cze 182018
 

Jak wszyscy zdążyli zauważyć, nie uczestniczę w toczącej się na SN dyskusji, która dotyczy teologii, encyklik papieża Franciszka i jego postawy. Nie mam zamiaru się tym nakręcać, albowiem wobec zmasowanej krytyki Kościoła, która kierowana jest ze wszystkich niemal stron, dokładanie jeszcze swoich trzech groszy uważam za zbędne. Poza tym kiedy widzę tę ilość komentarzy i osób uczestniczących w dyskusji, wiem, że cel został osiągnięty po raz kolejny – udało się skłonić ludzi do uczestnictwa w evencie zaplanowanym i reżyserowanym. W dodatku w takim, na który nie mają oni najmniejszego wpływu.

Co innego mnie dziś interesuje. Taki mianowicie problem – dlaczego we wstępie do książki Lewisa Henry Morgana zatytułowanej „Liga Ho -de’-no- sau -nee czyli Irokezów” słowo nawrócenie pisane jest w cudzysłowie? Zanim spróbuję to wyjaśnić, może słowo o samym autorze, żyjącym w połowie XIX wieku amerykańskim etnologu, który rozpoczął, jak twierdzą niektórzy, epokę nowoczesnych badań nad ludami pierwotnymi. Rozpoczął Morgan tę epokę w rezerwatach indiańskich na terenie stanu Nowy Jork, w sto lat po tym, jak historia Ligi Irokeskiej tak naprawdę się skończyła. Rozpoczął ją wśród Indian amerykańskich, a nie kanadyjskich, gdzie przywiązanie do tradycji było większe, a nacisk cywilizacji białego człowieka mniejszy. Morgan sam stał się Irokezem i nie mógł ukryć swojej fascynacji życiem plemiennym, choć nie przypominało już ono w niczym czasów gdy Irokezi byli postrachem lasów i osad na wschodzie kontynentu. Z tego co zdążyłem się zorientować badacze zarzucają mu rasizm, a także nienaukowe – w stosunku do współczesnego – podejście do badań. Uważają go też, mimo tych zarzutów, pioniera nowoczesnych badań etnologicznych, choć autor wstępu wymienia półgębkiem nazwisko pewnego francuskiego jezuity, który opisał w sposób „nowoczesny” życie Irokezów w Kanadzie, w połowie XVIII wieku. No, ale on się nie liczy, bo był zakonnikiem. Dla nauki liczą się jedynie ludzie świeccy, najlepiej, by byli związani z uniwersytetami. No i działalność tego jezuity skażona jest grzechem ciężkim, bo on starał się o „nawrócenie” Indian, miast dać solidny opis ich zwyczajów i wierzeń, a także istotnych mechanizmów rządzących społecznością. Takiego zarzutu, autor wstępu nie stawia misjonarzom braci morawskich działającym w XIX wieku wśród Irokezów i to jest jeszcze bardziej zaskakujące.

Tak się składa, że opowiadałem w sobotę we Wrocławiu o misjach hurońskich i męczennikach kanadyjskich, jezuitach zamordowanych przez Irokezów właśnie. Mówiłem też o straszliwej legendzie tych Indian, której echa dotarły do naszych czasów. W książce Morgana narracja ta ulega pewnej weryfikacji. To znaczy nikt nie kwestionuje okrucieństwa Irokezów w czasach gdy toczyli oni wojny z sąsiednimi plemionami, a także z Francuzami, jest jednak pewne ale. Autor kwestionuje mit o niezwyciężoności Ligi, która składała się przecież z pięciu, a potem sześciu plemion, skłóconych ze sobą mocno. Kwestionowane są także motywy powstania Ligi oraz myśl polityczna która temu powstaniu towarzyszyła. Co to znaczy? Tyle, że istnieją silne przesłanki do tego, by sądzić, że Liga Irokeska została wymuszona na Mohawkach, Oneidach, Onondagach, Kajugach i Senekach przez Holendrów, którzy musieli mieć sprzymierzeńca na szlakach handlowych, którymi przewożone były duże ilości pozyskanych w głębi kontynentu skór. Odejmuje to wyjaśnienie wiele z historii narodów irokeskich, a jeśli dodamy do tego jeszcze gawędę o klęskach i pogromach, których Liga doświadczała tak samo jak wszystkie inne plemiona, cały mit o niezwyciężonych i okrutnych Irokezach pryśnie. No, ale my się dziś interesujemy czymś innym – dlaczego etnologowie piszą słowo nawrócenie w cudzysłowie? To jest dziwne, zważywszy, że wszystkie etnologiczne gawędy zmierzają do jednego – do udowodnienia, że rozwój społeczeństw przebiega w każdej grupie podobnie i opiera się na podobnych, choć różniących się skalą, ale zawsze absurdalnych, w stosunku do racjonalnej metody, wierzeniach. Zmiany w metodologii służą, sądzę, do tego, by proces wnioskowania wydłużyć i dać szansę kolejnym pokoleniom etnologów na kolejne badania. Aż się chce w tym miejscu zadać pytanie – dlaczego plemię etnologów nie zostało dotychczas przebadane najnowocześniejszymi metodami, dlaczego nie odkryto jakie głęboko ukryte mechanizmy sterują tą masą, tak przecież zróżnicowaną, ale w istocie jednolitą? Sam nie wiem. Może powinien się tym zająć jakiś jezuita?

Książka Morgana jest fascynująca i stawia wiele pytań. Nas jednak powinna ona zainteresować z jednego względu – Morgan i inni amerykańscy badacze, o czym niby się mówi i co niby jest jasne, ale chyba nie do końca, zaczęli wymyślać plemiona od nowa. Ja jeszcze nie przeczytałem całej jego książki, podam więc inny przykład tego „wymyślania”, inny to znaczy nie irokeski. Oto dawni, najwięksi wrogowie Irokezów – lud Wyandotte czyli Huronowie, przedstawia dziś sobą widok osobliwy. Nie przypominają oni w ogóle Indian, są biali, piegowaci, rudzi, a wodzowie noszą jakieś przedziwne wdzianka ściągnięte sznurkiem w pasie. Na głowie zaś mają wieńce z gałązek, które nadają im wygląd tyleż niesamowity co śmieszny. Przy tym wszystkim ludzie ci powołują się na tradycję plemienną, którą kultywują od wielu stuleci, a na pewno od zagłady dokonanej rękami Irokezów w połowie XVII wieku. Okay, być może wodzowie Huronów mieszkających nad Jeziorem Górnym rzeczywiście tak wyglądali. Na pewno jednak nie byli biali. Wyjaśnienie jakie dają współcześni Huronowie, wyjaśnienie, które ma wytłumaczyć ten fenomen jest dziwaczne. Oto z pogromu dokonanego przez Irokezów ocalało ledwie 300 Huronów. Rozeszli się oni po świecie, a większość z nich była świadoma, że nie da się w tak małej grupie utrzymać ciągłości populacji. Dlatego przybywało w niej białych. Fantastyczne, prawda? Nagle, a może nie nagle, ale powoli biali ludzie przekonywali się, że lepiej jest zamieszkać w rezerwacie i nosić dziwne ubrania oraz wianki na głowie, bo tego wymaga plemienna tradycja. A może było inaczej? Może indiańska krew rozcieńczała się w tych białych przybyszach wolno, aż wreszcie rozcieńczyła się całkowicie i nagle zaczęli rodzić się rudzi Huronowie? Żartuję oczywiście. Pytanie istotne brzmi – po co rządowi amerykańskiemu i kanadyjskiemu potrzebny jest taki eksperyment? To znaczy reaktywacja ludów dawno wyniszczonych w walkach, a także w wyniku chorób? Zapewne po to, by wybielić historię kolonizacji i powiedzieć głośno – patrzcie, przetrwali! Wyglądają trochę inaczej, ale przecież przetrwali. Ta odpowiedź jest jednak moim zdaniem nie wystarczająca. Potrzebne są dalsze wyjaśnienia i mam nadzieję, że książka Morgana udzieli im nam choć w części. Oczywiście w tych na nowo wymyślonych plemionach, królują rzekomo pierwotne kulty, które zostały zbadane i opisane przez poważnych amerykańskich naukowców, stosujących najnowocześniejsze metody badawcze. Pominięto całkowicie w tej historii moment nawrócenia Indian na chrześcijaństwo katolickie. To jest w opinii samych Indian, przynajmniej tych, których widziałem na filmie o Huronach, coś zawstydzającego, coś dalece mniej autentycznego niż wianki na głowie i pogańskie obrzędy, polegające na stukaniu w bębenek. Dla etnologów wierzących w Matkę Metodę, Ewangelia to jeszcze większy ambaras niż dla tych biednych Huronów. Czy to nie jest dobry temat do dyskusji?

Jedno mnie jeszcze zastanawia – nikt chyba nie jest tak bezczelny, żeby reaktywować plemiona takie jak Pequot czy Narraganstett… choć nie, mylę się…zajrzałem właśnie do wiki i znalazłem tam taki oto tekst dotyczący Indian Narragansett

Od 1906 roku miejsce bitwy na Wielkich Bagnach upamiętnia granitowy obelisk. Pomimo oporu członków plemienia władze stanu Rhode Island w latach 1880-1884 dokonały formalnej „likwidacji” plemienia. Rozproszeni w znacznym stopniu w wyniku postępów kolonizacjiakulturacji członkowie plemienia Narragansettów zachowali jednak kulturową tożsamość i z początkiem XX w. pojęli starania o odrodzenie. Utrzymywali tradycyjne władze plemienne i kontakty między rozproszonymi członkami, organizowali comiesięczne spotkania, kupowali ziemie w rejonie dawnego rezerwatu, a w 1940 wybudowali długi dom służący plemiennym zgromadzeniom i ceremoniom. W 1978 Narragansettowie odzyskali część dawnych ziem plemiennych w Rhode Island, zaś w 1983 ich plemię odzyskało status federalny i liczy obecnie ok. 2400 członków[3].

Podobnie jak niektóre inne plemiona w USA, Narragansettowie dbają o tradycje, porządkują listy członków plemienia, zaostrzają kryteria członkowskie, zabiegają o możliwość czerpania zysków z otwarcia kasyna i powiększenie plemiennej bazy terytorialnej. Spór w tej ostatniej sprawie z władzami stanu Rhode Island o 31 akrów ziemi kupionej przez plemię koło Charleston w 2008 r. dotarł do Sądu Najwyższego USA

Kim mogą być ci ludzie? Jak myślicie?

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl gdzie mamy już całą pogadankę o dzwonach. W sklepie zaś znajdą się dziś trzy aż nowe pozycje – książka prof. Zaleskiego, nowy numer Okna Wiary i książka Morgana o Irokezach. Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl

  18 komentarzy do “Nawrócenie czy „nawrócenie”?”

  1. ja bym badanie grupy etnologów zaczęła od zgromadzenia i opublikowania ich fotografii.

  2. Pozorny OT: ponoć wszyscy przedwojenni żydzi z Katowic mają swoich spadkobierców! Mocno powiązanych ze znanymi polskimi kancelariami prawniczymi…

    A co do reaktywacji etnosów, to spadkobiercom krzyżaków wystarczyło kilkadziesiąt lat na odtworzenie Litwinów i litewskości. Łącznie z cudem odnalezioną dawną literaturą.

  3. Tymczasem Polacy muszą się jednoczyć, najlepiej gotowi do przelania krwi w pełnym rynsztunku, bo inaczej tej jedności za Chiny (sic) nie uzyskają.

    https://twitter.com/RespectUsPL/status/1008430196947607552

  4. spadkobierców, którzy organizują zapewne comiesięczne spotkania 🙂

  5. Ci ludzie będą przyszłymi spadkobiercami mienia bezspadkowego.

  6. Upal taki…

    … to wali debilom na dekiel  !!!

  7. Temat etnologUF  amerykanskich…

    … a szczegolnie ich „badan”  naLukawyH  to niepojete i niespotykane rzeczy sa  !!!

    Temat  RZEKA,  Panie Gabrielu… doskonaly i bardzo na czasie… bardzo  adekwatny do tego  struganego,  pelzajacego zlodziejstwa… ktore caly czas sie dzieje…

    … pilnujmy swoich kieszeni  !!!

  8. Hmm. A może w systemie spadkowym USA i Kanady  i sprawach ziem Indian są pewne luki i są na tyle poważne, że trzeba reaktywować jakiś spadkobierców, żeby przyklepać jakuś deal. Gdyby powiedzmy ustawa 447 zadziałała to by znaczyło że nie ważni są prawni spadkobiercy tylko spadkobiercy jacykolwiek. No a czy rudzi i piegowaci  Huronowie z właściwymi korzeniami  nie są idealnymi „jakimikolwiek” powodami?

  9. Oooo  to to to  !!!

    Zapewne ma Pan racje… po to ta  REAKTYWACJA  tych  „indian”…  i pewnie jeszcze to zlodziejskie buractwo z zza Wielkiej Wody mysli, ze Polacy dadza sie zlapac na taaakie  plewy  !!!

    To juz jest odlot  maksymalny… ich juz tylko Tworki i zolte kaftany czekaja… tych detych naLukaFcUF  amerykanskyH  !!!

  10. Świetnie , podobają mi się te oszołomskie odpowiedzi na  równie  oszołomskie polskoście  rekontrukcyjno-historyczne  .

  11. Ta cała etnografia/etnologia powstała na zlecenie i tam się pisze co się komu podoba, a raczej to co zleceniodawca zamówił i nikt mi nie powie, że ci różni badacze/podróżnicy naprawdę dogadują się z plemionami żyjącymi w izolacji i mówiącymi swoimi własnymi językami.  Oto co niejaki Baker napisał na zamówienie Korony:

     
    Poczesne miejsce w badaniu kultury duchowej -Niloków, czyli plemion zamieszkujących dorzecza Nilu , zajmuje S. W. Baker . W 1863 r. Zatrzymał się on kilka tygodni u Latuków. Tutaj zainteresować się tym, czy obrzędy pogrzebowe, jakie u nich napotkał, związane są z jakąś wiarą w życie pośmiertne. W celu wyjaśnienia tej sprawy spotkał się z tubylczym wodzem Commoro i przeprowadził z nim dłuższą rozmowę na temat życia pozagrobowego. Na podstawie odbytej rozmowy Baker wystawił Latukom następującą opinię, rozciągając ją jednocześnie na inne plemiona Niloków: „Natura ludzka, oglądana w jej stanie prymitywnym wśród dzikich zamieszkujących ten kontynent (obszar dorzeczy Nilu), nie wznosi się ponad poziom zwierzęcy i nawet trudno ją porównywać ,że szlachetnością psa. Negrowie nie mają nawet pojęcia o poszanowaniu spraw mających związek z pobożnością, miłością i ofiarą. Nie posiadają żadnego naturalnego odczucia religijnego, nie posiadają też jakiejkolwiek tradycji. Ich myśli są wyłącznie zaabsorbowane zwierzęcymi potrzebami codzienności”
    Tutaj więcej:

    http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Seminare_Poszukiwania_naukowe/Seminare_Poszukiwania_naukowe-r1979-t4/Seminare_Poszukiwania_naukowe-r1979-t4-s215-225/Seminare_Poszukiwania_naukowe-r1979-t4-s215-225.pdf

  12. Dżumą XXI wieku jest przemysł turystyczny i być może on napędza dziś wiele inicjatyw reaktywacji „starych” wierzeń czy zaginionych plemion. Podobno  masowa turystyka daje zatrudnienie 250 milionom ludzi

  13. Ci Narraganstett to chyba krajanie Johna Dee? Narraganstett Bay to przecież lokalizacja Dee Tower, 50 km obok Nowy Londyn – najgłębszy port tamtych czasów (i długo potem też) oraz przyczółek Imperium za oceanem.

  14. Nie wiem kto to mówił, ale w Stanach w rezerwatach Indianie prowadzą kasyna a wielu z nich przybiera żydowskie nazwiska. https://en.wikipedia.org/wiki/Jack_Abramoff_Indian_lobbying_scandal

    Ten artykuł ktoś powinien przetłumaczyć na polski. Nazwisko założyciela Las Vegas w białostockiej synagodze w NY. https://en.wikipedia.org/wiki/Jewish-American_organized_crime

    Oczywiście to są stare czasy, włoska mafia rozbita, Żydzi rozpłynęli się gdzieś w powietrzu, teraz widocznie działalność kryminalna musi być dokonywana w białych rękawiczkach a narkotyki sprzedawane są w sklepie a właściciele tego biznesu są szanującymi się specjalistami w dziedzinie psychiatrii: https://en.wikipedia.org/wiki/Arthur_M._Sackler

    https://en.wikipedia.org/wiki/Purdue_Pharma

    https://en.wikipedia.org/wiki/Opioid_epidemic

  15. Natomiast odnośnie etnografii to proszę państwa zapinajcie pasy, bo wracamy do czasów starożytnych. Z Wieków Średnich został tylko jeden wielki lej po bombie. A na każdym kroku słucha się różnych celebrytów zafascynowanych starożytnością.

    Ale co dziwić się jak pogaństwo podnosi swój łeb, kiedy warunki są ku temu dobre.

    Jak czytałem książkę lewaka Żyda o 5000 lat długu to większość książki była o jakichś plemionach afrykańskich i amerykańskich, a katolickie średniowiecze i później przeskoczył zdaje się jednym akapitem.

    To są Judasze a nie syny marnotrawne.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.