Może paradoksalnie ma Tajwanie. Wywiad mają bez wątpienia dobry.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.