Zorobabel miał od dwóch tygodni własny gabinet, zarządzał teraz funduszami powierniczymi w wielkim banku, siedział przed wielkim biurkiem, na którym stał ekran wielkiego komputera. Miał też sekretarkę, potężną dziewuchę chodząca w opiętej, czarnej kiecce, a także nowe nazwisko, które jednak wcale nie znamionowało wielkości. Ponieważ był istotną poważną i trzeźwą, starał się nie zajmować głupstwami, a to oznaczało, że musi lekceważyć nieco swoją pracę i przesuwać zainteresowania w kierunku dziedzin innych niż finanse, w których, przynajmniej od czasów Noego, nie zmieniło się nic a nic.
– Ciekawe czy ci durnie wiedzą u kogo Noe zaciągnął kredyt na arkę – pomyślał figlarnie o swoich dwóch zwierzchnikach, tępych jak przecinak absolwentach warszawskiej SGH. On wiedział doskonale i nie zamierzał się tą wiedzą dzielić z nikim, nie zamierzał też poświęcać swojej nowej pracy więcej czasu ponad absolutną konieczność. Musiał zajmować się czymś innym. A czym mógł zajmować się anioł przebywający czasowo na ziemi? Zapewne już zgadliście. Zorobabel miał odczytywać znaki.
Zaczynał zawsze tak samo, od przejrzenia witryn opiniotwórczych gazet, gdzie mędrcy tego świata w słowach pełnych namaszczenia i profesjonalizmu starali się uświadomić ludowi, co takiego czeka go w najbliższej przyszłości. To akurat Zorobabela nie interesowało, on wiedział co będzie w najbliższej przyszłości, wiedział, na przykład, że zima będzie lekka, choć wszystkie portale straszyły ludzi mrozem. Wiedział, że nie wybuchnie wojna na Pacyfiku, ani nie zostanie zrekonstruowany rząd PiS. Nie takich znaków Zorobabel szukał. Kiedy już porządnie znudził się przeglądaniem lokalnych newsów przechodził na witryny amerykańskie, gdzie jeszcze lepsi profesjonaliści ogłaszali światu jeszcze większe rewelacje. Tam było już nieco ciekawiej. Zorobabel wiedział jednak, że to wszystko jest wata, przepowiednie wróżbitów w Jerozolimie za czasów króla Salomona były więcej warte niż te analizy. Śledził je jednak pilnie, bo wiedział, że prędzej czy później tamci muszą zrobić błąd. Muszą powiedzieć coś, czego powiedzieć by nie chcieli, a zrobią to ponieważ nie będą mieli wyjścia. Walka toczy się bowiem na Ziemi, a na Ziemi w przeciwieństwie do nieba i piekła nie ma żadnych tajemnic dla takich istot jak Zorobabel.
I kiedy tak sobie siedział, wpatrując się w monitor, do gabinetu niespodziewanie weszła jego sekretarka z filiżanką kawy w dłoniach. – Kawa panie dyrektorze – powiedziała swoim niskim głosem, a on przyzwyczajony do tego, że dziewczyna zawsze pukała, lekko zaskoczony, zrobił nagły ruch ręką i kliknął myszą w zakładkę, która nie interesowała go wcale. Spojrzał krzywo na sekretarkę i stojąca już na blacie biurka filiżankę. Dziewczyna wyszła z pokoju i nawet nie powiedziała przepraszam, on zaś dziwnie oszołomiony tym drobnym zdarzeniem odwrócił się znów w stronę monitora. To co zobaczył na ekranie postawiło mu włosy na głowie. Nie wierzył własnym oczom. Była tam fotografia dziwnego, metalowego, lśniącego urządzenia, którego przeznaczenie zapaliło w głowie Zorobabela wszystkie ostrzegawcze lampki. – To niemożliwe – pomyślał – nie mogą być chyba aż tak głupi. Potem powolutku i spokojnie zaczął czytać opis pod zdjęciem. Kręcił przy tym głową i zaciskał nerwowo wargi. To był właśnie znak, którego szukał. Nie spodziewał się jednak, że znajdzie go w takim miejscu, w takich okolicznościach, nie spodziewał się też, że będzie to tak trywialny, znany od tysięcy lat mechanizm. – Oni są jednak beznadziejni – pomyślał – beznadziejni i nietwórczy. To dlatego wielu ludziom się udaje z nimi wygrać. Patrzył na skomplikowane urządzenie i całkiem cichutko powiedział do siebie – diabły to cholerni nudziarze z nieprawdopodobnymi aspiracjami.
Narada w gabinecie redaktora Wolskiego miała szczególny charakter. Chodziło o plan naprawdę wielki i przyszłościowy. Nie o żadne tam nędzne grosze na film o katastrofie Smoleńskiej, nie o nowy serial o tematyce patriotycznej, ale o rzecz która przetrwać ma wieki. Chodziło o łuk triumfalny stojący w środku Wisły, który upamiętniać miał zwycięstwo w bitwie. Wszyscy obecni byli świadomi, że publicznych pieniędzy w żaden sposób nie starczy. Oni sami nie mieli najmniejszego zamiaru dokładać do tego pomysłu ani złotówki. Powołano więc fundację, której zadaniem było zgromadzić jak najwięcej funduszy, te zaś wpłacać mieli ludzie, którym na sercu leżało dobro ojczyzny. Po dłuższym jednak czasie okazało się, że entuzjastów jest zbyt mało, by w ogóle myśleć o rozpoczęciu tej inwestycji.
– To wszystko przez ten cholerny internet – powiedział Jan Pietrzak, któremu najbardziej zależało na wystawieniu w nurcie Wisły łuku triumfalnego. – To wszystko przez tych blogerów i komentatorów, Wałęsa dobrze powiedział – miała być demokracja, a tu każdy gada co chce. – Dawniej – ciągnął pan Janek – za Kiszczaka i Jaruzela, człowiek wchodził z gitarą na scenę, pustka dookoła, śpiewał piosenkę o honorze i ojczyźnie, a publika tonęła we łzach i szła do domu szczęśliwa. A dziś co? Z pytaniem tym Jan Pietrzak zwrócił się do siedzącego obok Macieja Pawlickiego, który pocierał wierzchem dłoni swoją rzadką już czuprynę i próbował wymyślić coś, co zadowoliłoby i uspokoiło zdenerwowanego nieco pana Janka. Tylko redaktor Wolski był spokojny, siedział, a raczej rozwalił się w klubowym fotelu i z uśmiechem oczekiwał, aż otworzą się drzwi i stanie w nich redaktor Ziemkiewicz wraz z osobą, na którą tu wszyscy czekali. Nikt poza Wolskim nie miał pojęcia kto to jest i nikt poza nim nie wierzył, że jakikolwiek ratunek jest możliwy. Każdy z nich za to doskonale wiedział, że znalezienie sponsora na taką inwestycję nie jest możliwe, a jeśli już to z całą pewnością będzie to wariat, taki jak ten gość z Londynu co kandydował tam na burmistrza, a tu chciał im wyrwać z rąk tak fantastyczny propagandowy gadżet jakim był ten cały łuk upamiętniający bitwę. Nikt przytomny, trzeźwy i rozsądny nie mógł się wpakować w taką historię jak budowa łuku triumfalnego w nurcie Wisły. To trzeba było sprzedać ciemnemu ludowi, jak mawiał Jacek Kurski, zainkasować poważny pieniądz i coś tam postawić, ale niekoniecznie musiało być to tyle warte ile wykazywały preliminarze budżetowe. Okazało się jednak, że Ziemkiewicz z Wolskim znaleźli sponsora, jakiegoś faceta z Australii, który był tak szczerym i oddanym patriotą, że oni wszyscy razem wzięci nie mieli z nim startu w tej konkurencji Nikt póki co nie wiedział, jak ten gość się nazywa i nikt poza Wolskim nie widział go na oczy. Czekali teraz z niepokojem aż przyjdzie i przedstawi swoją ofertę. Pietrzak i Pawlicki denerwowali się, bo nowy człowiek w tym towarzystwie mógł wprowadzić sporo zamieszania. Nie wiadomo bowiem czego taki chce. W to, że wyda jedynie pieniądze i sobie pójdzie nie wierzył nikt.
Wolski podniósł się nagle, odkaszlnął nerwowo i wyjął z kieszeni jakieś pastylki, wycisnął dwie na otwartą dłoń i próbował połknąć bez popijania, ale się zakrztusił. Sięgnął więc po stojącą na małym stoliku szklankę z wodą i wypił kilka łyków. I w tej właśnie chwili otworzyły się drzwi. Stanął w nich smutny jak zwykle Rafał Aleksander Ziemkiewicz oraz prawie dorównujący mu wzrostem śniady mężczyzna podobny trochę do Leona Niemczyka.
– I to ma być Polak z Australii – pomyślał Pietrzak – to żyd jakiś znowu….
Pawlicki podniósł się i zaszurał nogami jak uczeń przedwojennego gimnazjum, po sekundzie zreflektował się nieco i już miał powiedzieć do Ziemkiewicza – cześć Rafał – kiedy jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem obcego. Spojrzeniem tak spokojnym, a jednocześnie drwiącym, że Maciej Pawlicki od razu przypomniał sobie ile jest winien bankom i jak beznadziejna jest jego sytuacja.
Fason zachował tylko Jan Pietrzak, który znanym wszystkim ze sceny gospodarskim, tradycyjnie polskim gestem, wskazał przybyłym miejsce.
– To jest – zaczął prezentację Ziemkiewicz – to jest pan Ryszard Lwowski. Mężczyzna ukłonił się, a Pietrzak pomyślał złośliwie – ze Lwowa zapewne….jak wszyscy prawdziwi patrioci.
Kiedy już wszyscy usiedli, Wolski zaproponował kawę, ale gość odmówił, wyznał, ku zaskoczeniu zebranych, że musi dbać o żołądek, kawa zaś mu szkodzi i wolałby się napić po prostu wody. Kiedy postawiono przed nim szklankę, wychylił ją jednym haustem. Wolski popatrzył na niego, ale zaraz opuścił oczy niczym zawstydzona panienka. Miał wrażenie, że gość prześwietla jego kieszenie.
Już mieli zacząć rozmowę, kiedy dziwny, obcy mężczyzna nazwiskiem Ryszard Lwowski, poprosił redaktora Wolskiego pastylkę. – Czy może mnie pan poczęstować tym lekarstwem, które chowa pan w kieszeni – tak dokładnie powiedział. Wolski zamarł na chwilę, ale potem posłusznie sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął z niej pudełko z napisem „Halitox” i podał siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Był przy tym nieco bledszy niż zwykle.
– Śmierdzi mu tą siarą z gęby już na półtora metra – pomyślał pan Janek – tamten nawet to wyczuł.
Kiedy mężczyzna, połknął tabletkę, uśmiechnął się pogodnie, jego świdrujący wzrok złagodniał, a wszyscy zebrani uśmiechnęli się jakoś tak cieplej. – Może przystąpmy do rzeczy – rzekł redaktor Ziemkiewicz i położył na stole plastikową teczkę z mocno przestylizowanym wizerunkiem orła w koronie.
Lech Wałęsa miał straszny sen. Śniło mu się, że leżał w łóżku, w wielkim hotelowym apartamencie, przewracał się z boku na bok i myślał o tym ile osiągnął w życiu. Nagle poczuł pod palcami jakąś dziwną lepkość, sięgnął dłonią dalej, lepkości przybywało, sięgnął jeszcze dalej i natrafił palcami na jakąś sierść, chwycił ją mocniej, ale zaraz puścił. Podniósł się w pościeli, zrzucił satynową kołdrę i niespodziewanie dla samego siebie zaczął wrzeszczeć wniebogłosy. Przed nim, na pościeli leżała odrąbana toporem głowa Mieczysława Wachowskiego. Obok niej zaś – to było naprawdę straszne – leżał wyblakły znaczek z wizerunkiem częstochowskiej madonny. Ten sam, który Lechu nosił niegdyś w klapie marynarki. Straszliwe było to, że Wałęsa śniąc ciągle sądził, że jest już obudzony, wrzeszczał więc ile sił w płucach w nadziei, że ktoś wejdzie do pokoju i posprząta to wszystko, że zabierze łeb Mietka i wyrzuci do zsypu, że coś zrobi z tym znaczkiem i z pościelą całą we krwi. I rzeczywiście, zza pleców byłego prezydenta dały się słyszeć jakieś kroki.
– Danka – wrzasnął Lechu – Danka to ty! Dawaj no szufelkę i zmiotkę, te kawałki po Metku trzeba pozbierać!
To nie była jednak Danka. U wezgłowia łoża na którym spoczywał Lech Wałęsa stał niewysoki mężczyzna odziany w kolczugę i białą tunikę z wizerunkiem czerwonego lwa o podwójnym ogonie. Kiedy Lechu odwrócił się i ujrzał tę niezwykła postać ryknął jeszcze głośniej
– Jezu – wrzeszczał – Jezu! Co to za jeden! Dlaczego mnie tak każesz Boże jedyny, co ja zrobiłem!
Mężczyzna patrzył na byłego prezydenta wzrokiem, w którym nie było lęku ani wahania, nie było w nim także litości i współczucia dla nikogo. Nie po to w końcu został wybrany by okazywać współczucie takim typom jak Wałęsa, jego powołanie było całkiem inne.
– Wy jesteście Wałęsa dobry człowieku – zapytał cicho.
Lechu siedział jak sparaliżowany, próbował coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle…J..J…Ja – wykrztusił w końcu.
– A to dobrze – rzekł rycerz – znaczy, że właściwie mnie pokierowali. – Widzicie miły Wałęso – ciągnął dalej – przysłali mnie tu po to, żebym was skłonił do wyboru.
– Do czego – Lechutek oprzytomniał na moment
– Do wyboru – mówię przecież – rycerz wypowiadał słowa coraz ciszej. – Macie tam głowę i znak, musicie się zdecydował co wybieracie….
Wałęsa odwrócił się i spojrzał w zgasłe już oczy Mieczysława, skierowane ku kryształowemu żyrandolowi. – Z wyborami to ja sobie radzę nieźle – pomyślał i w jednej chwili wyciągnął rękę ku wyblakłemu nieco wizerunkowi madonny. Stało się jednak coś dziwnego, ręka, jakby kierowana niewidoczną siłą szarpnęła się i chwyciła za włosy głowę Wachowskiego. Wałęsa ryknął jak zwierzę i odwrócił się patrząc na rycerza wzrokiem błagalnym i pokornym. – A widzicie Wałęso – wycedził rycerz przez zęby – nie będzie tak łatwo jak wam się zdawało…Lechu krzyknął raz jeszcze i w tym momencie obudził się naprawdę.
Leżał w swojej sypialni, w domu przy ulicy Polanki, był cały spocony i drżał na całym ciele. Było cicho. Powoli, licząc myśli jak kroki, przypominał sobie co mu się śniło, a potem zaczął sobie także przypominać wszystko co było poza tym straszliwym snem. Leżał tak długo, może pół godziny, aż w końcu uspokoił się całkiem i przypomniał sobie, że dziś mieli mu przysłać nowego kierowcę.
– Ciekawe czy będzie lepszy od Metka – pomyślał całkiem już uspokojony. Wstał z łóżka, poszedł do łazienki, nasikał, umył zęby, wlazł pod prysznic, potem długo wycierał się grubym ręcznikiem. Na dole Danka robiła mu śniadanie. – Jak to dobrze, że ci durnie dziennikarze myślą, że się wyprowadziła – pomyślał. Zszedł po schodach pogwizdując i zasiadł przy stole nie zaszczycając żony nawet spojrzeniem. Nowy kierowca miał zjawić się po dziesiątej. Czas ten spędził Lech Wałęsa czytając opinie internatów na swój temat. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Danuta Wałęsowa poszła otworzyć, a za chwilę wróciła z młodym, niewysokim szczupłym mężczyzną. Człowiek ten nosił długie blond włosy, które zakładał sobie za uszy, miał szczupłą ascetyczną twarz i błękitne oczy. Kiedy Lechu wyszedł z salonu i stanął z nim twarzą w twarz wiedział już, że nic w jego życiu nie będzie takie jak dawniej. Popatrzył w te dziwne, stalowe oczy, a potem wzrok jego przykuł metalowy znaczek w klapie marynarki przybyłego. Była to pięknie wykonana sylwetka czerwonego lwa o podwójnym ogonie.
– Witam panie prezydencie – powiedział mężczyzna – jestem pańskim nowym kierowcą, mam na imię Szymon. Cieszę się, że to mnie pan wybrał. Dobre wybory – tu mężczyzna spoważniał na moment – to najważniejsza rzecz w życiu.
Jak pewnie już wszyscy wiedzą okoliczności zmuszają mnie do ogłoszenia tutaj pokornej prośby o wsparcie tego bloga. Jeśli ktoś uzna, że moja ośmioletnia, jakże intensywna działalność, warta jest jakiegoś zaangażowania, ponad wpisanie komentarza pod tekstem, będę mu nieskończenie wdzięczny za pomoc.
Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,
ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki
PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024
PKOPPLPWXXX
Podaję też konto na pay palu:
Teraz inne ogłoszenia.
Oto musimy stanąć w prawdzie i ponieść odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje jakie stały się moim udziałem w tym i pod koniec zeszłego roku. Po sześciu latach prowadzenia wydawnictwa wiem już mniej więcej w jakich cyklach koniunkturalnych się poruszamy. Oczywiście nie potrafię tego opisać, ale biorę rzecz na wyczucie. I to wyczucie mówi mi, że jeśli nie zaczniemy już teraz opróżniać magazynu z książek, które na pewno nie będą się dynamicznie sprzedawać, położymy się na pewno. Nic nas nie uratuje. Zanim przejdę do rzeczy, chciałem coś jeszcze zaznaczyć. To mianowicie, że od dziś nie słucham nikogo. Nie biorę pod uwagę żadnych opinii, rad, cudownych przepisów na biznes i zwiększenie sprzedaży, nie robię też nic, co nie jest bezpośrednio związane z moją pracą. Słucham tylko siebie. Howgh. Weźcie to pod uwagę. Teraz clou. Nie sprzedamy nakładu wspomnień księdza Wacława Blizińskiego. To jest dla mnie już dziś jasne. Zajmują one poważną powierzchnię w magazynie i ona musi się zwolnić. Nie sprzedamy tego, bez względu na deklaracje jakie padają na temat tej książki oraz jej autora. Nie sprzedamy jej nawet wtedy jeśli obniżę cenę bardzo drastycznie, bo doświadczenia z obniżaniem cen książek mamy już za sobą i one nas o mały włos nie doprowadziły do katastrofy. Pomysł jest więc taki – wszystko co uzyskamy ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, pod odliczeniu podatków rzecz jasna, zostanie przekazane na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie proboszczem jest dziś nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek. To nie jest ekstrawagancja tak wielka jak „dżdżownica jest to:”, ale uważam, że trzyma jakiś standard. Nie mogę inaczej. Tak więc jeśli ktoś chce pomóc w remoncie kościoła i plebanii w Liskowie, niech kupi jeden egzemplarz książki księdza Blizińskiego i komuś go podaruje.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał wrócił już z urlopu, więc FOTO MAG jest już czynny. Zapraszam także do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim. Nasze książki są także dostępne w Prudniku w księgarni „Na zapleczu” przy ulicy Piastowskiej 33/2
i to jest bardzo dobre warsztatowo. Udało Ci się „przełączyć” z dokumentu/felietonu na epikę. Szczegóły dodają smaczku, doszedł zapach i nastrój (bo to nastrój odróżnia jedno od drugiego), a całość skłania do myślenia. Jeszcze tylko styl musisz ucharakterystycznić mocniej, bo nadal za przeproszeniem Wolskim wieje.
Czy teraz posłuchasz dobrej rady czytelnika i przed wydaniem całości przepiszesz dwa pierwsze rozdziały?
Ja nikogo nie słucham
wiem, ale nie martw się, sobie sam przeredaguje egzemplarz 😛
Wachowski zdekapitowany w łóżku wałka :):):)
Off Top.
Ciekawe dlaczego do tych lbow akwitanskich przemawia prawie tylko ostrze prawa..?
Nie potrafia sie asymilowac
Jeszcze raz wrzuć tu coś off i wylecisz.
No tak, ta satynowa pościel, ta lepkość i ta ucięta głowa (w filmie to był łeb ukochanego konia) ….. czyli propozycja nie do odrzucenia…
Mi bardziej leżały dwa pierwsze, bardziej symboliczne rozdzialy.
Powieść nie może się składać wyłącznie z symbolicznych rozdziałów
O jasny gwint! Kierowcą Lecha pogromca katarów. Ileż możliwości, nie mogę doczekać się więcej.
A mi tamte nie leżały, a ten, i owszem. Gdyby Gabriel sugerował sie naszymi opiniami dostał by padaczki 😉
były bardziej zwarte w treści, ale ten jest ładniej skomponowany
Gratulacje! Nie mogę się doczekać następnego odcinka! Coryllus ante portas …
Świetne i daje do myślenia. Dziękuję
Mam takiego pomysła, czy na szkole nawigatorów nie można by dołożyć w menu forum wyłącznie o książkach wydawanych przez Klinikę? Lista tematów byłaby zamknięta, a pod każdą książką dyskusja, refleksje, relacje, spostrzeżenia. Bo przyznam aż mnie kręci, żeby komentować a nie ma za bardzo stricte gdzie. Nie ukrywam, że byłaby to też prawdopodobnie reklama dla poszczególnych tytułów. Jedna książka -jeden temat.
Czytam Gabriela od lat i nic nie sugeruje, bo nie chce wyleciec. Opisuje tylko wlasne odczucia.
A linki kierujace do tych dyskusji umiescic pod poszczegolnymi ksiazkami w ksiegarni…
o to, to
żeby dyskutować o jakichś książkach, najpierw wypadało by je przeczytać. A co to za byłaby dyskusja, gdy jeden czyta dana ksiązke np. przez kwartał albo dłużej. A drugi podobnie, tylko nie ma synchronizacji, żeby to były te same okresy kwartalne.
Masz na to pomysłą?
że wat? Forum to nie czat. Pod artykułem jest dyskusja krótka i gorąca, bo on dotyczy tematów bieżących, książka trwa, więc dyskusja może się ciągnąć latami.
Dobry kierunek. Odnosze wrazenie, ze gospodarz odkrywa stymulujaca potege jadu. Smiech w ciemnosciach, który poczatkowo jest dosyc frustrujacy po jakims czasie okazuje sie byc wyzwoleniem. Jedna tylko wskazowka – nie bac sie byc niezrozumianym i zadnych jencow. Tyle moich nedznych trzech groszy. Wybacz Coryllusie.
To jest to. Dlatego miałem i mam sentyment do forów. Nawet po kilku latach można coś od siebie do tematu dodać a i czytając książkę sprzed tych kilku lat można przeczytać opinie kilku osób. Blogi to jest bieżączka i pęd do przodu bo już jutro nowy temat i nowa dyskusja. Ktoś z was wraca do dyskusji pod starymi tematami na jakimkolwiek blogu? Jeśli już to tylko żeby poczytać. Jak się tam nawet coś napisze to nikt nie odpowie bo się do tego nie dokopie. Taka natura blogów. Stąd też pomysł na dodanie na SN czegoś takiego o czym mówi Shork byłoby dobre. Zawsze się nowy czytelnik może podłączyć po kilku latach.
Ciekawe, jakiż to cyrograf…, tfu, warunki kontraktu, przygotował dla naszych patryjotów imć Ryszard Lwowski. Co siarczany oddech pastylkami Halitoxu musiał zabijać;-)
A Szymon de M… to dla Wałka zbytek łaski. No, ale bądźmy chrześcijanami.
Fajnie, że kontynuujesz powieść w tym stylu. Jest super. Poczucie humoru i umiejętność przelania go na papier cenię najwyżej.
Teraz meldunek z frontu walki o łuk. Dzieje się. Minister Gliński już objął patronat. W opinii pana Janka krytykujący piękną ideę są „internetowymi trolami” i „prawicową piątą kolumną” niechętną najwyższym wzlotom uczuć patriotycznych. Poniżej najnowszy materiał, ale lojalnie uprzedzam – tylko dla ludzi o mocnych nerwach i odpornych psychicznie, potrafiących wytrzymać ciśnienie koszmaru:
https://www.youtube.com/watch?v=mvDNULGFYoM
http://wawel.neon24.pl/post/140301,prezydent-duda-nie-zda-egzaminu-poprawkowego
real?fiction? no real? no fiction? ale oddziaływanie czytania blogów widać
strażnikiem doznań patryjotycznych jest absolwent WSNS przy KC PZPR i kasa ma przejść przez … i być skierowana do … a kto nie chce dać to cham i szpieg [tylko czyj]; może wreszcie należy powiedzieć: Pietrzak wyp…. to nie noc żywych trupów
Ciekawe jak ta pokraka wpłynie na potencjalna spławność Wisły (kładka do każdego z pylonów lub przejście pod dnem Wisły) ? I ta lokalizacja między portem praskim a mostem świętokrzyskim. No i jestem V’tą kolumną.
Ale głupoty wygłaszają – Polska wygrała II WŚ a nawet I WŚ.
Przy tym łuku PKiN wygląda po prostu pięknie.
Cierpliwość w słuchaniu tego bełkotu opłaciła się – padł pomysł zburzenia PKiN.
Łuk społeczny, w oparciu o sześć instytucji (a nawet władze państwowe) i nikt nie ma prawa się przyczepić.
Watro przetrwać do pytania z 46 minuty dotyczące Krzyża i odpowiedź o ostrołuku.
szkoda czasu trzeżwi to oni nie są
warto: symbol wiecznej trwałości 1000 letniej …itp. – po prostu skok na kasę od frajerów, nawet rzygać się nie chce; a na hasło: Krzyż, w domyśle cudu nad Wisłą – rozkrok intelektualny o łukach, ostrołukach, … czerwonej gwiazdy brakło; tylko jedna reakcja na taką inicjatywę: won
Być może po prostu „koncesja artysty-opozycjonisty”, którą otrzymał od władz PRL zachowuje ważność. Rola tzw. środowisk twórczych przy tzw. zmianie ustroju w 1989 r., czyli przejściu od socjalizmu realnego do socjalizmu demokraturowego, mogła być przedmiotem negocjacji w Magdalence. A Dobra Zmiana łyknęła pana Janka bez popitki, gdyż wyznaje wiarę w patriotyczny mit II RP.
Tak myślę i myślę, co napisać.
Po prostu super.
To oczywiście do Gospodarza.
Ten mówca pod koniec chcący puścić kolejkę górą (nad łukiem właściwym) po drugim łuku spinającym brzegi rozwiązał problem spławności. ;))
Po prostu brak mi słów. Wystąpienia obu panów to przykłady istnienia zjawiska patologicznej hurrapatriotycznej mitomanii, polegającej na bezgranicznej wierze w szerzone od 100 lat propagandowe kłamstwa na temat II RP. Szczególnie w to, że była ona skrajną antytezą bolszewickiego komunizmu.
bo to pokolenie przenosi cała swoja przeszłość, jakby mogli toby i Gierka wyciągnęli na scenę, ot po to aby pogadać albo żeby pokazać komunistę, tego co mu nie wyszło, im wszystkim wyjdzie tylko dajcie im kasę po dobroci lub jak nie to siłą;
to jest walka o kasę na hurra o patriotyźmie to tylko bredzą
Nowa odsłona „Misia” (tego słomianego ), wersja po ostatniej „dobrej zamianie”.
Było o tym Misiu jakoś tak:
największe przekręty robi się na drogich, nikomu niepotrzebnych inwestycjach.
„Prawdziwe pieniądze zarabia się na drogich, słomianych inwestycjach.”
Łapy precz od Pałacu Kultury! Jedyny niezwykły i nie spotykany gdzie indziej obiekt warszawski. Niech już lepiej rozbiorą tą atrapę zamku królewskiego jeśli tak im zależy na opyleniu gruntu.
A niech się jakieś łapy zabiorą za zrobienie zamiast iglicy Krzyża, i niech sobie stoi.
Chyba jednak nie ma co marzyć o krzyżu na PKiN, jeżeli w planowanym pomniku bitwy 1920 nie ma śladu nawiązania do Cudu nad Wisłą.
Raczej nie umieszcza się krzyży na szczycie świeckich budynków. Nie mniej można by na parterze urządzić całkiem spory kościół, wówczas może tak. Jednak takie łączenie funkcji chyba nie jest zgodne z tradycją, czy z prawem kanonicznym.
Na You tube w relacji ze spotkania u Roninów w tymże temacie, autor projektu mówił, że różne elementy można na tym ŁUKU umieścić. Dlaczego deprecjonujesz pomysł autora, umiesz lepiej? Czy może wg Ciebie „wszystko jest gówno oprócz moczu” i stąd to dezawuowanie projektu. I taka jest ta myślowa głębia.
Dokladnie…
… walka na hurra i na zywca… bo narod zlamanego grosza nie da na ten „sakiewiczowy patriotyzm”… zerowisko smolenskie sie skonczylo… to dopiero byly czasy i ZNIWA !!! Sciema smolenska zarla w narodzie jak zloto… konferencje w PowerPoint’ie… podroze… komisje „eksperckie”… fimy… rozne Lichockie z Czerwinskimi wozily sie na „zamahu” cale lata… a teraz ten badziew sakiewiczowy wzial i zdechl…
… mam nadzieje, ze „sakiewiczowy lod” zerujacy na narodzie juz sie nie podniesie z tego swojego zalosnego dziadostwa i tandety… tak mi sie marzy zeby narod przyszedl po rozum do glowy i tego calego Sakiewicza omijal szerokim lukiem !!!
A tekst o snie Walesy z odcietym lbem Mnietka w satynowej poscieli – SUPER !!!
Po co te ekskrementy?
Zobaczyłam wizualizację (link u Zadziornego Mietka).
Łuk Tryumfalny Łukiem Tryumfalnym, ale może być lub nie, a czas leci. A forsy brak. W TV była relacja na żywo z okazji odnowienia domu Gombrowicza we Francji, był chyba nawet minister Sellin Poszedł na to 1 milion ojro, a przecież trzeba to utrzymywać i uroczystości urządzać. Ile pięknych okazji do wydania pieniędzy.
Pedały rosną w siłę i żyją dostatnio. Nawet po śmierci.
Podwójny ogon – widlasty lub zapleciony
Bo klucz jest w: „nikt nie wie po co, więc nie ma się co obawiać, że ktoś zapyta.” Przewalanie budżetów to podstawa współczesnej gospodarki. Ze względu na system finansowy od pewnego poziomu nie da się inaczej.
Jestem prawie pewien że tzw łuki triumfalne najlepiej wyglądają w formach tradycyjnych. I przepraszam za wyrażenie ale zawsze rozsądnie jest nie nadymać się przesadnie. W naszej sytuacji jeśli już to dobre mogą być rozwiązania praktyczne. Odpowiednio zaprojektowany most przez Wisłę też może być dobrym i właściwym upamiętnieniem. A jeśli nawet o cud chodzi to ev i świątynią można podeprzeć takie przedsięwzięcie.
Jakoś nie specjalnie ciągnie mnie do czytania takich form literackich ale tym razem chyba wpadłem i gdy okazało się że już doleciałem do ostatniej kropki to nagle dzień zmatowiał …no i co teraz?
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.
Miodzio. Powiedzmy łyżeczka miodzia. A dwie nie mogłoby być? Ależ ty, Gospodarzu miły, lubisz trzymać czytelnika w napięciu.
Róbmy wyjątki.
Trzeba ten budynek publicznie poświęcić, sakralizować, z pozostawieniem trwałego znaku tego aktu, dopiero wtedy zamiast budzić kontrowersje zacznie nam służyć.
No tak. Metek, ulubiony koń ze stadniny pana Lecha. A kto odrąbał mu głowę? Ale to tylko sen.
On go rzeczywiście nazywał Metek? Już zdążyłem zapomnieć.
Czy zatem cyrograf będzie dotyczył właśnie zachowania świeckiej nieskazitelności łuku wiślanego? Ale przecież ci panowie zamierzali chyba wybrać taki właśnie nieskazitelnie świecko-romantyczny projekt. A zatem czego będzie dotyczył kontrakt?
Ja pierniczę, Ryszard Lwowski, dopiero teraz do mnie dotarło. Diabeł jest na wolności.
No i właśnie tyś wcześniej, droga Tropicielko, zadała to kluczowe pytanie, na odpowiedź na które przyjdzie nam poczekać. Czekamy zatem.
No i ciekawie zawiązany węzeł dramatyczny, czyli początek konfliktu. Biedna łepetyna Wałka jako pole bitewne. Zauważ jest w tym miłosierdzie, szansa nowego wyboru, ale czegoś bezlitosne. To nie jest nadmiar łaski. To jest w sam raz. Proporcje doskonałe.
A jednak to są trzy łyżeczki miodzia. Ja po prostu jestem nałogiem i nie znam miary.
Nie Metek tylko Mnietek, tak jak moi sąsiedzi mówią „angrest”.
Trzeba bylo zrobic „szol” z tym calym Sellinem i odrestaurowac ten dom-przykrywke na rozne schadzki szemranej choloty i pseudo „artystuf”… roznych sewerynow… kiedys zulawskich i innych popaprancow komuszych… na dodatek niepolskiego pochodzenia, zeby mieli gdzie kase polskiego podatnika przewalac…
… jedna banda zlodziejskich szumowin !!!
Oni zaczynają łasić się do „Salonu” w nadziei, że dadzą im zarobić, gdyby coś się zmieniło. Taki Ziemkiewicz zbliża się do prezydenta i ostatnio chyba również do Kukiza.
Gospodarz powinien zamiast podawać numer konta czy paypala uruchomić jakiś croudfunding, coś takiego jak Patreon albo coś w ten deseń.
A o cóż więcej mogłoby chodzić Ryszardowi Lwowskiemu nawet jeżeli postawi inne, pozornie trudniejsze warunki? Zobaczył kolejną szansę (a przecież nie przepuszcza żadnej).
Ten cały…funding to szukanie frajerów którzy sfinansują produkcję innowacyjnych wkładek do butów powiększających penisa męskiego, i tym podobne.
już prędzej przerobią PKiN na meczet. Jeśli tylko Saudowie odpowiednio by za to zapłacili.
teoretyzujesz, docent.
Wazne. Odbieram, ze Gospodarz daje mam komunikat w swojej sprawie.
To spotkanie w Roninie przypomina mi kupowanie garnituru na tandecie, gdzie zadny zarobku sprzedawca zbierze je z przodu lub z tylu, zaleznie od tego co ogladamy w lustrze. „Naszysci” tak chca naszych pieniedzy, ze otwarci sa na propozycje, gondol, przeszklonych wind, sal na patriotyczne spedy, plarformy z wdokiem na Radzymin… Uwiera ich przecudnej urody muzeum projektu Bieleckiego, ale pan Janek pieknie to wytlumaczyl nam, ze przeciez mozemy zaplacic i za muzeum, i za luk. Jednak, ze jest to szatanski zamysl udowodnil pytajacy z sali o Krzyz. Ale sie pan Janeczek zakalapuckal.
Isnieje jakas spoldzielnia rzemiosla artystycznego, ktora realizowala m.in. wybitnie mieszczesliwa tablice pamiatkowa poswiecona Lechowi Kaczynskiemu, a teraz chce wziac sie za koszenie powaznej kasy i wysmazyla projekt wybitnie nieszczesliwego projektu luku.
Nihil novi sub sole.Siódma woda po kisielu za Bulhakowem panie Gabrielu..
Początek ok, reszta kabaret. Literatura jest z innej materii niż świat wiec jeżeli wciska sie w nią tepo ciosane kawałki tego swiata do tego nieznośne aktualne (dlatego czytamy po zmroku w pustym pokoju, a najlepiej jak za oknem ściana deszczu jeszcze bardziej oddała nas od toczącego sie równolegle światka. Bo literatura buduje świat przedstawiony w naszej głowie i zgodnie z logika naszej wyobraźni. Tutaj nie dochodzi do powstania żadnych obrazów przeżyć wewnętrznych bo nie daje to żadnego tego typu bodźca, a raczej powoduje konfuzje następnie irytację. Wątki za szybko po sobie, literatura to przecież skrzyżowanie wysokiego stylu oraz udatnosc kompozycji plus ziejace z głębi przesłanie. Nawet w małej formie nie ma po co sie spieszyć, bo znowu literatura to nie świat
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.