sie 052018
 

W czasie pisania wczorajszego tekstu przyszła do mnie, myśl tyleż oczywista co odkrywcza. Zanim ją jednak omówię, chciałem przyznać się otwarcie do błędu. Ponieważ w Rzeszowie podoba mi się bardzo i tak łażąc w kółko nie rozpoznaje pewnych oczywistych rzeczy, napisałem wczoraj, że stare miasto otaczają mury. Okazało się, że to mur obronny zamku Lubomirskich. Każdemu może się zdarzyć. Teraz do rzeczy. Postawiliśmy tu wczoraj ważne pytanie – po co komu, politykom szczególnie, stylizacja i po co politykom sondaże? Żeby mogli w sposób bardziej wiarygodny wykonywać instrukcje, które otrzymują i demonstrować swoją nieautentyczność. Po to zostało wymyślone to wszystko i jest jedną z wielu kłód na drodze do autentycznego rządzenia i prawdziwego, nie medialnego tylko sukcesu. Sprawa ta dotyczy nie tylko polityków, ale generalnie spraw państwa, także promocji. Onyx zamieścił właśnie kolejną prasówkę, a w niej dwa linki. Jeden do listy książek obowiązkowych dla inteligenta – samych śmieci rzecz jasna. Drugą zaś do informacji, że jakiś Śliwowski dostanie 70 milionów na produkcję filmów hollywodzkich o polskiej historii. Powtórzę raz jeszcze – Papuasom po II wojnie światowej wydawało się, że wystarczy zbudować z patyków wieżę kontrolną i urządzenia imitujące instalacje lotniska i z nieba przylecą wielkie stalowe ptaki, a w nich czekolada, mleko w puszkach i inne frykasy. Oczywiście, Śliwowski nie wygląda jak Papuas, on stara się być za wszelką cenę wiarygodny i dlatego korzysta ze stylizacji, ma taką jak trzeba brodę, takie jak trzeba spojrzenie – jest mężczyzną zdecydowanym i nie dającym się łatwo złamać, a także ma na szyi rozwiązaną muchę, co ma dodać mu uroku. O wiele jednak ważniejsze jest czego Śliwowski nie ma. Nie ma on rynku, na którym będzie sprzedawał te holywoodzkie produkcje o uniwersalnym przesłaniu, a skoro nie ma, to jego instalacja służy tylko do oszukiwania frajerów. On zaś zaś nie różni się niczym o prostego gracza w trzy karty. Nie inaczej jest z tymi lekturami dla polskiego inteligenta. To są książki dla kretynów po prostu. Pisząc w piątek wstęp do powieści „Pająki” Klemensa Junoszy, zadałem sobie proste pytanie, takie jakie kiedyś zadawali sobie wszyscy inteligenci dyskutujący na łamach gazety wyborczej czy w programach publicystycznych o książkach – dlaczego literatura polska jest słabsza od rosyjskiej. Oni rzecz jasna odpowiadali na to pytanie tak – bo poziom zaniża Sienkiewicz. Ja zaś odpowiadam inaczej – bo jest zlecona przez Haskalę. I to załatwia sprawę, zarówno w stuleciu XIX jak i dziś. Literatura polska jest częścią większego, globalnego planu, w tym planie jest budżet na utrzymywanie takich gamoni jak Pilch, Stasiuk i Twardoch i sprawa jest załatwiona. Jak się ktoś wyłamuje, idzie w zapomnienie, jak Junosza, jest przesuwany do działu starych, sentymentalnych pierników jak Prus, albo ogłaszany estetycznym szkodnikiem jak Sienkiewicz. Inteligenci zaś toczą długie i zawiłe dyskusje o tym czy któryś z polskich pisarzy może dorównać Bablowi. Oczywiście, że może – Klemens Junosza, ale jego nikt promował nie będzie.

Mamy więć literaturę, stylizację i agencje PR, a do tego jeszcze te filmy hollywodzkie za 70 baniek rocznie, których wydawaniem kierował będzie Śliwowski, wygladający jak reklama wody toaletowej dla gejów.

Kolega podarował mi kiedyś ksiażkę absolutnie kuriozalna, nosiła ona tytuł „Etykieta menedżera” i napisał ją tata Moniki Richardson. Jest to podręcznik dyplomatycznego savoir vivre. Nie mam w swojej bibliotece książki głupszej. Całe szczęście jest ona tak głupia, że nie ma szans na to, by ktokolwiek ją przeczytał bez uśmiechu, a także by zastosował zawarte w niej porady i wskazówki. Pietkiewicz napisał ją na początku lat dziewięćdziesiątych kiedy wydawało mu się, że będzie dyktował modę wśród aspirujących biznesmenów i dyplomatów nowego chowu. No, ale się nie udało. To znaczy, nie udało się Pietkiewiczowi, ale już taki Szado wygrał los na loterii. I to jest co najmniej zastanawiające.

Wszystko to o czym tu piszę to oszukane oferty, jakie organizacje o charakterze globalnym, takie jak korona brytyjska i inne, podsuwają Papuasom, by ci uwierzyli, że są jak bogowie. Żeby się odpowiednio wystylizowali i przygotowali do transferu pieniędzy na konta swoich patronów po jakimś malowniczym pretekstem – na przykład kręcenia hollywodzkich filmów o historii Polski, których nie będzie i tak gdzie sprzedać. Ja już dziś obstawiam, że wszystkie te filmy będą opowiadać o niewinnych i szlachetnych Żydach, a także o tym, że tolerancja próbowała ratować Rzeczpospolitą, ale zła szlachta ją pogrążyła. Choć myślę, że chyba jednak przeceniam Śliwowskieg, patrzę na niego i sądzę, że nie wyjdzie on poza schemat – romans dziedziczki z pięknym oficerem żydowskiego pochodzenia prześladowanym przez złych endeków.

Państwo i w ogóle organizacja, która chce działać samodzielnie nie może korzystać z oszukanych ofert, albowiem wszystkie one, prócz misji paraliżującej organizację mają jeszcze to zadanie, by wydrenować ją i oczyścić z pieniędzy. Nie jednorazowo bynajmniej, ale by organizacja załdużała się na poczet tych ofert, wierząc na przykład w to, że nakręcenie hollywodzkich filmów poprawi wizerunek Polski w świecie. Wizerunek czyli co? Nikt nie wie co to jest ten wizerunek, ale my się domyślamy, że chodzi o to, by nikt nie gadał o polskich obozach i by nie nazywano Polaków antysemitami. Proszę Państwa, zostawmy te oszukane oferty Ukraińcom, bo oni są we wstępnej fazie ekscytacji państwowością docenianą przez wszystkich i niech oni płacą za hollywodzkie filmy. My zaś będziemy się mogli z nich pośmiać, albo nakręcić jakiś pastisz za dwadzieścia dolarów. Czyli – nazywając rzecz po imieniu – wskoczyć na falę i nie dość, że dobrze się zabawić, to jeszcze coś zarobić na dostępnym nam rynku lokalnym obejmującym kraje Europy środkowej. Wszyscy nas na pewno zrozumieją, a na pewno zrozumieją nas Czesi.

Tak się jednak nie stanie, albowiem wodzowie Papuasów chcą być wreszcie naprawdę docenieni, chcą, żeby było jak w mieście, żeby była czekolada, wódka w ładnych butelkach i żeby wszyscy ich szanowali. To jest doprawdy niezwykłe, mam na myśli przywiązanie do pozorów. W związku z nim chciałbym powrócić do historii panowania mojego ulubionego władcy – Fryderyka Wilhelma I. Czy on, żeby podnieść znaczenie Prus wynajmował najelpszych w Europie malarzy, którzy uwieczniali brzegi Sprewy na swoich obrazach? Nie. Tak robił Stanisław August Poniatowski, przekonany, że podnosi znaczenia państwa. Był on w rzeczywistości pasem transmisyjnym, po którym gotówka wędrowała do ludzi, którzy mieli państwo osłabiać. Była to gotówka pochodząca w większości z kredytu, który potem wszyscy Polacy musieli spłacić, częściowo krwią. Mając za sobą takie doświadczenia, niesamowicie dziwne jest to, że w każdym kolejnym pokoleniu odtwarzamy ten schemat. Kiedy ja tutaj podsuwam dobry i sprawdzony przykład, nikt nie traktuje go serio, bo to przecież jest dalece nie wystarczające dla naszych aspiracji, prawda? O to chodzi. Powiem więc jeszcze raz – organizacja nie poradzi sobie sama, bez dobrego przykładu, sprawdzonego w praktyce, z całym szeregiem oszukanych ofert, nadchodzących jedna po drugiej. Jeśli nie chwyci stylizacja, to może PR, jeśli nie on, to może filmy hollywodzkie, a w ostateczności łapówki wręczna do ręki i kwitowane w jakiś sposób. Jeśli i one nie pomogą, to może lament nad utraconą wielkością będzie skuteczny, albo docenienie jakiegoś polskiego wynalazku, bezkosztowe zupełnie, albo niech może Mike Tyson powie coś o powstaniu warszawskim. Jeśli to nie pomogło, to niech jakiś bardziej subtelny gość to załatwi, albo jakaś dziewczyna. I tak w kółko. Podkreślam, nie chodzi o to, by wielbić króla Prus i jego politykę, ale by korzystać ze stworzonych przezeń instrukcji. Tego niestety naród kokietów jakim jesteśmy nie jest w stanie pojąć.

Jeśli nie będziemy mieli dobrego przykładu i wypracowanej przez kogoś metody, a niech będzie to nawet ktoś, kogo nie lubimy, na nic nasze nadzieje. Jesteśmy za słabi i zbyt rozkojarzeni. Przykłady dawałem tu przewczoraj i wczoraj. Musi być instrukcja. Ona jest, tylko, że my nie chcemy z niej korzystać, bo ma w naszych oczach charakter anegdotyczny i zaprzecza naszym aspiracjom. I teraz chcę podkreślić wagę myśli zawartej w tytule – unieważnianie oszukanych ofert musi się odbywać bezkosztowo. To ważne i tego też nie rozumiemy. Bezkosztowo, to znaczy, że nie trzeba wywoływać powstań i nie trzeba uczestniczyć we wszystkich globalnych wojnach jakie się toczą. No, ale to już jest marzenie nie do spełnienia. Wszak od takich eventów jak te wojny uzależniliśmy nasze istnienie w stuleciu XXI. Nazywa się to obroną demokracji. Porównywałem to już kiedyś, ale chyba trzeba ten schemat przypomnieć – Hesja i Prusy w XVIII i XIX wieku. Ja wiem, że tak naprawdę nic nie gwarantuje trwałości, ale może nie dajmy się nabierać na takie plewy, choć raz zróbmy coś, co zaprocentuje za lat kilkadziesiąt. Nie dawajmy pieniędzy Śliwowskiemu, nie wynajmujmy agencji PR i nie stylizujmy się na lordów, bo to wygląda komicznie. My tutaj o tym niby wiemy, to nie załatwia sprawy…

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  28 komentarzy do “O bezkosztowym unieważnianiu oszukanych ofert”

  1. Znaczy się :Edward Pietkiewicz „Dobre obyczaje” ? Mam wydanie z 1987 roku, jeszcze nie przeczytałam.

    nie stylizujmy się na lordów, nie mam definicji lorda na półce, ale mam definicję „gentlemana” wg Boziewicza: Gentlemanami nazywamy (z wykluczeniem osób duchownych) te osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka”

  2. No właśnie. Nie dawajmy, nie wynajmujmy, nie stylizujmy się… Kiedy dowiedzą się ci, co trzeba. A może oni to wszystko doskonale wiedzą?

  3. takie moje marzenie o filmie z Beniowskim w roli głównej.

    Może taki scenariusz z Beniowskim jako głównym protagonistą, zadowoliłby wielu, bo byłaby tam pokazana  konfederacja barska i  ucieczka z zesłania na Kamczatce i przejazd północną częścią Oceanu Spokojnego, co to miało być wewnętrznym morzem rosyjskim (s. 63 – 64 Marek Budzisz) , wizyta na wyspach japońskich,  służba u Francuzów i wizyta w nowiutkich St0anach Zjednoczonych i ten Madagaskar gdzie jest też ta walka o niepodległość  – no nie wiem może ten Śliwiński okazałby się dobrym reżyserem,  gentlemanem w rozumieniu Boziewicza a nie reklamą wody kolońskiej.  Niby 70 mln na produkcję filmów hollyłudzkich o historii polskiej to. mógłby być i taki film ……

    Ot takie moje marzenie,

  4. 70 zielonych baniek, toż to nawet na jeden film nie wystarczy i całe szczęście, może więc ze wstydu się nie spalimy. Swoją drogą bardzo zacny dorobek pana producenta, aż dwa filmy, jeden pod tytułem „Miasto Downów”. Wystarczy przerobić na Państwo  Downów i gotowe

    https://www.filmweb.pl/person/Piotr+%C5%9Aliwowski-1526554#

  5. Z całym szacunkiem dla Junosza, ale Babel to Babel zupełnie inna liga.

    Dziwne, że w podgrzewaniu nastrojów antyrosyjskich nikt z obecnych propagandzistów nie wpadł na pokazanie „Pierwszej konnej”, przecież opisy okrucieństw Armii Czerwonej, jakie tam są mogą konkurować z obrazami filmu Wołyń a nawet je przebić w okrucieństwie.

  6. Wręczenie uznanemu reżyserowi 70 milionów automatycznie nie gwarantuje sukcesu zrobionego przez niego filmu. Co i kogo skłania do wręczenia takich pieniędzy tak mało doświadczonemu i nieznanemu reżyserowi?

    Stawiam tezę, że decyduje tu kalendarz, bo pierwszy film zrobił w 2010 roku, drugi w 2014, a teraz mamy 2018.

  7. Kalendarzyk lat płodnych oczywiście, przecie nie znajomości, no i oczywiście profesjonalizm.

    Tutaj coś śmiesznego: https://www.youtube.com/channel/UCOux9I-FoeE5iYVxPsef5ew

    „Kobieta odważnym gestem odrzuca bierność ślimaczego istnienia”

    „Siłaczki” to historyczny, fabularyzowany dokument opowiadający historię polskich sufrażystek. Film powstaje od stycznia 2017 roku z inicjatywy twórców – Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego”. Seksmisja II normalnie…

  8. nikt w Polsce nie zapyta, kto finansuje wybryki kowalskiego i sekty? Codziennie nagrywają dwugodzinne programy. Poza nagraniem czasu wymagają inne czynności

    -Trzeba napisać scenariusz i przećwiczyć

    -zrobić dekoracje

    kiedy sekciarze pracują? To było retoryczne pytanie, zapytać trzeba, kto ich utrzymuje.

  9. A stary etatowiec zachowuje czujność socjalistyczną:

    https://www.youtube.com/watch?v=23GzS542_po

  10. Kiedyś w Anglii spotkałam się z taką definicją „gentlemana”: gentleman to ktoś, kto nie musi pracować zarobkowo i stać go przy tym na porto do obiadu.

  11. No to autor zdemaskował w trzech tekstach pojmowanie polityki i państwa oraz sukcesu przez Prezesa i tzw. PiS.

  12. Oj, czujny, czujny jest…

    … ten stary, socjalistyczny etatowiec… ponoc bardzo  sHorowany… a w utrzymaniu zlodziejskiej formy jak zawsze niezawodne  zlodziejskie presstytutki  „republikanskie”  ze stajni  Ssssakiewicza …

    … coby koryto im nie wyschlo  !!!… w tych kolejnych, potrzebnych im wygranych kadencjach wyborczych  PiS’u.

  13. O Chryste  Panie  .

    Lepiej nie  tykać .

  14. Czy tych panów jest jednak dwóch?

    Piotr Śliwowski I i Piotr C. Śliwowski?

    https://www.filmweb.pl/person/Piotr+C.+%C5%9Aliwowski-2019359

    Czy nastąpiło dodanie literki C.  w celu podbicia stylizacji ?

  15. A propos „holiłódzkich” produkcji to chciałbym przypomnieć film „Quo Vadis” z 2001 z budżetem 76 mln …. – scenografia, która stanowiła dość dużą część tego budżetu (czyli Forum Romanum w Piasecznie) spłonęła. Nie wiem czy wszyscy pamiętają marmurowe „papierowe” wnętrza i „serialowych” aktorów …

    Jeśli chodzi budowanie wizerunku Polski to moim zdaniem więcej dobrego zrobiła sfilmowana ludowa piosenka Rokiczanki z Lubartowa „W moim ogródecku” z budżetem pewnie kilkutysięcznym (przez 5,5 roku 16 mln odsłon) niż wszystkie te pozoranckie działania tzw. Komitetów Dobrego Imienia ….

    https://www.youtube.com/watch?v=hp4endJMu1E&list=RDhp4endJMu1E&start_radio=1

    Pozdrawiam

  16. … dlaczego literatura polska jest słabsza od rosyjskiej. Oni rzecz jasna odpowiadali na to pytanie tak – bo poziom zaniża Sienkiewicz. Ja zaś odpowiadam inaczej – bo jest zlecona przez Haskalę.

     

    Haskala (hebr. השכלה, „oświecenie”), oświecenie żydowskie – ruch intelektualny Żydów europejskich w późnych latach XVIII wieku, opowiadający się za przyjęciem przez nich oświeceniowych ideałów, integracją ze społecznościami nieżydowskimi, polepszeniem edukacji dotyczącej spraw świeckich, nauczaniem języka hebrajskiego i historii żydowskiej. Haskala rozpoczęła szerszy ruch asymilacji Żydów europejskich, którego skutkiem były m.in. pierwsze żydowskie ruchy polityczne i emancypacyjne.Wikipedia

     

    M.Bilewicz/ 2-milionowym grantem /-„Powrót wypartego chałaciarza”: „My, polscy, amerykańscy, izraelscy Żydzi, nadal nie uporaliśmy się z brudnym, nieogolonym, odmiennym cywilizacyjnie chasydem, siedzącym gdzieś w naszych drzewach genealogicznych. Tak naprawdę myślimy o nim to samo, co niegdyś Maria Dąbrowska czy Stefan Żeromski oraz ich żydowscy odpowiednicy: asymilatorzy, wyrafinowani inteligenci, socjaliści czy komuniści. W ich wypowiedziach znajdziemy pogardę, która do dziś kształtuje nasz lęk przed byciem naznaczonymi jako chałaciarze”.

     

    Sekta hassydów, krótki opis jej dziejów. „Cadykowie-cudotwórcy“, zabobon i fanatyzm.K.Junosza

     

    Miasteczko, zamieszkałe przeważnie przez biedaków, potrafi jednak kilkoma tysiącami opłacić szczęście oglądania „cadyka“. Po jego wyjeździe nastaje nędza jak po pożarze — głód poprostu. Znałem pewnego żyda, nędzarza nad nędzarze, sama jego powierzchowność wzbudzała politowanie. Chudy, zawiędły, wynędzniały i blady, a wiecznie głodny, podobniejszy był do widma niż do człowieka; miał żonę i coś ze siedmioro dzieci, półnagich, obdartych i również jak ojciec zgłodniałych. Żyd ten był niby szewcem, powiadam niby, gdyż w życiu swojem ani jednej pary butów nie zrobił, łatał tylko chłopom i łykom miasteczkowym stare chodaki i to było jego zatrudnienie w zimie. Latem puszczał się na korzystniejsze przedsiębiorstwa. Rozebrany do naga, brodził całe dnie po błotnistych rowach i po rzeczce. Z pierwszych, za pomocą starej koszałki wyławiał z błota piskorze, w drugiej łapał siatką kiełbiki i płotki, oraz najzyskowniejszą „zwierzynę“ — raki, które rękami z nor wydobywał. I to jest także interes. Marzeniem tego nędzarza było uskładać kilkanaście rubli, ażeby z tym kapitałem od rękodzielnictwa i rybołówstwa przerzucić się do handlu i założyć sklepik, na początek choćby tylko z solą, miotłami i smołą. Ostatecznie uzbierał pięć rubli. Jakim cudem — to już pozostanie jego tajemnicą, dość, że miał pięć rubli, całe pięć, w jednym papierku, który przechowywał, ma się rozumieć, jak największy skarb, jak nadzieję przyszłego dobrobytu i szczęścia. Nie sądzono mu jednak było zbudować na tym fundamencie dobrobyt rodziny — wydał pięć rubli na co innego, a wydał bez żalu, owszem z radością nawet, gdyż pocieszył się w zmartwieniu i przez uchylone drzwi widział „cadyka“. Sam opowiadał mi tę scenę. — Proszę pana, mówił, państwo lubicie się śmiać z takich rzeczy, ale do śmiechu w tem nic nie ma. Taki człowiek, taka osoba, ma od samego Pana Boga siłę i moc! Żaden pan, żaden bogacz, żaden król nie wie tego co on wie i nie może tego, co on może. To jest wielki mocarz! Jemu wiadomo co było, co jest i co będzie, on ma u Boga łaskę, a wszystkich złych duchów potrafi pobić, zgubić i zniszczyć. Ja go widziałem! — Po cóż chodziłeś do niego? — Pyta się pan po co? jakto po co? Miałem chore dziecko, poszedłem więc dziecko ratować. — Jakież lekarstwo przepisał ten wielki mocarz? co ci powiedział? — On nie potrzebuje przepisywać lekarstw, ani nie potrzebuje rozmawiać z takim biedakiem jak ja. Ja przyszedłem, dałem takiemu żydkowi, co przy nim jest, moje pięć rubli i opowiedziałem mu moje zmartwienie. On poszedł zaraz z tem do rabina, a gdy otwierał drzwi, ja go zobaczyłem! Po chwili żydek wrócił i przyniósł mi od Rebe takie słowo: żebym ja zaraz zaniósł dziecko do doktora. — I zaniosłeś je? — W tej chwili poleciałem — i co pan powie, doktór dziecko obejrzał, zapisał proszek, dałem ten proszek i na drugi dzień dziecko było całkiem zdrowe. — Czyż nie lepiej było, rzekłem, pójść wprost do doktora? Spojrzał na mnie wzrokiem, w którym można było dostrzedz pewne politowanie nad ciemnotą i ograniczonością mojego umysłu. — Proszę pana, rzekł, o czem tu gadać, to nie jest taki interes, żeby go pan mógł kiedykolwiek zrozumieć… Na to potrzeba całkiem innej głowy… Iluż jest nędzarzy, sprzedających ostatnie łachmany z grzbietu, aby zanieść ofiarę „cadykowi“. I nietylko nędzarze, ale i bogatsi żydzi, otarci nawet w stosunkach z ludźmi wykształconymi, nie są wolni od uczucia bałwochwalczej czci dla „cadyka“. Na święta porzucają rodziny swoje i jadą tysiącami do niego.

  17. 10/10

  18. Jarosław Kaczyński nasz Lord Protektor z bożej łaski.

  19. Jedynie ksiądz Rydzyk może dorównać takiemu cadykowi. Oprócz niego nie znam w KK osobistości, dla której ludzie z takim przekonaniem wyskakują z kasy.

  20. „jakiś Śliwowski” – pewnie lepiej dać ową kasę jakiemuś absolwentowi technikum leśnego co aż się slini że stary żyd co dwa tygodnie wpuszcza go do telewizji internetowej i robi z niego wała

  21. Polski Korytarz czyli jak wykorzystać Hollywood

    W roku 1924 zdolny austriacko-niemiecki militarny propagandzista Theo Matejko umieścił w łączniku między dwiema stacjami berlińskiego metra swe murale z czterdziestoma obrazami „Dziesięciorga przykazań” wg filmu Cecille de Mille. Nie mam tych obrazów, bo Niemcy są daleko w tyle za Ameryką a nawet Francją w internetowych publikacjach swej prasy z tamtego czasu, więc zamieszczam piękne obrazy z kolejnej hollywoodzkiej wersji de Milla z lat 1950-tych.

    Ten łącznik w centrum Berlina między stacjami metra był powszechnie zwanym „Polskim Korytarzem” i przyciągał tygodniowo milion odwiedzających, co wymagało pomocy rezerw policyjnych dla zapewnienia porządku.

  22. Nie wiem jak się tu dostałeś, ale to już ostatni raz geniuszu

  23. Nie ma to jak jakiś magister inżynier, co nie?

    Nie chodzi o dawanie pieniędzy innym, ale o nie zaciąganie kredytu na cudzy koszt na oczywiste niewypały, bo ta „polska” propaganda ma zasięg na Zachód ale najdalej do Szczecina.

    Od tej mdłej papki wolę wydawnicze i kinematograficzne podziemie.

  24. O, drętwo mówiąca Maria Seweryn też ma kwestię w tym filmie.

  25. Kiedyś sporo robiły zespoły Śląsk i Mazowsze i w takim japońskim keybordzie firmy Casio zaszyta jest melodia Kukułeczki. A jest jeszcze nieśmiertelna Modlitwa dziewicy i 3 fragmenty utworów Chopina.

  26. ja tam wolę zwykłego uczciwego człowieka…

  27. Ouo Vadis to byle ewidentna pralnia kasy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.