cze 122021
 

Wszyscy wiemy, jak trudno jest utrzymać przez dłuższy czas uwagę dużej grupy osób. Nawet jeśli produkuje się interesujące komunikaty i są one podawane w sposób atrakcyjny, nie ma szans, że publiczność będzie ich słuchać stale, bez ziewania i znudzenia. W końcu bowiem z samej tylko przekory powie – dość – i pójdzie gdzie indziej, do cyrku na przykład, albo włączy sobie Kabaret Moralnego Niepokoju. Ta okoliczność daje bezwzględną przewagę propagandzie dużych organizacji, które mogą produkować dowolne komunikaty i nie przejmować się znudzeniem publiczności. Tak działa państwowa i prywatna telewizja, która zawsze konstruuje przekaz polityczny, nawet jeśli zarzeka się, że tak nie czyni i zawsze wzmacnia go przekazem rozrywkowym, z przeznaczeniem dla mas. Czy masy chcą tego przekazu? W mojej ocenie nie, bo sądzę, że mas w ogóle nie ma. No, ale jest pewien miraż, który wymusza na ludziach realizujących politykę wykonywanie pewnych czynności, które w istocie mają charakter rytualny. Do takich posunięć zaliczam emisje z imprez piłkarskich, a także festiwale w Sopocie, Opolu, Kołobrzegu i Zielonej Górze. A także tego faceta, którego już tu kiedyś ktoś linkował.

https://www.youtube.com/watch?v=MvZ0nCed5Kw

Ja go sobie zapamiętałem i długi czas zastanawiałem się kto może przychodzić na te imprezy, które uświetnia on swoimi występami. Doszedłem do wniosku, że to są wyłącznie funkcjonariusze służb, którzy obserwując ruchy Diego, sprawdzają, czy wykonuje on wszystko tak, jak to zostało zapisane w scenariuszu przeznaczonym do realizacji imprez masowych o charakterze rytualnym, które stanowią główną treść przekazu mediów elektronicznych. Ludzie ci, dla niepoznaki udają bogatych biznesmenów i osoby zainteresowane tą niby muzyką, w rzeczywistości zaś są w pracy. I proszę się tu nie śmiać, albowiem te obowiązki nie należą do lekkich. No, ale jak ktoś wybrał pewien rodzaj kariery, za dużego wyboru nie ma.

Imprezy o charakterze rytualnym nie mogą być modyfikowane i rozwijane tak, by zaistniało ryzyko znudzenia publiczności. Takie próby są podejmowane, ale jak coś się posypie, lecą głowy dyrektorów w mediach elektronicznych i wszystko wraca do normy. Kłopot powstaje w chwili, kiedy ktoś umiera, na przykład Krzysztof Krawczyk, a telewizja puszcza jego występy z dawnych lat, zatytułowane „Parostatkiem w piękny rejs”, gdzie jedyną choreografię stanowi ta dziwnie unosząca się i opadająca noga pana Krzysztofa, świeć Panie nad jego duszą. W takich sytuacjach, po śmierci kogoś formatu Krawczyka, trzeba zwoływać jakieś przypadkowe osoby i coś aranżować. Ryzyko jest duże i ktoś musi je ponieść. To zawsze jest zarząd telewizji. Bo nawet jak się zwali winę na tego czy innego wykonawcę, to co z tego? Nie rozwiązuje to sytuacji. A o zwolnieniu go nie ma mowy. Skądś wziąć innego, który będzie rozumiał co to jest masowy przekaz rytualny? A jeszcze jak koncerny zaangażowały takiego do reklam, które mają latać przez cały sezon, to katastrofa. Zarząd musi ponieść ofiarę i, w najlepszym wypadku, poświęcić jednego ze swoich członków.

No, ale z przekazem rytualnym jest ten kłopot, że w miarę, jak on się stabilizuje ubywa z widowni autentycznej publiczności, która szuka sobie innych rozrywek, a wiemy dobrze, że sprawy dochodzą do takiego punktu momentami, że zwykłe struganie patyka jest lepsze niż oglądanie Euro 2021. Przybywa natomiast funkcjonariuszy. Rola reżysera przedstawienia polega pilnowaniu, by ich ilość nie przekroczyła masy krytycznej. Dlatego potrzebne są, prócz masowych, rytualnych inne rodzaje przekazu, takie, które podnoszą znaczenie publiczności we własnych oczach i stanowią pewne wtajemniczenie. Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś, dawno temu, w początkach istnienia Samoobrony, media lansowały Tymochowicza, jako tego człowieka, który przejeżdżał samochodem przez chłopskie blokady uwodząc stojących tam rolników swoim czarem i szamańskimi umiejętnościami. I to dlatego wódz chłopskiej rebelii zaangażował go na stanowisko swojego szefa PR. Są ludzie, co mnie poważnie zaskoczyło, którzy wierzą w to do dzisiaj. No dobrze, nie wierzą, ale tylko tak opowiadają, bo mają wieczorem iść na opłacony już koncert Diego i obowiązki służbowe mylą im się z życiem towarzyskim.

Nie wiem co się dziś dzieje z panem Tymochowiczem, ale chcę wskazać, że w stosunkowo prosty sposób, za pomocą nieszczególnych modyfikacji w wizualnym przekazie, odpowiedniego zachowania, modulacji głosu itp., można przekonać ludzi, że istnieje jakaś szczególna metoda komunikowania się, właściwa ludziom wtajemniczonym, która w dodatku może być atrakcyjna dla tak zwanych „ludzi zwykłych”. To jest rzeczywiście prawda, ale wśród środowisk takich jak złodzieje kieszonkowi, albo zawodowi stręczyciele. To znaczy tam gdzie istnieje nieprzekraczalna dla zwykłego człowieka bariera. Jeśli ktoś mówi, że w obszarze komunikacji dostępnej wszystkim coś takiego jest możliwe, to kłamie. Jego zaś sukces oparty jest o, niedyskretny bynajmniej, ale nachalny, udział mediów w przedsięwzięciu, które firmuje. David Copperfield nie spowodował w istocie zniknięcia Statuy Wolności, nie wierzcie w to, a iluzjonista Dynamo, nie potrafi chodzić po wodzie.

Kiedy ktoś się zorientuje, że tak właśnie, jest poszukuje jakichś obszarów dystrybucji treści, który by rzeczywiście go dostymulowały, bo umówmy się – struganie patyka, też się może kiedyś znudzić. I tak trafia na treści produkowane przez profesorów uniwersytetu i ludzi, którzy ich przekaz kawałkują i spłaszczają, starając się go uatrakcyjnić i w ten sposób przeznaczyć dla publiczności, która ma niewiele lat i stanęła akurat przed dylematem – występy Diego czy serial o wikingach? Walka o to co wybierze młody człowiek jest ciężka i jeńców się tam nie bierze. Każdy kto ogląda popularyzacje historyczne na YT dobrze o tym wie. I każdy się orientuje, że przesadne ich uatrakcyjnianie, połączone ze stylizacją prowadzącego, który i bez niej wygląda jak Krzysztof Krawczyk w programie „Parostatkiem w piękny rejs”, jest błędem. Dlatego Diego, który jest poważnym projektem, kontrolowanym przez poważnych ludzi, zwykle zwycięża i pokonuje wszystkich wikingów.

Dla osób naprawdę poważnych pozostaje więc tylko przekaz produkowany przez akademików. No, ale już po jednym sezonie jego emisji połowa publiczności orientuje się, że coś za bardzo przypomina on festiwal w Kołobrzegu. A ilość niedomówień w tym przekazie przekracza znacznie ilość dziur w serze Masdamer produkowanym przez „Mleczarnię Ryki”. Charakter tego przekazu i sposób jego podania wyklucza polemikę. Nie można na przykład zakwestionować faktu, że skąpa ilość źródeł powinna raczej skłaniać do spekulacji i analizy obszarów wiedzy dalekich od historii pisanej. To jest sugestia, która zwykle wywołuje panikę wśród moderatorów komunikatów historycznych. Oni wolą zdecydowanie analizować krój pisma w tekstach pochodzących z tej samej epoki, ale z różnych bardzo obszarów i doszukiwać się w tym podobieństw, z których następnie wysnuwają różne wnioski. Takie, na przykład, że ludzie wykonujący jakieś zlecone roboty gdzieś nad Loarą, pojechali później do Skandynawii i tam wykuli gdzieś nad drzwiami kościoła, coś podobnego. Nie wchodzę w szczegóły, każdy rozumie o co chodzi. Każdy też rozumie, ze polemika z tą metodą, nie jest możliwa, albowiem owa metoda, to nie sposób przekazywania informacji, czy wręcz edukacja. O tym zapomnijcie. To jest przekaz rytualny, dokładnie taki sam, jak występy Diego i polskiej kadry piłkarskiej, która nie potrafiąc niczego wygrać, jest, bo być musi, królową masowej wyobraźni ludzi konsumujących komunikaty. W niektórych przypadkach można by to nazwać nawet wielobóstwem. Są ludzie wierzący w nadludzkie umiejętności 11 biegających po boisku nieudaczników.

W pewnym momencie dochodzimy do punktu, w którym samo sugerowanie, że może by oni strzelili jakiegoś gola w reprezentacji, jest już dla nich i dla ich powagi, boskiej niemal, obraźliwe. Podobnie jak sugerowanie, że ten czy inny twórca koncepcji rozwoju form rzeźby wczesnoromańskiej opartej na istniejących obiektach i źródłach pisanych, może po prostu chrzanić idiotyzmy. To nie ma znaczenia, albowiem chodzi o to, by z istniejących artefaktów stworzyć – uwaga – maksymalnie nieatrakcyjny przekaz o charakterze rytualnym. Jak to – zapyta ktoś – maksymalnie nieatrakcyjny? Chyba na odwrót? Właśnie nie. Atrakcyjny przekaz poznaje się bowiem po reakcji publiczności. Po tym czy jest ona wymuszona czy spontaniczna. I jest on atrakcyjny nie ze względu na to, iż znajdują się w nim jakieś niesamowite ale wyjęte z buta informacje, ale dlatego, że publiczność akceptuje go od razu umysłem i sercem. Podejrzewając intuicyjnie, że może być w nim jakiś kawałek prawdy. No, ale nawet konsumpcja takich komunikatów może się znudzić. Pamiętajmy, żeby wtedy, zamiast marnować czas na oglądanie meczów reprezentacji, powrócić do strugania patyka. To uspokaja i nie porządkuje myśli. Naprawdę.

  9 komentarzy do “Modus operandi czyli kierunki modyfikacji przekazu”

  1. Można przeżywać ekstazę oglądając Euro 2021, albo też wybrać się do niewielkiej salki i posłuchać o legendzie św Idziego. Tu publika też była zadowolona i też byli trubadurzy. Długi wykład,  pod koniec zahaczający o treści z nowego nawigatora. Trochę można było liczyć na pogłębioną opowieść o tym jak w PRL-u wykorzystywano średniowiecze do celów propagandowych, bo o tym było wcześniej na blogu, ale opowieść  interesująca i znowu ta południowa Francja i Hiszpania z wpływami arabskimi.

  2. Jakoś ten Diego skojarzył mi się z bohaterami -Cafe pod minogą- której bywalcy opisani zostali przez Wiecheckiego, który uwielbiał proletariacki koloryt Warszawy . Szanowny literat ma pasaż swojego imienia w śródmieściu stolicy.

    Diego nie zaśpiewa -Hanko o tobie marzę wśród bezsennych nocy- ale wykon niektórych  knajackich  szlagierów  mógłby mu się udać

  3. Przeczytałem o badaniach jakiegoś socjologa, który dowodzi, że Polacy mają wiele wspólnego z Hindusami. Zaśpiew Diego to potwierdza. Wystarczy obejrzeć jakikolwiek film z Bollywood.   To mi się wcale nie podoba, co może oznaczać, że to prawda.

  4. Tochowicz, zdaje się, siedzi, bo za bardzo lubił nieletnie dziewczynki. O ile pamiętam sam się wkopał publikując swoje zdjęcia z azjatyckich wojaży…

  5. A to nie jest ten pan, ktory miał firmę PR z działaczem, znanym, Konfederacji?

  6. Chrzest w Gangesie.

    Kto to wymyślił ?

  7. No, hinduiści w Gangesie „chrzczą” akurat martwych, a nie żywych. Ale może to się zmieni. Na razie w Indiach są pogromy chrześcijan.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.