paź 302022
 

Objechałem wczoraj groby, nie wszystkie, ale te, na które nikt prócz mnie nie zajrzy. Musiałem szybko wracać, bo jest mnóstwo pracy przed zakończeniem roku. W tak zwanym międzyczasie dostałem link do podcastu Rafała Aleksandra Ziemkiewicza, o którym dawno tu nie pisałem. Dzięki likwidacji blogów w salonie24 i rozproszeniu krytycznych wobec pana Rafała autorów, może on bez spokojnie kontynuować karierę najwybitniejszego autora i najbardziej przenikliwego profety po prawej stronie dyskusji publicznej. Nie dość, że jest fetowany, to jeszcze do tego zwalczany w sposób, który niczym mu nie zagraża, a przynosi jedynie splendor i chwałę wśród czytelników. Czy ja bym tak chciał? Może i tak, bo ja mam na odwrót, jak mnie zwalczają to całkiem serio i swego czasu nie było człowieka, który by mi nie zadał pytania o Ebenezera Rojta, choć przecież ten cały Ebenezer opisywał szyderczo także Rafała Aleksandra Ziemkiewicza. Jemu jednak nikt z tego tytułu zarzutów nie czynił. Pan Rafał bowiem ma wszystkie potrzebne uwierzytelnienia, które są niczym proszki uspokajające dla ćwierćinteligentów – dają im pewność, że dobrze wybrali i nie wydali swoich pieniędzy na darmo kupując jego książkę. Ze mną jest inaczej i ja nawet nie próbuję zbliżać się do strategii stosowanych przez Rafała Ziemkiewicza, bo by mnie one zabiły. To znaczy, nie wynajmę sobie kluby Hybrydy, żeby zrobić tam wieczór autorski, albo premierę nowego tytułu, bo połowa publiczności, która się tam zjawi to będą prowokatorzy. Nie pojadę na żadne targi, albowiem za pobyt tam muszę zapłacić z własnej kieszeni, podczas gdy Rafał Ziemkiewicz jest tam gwiazdą, dla którego tacy jak ja mogą co najwyżej zrobić tło. No więc dziękuję, bo wyłożenie czterech patyków, po to tylko, żeby być czyimś tłem, to trochę za dużo. Myślę, że organizatorzy targów powinni się trochę zastanowić co robią, ale nie widzę na to szans. Wróćmy jednak do nagrania, które Rafał Ziemkiewicz umieścił w sieci wczoraj. Zawiera ono bardzo powierzchowne treści i jest jednym z wielu kokieteryjnych wystąpień tego autora, który już tylko przekonuje swoich czytelników, że dobrze wybrali. Dotyczy ono targów książki w Krakowie, które są najgorszą chyba targową imprezą w kraju. Ziemkiewicz bywa tam, ale nie podoba mu się, że targi noszą imię Józefa Conrada. I temu poświęca swój podcast zatytułowany Złodzieje literatury. Chodzi mu o to, że lewica – nie ważne co pod tym pojęciem rozumiemy – albo precyzyjniej – michnikowszczyzna – ukradła literaturę. To jest spostrzeżenie naiwne i poczciwe, albowiem pan Rafał chce przekonać wszystkich swoich czytelników, że on robi literaturę, a tamci nie. I ta jego literatura jest dobra, godna uwagi i inspirująca. Mam inne zdanie na ten temat, ale rozumiem wybory czytelników. Uważam jednak, że lewica niczego dziś nie ukradła, a już na pewno nie ukradła Józefa Conrada. Ziemkiewicz powiedział – od tego zacznę – że nie miał on nic wspólnego z Krakowem. Otóż miał i to wiele, a wspólność ta ma z odbywającymi się tam targami związek silny i symboliczny. Conrad w Krakowie przecież, wraz z Retingerem napisał sztukę o przewrocie w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej. Sztuka ta zdeponowana w ambasadzie Szwajcarii, przepadła, a była – jak należy przypuszczać – wprost scenariuszem masońskiego przewrotu w Meksyku. Jeśli więc już Rafał Ziemkiewicz chce na coś zwrócić uwagę przy okazji tych targów, powinien tę okoliczność zauważyć najpierw. Określa się on jednak jako wielbiciel Conrada i ma jego portret na ścianie, przez co czuje, że organizatorzy targów sprofanowali pamięć człowieka, który jest dla niego istotny. Ja myślałem, przyznam, że już wyrośliśmy z takich metod promocji, ale widać nie. Oczywiście, że autorzy lubią wskazywać na swoich ulubionych „wielkich” autorów z przeszłości, ale to jest dziecinada. Wynikająca wprost z faktu, że nie rozumieją oni czym jest literatura. Albo może inaczej – właśnie zrozumieli i za wszelką cenę próbują to ukryć przed sobą przede wszystkim. Czytelnicy bowiem i tak niczego nie zauważą.

W swoim wystąpieniu cytuje Rafał Ziemkiewicz słowa Michnika, które wygłosił on na zeszłorocznym rozdaniu nagród Nike. Była to – według Ziemkiewicza – demonstracja antypisowska i antykatolicka – Michnik zaś powiedział zgromadzonym tam autorom, że to co oni robią na tej gali, czyli cała ta hucpa, okrzyki, koszulki z ośmioma gwiazdkami i inne gadżety, są ważniejsze niż to, co oni piszą. Mogę się tylko zdziwić w tym miejscu, że dla Ziemkiewicza jest to jakimś zaskoczeniem. Jemu się zdawało, że po to utrzymuje się pisarzy na garnuszku jakichś tajemniczych organizacji, żeby szlifowali warsztat? Przecież autor, do jakiego przywykliśmy od roku 1989, jako figura, jest fałszywy od samego początku, a jego obecność w przestrzeni publicznej w zasadzie sama przez się jest demaskacją. Autor zaś firmowany przez władzę to katastrofa i w ciemno możemy obstawiać, że kłamie. Jego pisma zaś służą do propagowania systemu, który go wynajął. Poza tym mechanika ta jest dużo starsza niż się wielbicielom prozy Ziemkiewicza wydaje. Jak ktoś nie wierzy, niech poczyta sobie tylekroć tu przywoływane wspomnienia Vollarda, szczególnie te ich fragmenty, w których opisuje on zasłużonych dla III Republiki autorów. Zola – chodzące współczucie dla robotniczej nędzy – żyje w przepychu, karmi ciastkami swojego psiuńcia i mówi wyłącznie o wysokości nakładów i kupowaniu drogich obrazów. I na to wychodzi Ziemkiewicz, żeby obwieścić nam, że lewica ukradła literaturę. Oczywiście, że to zrobiła, w latach osiemdziesiątych XIX wieku, a może i wcześniej. Uwielbiany przezeń – dla pozorów jedynie, bo nie wierzę, żeby było inaczej – Conrad, jest częścią tej hucpy, a Michnik to jego wierny naśladowca i uczeń. Odrzucił on wszelkie wahania i mówi jak jest, a ludzie wyją z radości, bo wreszcie nie muszą się kryć. Mają gwarancję, która pozwoli im osiągnąć sukces – wystarczy, że będą pluli na Kaczora i Kościół, a media nazwą ich geniuszami. Nic więcej nie jest potrzebne. Potem zaś, dla podkreślenia wagi ich geniuszu, zorganizuje się im targi. Na które zaprosi się także innych autorów, żeby pokryli koszt imprezy. I teraz uwaga – co roku są na tych krakowskich targach wszystkie skrajnie prawicowe wydawnictwa, bo one też są w tym systemie honorowane. W zeszłym roku Ziemkiewicza, jako głównego faszystę IV RP witały w Krakowie pikiety. Trudno sobie wyobrazić lepszą promocję. Tyle, że to jest ciągle ten sam system. I żadne wyrazy oburzenia tego nie zmienią. Jeśli komuś się zdawało, że rynek książki dopuszcza jakieś pluralizmy, poza tym jednym najwyraźniej widocznym – faszyści vs nie-faszyści, ten musi się opamiętać. Chodzi wyłącznie o to, by utrzymać w blokach najlepiej rozpoznawanych propagandystów i wokół nich rozkręcać dyskusje. Te są z istoty płytkie i absurdalne, ale nikomu to nie przeszkadza – wszak obcują z wielką literaturą. Aha, ważne jest, żeby za ten cyrk płacili inni.

Czy to jest droga do sukcesu? Finansowego na pewno, ale czy to jest droga do sukcesu, który leży na sercu najbardziej wszystkim piszącym, do sukcesu jaki swego czasu osiągnął Henryk Sienkiewicz? Nie sądzę. Przede wszystkim dlatego, że nie ma już dziś publiczności, która by taki sukces gwarantowała, a pisarz jest zdany na łaskę i niełaskę sponsorów. Ziemkiewicz to wie, ale udaje poczciwego wujcia, który odkrywa przez czytelnikami niełatwe prawdy. Sukces taki, jest poza tym jedynie figurą opisanej wyżej propagandy. Mamy cały wysyp małych Sienkiewiczów, których rolą jest porządkowanie rynku tak, by czytelnik nie myślał o głupstwach, ale od razu rozpoznawał właściwą treść i za nią płacił. Czy taki system daje w ogóle nadzieję na sukces finansowy takim autorom i wydawcom jak ja? Oczywiście, że nie, nie po to go stworzono, żeby tacy wydawcy zarabiali, ale po to, by go utrzymywali.

Jak to już kiedyś ustaliliśmy – nieobecność jest wyższą formą obecności. Nie wybieram się więc w tym roku na żadne targi. Poświęcę się tworzeniu systemu, który zapewni mi finansowy sukces i zgromadzi wokół promowanych tutaj treści większą publiczność. Fajerwerków nie będzie, to mogę obiecać, ale też mogę zapewnić, że nikt tu nikogo nie będzie kantował. Jeśli zaś chodzi i imprezy masowe, postaram się, by miały one charakter bardziej prywatny i nie absorbowały uwagi konsumentów treści produkowanych przez Rafała Aleksandra Ziemkiewicza.

Wkrótce premiera nowych książek – Niebieski sztandar i Anglik tatarskiego chana, a także książki Pawła Zycha Dobre czasy czyli jak zarobić w średniowieczu.

  10 komentarzy do “Nieobecność jest wyższą formą obecności”

  1. RAZ zaimponuje mi, jak porzuci stoisko z książkami , żeby się sfotografować na ławce za /chyba/ 250 tys. w Krakowie taka ławka  jest.

    Fotka koniecznie z Warzechą wtedy będzie pluralizm poglądów

  2. RAZ przegiął kiedy wyraził swoje oburzenie , że jacyś blogerzy amatorzy mogą se pisać na salon24.pl i mają większą klikalność niż on „Leon zawodowiec”. Mam tylko pytanie kto go reanimował do TVP ?

  3. jeśli tyle kosztuje drewniana ławka w Krakowie to stoisko z książkami na targach krakowskich  musi kosztować duuuużo

  4. Lawka tyle kosztuje bo urzednicy magistratu musz w koncu wymieniac auta ma nowsze

  5. Księgarze uiszczający kasę ze stoisko targowe właśnie tez uczestniczą w tym łańcuchu pokarmowym urzędników krakowskich , oczywiście księgarze są na wstępnym etapie a urzędnicy na tym finalnym prowadzącym do kasy

  6. No tak, jak to możliwe, że prawdziwi czytelnicy chcą kogoś innego niż on. Trzeba to było zmienić ustawką

  7. Kiedyś kosztowalo 4 tysiące, nie wiem ile teraz

  8. Bardzo lubiłem felietony Ziemkiewicza, to były lata 90-te. Przeczytałem też, chyba tylko jedną, jego książkę, coś z czerwonym dywanem w tytule i wzbudziła pozytywne odczucia – napisana sprawnie i wciągająco. Uznałem, że jest dobry – trzeba oddać co cesarskie.

    Teraz zacząłem czytać, reklamowanego przez Mikiego, Człowieka z wysokiego zamku Dicka i po dwóch rozdziałach nie ma zachwytu, jest za to minus za powielenie stereotypu Polaka – pijaka i Słowian – przybyszów z dalekiej Azji, i to w cale nie w trybie subiektywnym. Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.

    Wracając do Ziemkiewicza – być może lokuje się w odnawianej koncesji dla prawicy i nie można przypisać mu cech niezłomnego poszukiwacza prawdy czy wysadzającego blokujących ją tam. Nie wiem.

    Wiem tylko jaką cenę płaci się za niezłomność – towarzyską, społeczną i polityczną infamię. Może jest to jednak dla niektórych cena zbyt wysoka.

  9. Ziemkiewicz płaci cenę.  Ziemkiewicz jest smutny. Cierpi.

    Moim zdaniem należy mu się miejsce w radzie nadzorczej Lotosu. Albo PGE.

    PS: On jest ciągle na KRUSie? Podobno emerytury krusowskie idą w górę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.