sty 262015
 

Postanowiłem podać dziś dwa przykłady pozycjonowania liderów według opisanych przeze mnie wczoraj metod. Jeden z nich przytoczył właściwie wczoraj komentator na blogu, a ja jedynie go powtórzę, a i drugi nie jest odnaleziony przeze mnie, tylko podsunięty mi prywatną pocztą przez jednego z czytelników.
Oto okazuje się, że obecność Macieja Stuhra i jego łzawej opowieści o patriotyzmie w tygodniku Karnowskich nie jest przypadkowa. Powrót pana Macieja na ojczyzny łono jest akcją zaplanowaną i przebiega w kilku kierunkach. Oto, ponoć bo sam nie widziałem, kabaret Ani mru mru, zmodyfikował nieco skecz, zatytułowany „Chińska restauracja’. Już nie Wójcik, a Stuhr odwiedza lokal i pyta drugiego Wójcika, tego co będzie miał, albo już ma syna imieniem Czarli, po czy odróżnia proso od jęczmienia. No, a tamten mówi – po kłosie. Na to Stuhr – bo zaraz dam ci w Ce dynię. To jest oczywiście dla wielu osób zabawne. Nie zmienia jednak faktu, że profesjonalista pełną gębą idzie po prośbie do amatorów. Bo nawet jeśli Wójcik, ten co ma, albo będzie miał syna imieniem Czarli zna się na pantomimie, to przecież cały ten kabaret wyrósł ze stuprocentowej amatorszczyzny. No i mamy to o czym już tyle razy pisaliśmy. Żeby uwiarygodnić skompromitowanego zawodowca, potrzebny jest zdolny amator. Rodzi się od razu pytanie – po co w takim razie są ci zawodowcy? A właśnie…po co? Oni służą wyłącznie do tego by brać udział w widowiskach kompromitujących czyli propagandowych, cała bowiem sztuka z wyjątkiem cyrkowej przesunęła się już dawno na obszar zwany amatorszczyzną. Tam oczywiście również dochodzi do różnych kompromitacji, kabareciarze śmieją się z biednych, słabych i chorych, są gotowi wypierdzieć hymn gruziński, jeśli tylko ktoś im za to zapłaci, a do tego powie, że event ten wymierzony będzie w śp. Lecha Kaczyńskiego, ale mimo wszystko oni się jeszcze starają. Stuhr i tak zwani prawdziwi aktorzy są jak śledzie w wiaderku. Potrzebujesz pan śledzia na imprezę – voila, oto śledź. A po co komu śledź na imprezie? Jak to po co? Śledź jest do śledzenia. To chyba jasne. Kiedy śledź zaczyna zalatywać przepłukuje się go wodą i podrzuca najpierw Karnowskim, a potem Wójcikom, żeby nieco go podrasowali. I tak to leci. W następnym etapie reformy polskiej rozrywki do kabaretów trafią wybitni dziennikarze prowadzący programy informacyjne i publicystyczne. Na pierwszy ogień Miecugow z Sianeckim, ale nie mam pomysłu w jakim kabarecie mogliby wystąpić. Do „Kabaretu młodych panów” się już nie nadają, ale może „Kabaret skeczów męczących” ich przygarnie.
Wczoraj napisałem, że pozycjonowanie lidera Stuhra odbywa się z wykorzystaniem metody nazywanej idiomatycznym określeniem „ogródkiem”, dziś jednak sądzę, że idzie to „na chama”
Drugi przykład pozycjonowania lidera jest o niebo poważniejszy i dotyczy nieboszczyka. Z nimi jak wiadomo jest najgorzej, bo już nie żyją i nadziei, że umrą po raz drugi nie ma. Nieboszczyk ten to tak przez nas lubiany prezydent Irlandii Eamon de Valera. Na początek mała dygresja. Oto wszyscy uparli się, żeby wyrażać jakieś krytyczne uwagi pod adresem papieża Franciszka. No, a ja, chociaż normalnie jestem jak najdalszy od tego rodzaju pomysłów postanowiłem skrytykować trochę księży publicystów i redaktorów pism katolickich. Ja nie wiem skąd się u nich bierze ta nieznośna powierzchowność w ocenie postaci i zjawisk z przeszłości. Być może oni są tak mocno skupieni na realizacji misji, czyli głoszeniu ewangelii, że nie widzą nic poza tym i sprawami doczesnymi, a szczególnie tymi z przeszłości interesują się o tyle o ile. To dobrze, Kościół bowiem nie jest o tego, by rozstrzygać kim w rzeczywistości był Eamon de Valera. No, ale są jakieś granice niezrozumienia, a tych – jak napisała Zofia Nałkowska – przekraczać nie wolno. W Gościu Niedzielnym ukazał się artykuł zatytułowany „Człowiek z ducha”. Chodzi oczywiście o de Valerę. Autor tego tekstu – Jacek Dziedzina – jest swoim bohaterem wprost zachwycony. Głównie z powodu konstytucji, która obowiązywała za czasów Eamona. No, ale zacznijmy od początku. Jedna trzecia tekstu poświęcona jest opisowi złej i gnuśnej Europy współczesnej, na tle której de Valera jawi się jako polityk o usposobieniu anielskim. Autor nawet okiem nie mrugnie kiedy pisze, że ten „człowiek z ducha” wywołał straszliwą, trwającą trzy lata wojnę domową, którą przegrał. Za wywołanie tej wojny i za śmierć tysięcy ludzi powinien pójść normalnie pod ścianę, a on wyszedł z więzienia i rozpoczął karierę polityczną. W ogóle de Valera posiadał dziwną, niespotykaną u przegranych polityków, łatwość opuszczania zakładów zamkniętych. W 1916 rozstrzelano wszystkich przywódców powstania tylko nie jego. Biedny pan Dziedzina powtarza za Tobołą-Pertkiewiczem, że to z powodu miejsca urodzenia. De Valera był obywatelem amerykańskim i to powstrzymało generała Maxwella przed podpisaniem nań wyroku śmierci. To jest za przeproszeniem g…o prawda, bo Maxwell nie zawahałby się rozstrzelać własnego brata, choćby ten urodził się w gabinecie owalnym Białego Domu. De Valera ocalał bo w jego sprawie interweniował sam prezydent Wilson. Jesteśmy ludźmi przytomnymi i rozumiemy, że prezydenci interweniują w takich razach jedynie w przypadku wyjątkowo wartościowych i potrzebnych agentów. Rodzi się teraz pytanie; czy amerykański agent, wywołujący na rozkaz centrali wojnę domową we własnym kraju, wojnę która pochłonęła życie wielu ludzi, wojnę bez szans na powodzenie, może być szczerym orędownikiem Sprawy Bożej? Według księży redaktorów z „Gościa niedzielnego” może. Wystarczy, że sprokuruje odpowiedni tekst konstytucji.
Autor tekstu pisze tak:

Uprzywilejowanie Kościoła było zapisane w konstytucji, co więcej, początkowo w projekcie tekstu pojawił się zapis, że „państwo jest świadome, że prawdziwą religią jest ta, którą osobiście założył Nasz Pan Jezus Chrystus.

Dalej autor pisze tak:

W końcu został on wykreślony. Przyznajmy – taki zapis byłby trudny do zaakceptowania tym bardziej w dzisiejszych czasach, nawet przez biskupów. I słusznie, bo podkreślanie roli Kościoła w życiu społecznym wcale nie musi oznaczać, że państwo rości sobie prawo do „legalizowania” prawdziwości wiary. W praktyce o wiele zdrowszy wydaje się przyjazny rozdział Kościoła od państwa. Tyle, że dzisiaj świecki radykalizm poszedł w drugą stronę, wyrzucając pojęcia religijne niemal całkowicie z przestrzeni politycznej

Myślę, że ten fragment tekstu został dołożony na prośbę jednego z księży redaktorów. On jest tak dziwny, że właściwie nie wiadomo co powiedzieć. Nie istnieje przyjazny rozdział Kościoła od państwa – tak sądzę. Rozdział taki jest z natury wrogi i zmierza w kierunku marginalizacji, a następnie likwidacji Kościoła na dużych obszarach. Trzeba być mocno niezorientowanym optymistą, żeby pisać takie rzeczy. No, ale wracajmy do słów, które nie znalazły się w irlandzkiej konstytucji. Pomińmy niefortunne sformułowanie „założył” w odniesieniu do Jezusa Chrystusa i religii. Pisze nam Jacek Dziedzina, że zapis ten byłby trudny do zaakceptowania. A przez kogo, że spytam? Autor asekuruje się stwierdzeniem „nawet dziś”, ale mnie interesuje komu on przeszkadzał w czasach de Valery, który przez cztery dekady dzierżył pełną władzę na wyspie.
Idźmy dalej. Kiedy pierwszy raz usłyszeliście nazwisko de Valera? Ja poznałem je jak zacząłem publikować teksty o Irlandii w zeszłym roku. Nie wiedziałem wcześniej kim był ten facet, choć był on ponoć, jak chce autor jego jedynej wydanej po polsku biografii „gigantem irlandzkiej polityki”. Że też nikomu nie wpadnie do głowy, żeby nazwać Masaryka gigantem czeskiej polityki, co za świat….
No, ale wracajmy do tematu. Kiedy czytałem książkę Swobody pod tytułem „Dublin 1916” nie miałem pojęcia jak po powstaniu przebiegała kariera Eamona. On mi się wydał podejrzany już na samym początku. Już wiosną 1916 był trefny i nic nie mogło tej mojej opinii zmienić. Potem tylko się w tych swoich intuicjach utwierdziłem. Nie pomylę się bardzo jeśli napiszę, że większość z Was również o nim nie słyszała. Wszyscy za to słyszeli o tym, że Irlandia, to katolicki zaścianek, gdzie jest bieda i głód, gdzie dzieci porzuca się na ulicy, a one są potem wychowywane w okropnych, prowadzonych przez zakonnice przytułkach. Następnie zaś sprzedawane jak króliki bogatym amerykańskim rodzinom. Czy te wszystkie straszliwe rzeczy przypisywane są Eamonowi de Valerze? Oczywiście, że nie, to są brudy, którymi obrzuca się Kościół, Eamona zaś w piśmie przez ten Kościół wydawanym nazywa się „człowiekiem z ducha”. Nie zadając sobie trudu by sprawdzić jaki był jego i jego ekipy udział w tych wszystkich hańbiących procederach ani dlaczego wmontowano w owe działania zgromadzenia zakonne. Myślę, że Kościół irlandzki czeka na oczyszczenie. Bynajmniej nie z powodu pedofilii, ale z powodu ścisłych związków z ludźmi takimi jak Eamon de Valera, który był wszystkim tylko nie człowiekiem z ducha. I jeszcze jedno: do kogo należała i należy ziemia na której stroją irlandzkie kościoły i klasztory? A jeśli status tej ziemi zmienił się w ostatnim stuleciu to proszę odpowiedzieć na pytanie za czyich rządów? I teraz sami popatrzcie. Jeszcze rok temu nikt nie przypuszczał, że będziemy tu dyskutować o jakimś zapomnianym irlandzkim polityku. Ja sam nie miałem o tym pojęcia, nawet wtedy kiedy wydawałem książkę „Irlandzki majdan”. No i proszę, wprowadzono nam Eamona ogródkiem do naszej zagrody i będziemy teraz o nim pisać i gadać i pewnie nasz głos utonie w powodzi innych, tych drukowanych w wysokonakładowych pismach katolickich, które uważają, że broniąc Eamona bronią Kościoła. Całe szczęście, że skompromitowani zawodowcy muszą się uwiarygadniać poprzez amatorów. Jest szansa, że księża redaktorzy przyjdą do nas po radę.

31 stycznia mam spotkanie z czytelnikami w moim rodzinnym mieście, w Dęblinie, w domu kultury, który teraz jest w budynku dawnej przystani nad Wisłą, tuż przy moście drogowym. Początek o godzinie 16.00. 19 lutego zaś o 17 albo o 18, sam już nie wiem dokładnie, odbędzie się spotkanie w Gdańsku, w bibliotece, tak jak w zeszłym roku, w tym całym centrum handlowym, jakże się ono nazywa….Manhattan chyba…Zapraszam wszystkich serdecznie. 7 marca zaś odbędzie się spotkanie ze mną w Warszawie poświęcone ostatniej Baśni jak niedźwiedź, czyli baśni czeskiej. 7 marca, sobota, godzina 17.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

  16 komentarzy do “Na chama i ogródkiem”

  1. Ogródkiem znaczy opłotkami 😉

  2. Wygląda na to Panie Gabrielu że wielu śledzi co Pan pisze i natychmiast przygotowują stosowne riposty. Ale nie tak wprost polemiki tylko niby tak przypadkiem z siebie. Czyli próbują Pana zamilczeć. Ale wychodzi na to że narzuca Pan temat dyskursu i to jest sukces. Tu po prawej stronie. Bo w tym publicznym to robi to od zawsze lewica.

  3. Stuhr nawet nie przeprosil za „Poklosie”, a powinien z Krakowa na kolanach pielgrzymowac na kolanach na Jasna Gore z prosba o wybaczenie. Niech iidzie precz.

  4. Miecugow to w sam raz do filmu pt. ” Ed – koń, który mówi” – oczywiście w roli konia, koniecznie uśmiechniętego z odsłoniętymi zębami (końskimi), albo druga możliwość Miecugow w filmie polskim w roli osoby która „zbiera chleb dla konia” to z komedii „wojna domowa” . W tym drugim przypadku może zaistnieć utożsamienie aktora z obiektem dla którego ten chleb zbiera.

  5. Boczkiem, boczkiem – jak pisał Nawznakow, tzn. Nabokow.

  6. No to proszę co gazeta WPIS robi z negatywnym bohaterem Coryllusa – Abp Andrzejem Krzyckim – artykuł w numerze 12(50). pt „Piękno narodzenia Jesusa w literaturze pięknej”. Krzycki jako poeta, europejczyk, przyjaciel Erazma z Rotterdamu, 500 lat temu należał do najprzedniejszych umysłów epoki… U Coryllusa zaś dowiadujemy się, że był to grafoman, autor obleśnych wierszyków, członek oźralców i opilców.
    Czyli lansowanie Krzyckiego idzie na chama, czy z bezmyślności? Chyba to drugie.

  7. Niech księża zajmą się głoszeniem Słowa Bożego, tak będzie najepiej, niech się nie zabierają za historię.

  8. Bardzo ciekawe. No to ja powiąże pański wpis o propagandzie kilka dni temu z dzisiejszym. W pewnym dosyć popularnym serialu jest prawie dokładnie to o czym Pan dziś pisze. Na terytorium USA są żłobki z biednymi irlandzkimi maluchami, które są sprzedawane bogatym amerykanom. Całym interesem kieruje katolicki ksiądz, który wykorzystuje pieniądze z handlu do finansowania IRA. Prawda jak ładnie?

  9. A prezydent de Valera nic o tym nie wie, bo on jest człowiekiem z ducha.

  10. A co powinien zrobić Pasikowski ?Ten to dopiero rżnie głupa .

  11. Przepraszam ale rola konia który mówi zarezerwowana została już dawno dla Paradowskiej.

  12. Owszem, rznie glupa, ale nie ma takiego zaciecia do pouczania innych jak to maja obydwa sztury.

  13. To jest gadająca kobyła.

  14. Do kabaretu trafiła też ostatnio M.Richardson, po tym jak została Zamachowską. Udaje tam rosyjską żonę i śmieje się do łez ze swoich żartów.
    Myśli Ziemkiewicza można poznać w tygodniku katolickim, nie pamiętam już czy w „Gościu’, czy w „Niedzieli”. Rozmawia z redaktorem o tym, że chyba lepiej było się dogadać z Hitlerem.
    Wcale się nie zdziwię jeżeli Ziemkiewicz wystąpi w kabarecie, a „Zamachowska” udzieli wywiadu katolickiej gazecie.

  15. Juz fakt ,ze przewodniczyl Radzie Ligi Narodow wystawia go na”” podejrzenia”” ,ze jest nie z irlandskiej bajki. A na BBC prawie codziennie dokumentalny serial o Winstonie Churchillu ,w ktorym pokazywany jest jako maz opatrznosciowy i wielki polityk,ktory poprowadzil bohaterskich i zdyscyplinowanych obywateli brytyjskich do zwyciestwa!!!!!!!!!!!!!. .Ten angielski PR, chyba jakies przeszeregowania w mentalnosci sa potrzebne,mam takie obawy

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.