Marka Nowakowskiego zobaczyłem po raz pierwszy w kolejce do kasy, na korytarzu nie istniejącej już dziś redakcji „Expressu Wieczornego”. On czekał na pieniądze i ja także. Były to honoraria za teksty. Ja wiedziałem już wtedy, że on jest pisarzem, a on o mnie, rzecz jasna, nie wiedział nic. Stałem za nim w kolejce do tej kasy, były to szczęśliwe czasy, kiedy nikomu nie śniła się jeszcze internetowa bankowość, a po korytarzach warszawskich redakcji snuli się dziwni, wpuszczeni przez nie wiadomo kogo ludzie i zadawali zaskakujące pytania dziennikarzom. O ile pamiętam było już po denominacji i wynagrodzenie odbieraliśmy w nowych banknotach. Nie dało się nie zauważyć ile wziął za dwoje kryminalne opowiadanie Marek Nowakowski. On też wcale tego nie ukrywał. Kiedy w kasie pojawiła się płowa czupryna pani kasjerki, zapytał czy są już te groszaki dla niego. No i pani wypłaciła mu 120 złotych z jakimiś drobnymi. Następny w kolejce byłem ja i dostałem 50 złotych z drobnymi za dwoje kawałki o zabytkach. To było sporo forsy jak dla mnie, ale zdziwiłem się, że postać taka jak Marek Nowakowski dostaje ledwie 120 zyli w dużej redakcji mieszczącej się w końcu nie byle gdzie, bo w Alejach Jerozolimskich. Nie poszedłem jednak po rozum do głowy, nie rzuciłem pisania, zniechęcony tym jego wynagrodzeniem, ale zacząłem się w tym absurdalnym zawodzie doskonalić. To był początek mojej drogi i teraz jestem tu gdzie mnie widzicie, a Marek Nowakowski właśnie zmarł.
Nie przeczytałem ani jednej jego książki, a jednak wiedziałem kim on jest. Nie fascynował mnie, nie pociągał, ale rozpoznawałem go na ulicy. Kiedyś spotkałem go przy placu Unii Lubelskiej, szedł z jakimś facetem i gestykulował. – Nowakowski idzie – pomyślałem, ale do głowy nie przyszło mi zastanawiać się skąd wiem, że to jest akurat on – pisarz Nowakowski. Dopiero wczoraj mnie naszło. Ja go musiałem znać z telewizji i Gazety Wyborczej, ponieważ nic innego w tamtym czasie nie przyswajałem. Oglądałem telewizję lub czytałem Gazetę Wyborczą. Pamiętam jak mnie denerwowały ustawki z jego udziałem. Pamiętam jakiś tekst, w którym opisano jeden z licznych pisarskich konkursów, gdzie Nowakowski był jurorem. No i on tam wręczał nagrodę debiutantowi i pani z gazowni, podsumowała to zdaniem – stary wilk ściska rękę młodemu wilczkowi. I ja wtedy pomyślałem to samo co myślę dzisiaj – w ten sposób się załatwia autorów. I tych starych, doświadczonych, ale marnie wynagradzanych i tych młodych, którzy nigdy żadnego wynagrodzenia nie dostaną. Ludzie jednak, którzy twierdzą, że pisarze są im potrzebni jak powietrze i chleb nie rozumieją tej sytuacji nie w ząb i gotowi są zabijać za życia ludzi piszących, a po śmierci brukać ich pamięć swoimi nędznymi laudacjami.
Marek Nowakowski był kiedyś na spotkaniu w Grodzisku Mazowieckim, przyszedłem oczywiście i usiadłem w pierwszym rzędzie. On opowiadał, słabym już głosem o tym co tam się działo po wojnie w tych Włochach, był bardzo już zmęczony i chciał jak najszybciej iść do domu. Zapytałem go, czy chodził na włamy. Wydawało mi się, że takie pytanie jest na miejscu, skoro ktoś epatuje znajomością środowiska małomiasteczkowych przestępców to powinien się zadeklarować – chodził na włamy, czy nie. On mnie jednak zbył, pytanie usłyszał, ale powiedział, że nie powinno mnie to obchodzić. Podarowałem mu książkę o jasnowidzu. Podobało mu się, dzwonił nawet w tej sprawie, ale dla mnie nie miał ów fakt już żadnego znaczenia. O żadnym bowiem następstwie pokoleń wśród autorów nie może już dziś być mowy. I pewnie nigdy nie było o tym mowy, ale ludziom aspirującym do miana inteligencji wydawało się zawsze, że tak powinny wyglądać relacje na rynku książki – jeden umiera, a na jego miejsce przychodzi inny. Widownia zaś klaszcze i wznosi okrzyki, bo to wszystko dla niej, dla niej….Ci inni czasami się rzeczywiście pojawiają, ale za każdym razem możemy mieć pewność, że są to ludzie zawczasu przygotowywany przez jakieś powiązane z policją środowiska do odegrania roli pisarzy. W dodatku nie zwyczajnych, ale wybitnych. Publiczność bowiem interesuje się jedynie obcowaniem z pisarzami wybitnymi, inni nie mają szans. Dlatego tylu ich dzisiaj mamy, żeby publiczność była usatysfakcjonowana.
Raz czy dwa rozmawiałem z osobami, które Marka Nowakowskiego znały osobiście, nie piły z nim wódki, ale znały go dobrze. No i osoby owe dobrze zdawały sobie sprawę, że proza Marka Nowakowskiego, była wymyślona w całości, od pierwszego do ostatniego zdania, że była to stylizacja, konwencja, jakiej oczekiwała oszalała, warszawska publiczność, która musi mieć swojego pisarza, bo inaczej będzie czuła niedosyt, frustrację i dziwne lęki. Jeśli nie byłoby Nowakowskiego, pojawiłby się z pewnością inny „warszawski pisarz”, eksploatujący temat podwórek, wódki i przestępców. Tylko ktoś wyjątkowo niewyrobiony literacko mógł brać to co pisał Marek Nowakowski serio. Dlaczego tak było? To jest sprawa dość prosta i oczywista, ale nikt jej nie opisze, bo wtedy czar pryśnie, zgasną światła, scena się odwróci i okaże się, że ci co siedzą na widowni i podziwiają pisarzy są teraz oświetleni przez setkę lamp sodowych, a z ciemności w ich kierunku lecą nieprzychylne słowa i ogryzki.
Marek Nowakowski obracał się w tak zwanych środowiskach, znał artystów, pisarzy, gliniarzy, bo nie można znać złodziei, a nie znać policjantów, znał dziennikarzy i różne brudy, które wśród tego towarzycha zalegały. I on miał okazję obserwować ewolucję tego środowiska od wczesnych bardzo lat powojennych, debiutował dawno temu w wieku 23 lat. To duże osiągnięcie, zważywszy na to jakie pomysły przychodzą człowiekowi do głowy kiedy ma 23 lata. Nie pisał jednak o tym. Pisał o czymś zupełnie innym, na czym znał się trochę, a to czego nie znał po prostu wymyślił. Pomyślcie co by było, gdyby Marek Nowakowski zamiast tych rzekomo zwyczajnych historii o życiu ludzi na przedmieściach opisał te wszystkie fałszywe konkursy literackie, kolegia redakcyjne, w których uczestniczył, swoje znajomości z politykami i inne takie numery. To by dopiero było. No, ale wtedy zniszczyłby sobie życie, bez wątpienia…Ludzi ci bowiem to właśnie jego publiczność, to oni go dziś oklaskują, bo przez całe dorosłe życie puszczał im na odrapanej ścianie stare, zleżałe slajdy ze scenami ukazującymi życie „niższych sfer”. To im dawało satysfakcję, a jemu honoraria na poziomie 120 złotych za materiał.
Obejrzałem kiedyś połowę spektaklu wyreżyserowanego na podstawie jakiegoś opowiadania Marka Nowakowskiego. O jakimś księciu z przedmieścia czy o kimś podobnym. Było to po prostu straszne, fikcyjność tego tematu uniemożliwiała po prostu konsumpcję. Był tam dobry złodziej, aspirujący do bycia jeszcze lepszymi złodziejami młodzieńcy i jakieś dziwki. Poetyka, która wielu znudzonym i usadowionym w miękkich fotelach ludziom kojarzy się z tak zwanym prawdziwym życiem. Tylekroć już wyszydzonym.
Wczoraj umarł Marek Nowakowski, człowiek który próbował przekonać nas, myślę, że nieszczerze, że przestępcy mogą fascynować. Do swojej prozy dołączał zawsze aneks, który da się streścić zdaniem – muszą to być jednak przestępcy małego kalibru i koniecznie nieudaczni. O fascynacji wielkimi złodziejami ze sfery publicznej nie może być mowy. Oni mogą najwyżej wykupić bilet na to przedstawienie i zasiąść na widowni, a potem klaskać i wzruszać się losem Benka Kwiaciarza.
Myślę, że przez ostatnie lata Marek Nowakowski był traktowany przez środowiska tak zwanych :”naszych” całkowicie instrumentalnie. Myślę też, że zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał miał żadnego wyjścia. Nie stawał już co prawda w kolejkach do kasy, bo 120 złotych wysyłano mu na konto, ale ucieczki od tej degradacji nie było. Skąd ja wiem, że to była degradacja? To proste, wczoraj Sakiewicz umieścił na swoim portalu taką oto informację: umarł Marek Nowakowski, publicysta „Gazety Polskiej Codziennie”. I tyle.
Marek Nowakowski był moim zdaniem autorem niewolnym i zawłaszczonym. Przyszło mu żyć w trudnych czasach, bo miejsca dla pisarzy nie ma tu w ogóle. On, poprzez swoje wcześniejsze doświadczenia, odnalazł się w niewielkiej niszy i w niej żył. Pomiędzy nim a prawdą była jednak gruba warstwa tępych oklaskiwaczy, pomiędzy nim a prawdą był jednak lęk, którego Marek Nowakowski nigdy nie pokonał. On nie był pisarzem przedmieścia, on sobie je jedynie niewyraźnie przypominał, z czasów młodości. To był pisarz obcujący z elitą, ale na jej temat nie odważył się napisać ani jednego słowa. I nie cytujcie mi tu „Raportu o stanie wojennym” dobrze….
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl, gdzie sprzedajemy książki Toyaha i I tom Baśni jak niedźwiedź, w cenach bardzo przystępnych. Mamy także trzy zeszyty komiksowe o przygodach Jana Hardego – żołnierza wyklętego. Jeśli ktoś nie lubi kupować przez Internet może zajrzeć do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, do księgarni „Przy Agorze’, która mieści się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, a także do księgarni „Latarnik” przy ulicy Łódzkiej w Częstochowie.
Z tą mizerią finansową i docenianiem to jest symtomatyczne, bo np. Jacek Kwieciński zmarł na skutek zaczadzenia we własnym mieszkaniu, mimo iż wiedział gdzie są konfitury.
Podążaj śladami Marka [*] tylko bez pośpiechu 😉
Będę podążał gdzie indziej…
nie czytałam Marka św.p….
jakoś mi się nie podobał z wuglądu … alboco :)))))
Na skutek zaczadzenia czy „zaczadzenia”?
Lubiłem te mruczenia Kwiecińskiego, ale dziwiłem się bezwarunkową solidarnością z Izraelem. Po śmierci niejaki Naimski, chyba z frankistów, napisał, że byli z Kwiecińskim spokrewnieni, co trochę wszystko tłumaczy.
Gdy po jego śmierci zaczęli publikować archiwalne teksty, zdumiony byłem jego rozumieniem sytuacji w Polsce w 1989r.. Widział wszystko jasno i klarownie.
A Gazetę Wyborczą wziąłem do ręki od roku 1993 może kilka razy. Wówczas właśnie uzmysłowiłem sobie co to jest.
A niedocenieni, zapomnieni, niespełnieni pisarze? Czy pisarz tak bardzo różni się od aktora? A ilu trzeciorzędnych, ale zupełnie dobrych aktorów, czeka na choćby mini-rólkę w Hollywood? I stoi za barem?
A muzyczne przeglądy talentów – jaka masa zdolnych ludzi się produkuje, ale tylko naprawdę nieliczni naprawdę zaistnieją. Bo może jednak tej reszcie czegoś brakuje?
Tak samo jest z pisarzami – napisać wybitną, świetną, mądrą książkę jest niezwykle trudno. Dlatego półki uginają się od zakalcowatych gniotów, lansowanych na siłę dla zysku, ideologii czy doraźnego celu.
Ale z kolei robić z tego na siłę ideologię, to jednak trochę przeginanie w drugą stronę. To jest tak oczywiste jak łatwo rozpoznawalny z daleka zapach sławojki.
A praca za barem? Daje czasem zaskakujące rezultaty. Król Danii swoją aktualną żonę poznał w Australii, gdy pracowała za barem. Mają teraz czwórkę dzieci. Te symboliczne dzieci są więcej warte niż całe pociągi wypełnione literacką makulaturą…
Niech u ziemia lekka bedzie. Ogladalem pare lat temu wywiad z Nowakowskim VOD Gazeta Polska codziennie i on do tych swoich raportow o wojennym stanie sie odwolywal i calosc byla opakowana w „niezalezny glos w sprawie”, ze teraz to dopiero wiadomo, a i tak nie do konca, bo przeciez wtedy realia byly inne i trzeba to wziac pod uwage. Takie generalne „SRANIE W BANIE”. Nie bardzo potrafilem zrozumiec ta awarie – po co zapraszac goscia co bredzi bez sensu i chce sprzedac gowno jako dobra nowine.
To postac tragiczna, ktora nigdysie nie zdobyla na to, zeby prawde o sobie napisac i o tym co ja bezposrednio otacza. Gdyby komus przyszlo do glowy pisac o przegranych zyciorysach pisarzy, to tutaj jest pole do popisu.
Gorzkie.
Ale gdyby któryś z tego grona pisarzy przed śmiercią chciał dobrze wyposażyć rodzinę, powinien opisać „te wszystkie fałszywe konkursy literackie, kolegia redakcyjne, w których uczestniczył, swoje znajomości z politykami i inne takie numery”, i wydać spoza Polski własnym sumptem.
Najlepiej w kilu różnych tomach i pod różnymi tytułami.
Kto wie, może nawet na dystrybucję u Leszczyny by zasłużył:)
Na niepoprawni.pl jest kilka urywków z wystąpienia M. Nowakowskiego w klubie Ronina; rezygnacja widoczna w jego wzroku wyklucza taką możliwość, choć w pierwszym odcinku mówi o dziennikach różnych literatów, więc może miał pod łóżkiem walizkę, którą któregoś dnia wdowa otworzy.
W czasie studiów wynajmowałam pokój w Piastowie pod Warszawą i w pociagu przeczytałam wszystkie książki p.Marka, były to opowiadania o tych ludziach którzy ze mna tym pociagiem jeździli. Mam wszystkie jego książki takie knajacko podwarsiawskie. Mówił o sobie, że opisuje zycie linii średnicowej Pruszków – Otwock i tak to w jego opowiadaniach wyglądało. Taka polska nowela była w modzie, a o czym wtedy mozna było pisać??? Porównać można „Cudowną melinę” napisaną o zwykłych ludziach i co, jakie wnioski …
Ostatnio znalazłm wyrwane z gazety (lata – 90te) opowiadanie nie pamiętam tytułu ale chodziło o zestawienie 3 życiorysów (3 sposobów na życie człowieka) , no prawdziwe …
On dobrze opisywał tą podwarszawskość … … ale tak wogóle jak przeżyć tydzień bez tych 120 zł.
Moja pisanina jest wogóle za darmo – i to cieszy bo tylko dzięki temu mam szansę na wydruk a ddynamikę publikacyjną muszę mieć. .
Czytałem ostatnio opowiadania Marka Nowakowskiego, jednak nie zapragnąłem kupić jego książki. Gdzieś stawał w połowie drogi, czegoś nie dopowiadał. Nie chciał czy też nie widział dalej? Sądzę, że to pierwsze.
Ale czy pisarz musi widzieć dalej? Widzi bar to pisze o barze, nie wszyscy muszą wywalać jelita rzeczywistości.
Wystarczy jak bedzie pisal prawde – zdania o tym co jest, a nie jakies historie z mchu i paproci.
A czy od prawdy nie są dokumentaliści i historycy? Literaci są od fikcji! A co najwyżej prawdziwej fikcji!
Prawdziwa fikcja to jest bolszewicki oksymoron.
Jesli nie ma prawdy w tym co pisze Nowakowski to po co to czytac? CZy to znaczy, ze Nowakowski moze byc od bajek i propagandy? Jesli Coryllus pisze basnie i tak je nazywa, to jest to zgodne z prawda.
Jak Nowakowski pisze o trudnych czasach stanu wojennego i ze decyzje nie byly proste to „dupi fleki” tak ze sie tego nie da czytac.
jak w tekście literackim nie odnajduję , nie rozpoznaję prawdy , to po co mam czytać???
rozmawiałam parę miesiecy temu chwilę z coryllusem o roli sztuki , akurat o obrazy chodziło …On , że nie mają byc do ozdoby … ja , że nawet rysunki naskalne w jaskiniach miały funkcję magiczną a nie ozdobną
z pisaniem też jest podobnie … i z czytaniem napisanego ….
są rzeczy napisane z gruntu poprawnie , mające jedną funkcję zaczarować czytelnika i wyprowadzić go z miasta , za głosem fletu , czy piszczałki …..
jest literatura ,,kobieca ”
jest nurt ,,męski” czyli szpiedzy , gry wywiadów itp ..
czytałam wszystkie te nurty … i widzę ich funkcję….
Jeśli dobrze napisane to i mnie czarowały .. te dla panów też..
ale potem sie budziam … a ilu idzie po następną ksi,ażkę-pigułkę marzeń do księgarni czy bibloteki ???
to działa na wielu jak pigułka gwałtu … i nie bez kozery tak to nazywam
Po co czytać? Moim zdaniem literaturę czyta się dla przyjemności. Przypisywanie literaturze roli nadzwyczajnej, propagandowej jest właśnie bolszewizacją literatury!
Jest literatura, która bawi lekkim piórem, jest zabawą formą i nie służy do niczego, poza przeczytaniem po pracy, w czasie pracy czy przed pracą, żaden czarnoksiężnik jej nie okadził i żadna wróżka nie sypnęła gwiezdnym pyłem.
A autor zarobił parę dolków i wcale nie zniżył się do podziemnego poziomu dających d… konformistów, służalców, sprzedawczyków, propagandystów i magów.
Powiem więcej – znajdzie się pewnie parę książek napisanych w ten sposób, które biją na łeb dzieła niezłomnych i nawiedzonych wieszczów.
Przepraszam
wejdę z inną informacją , właśnie przeczytaną
Na PCh24.pl jest Coryllus o św Andrzeju .. video …
ale jest informacja o buddystyczntch i shintoistycznych ceremoniach w Katedrze w Compostello ….. jednocześnie z odbywającą się w bocznej nawie eucharystią..
nie będę streszczec …. i tak zajrzyjcie bo i video naszego Gospodarza ..
Mógłbym się zastanowić, no ale lojalność przestępców i złoczyńców jest świętością, więc do tego nie dojdzie. O niej przecież pisał Nowakowski.
Ja też tak sądzę.
No, ale on przy tym barze myślał, że to jelita właśnie.
Bardzo byłem w czasie tego spotkanie zmęczony. Targi wykańczają, a szczególnie noszenie tych paczek z książkami. Muszę kupić niewolnika.
Pisanie to powazna rzecz, tak chyba Nowakowski chcial siebie sam traktowac. Nie chcial, zeby ktos go czytal dla zabawy czy relaksu. Chyba, ze te warszawskie patologie to mial byc jakis kryminal w stylu Kinga, czy jakas lepsza wersja Harlekina. To tez wydaje sie przestrzelony temat.
Pisanie Nowakowskiego ciezko bedzie wybronic i uznac za cos prawdziwego czy powaznego, jak on sam siebie widzial i prawde sobie przypisywal.
Fachowcy robia po prostu nabor. Zwykle ustawia sie kolejka. Wlasciciel i pisarz Czarnego wydawnictwa zapewnia ze ne jego czarnych kursach mozna sie naczyc pisac jak wieszcz, tylko wczesniej trzeba zebrac klapsy w tylek i potem to sie jakos rozwinie.
Możesz mi wskazać literaturę, która bawi lekkim piórem?
koledze chodzi zapewne o tę literaturę , którą opisałam wyżej , kobiecą tzw .. i odpowiednik dla panów … to są książki tak lekko pisane … niby nic ….. to nie na serio …. tak dla rozrywki … no jeden nie zaszkodzi ….
i nie widać co jest przemycane ..
Moda ostatnio w kobiecej na Mazury … współczesno – pogańskie , romansowo sensacyjne … niemieckie ,,,, wszystko w jednej powieści
Koleżanka mi to ostatnio opowiadała zachwycony
jaka ta niemieckość i pogańskość ROMANTYCZNA ,,, ach ! ach!…
tego jest na tony , zalew … to jeszcze raz napiszę , jak pigułka gwałtu … potem już w realu lepij łyknąć fakt , że Mazury SĄ niemieckie ,,, że POGAŃSTWO jest fajniejsze niż KK …
przecież w tych lekkich powieściach tak stało !!!!!!!
Sorry, ale widzę tu wielkie niezrozumienie.
Znam przypadek felietonisty bawiącego się piórem i formą, o którym ktoś powiedział, że pisze tak, jakby grał na instrumencie, a jego teksty wywołują poruszenie, wciągają jak psychodeliczna muzyka i widok szpaleru drzew o zachodzie słońca. Ideologia jest w tych tekstach drugorzędna, a wiem, że gdy przestał pisać w jednej z gazet, jeszcze po kilku latach były telefony do redakcji, gdzie się podział ten dżentelmen. Każdemu piszącemu życzę takiej satysfakcji, jaką miał on.
Wy naprawdę nie znacie takich tekstów? Wolnych, spontanicznych, szczerych?
Coryllusie przeczytaj: Gdzie jest droga na Walne?, Wesele raz jeszcze i 50 innych opowiadań Marka Nowakowskiego – inaczej spojrzysz na swoje Grodziskie otoczenie, zobaczysz więcej a masz ten talent investigitatora, więc przeczytaj.
Ale ja się wywodzę z takiego środowiska jakie on opisuje. Dlatego właśnie nie chce mi się tego czytać. Podobne rzeczy opisałem w książce o jasnowidzu, ja to znam i wiem czym się to je. Nie uważam jednak za stosowne, by się tym ekscytować.
No to wszystko wyjaśnia, ja tego środowiska nie znałam więc musiałam zacząć od „analiz środowiskowych” Nowakowskiego. Tym bardziej Panu zazdroszcze talentu, bo ja gdybym miała taki talent literacki jak Marek Nowakowski byłabym szczęśliwa, a Pan ma tego talentu jak kilku panów Marków Nowakowskich … a może i kilkunastu. Pozdrawiam
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.