Na całe szczęście Polska nie jest jeszcze krajem postępowym, ale jedynie krajem, który poprzez uderzenie szpicruty i ostróg chciano zmusić do wyprzedzenia krajów postępowych
Emanuel Małyński „Nowa Polska”
Być może zdajecie siebie z tego sprawę, a być może nie, jest w każdym razie tak, że kiedy jakaś działalność, z pozoru absurdalna, zaczyna przynosić efekty, to znaczy zyskuje zwolenników, a produkty, które oferuje znajdują nabywców, choć są wyłącznie fingowanym oszustwem, to rodzi się pokusa, by ją rozwijać.
Nigdy nie zapomnę swojej pracy w wydawnictwach ezoterycznych, dowiedziałem się bowiem wtedy, że istnieje spora grupa ludzi, którzy zajmują się śledzeniem nieistniejących gatunków zwierząt. I nie chodzi mi bynajmniej o klasyczną (co ja piszę) kryptozoologię, ale o coś innego. Otóż kiedy siedzicie i obserwujecie coś mniej lub bardziej uważnie, a potem nagle poruszycie głową, powstaje dziwne złudzenie. Wydaje się Wam, że coś niepostrzeżenie przemknęło przed Waszymi oczami. To są właśnie te nieistniejące stworzenia. Zapomniałem jak to się nazywa, ten dział sprzedawanej za pieniądze fikcji, ale mamy już chyba całą systematykę fikcyjnych gatunków, a także ludzi, którzy są specjalistami w ich rozpoznawaniu. No i jeszcze jedną rzecz – pewność, że otaczający nas świat wygląda zgoła inaczej i jest zamieszkiwany nie tylko przez pieski, kotki i pająki, ale także przez sporej wielkości potwory, które przemykają się niepostrzeżenie, z wielką prędkością pomiędzy domami i drzewami. Po co o tym piszę?
Przypadkiem zupełnie wpadł mi w ręce kawałek świątecznej gazowni. Dawno niczego tam nie czytałem i powiem Wam, że poziom został znacznie zaniżony. Tak to jest kiedy buduje się potęgę i mit na budżetowych pieniądzach, a nie na sprzedaży i na talentach autorów. Zainteresowałem się połową tekstu, bo tyle miałem w ręku, o Michniku, zatytułowanym „Michnik bezdomny”. To jest dość zabawny tytuł i każdy rozumie, że chodzi o bezdomność intelektualną. To znaczy tak naprawdę chodzi o to, by uczynić z Michnika arbitra sporów intelektualnych w Polsce, człowieka, który potrafi nie zgadzać się ze swoimi przyjaciółmi w imię racji wyższych. Tekst zaczyna się od tego, że jakaś Maria Gołębiowska, (nie mam pojęcia kto to), rzekła kiedyś Michnikowi iż ma on cechę niezwykłą – intuicję sacrum. O mało nie pękłem ze śmiechu. Intuicję sacrum…..Już wkrótce okazało się, do czego potrzebna jest Michnikowi owa intuicja. Razem z Żakowskim napisali drugi tom gniota, który kiedyś nazywał się „Między panem a plebanem”, a teraz nosi tytuł „Bez plebana”. I usiłują to sprzedawać w ten sposób, że Żakowski pisze iż Kościół to gnijący trup, a Michnik, który ma intuicję sacrum, mówi, że nie, że Ewangelia daje nadzieję. To jest próba wykreowania nowej jakości tam gdzie jej istotnie nie ma. Adam Michnik nie ma intuicji sacrum, a poza tym nie ma pojęcia o pisaniu, czyli takim składaniu zdań w języku polskim, by przyciągnęły one uwagę czytelnika. On tego po prostu nie potrafi. Są tacy ludzie, którzy nie potrafią, a uporczywie próbują, albowiem posiadają coś, czego my akurat nie mamy – właściwe geny i stosowne uwierzytelnienia. I choćby byli analfabetami o mentalności wozaka, muszą być kimś więcej. Ja się wielokrotnie tego nasłuchałem od różnych, uchodzących za poważnych, ludzi. Tłumaczyli mi oni, że geny są najważniejsze. No, a skoro tak, to prorokiem może być wyłącznie osoba do tego predestynowana. I tak dochodzimy do istoty protestantyzmu, który na łamach swojej gazety lansuje Michnik. O Żakowskim nie ma nawet co wspominać.
W artykule tym, mamy ponadto wszystkie kłamliwe memy, którymi gazownia mamiła kolejne, dojrzewające po 89 roku roczniki. Są tam gawędy o wyborach inteligentów, o ich szczególnym przeznaczeniu, o romantycznej literaturze, której ideały materializują się także w Michniku i temu podobne idiotyzmy. Jest tam, jednym słowem, wszystko, co można znaleźć w kryptozoologii i w kryptobotanice – wszystkie nieistniejące gatunki i wszystkie nieistniejące postawy, które służyły zawsze do tego jedynie, by uwiarygodnić agentów. Adam Michnik jest dla Polaków takim nieistniejącym, przemykającym się rzekomo pomiędzy domami, widocznym jedynie przez moment stworem. W jego fizyczny byt i wszystko co jest z tym związane wierzy jednak taka masa ludzi, że to jest wręcz niemożliwe do wyobrażenia. Swoją tożsamość zaś, podobnie jak kreatorzy kryptozoologicznych potworów i innych bytów z zakresu nauk ezoterycznych, buduje Adam Michnik na tle nauki Kościoła, który jednocześnie ocenia. Z jakiego tytułu? No z takiego, że Gołębiowska powiedziała iż ma on wyczucie sacrum. I to jest argument nie do podważenia.
Żeby wszystko było ustawione na właściwych pozycjach i każdy wiedział w kogo ma rzucać workami z piaskiem oraz na kogo pluć, uaktywnił się Ziemkiewicz. Jego nowa książka pozostanie dla mnie zagadką do końca życia, ale widzimy, że nawet izraelskie dzienniki robią mu reklamę pisząc, że jakoby kwestionuje on holocaust. No i Ziemkiewicz, jak mówią, chce w tej książce przekonać głupich Polaków, że pochodzą z chałupy, a aspirują do dworu i to jest komiczne i bez sensu. Powinni bowiem odkrywać surowe piękno swojej własnej, rodowej tradycji. Powiem tak – Adam Michnik nie pochodzi ani z chałupy, ani z dworu. Pochodzi z mieszkania w Alei Róż i to mu kształtuje perspektywę w taki sposób, że może on uwierzyć jedynie w Ziemkiewicza oraz jego dyrdymały, a za nic na świecie nie uwierzy w nas tutaj i powagę jakości, jakie tu tworzymy. To są dla niego śmieci. My zaś, jesteśmy dla pana Adama kryptozoologiczną hagadą. I vice versa rzecz jasna. On nie może patrzeć w naszą stronę, albowiem utrzymywanie fikcji, w której on sam jest prawie-Chrystusem, a Ziemkiewicz to faszysta wzywający potomków chłopów rezunów do negowania holocaustu, to misja, od której nie może odstąpić. Jeśli zrobi jeden fałszywy krok, zniknie wraz ze wszystkimi swoimi memami. Zniknie jak ten potwór widziany kątem oka między garażem, a płotem, albowiem rozlecą się w proch wszystkie memy, które stanowią o komunikacji propagandowej uprawianej w Polszcze od zarania niepodległości. Te bohatery romantyczne, intelitgenty i ich wybory, redakcje postępowych tygodników, gdzie podejmuje się ciastkami i kawą oficerów SB i właściwie nastawieni do świata księża. Zniknie wszystko. Stąd przymus pisania o intuicji sacrum, która się przecież nie nadaje do weryfikacji, podobnie jak cała kryptozoologia.
Wszystko to ma oczywiście jeszcze taką funkcję, że służy do kreowania omamów, te zaś odwracają naszą uwagę od rzeczy istotnych. Istotnych, to znaczy takich, którymi nigdy w życiu nie zainteresuje się żaden polski historyk, publicysta historyczny i socjolog. Po tym właśnie poznajemy rzeczy poważne. I ja się po raz kolejny do tego przekonałem wczoraj. Oto Wacek umieścił tu fragment książki w języku angielskim, książki, jak mniemam jednej z najistotniejszych do oceny sporego wycinka naszej historii. Chodzi mi o relację Jerome’a Horseya z podróży po księstwie Moskiewskim. Jeśli ktoś nie wie kim był Horsey, przypomnę – jednym z czołowych agentów Kompanii Moskiewskiej. Wacław przywołał taki fragment kiedy to Horsey bawi na dworze Krzysztofa Radziwiłła. Rozumiem, że chodzi o Krzysztofa Radziwiłła Pioruna, człowieka bardzo zasłużonego w kampanii prowadzonej przeciwko Moskwie, człowieka, który o mało nie pojmał cara atakując Staricę, gdzie Iwan skrył się razem ze swoim synem i ciężarną synową. W Staricy gdzie doszło do czynu, który opiewany jest w pieśni ruskiej, malarstwie, literaturze, dramacie i gdzie tam chcecie, do wypadku, zilustrowanego na okładce 14 numeru Szkoły nawigatorów, czyli do zamordowania następcy tronu przez jego ojca – cara Iwana. W trzecim tomie Baśni napisałem wprost – Iwan, który był kukłą kompanii, musiał się pozbyć swojego syna, albowiem kiedy ten dostałby się w ręce Polaków, losy carstwa Moskiewskiego byłyby przesądzone. Napisałem iż ojciec, nawet bardzo szalony nie zamordowałby dziecka, a także wnuka w łonie matki i tejże matki. Mógł to zrobić ktoś, kto tego ojca udawał jedynie. Jak pamiętamy, rządy Iwana to rządy kompanii, car zaś abdykował trzy razy i trzy razy wracał na tron zupełnie odmieniony. Takich rzeczy nie ma w realnym świecie. Wszyscy, może z wyjątkiem Michnika, Żakowskiego, Ziemkiewicza i Baliszewskiego, to rozumieją. Dwór cara Iwana i opriczne wojsko to ramię kompanii. Tą zaś kierowali Jerome Horsey i Tony Jenkinson. Związki jednego z nich z najważniejszym dowódcą wojsk Stefana Batorego, to jest sygnał zbyt wyraźny, by go ominąć. Radziwiłł Piorun mógł zająć Staricę, ale tego nie zrobił, dał Anglikom czas na wymordowanie carskich dzieci, a potem na ewakuację. Tak to wygląda i nie chce być inaczej. My zaś, widzimy, że przed naszymi oczami, na widoku zupełnie, w dodatku wydrukowane i napisane prostą angielszczyzną, leżą źródła, do których nie zajrzy nigdy żaden polski historyk. Podkreślam – nigdy. Nie zrobi on tego, albowiem ściganie kryptozoologicznych potworów jest ważniejsze niż wszystko.
Mamy tylko jedną książkę o kampaniach króla Stefana przeciwko Moskwie, a także to, co ja wycisnąłem z dostępnych tekstów w III tomie Baśni. Tego Horseya, zaś trzeba wydobyć i odłożyć go na bok, żeby poczekał, aż się moce przerobowe zwolnią.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-iii-wielki-powrot/
Granty genetycznie przyznawane budują potęgę i mit nauki na budżetowych pieniądzach, a nie na talentach autorów, patentach i sprzedaży ☺
(jako nie historyk może mieszam i nie rozumiem), ale mam pytanie czy to się zdarzyło podczas (trzeciej) wyprawy Batorego na Moskwę, kiedy to wojska polskie i węgierskie zapomniały (??!!) załadować prochu ?
Na wojnę bez prochu ????
Nr18 Szkoły Nawigatorów a w nim artykuł X.Juliana Bukowskiego :Ilość zheretyzowanej szlachty w Polsce ,może pomóc wyjaśnić brak prochu na wojnę. Nie tylko szaraczkowie się protestantyzowali i nie tylko w Małopolsce.Księstwo Litewskie było pod wpływem religijnym Prus i to co znamienitsze osoby.Jak z tego nie wykorzystać dla organizacji piątej kolumny.
Jeśli mamy być tolerancyjni to należy pilnować kosztów imprezy ,bo protestant był gościem w tzw. mniejszości .Tylko kto miał płacić .Potop szwedzki wystawił rachunek za tolerancję.
Profanacja Sacrum czyli Dziady na Powązkach
Miałam kolegę na studiach, kiedy się go dopytywało o kogoś tam, z pytaniem typu: czy znasz tu imię i nazwisko , on/ona jest na wydziale….. To kolega ten udawał przez moment zamyślenie, po chwili dodawał: Identyczne imię i nazwisko ma dozorca w moim bloku, ale przecież nie o niego pytasz?.
Tak jakoś mi się skojarzyła tamta reakcja kolegi, z dopytywaniem o Marysię Gołębiowską.
dzięki, zaraz zajrzę do tego kwartalnika, jakkolwiek pamiętam, że Besala w książce „Stefan Batory” , nie roztrząsał sprawy braku tego prochu, tylko jakoś tak uznał że to był najwyższy czas te wojny kończyć a tym bardziej że …. nie zabrano prochu.
(tak jakoś: „wojny były trzy i … wystarczy”)
Widma istnieją. Załączam mój oryginalny dowód fotograficzny i to samo zdjęcie podkoloryzowane automatycznie przez sztuczną inteligencję.
Mój znajomy całkiem poważnie rozpatrywał wejście biznesowe w ezoterykę. Człowiek całkowicie od niej zdystansowany, poszukujący tylko i wyłącznie czystego, zimnego zysku. To oznacza, że do każdej roboty znajdą się chętni, za pieniądze lub bez, bo skala nieprawdopodobnych popędów i mrocznych pragnień jest nieograniczona. Ale wracając do prostych materialnych motywacji – są wystarczające, żeby znaleźć, powtórzę, chętnych na wszystko. Każde okropieństwo znajdzie swojego chętnego kata, a przeciwstawieniu się tym zdolnym do wszystkiego ludziom to wyzwanie naszej cywilizacji , której centrum obwarowane jest przez kulturę chrześcijańską.
Przy tym kaci cywilizacji, do których zaliczam i Michnika i Żakowskiego, są wokół, na naszych pozycjach, jak cienie vietcongu wśród drzew.
I kolejny niby banał – nasze poglądy są w niesamowicie czytelny sposób zależne od pochodzenia. Aleja Róż jest w tym układzie bardzo silnym wektorem. Wystarczy zajrzeć w życiorys Michnika, żony Komorowskiego, Janusza Weissa czy Ewy Kuryluk by odszukać oczywiste predestynacje, akcenty, upodobania. W taki sam sposób możemy też zajrzeć w nasze życiorysy i znaleźć wiele odpowiedzi. Wielu ludzi tego nie rozumie. I np upajając się mitologią powstania warszawskiego czy rotmistrza Pileckiego sympatyzuje z wrogami tych mitów, zwalczającymi je bezwzględnie. Po czym wybiera przyszłość w osobie Kwaśniewskiego czy europejskość w osobie jaśnie oświeconej Platformy. A wystarczy przeczytać parę głębszych notek biograficznych o korzeniach Michnika i innych szermierzy postępu, żeby maski opadły , a cele były jasne i widoczne …
Tak, to jest pretekst do dziedziczenia przywilejów
Trzeba by zobaczyć dokument źródłowy, który o tym wspomina, żeby rzecz należycie ocenić
Tylu dziadów, że nie wiadomo którego obdarować
No właśnie
Rzeczywiście dziwne
Moje pochodzenie chyba nie determinuje poglądów
tak ograniczając się do adresów: ulice Aleja Róż, Mokotowska i bliskie okolice, to w domach tych w czasie wojny mieszkały rodziny niemieckie, stąd część kamienic ocalała (bo gdzieś musieli mieszkać ci co likwidowali miasto po powstaniu) i w tych kamienicach po 17 stycznia 45 roku nastąpiła wymiana lokatorów z gestapo na liderów PRL
W którejś książce (autorka kobieta uczestniczka Powstania), było wspomniane, że po wojnie małżonki tych panów co na czołgach radzieckich wjechali do Warszawy w styczniu 1945 roku, opowiadały że powstańcy warszawscy byli na wszelkich przesłuchaniach mściwiej traktowani, także za to że „najeźdźcy” z powodu Powstania, urzędowali w mieście gruzów, nie mieli luksusowych mieszkań i pałacyków (a takie im składano obietnice w Moskwie). Bo (za Powstanie) Niemcy zniszczyli miasto.
Tak że walka po wojnie z podziemiem i okrutniejsze przesłuchiwanie powstańców warszawskich było jakby odwetem za zaistniałym rozziewem między „widmem” oczekiwań a po powstańczymi realiami (warunkami życia) w Warszawie.
Niemcy wywołali wojnę, Armia Czerwona zastosowała swoją wojenną strategię a straty poniósł Polak/Polka za udział w Powstaniu Warszawskim.
Też takie „widmo” interpretacji i czyszczenia sumienia.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.