mar 202014
 

Miałem dziś pisać o Rosji, bo tyle tu wkoło mądrych głosów na jej temat, ale co ja się będę zajmował Rosją, jak mamy wokoło samych specjalistów rusofilów, rusofobów i sowietologów. I każdy z nich z odpowiednim zaśpiewem, czyniąc rozmaite zastrzeżenia już to pod adresem tak zwanych „dobrych Rosjan” już to pod adresem „tragicznej sytuacji Rosji i boskich planów z nią związanych” mu się wyjęzyczyć, licząc przy tym, na to, że go czytelnicy potraktują jak proroka. Na temat Rosji bowiem nikt w Polszcze nie pisze, na temat Rosji się prorokuje, a jak ktoś ma mniejszy kaliber mózgu to jedynie dyskutuje potrząsając nerwowo papierosem i głową. Mam to w nosie, będzie wojna czy nie, nic mnie to nie obchodzi. Pogadamy dziś znów o rynku literackim i czynnych na nim autorach, a także o wyższych uczelniach.
Od wczoraj jestem całkowicie pewien, że wystąpienie Malanowskiej pokrzyżowało jakieś plany w gazowni i wywołało niezłą panikę. Skąd ja to wiem? To proste, puścili do sieci wywiad z Witkowskim. Nie wiecie kto to Witkowski? To jest jeden z wybitnych polskich pisarzy, który nie dość, że odniósł sukces to jeszcze na tym sukcesie zarabia. I koniecznie trzeba było go pokazać, żeby jakoś zdyskontować Malanowską i jej nędzne 6800. Witkowski udzielił wywiadu jakimś dziwnym dziewczętom wyglądającym jakby przed chwilą były kimś innym, ale wpadły w łapy Marsjan z filmu „Marsjanie atakują” i teraz są takie jak widać. No i wyraźnie mówi, że na książce potrafi zarobił milion złotych. To jest niesamowite, a jednak można…cały milion złotych…nie to co ta Malanowska, źle pisze, słabo i za wolno i przez to właśnie dostała 6800. Nie ustawajcie więc w wysiłkach młodzi pisarze, nie porzucajcie piór. Oto Witkowski mówi wam co trzeba zrobić, by zdobyć sławę, przede wszystkim operacja plastyczna twarzy oraz dobre kontakty z lobby homoseksualnym….Proszę oto link: http://kafeteria.tv/Polski-pisarz-o-LOBBY-GEJOWSKIM-Cioty-sa-wszedzie-cjGNIXlvyUz

Kim jest pisarz Witkowski? Ja tego dokładnie nie wiem, ale na mieście gadają, że jest synem rektora jakiejś wrocławskiej uczelni. Pisać zaczął dawno temu i od razu właściwie skończył, bo jego książki się nie sprzedawały, a jedyną osobą, która o nim mówiła, w dodatku z przekąsem była Kazimiera Szczuka. No, ale tak jak inni pisarze, był trzymany przez biuro polityczne w zanadrzu, żeby pokazać go gawiedzi jak przyjdzie pora i z szyderczym uśmiechem rzec: ecce homo.
Pora przyszła wczoraj, bo Malanowska swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem spowodowała, że wszyscy młodzi, aspirujący poeci i pisarze stracili sens życia. Gadanie Vargi o misji i o biedzie wszystkich ważnych twórców nie pomogło. Pisarze zaczęli rozchodzić się do domów i mogło się łatwo zdarzyć, że owo rozejście odbierze sens życia i podstawę bytu działom kulturalnym wszystkich ważnych dzienników i tygodników. Bo o kim tu pisać? Z kogo robić durnia, jak nie ma tych aspirujących biedaków? Przecież nie z siebie nawzajem. No, ale na szczęście jest Witkowski, na którego zawsze można liczyć. Witkowski wie zwykle co powiedzieć i nie cofa się przed niczym. Pamiętam, jak kiedyś, gdy na rynku literackim i w okolicach była taka posucha, że nawet żaby wyzdychały, nikt nie wiedział o czym ma pisać, bo nic się nie działo, wyszedł Witkowski i dał wywiad do Dużego Formatu o tym, że on wcale nie jest pedałem. To tylko taka ściema była, a jemu się marzy seks z Dodą. Opowiedział o tym, chyba Szczygłowi, ale głowy nie dam, po czym zniknął. On właśnie do takich rzecz jest potrzebny, ten Michał. Jest czymś w rodzaju ostatniej deski ratunku, dzięki której Varga nie musi pisać o Orlińskim, a Orliński o Szczygle. Wszyscy mają tematy do rozgryzienia i jest fajnie. Kolejny tydzień mija owocnie, a w następnym może znów coś się wydarzy.
Michał Witkowski, jak zauważyliście obnosi się z wystylizowaną niedyskrecją, która jest o tyle krępująca, że nie odkrywa niczego nowego. Dziwić się tym rewelacjom mogą te przerobione przez Marsjan dziewczęta i nikt więcej. Nastąpiła jednak w środowiskach opisywanych przez Michała pewna zmiana – (ja rozumiem że on ma pozwolenie od gangu na gadanie takich rzeczy?) – w dawnych czasach bowiem pedałów czynnych w różnych środowiskach cechowała duża dyskrecja i nikt się raczej z tym swoim życiem wewnętrznym nie obnosił. No, ale czasy się zmieniają, a zmiany jak zwykle zaczynają się od góry, czyli od uniwersytetu. To stamtąd płyną nowe prądy myślowe i inne prądy, których charakteru nie znamy. To tam czai się współczesny Grzegorz z Sanoka, ze swoimi rewelacjami na temat antycznych wierzeń przywiezionymi z Włoch, które za chwilę zacznie rozpowszechniać. Ponieważ ja dawno już na żadnym uniwersytecie nie byłem, a swego czasu oskarżono mnie tutaj o to, że bezpodstawnie atakuję tę instytucję, jakże potrzebną, zamiast ją wesprzeć swoją siłą i talentem, chciałbym się jeszcze raz do tego passusu odnieść. Trudno jest doprawdy pokładać jakiekolwiek zaufanie w uniwersytecie, czy w szkolnictwie wyższym w ogóle, skoro syn rektora jednej z wrocławskich uczelni wynajął się jako dupokrytka dla osobników takich jak Varga i Orliński, i stanowi dziś jedyne właściwie wytłumaczenie ich istnienia. Trudno pokładać nadzieję w uczelniach skoro na stronach jednej z najważniejszych tego typu instytucji w Polsce znajdujemy coś takiego:

https://amu.edu.pl/szybkie-linki/mediow/be/lista-wg-nazwisk/mgr-daniel-falcman,-wydzia-nauk-spoecznych

I niech się Wam nie zdaje, że ja tu szydzę z Witkowskiego czy tego Falzmanna, wcale nie. Ja po prostu uważam, że ludzie ci pobłądzili, bo propagandę traktują jak biznes. I to ma do pewnego momentu sens, póki bowiem są pieniądze do wzięcia „na pedałów”, każdy kto się nie wstydzi może po nie sięgnąć. No, ale jest to pewien cyrograf, jak zaś niedawno napisał na swoim blogu Toyah, rozpowszechnianie tej propagandy może się skończyć właściwie jednego dnia, bo już nie pierwsza to odsłona tego lansu przed nami. Witkowski – kiedy już będzie po wszystkim – znów powie, że tak naprawdę kocha Dodę, ale co z tymi doktorantami, a niedługo już przecież profesorami i uczelniami, które oni reprezentują? Oni też będą udawać, że nic nie było? Być może. Może przyjdzie jakaś inna moda i pieniądze wręczane będą tym, którzy przebierać się będą za krety, albo świstaki. Później zaś wielbicielom nietoperzy i ciepłej wódki zmieszanej z płynem do mycia naczyń. Możliwości jest nieskończenie wiele, powiedzcie mi tylko, dlaczego do propagowania tego wszystkiego koniecznie trzeba wykorzystywać uniwersytet? Czy ktoś mi to może wyjaśnić? I dlaczego ta druga połowa uniwersytetu, która nie przebiera się za kreta czy butelkę płynu ludwik, gotowa jest oddać życie, byle tylko nie padło słowo krytyki pod adresem instytucji, która ich zatrudnia. Już wszystko jest lepsze, krety, nietoperze Witkowski, Falzman…po prostu wszystko, byle nie kwestionować misji. To jest najgorsze. Ja się oczywiście domyślam dlaczego tak jest, ale nie chce mi się o tym nawet pisać, tak jest to biedne i słabe. Pozostańcie więc tam gdzie jesteście mili państwo i bawcie się dalej.
Jeśli ktoś myśli, że chodzi tylko o jakieś deficyty poszczególnych osób, które poza tym dziwnym uczelnianym akwarium nie poradziłyby sobie w życiu, ten jest w błędzie. Tu clou jest coś innego, to mianowicie o czym już niedawno pisałem – ochrona interesów rodzin. Uniwersytet prędzej urządzi wybory mistera penisa niż przyzna się do zgłupienia, a przyczyną jest właśnie to, że dzięki takiej postawie jego prominentni pracownicy uzyskują powoli jaką taką pozycję w mediach, a co za tym idzie zyskują sławę i jeszcze większe pieniądze. Być może nawet większe od tych co je dostała za swoje pisanie Malanowska. Naprawdę może tak być, nie żartuję.
I żeby nie pozostawać przy przykładach związanych ze środowiskiem gazowni i nie dręczyć tego biednego Witkowskiego i jego taty mam takie pytanie: czy Edward Rożek i Tomasz Rożek są ze sobą spokrewnieni? Jeden udziela się jako publicysta w „naszych” mediach, a drugi jest popularyzatorem nauki i jego filmy pokazywane są wszędzie, jak internet długi i szeroki. W gazowni, w salonie i w innych miejscach…Oni są rodziną? Znacie odpowiedź na to pytanie?

Na naszej stronie jest już dostępna nowa książka Krzysztofa Osiejuka zatytułowana „Kto się boi angielskiego listonosza”. 31 marca Grzegorz Braun i ja mamy spotkanie we Wrocławiu w hotelu Tumskim, na wyspie Słodowej, początek o 18.00. W dniach 3-6 kwietnia odbywają się w Warszawie targi książki, na których będziemy z Toyahem, o ile dostanę na czas fakturę, bo jeszcze jej nie mam. W połowie miesiąca mamy targi książki w Białymstoku.
Jak zawsze zapraszam na stronę www.coryllus.pl Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8.

  15 komentarzy do “Niedyskrecja pederastów i jej biznesowy charakter”

  1. Z tymi rodzinami na uczelniach to ja miałam setki lat temu specyficzne doświadczenie osobiste .
    Studiowałam sobie , ze zmiennym zaangażowaniem fizykę na uniwerku wrocławskim ….
    Przyszła pora na przedmiot ,, fizyka ciała stałego” . Pan profesor załatwił sobie salę bardzo okazałą , amfiteatralną przy ogrodzie botanicznym . Obecność na wykładzie była obowiązkowa . Profesor coś sobie opowiadał a jak był potrzebny najprostszy wzór to czujny asystent biegł do tablicy i pisał z namaszczeniem np że a+b=c …
    No w końcu egzamin . Tak pomyślany , że prawie wszyscy oblali . I dziekan kazał żeby coś z tym zrobić .
    Profesor drastycznie obniżył punktację . Bo nawet nasz kolega , istotny geniusz oblał .No więc staliśmy w kolejce z indeksami do wpisu zaliczenia . Ja się też załapałam na to zaliczenie . Ostatnią nieprzyjemnością było to , że profesor popatrzył na ideks , na mnie i powiedział : z takim nazwiskiem i teeeż……

    Po czym zainteresowałam sie kto to jest . No i tu weszła rodzina ,,,, żona znany lekarz i idzielająca się w KIKu a mąż dobrze partyjnie ustawiony , mógł sobie pozwolić na takie wykłady , egzaminy itp ..

    Ale jak napisałam , było to setki lat temu ,,, całkiem jak u coryllusa …

    A teraz jadę sobie w świat , bo pogoda piękna i ptaki śpiwewały rano jak wściekłe ……

  2. p.s.

    ja się tą fizyką ciała stałego i elektroniką potem zająłam trochę poważniej … uwolniona od profesora … okazało się to zwyczjnie ciekawe 🙂

  3. Ja nie wiem co to jest fizyka ciała stałego….

  4. Ten proces niszczenia uczelni, to chyba został rozpoczęty przez niejakiego Żółkiewskiego z KCPZPR, gdzie zgodnie z jego zaleceniem odsunięto od pracy z młodzieżą prawidłowo ukształtowanych przedwojennych dydaktyków a na ich miejsce przyjęto młodych, aspirujących, nie związanych z przedwojenną reakcją. Jednakże ci nowi starali się „wejść w skórę” tych przedwojennych dydaktyków i chyba dopiero marcowi docenci zniszczyli trwale merytoryczną (opartą na wiedzy) pozycję dydaktyka. Czyli najpierw wyselekcjonowani aspirujący, potem wierni marcowi, dziś problem tkwi w … dostosowaniu do wskazówek bardzoważnychurzędów.
    (wykładnia została przegłosowana w bardzo waznym urzędzie i wynik głosowania jest dla wszystkich obowiązujacy).
    A co do rodzinnych/klanowych sposbów zatrudnienia to jest to zjawisko powszechne, a obowiązujące w oświatowych placówkach niepublicznych.

  5. no jak to ? ciało stałe to w tym układzie np półprzewodnik ….

    W starych telewizorach ,, z tyłu ,, były lampy … a potem zniknęły i pojawiły się półprzewodniki , układy scalone … i poszłoooooooo dziś to już całkiem co innego …..

    Ale wtedy na bazie fizyki ciała stałego elektonicy działali

    ja jeszcze pisałam o elektrooptyczxnych własnościach złącz półprzewodnikowych ….. co już całkiem zdradza mój wiek … normalnie mueeeeum 🙂 🙂

  6. Taka to byla inteligencja (szpagatowata, jak pisal Wiech).

  7. Chyba nie był pederastą, ale członkiem partii oczywiście był. Znalazł sobie poletko zarzucone przez naukę światową w latach czterdziestych ubiegłego wieku i zaczął je uprawiać. Ja byłem jedną z ofiar owej działalności docenta. Magistranci mieli przyśpieszyć docentowi badania pod kilkoma obocznymi aspektami. Z racji mnogości zajęć, raczej partyjnych niż naukowych, pieczę nad moja osobą sprawował pan magister. Pod jego okiem napisałem pracę, a końcowej korekty dokonał docent. Wykreślił moje wnioski w rodzaju, że katalizator nie jest specyficzny, że daje wiele produktów ubocznych i cechuje go mała wydajność, a napisał swoje, gdzie nastąpiło odwrócenie ról, że katalizator jest OK, a substancje biorące udział w reakcji są mało reaktywne i dają wiele reakcji ubocznych. Ja, mały konformista przyjąłem nowe wnioski.
    Podczas obrony padło pytanie dlaczego napisał pan w pracy, że substancje biorące udział w alkilowaniu są mało reaktywne, kiedy uzyskane wyniki świadczą, że katalizator nie spełnia zbyt dobrze swojej roli. Nabrałem powietrza i nie zdążyłem się odezwać, bo w słowo wszedł mój promotor i już nie dopuszczono mnie do głosu. Na zakończenie dostałem kilka pytań dodatkowych, tzw. neutralnych, które miały sprawdzić moje rozeznanie w dziedzinie katalizy Friedel-Craftsa.

    Naukowiec starej daty. Pisaliśmy egzamin z fizyki na dużej sali. Jedynym pilnującym był pan profesor, który spacerował w górę i dól auli. Złapał jednego z kolegów na ściąganiu. Kazał sobie podać podręcznik z którego ściągał kolega i powiedział głośno z wyraźna dezaprobatą w głosie:
    – Ściąga pan z Jerzewskiego? Proszę pana, ściągał kiedyś u mnie pewien student z Jerzewskiego i nigdy go później nie spotkałem na żadnej uczelni, a wykładałem na wielu.

    Studenci płatnych szkół zaocznych. Wyniki uzyskane z doświadczenia mieli nanieść na papier milimetrowy w celu zrobienia wykresu. Po chwili przychodzi jeden z grupy i prosi o następny arkusz. Za jakiś czas proszą o następny, więc zainteresowałem się pracą grupy. Okazało się, ze nie zniszczyli żadnego z otrzymanych papierów, ale skleili je taśmą samoprzylepną po to by otrzymać ogromniasty arkusz, na którym można było zmieścić osie ze sztywno przyjętą podziałką podstawową równą 10 mm. Pytam ich czy nie mogli przeskalować wykresu, a odpowiada mi milczenie i kilka par nic niekapujących oczu.

    Wnioski: nasze obecne uczelnie raczej psują niż nauczają i raczej niczego nie wyprodukują i nie zbudują, myślę o doktrynie.

  8. Panie Gabrielu, co do tych Rozkow to nie wiem ale co do systemu oswiaty to swieta racja. Zreszta nie tylko oswiaty,te klany zamkniete na kogokolwiek z zewnatrz sa w kazdej branzy: sadownictwo, sluzba zdrowia, uniwersytety, urzedy. To pozostalosc po PRL. Ten system ucina glowy wszystkim talentom.
    Przypomina mi sie historia Jacka Karpinskiego, zdolnego informatyka i inzyniera. Mial na swym koncie liczne wynalazki, studiowal jako stypendysta w USA w latach 60-ych (Harvard, MIT). Zeby tego dokonac wtedy trzeba bylo byc niezwyklym talentem albo nazywac sie Bronislaw Geremek czy inny Dariusz Rosati.Jako mlody chlopak widzialem jego historie w kronice filmowej w 1981 roku, on hodowal swinie I kury na wsi.
    I drugi kwiatek, juz w dzisiejszej „wolnej” Polsce (dlaczego wolna Polska? bo wszystko w niej wolno):
    Roman Kluska czyli po prostu taki Michael Dell po polsku.
    Mafia z przybudowkami (panstwo, prokuratura) zniszczyly mu firme, ograbily z pieniedzym (musial zaplacic 8 milionow zlotych zeby uniknac wiezienia, nigdy tych pieniedzy nie odzyskal).
    Gdy chcial sadzic zlodziei za zlamane zycie zaproponowano mu odszkodowanie w wysokosci 5tys zlotych.

  9. no , ten sam docent :))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))0

  10. on miał normalnie bzika z tym ściąganiem ..
    ten mój egzamin wyglądał tak , że siedzieliśmy na Cybulskiego w amfiteatralnej zozsadzeni w szachownicę … na wjściu do sali słyszę , że podczas wpuszczania chcą poza indeksem dowód osobisty ..
    nie mam … jest pół godziny do wejścia .. biegiem do taksówki , wpadam do domu łapię dowód taxi czeka … jedziemy .. biegiem po schodach .. zdążyłam …. bez wejścia do wc po drodze , sesja czerwcowa .. z tego biegu pić się chce …. no nic , weszłam .. ta szachownica .. asystenci w roli brytanów …

    siedzę w 4 rzędzie bo dalsze zajęte , ja wpadłam późno … ale dla mnie i task za daleko … pytania rzutnikiem wyświetlane na ścianie ,.,, ja już wtedy nie widziałam dobrze …. nie mogę doczytać o co pytają i znika … kilka minut na odpowiedź i trzeba przerwać bo rzutnik weyświetla kolejne pytanie .. cholera nie przeczytałam ……

    itd .. itd .. dlatego z całego licznego rocznika zadało łapiac się jednym punktem na pozytywną ocenę bodaj 4 / 5 osób …. myślę że z dobrym wzrokiem ….

    a ja to draństwo umiałam …. No nic żyję tyle że po jeszcze paru innych drobniejszych przygodach w sumie zajęłam się czym innym 🙂 🙂

  11. Po marcu 1968 roku, w pewnej katedrze na Politechnice Warszawskiej, dołączył do zespołu „marcowy docent”. Po nastaniu Gierka, kierownik katedry prof. D. jedyne na co sobie mógł pozwolić żeby dać wyraz swemu oburzeniu na zaistniałą sytuację, dyktował studentom zadania następującej treści: Robotnik .. (nazwisko marcowego docenta)… w czasie ….. wykonał pracę … , itd . proszę obliczyć ile robotnik (nazwisko docenta) …..itd …..
    Na tyle mógł sobie profesor pozwolić.

  12. Dzisiaj nie byłaby możliwa Ziemia obiecana, a przecież był to zabór rosyjski, więc wnioski co do obecnej sytuacji są więcej niż dołujące.

  13. Szczesciarz… jak pisalem „z humanistyki” o problemie tozsamosci narodowej Polakow w „Legendzie Mlodej Polski” S.L. Brzozowskiego. Albo napisalem cos konformistycznego, albo nikt mojej pracy nie czytal, ani promotor, ani recenzent.
    Rzeczywiscie juz samo ujecie tematu i robienie z tego problemu jest konformizmem, zgoda, ze tu jest wiecej niz jedna opinia i ze werdykt jest nieroztrzygniety. Dzis juz te sprawy widze zupelnie inaczej.

  14. Tak na marginesie do „Ziemi obiecanej”, wyjaśnienie dlaczego Polak Borowiecki co był świetnym chemikiem nie mógł sam rozpocząć budowy fabryki, pomijając już sprawy kapitału, ano dlatego, że w magistracie łódzkim polak mógł i 10 lat czekać na rozpatrzenie jego wniosku. Notomiast wszelkie propozycje inwestycyjne składane przez Niemców i Żydów byly rozpatrywane natychmiast. Łódx miała byc terenem rozwoju kapitału niemiecko – żydowskiegpo i tak to było. Koledzy dopuścili Borowieckiego do spółki tylko dlatego , że był utalentowanym inzynierem. A kiedy się z beztroski głównego bohatera sprawy potoczyły jak się potoczyły, Borowiecki wybrał to czego mu brakowało czyli kapitał.

  15. Dzisiaj to samo. Każdy inostraniec nie tylko szybko otrzyma pozwolenie, ale także zwolnienie z podatków na x lat, a następnie zmieni szyld i apiat’ to samo. Te podobieństwa są symptomatyczne – my niby u siebie, a jednak nie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.