cze 282021
 

Przysłuchiwałem się wczoraj wyzwiskom jakie poseł Zandebrg rzucał w kierunku byłego już prezesa IPN Jarosława Szarka. Puszczają to na fejsie między wędkarstwem morskim, a Simonem Cowelem opieprzającym facetów, co nie umieją śpiewać. Zandberg ryczał, albowiem przejął się szczerze tym iż IPN gloryfikuje Burego i Wołyniaka, którzy mordowali niewinne dzieci. Jarosław Szarek zaś odpowiadał mu z pozycji badacza-historyka, próbując wytłumaczyć, że już za późno być coś zmienić, a działalność obydwu panów musi być udokumentowana. Na co Zandberg, że pracownicy IPN w Białymstoku zajmują się organizowaniem akademii ku czci Burego i to jest, prawda, faszyzm.

Nie wiem po co prezes Szarek w ogóle podejmował tę dyskusję, bo należało to zbyć wyniosłym milczeniem. Tylko bowiem największy osioł uwierzy w to, że Zandberga interesuje los pomordowanych przez Burego i Wołyniaka dzieci. Jego interesuje władza i pozyskiwane z niej pieniądze, a także takie urządzenie życia Polakom w kraju, żeby musieli pod koniec miesiąca grzebać w śmietnikach, by przeżyć. Do niczego więcej te biedne ofiary nie są Zandbergowi potrzebne. Scena ta dobitnie i po raz kolejny dowiodła, że nie ma sensu prowadzenie żadnego dialogu z lewicą. Trzeba im się pozwolić wyszumieć, trzeba pozwolić byłemu wiceministrowi Gduli, ojcu posła, iść na marsz równości, żeby mógł podziwiać swoich dawnych podopiecznych z akcji „Hiacynt” i robić swoje. Oni bowiem nawet się już nie kryją ze swoimi zamiarami, nas jednak przydusza do ziemi pewien ciężar, który nazywamy tu różnie. Przez lewicę jest on jednak odbierany zawsze jako upokarzająca chęć wytłumaczenia się z grzechów. Oni się z niczego nie tłumaczą, albowiem walczyli zawsze dla dobra ludu, a jak lud nie chciał ich zaakceptować, to znaczy, że nie był ludem. I sam jest sobie winny.

Proponuję byśmy wypracowali nowy sposób komunikacji z lewicą, zacznijmy od razu szeroko, od dwóch krańców spektrum dyskusji. Oto opisałem wczoraj sposób w jaki preparowano źródła do historii średniowiecza. Samo odkrycie takich praktyk, było w pewnym momencie, całkiem niedawno, demaskowane przez różnych pracowników akademii, którzy wywoływali jakieś dyskusje, pisali polemiki i prowadzili dialogi z obrońcami tekstów, które obronić się nie dały. Mam wrażenie, być może mylne, że zarzucono te praktyki i trwają jakieś zakulisowe dogowory, które mają ostatecznie ustalić „jak było” i wersję tę podawać „do wierzenia”. Ja chciałem dziś zwrócić uwagę na kilka przygód ze źródłami opisujących kilka istotnych momentów w dziejach.

Oto cała historia Żydówki z Toledo, która była ulubionym motywem w prozie historycznej trzech aż stuleci, podjętym ostatni raz gdzieś w teatrze, w roku 2005 chyba (strzelam), pochodzi z późnych bardzo tekstów XVI wiecznych, a także z tekstu Cronica General datowanego na rok 1270, czyli o sto lat niemal oddalonego od samych wypadków. Kłopot polega na tym iż dość dawno ustalono iż tekst Cronica General, który powstał w królewskiej kancelarii Kastylii, jest autentyczny tylko w pewnej części. To znaczy do czasu wkroczenia Maurów na półwysep. Potem do Cronica General dołączano różne zapiski pochodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo redagowane, zaś datowanie ich na rok 1270 to jest taka zabawa, która miała posłużyć jakimś nieznanym bliżej celom.

Autor powieści Żydówka z Toledo, Lion Feuchtwanger, który był człowiekiem nadzwyczaj dobrze poinformowanym, przez co zmusił mnie do dokładnego studiowania swojej książki i wyłapywania w niej informacji, których nie ma w żadnym innym miejscu, powołuje się na cały szereg źródeł dotyczących ważnych wydarzeń towarzyszących opisywanym przezeń wypadkom. I tak sporo pisze o pogromach Żydów w Nadrenii w czasie tak zwanej pierwszy wyprawy ludowej, która to – prowadzona przez Piotra Pustelnika, Wilhelma Cieślę i rycerza Emicho – dokonała serii krwawych mordów na Żydach w najważniejszych portach nad Renem. Oczywiście nikt nie zwraca uwagi na to, że były to porty nad Renem, a ofiarami byli miejscowi, bardzo wpływowi kupcy. Podobnie jak mimochodem i półgębkiem wspominają autorzy, że zarówno papież, jak i wszyscy biskupi diecezji niemieckich kategorycznie zakazali przymuszania Żydów do chrztu i próbowali ich chronić. Przywódcy jednak „krucjaty ludowej” ważyli sobie te zakazy lekce. Przejdźmy teraz do tekstów opisujących te wypadki. Najpierw kroniki żydowskie. Na pierwszym miejscu wymienić należy Kronikę Salomona bar Simsona, która jest najdokładniejsza i opisuje wszystko z największymi szczegółami, wymieniając nazwiska pomordowanych, a także wskazując, że jeden z nich wolał zamordować własnego syna niż przyjąć chrzest. Podobnie czyniło wielu, co miało być wskazówką dla innych prześladowanych, jak mają postępować. Przypominam – papież i biskupi potępili krucjatę ludową, odcięli się od niej. Co jest nie tak z tą Kroniką Salomona bar Simsona? Okazuje się, że pochodzi ona z końca XIX wieku. Wtedy właśnie odkryto cudem XV wieczne rękopisy, będące kopiami XI wiecznych dokumentów, które opisywały te straszliwe wypadki w Nadrenii. Proszę Państwa, myślę, że całą tę kronikę można położyć na tej samej półce, na której leżą publikacje wydawnictwa Bellona dotyczące Wielkiej Lechii.

Kolejne źródło czyli teksty, bo trudno je doprawdy nazwać kroniką, Eliezera ben Natana. Ich opis w wiki jest fascynujący, zawierają one bowiem

precyzyjne zestawienia cen towarów oraz dokładne informacje dotyczące zwyczajów handlowych w Nadrenii i dalekich krajach słowiańskich ; np. dotyczące złotych szlaków handlowych w Strasburgu Speyer(k. 145b); moneta czasu; [2] oraz handel eksportowy z Galicją i południową Rosją (nr 5). O obyczajowości i charakterze słowiańskim mówi się również w związku ze sprawami obrzędowymi. Wśród decyzji są niektóre zawierające interpretacje powiedzeń biblijnych talmudycznych ; jeden z nich (nr 119) przedstawia nawet powiązany komentarz do Księgi Przysłów 30:1-6, w którym cytowany jest pogląd Saadii Gaon – mianowicie, że Isthiel i Ucal to imiona dwóch mężczyzn, którzy skierowali pytania filozoficzne do Agura ben Jake . (tłumaczenie – gugiel)

Czy to nie dziwne, że Ruś Halicka nazywana jest Galicją, a Ruś Kijowska południową Rosją? Ciekawe kim jest ten redaktor w wiki i dlaczego ta praktyka, jakże przecież dyskryminująca Ukrainę współczesną nie oburza posła Zandberga.

Prócz takich interesujących spraw, które powodują, że rabi Eliezer nigdy nie zostanie wydany w języku polskim, tekst zawiera także bliżej niesprecyzowane informacje dotyczące pogromów w Nadrenii, które Eliezer opatruje, jakże bliskim posłowi Zandbergowi bluźnierczym wezwaniem do Boga, który pozwalał na takie rzeczy. Nie wyjaśnia nam do końca docent wiki, jak to się stało, że z autora popularnego w diasporze, stał się Eliezer autorem zapomnianym, a pamięć jego wielkiemu dziełu przywrócili dopiero rabini z Poznania w roku 1609. I od tej daty dopiero można chyba mówić o popularności tekstu Eliezera. Nie wiem co rzec o jego autentyczności, bo rozumiem, że wcześniejszych niż XVII wieczne odpisów nie ma. W XIX wieku toczyła się dyskusja, której przedmiotem było autorstwo kroniki, albowiem już w XVI wieku historyk i lekarz Joseph ha Cohen je zakwestionował, przypisując innemu Eliezerowi, o przydomku ha Levi. Tak więc od XVI wieku do wieku XIX trwał spór o autora, w tym czasie na podstawie niezachowanych do dziś rękopisów rabini z Poznania wydali całość dzieła. Ostatecznie na początku XX wieku rabi Adolf Jelinek z Wiednia ustalił, że jednak Eliezer ben Natan był autorem opisywanego tu dzieła. Ostatnim żydowskim źródłem do historii wypadków w Nadrenii jest Anonim z Moguncji, którego nikt chyba nie traktuje serio. Są to anegdotyczne zapiski, okraszone od czasu do czasu wezwaniami do Boga, w które ktoś wplótł relacje z pogromów w Nadrenii.

Czy to znaczy, że pogromów tych w ogóle nie było? Oczywiście, że były, ale nie wiemy jak wyglądały, albowiem uznawany przez długi czas za rzetelnego, kronikarz Albert z Akwizgranu, stracił żółtą koszulkę lidera już dość dawno temu, ze względu na przeszacowane, albo lepiej – wzięte nie wiadomo skąd – dane liczbowe dotyczące uczestników wypraw, bitew, czynów bohaterskich dokonywanych przez ludzi, którzy w danej chwili byli w innym całkiem miejscu i takich tam historii.

Pozostaje nam Eckkehard z Aux, który pisze o tych pogromach, ale bardzo oszczędnie, tekst jest do odnalezienia w zbiorach niemieckich, wczoraj go miałem przed oczami, ale dziś już nie potrafię do niego wrócić. Podobnie jest a Albertem z Akwizgranu. Dwie relacje dostępne w sieci, łatwo dające się przetłumaczyć, w których, w kilku linijkach opisane są zbrodnie rycerza Emicho i Wilhelma Cieśli z Troyes. Z tym, że – jak nadmieniłem – Albert jest niewiarygodny. Do tego mamy jeszcze źródła oddalone od Nadrenii – włoskie i bizantyjskie – wszystkie późniejsze od samych wypadków.

Czy ja napisałem Troyes? Tak właśnie. Z tego miasta bowiem pochodził Wilhelm Cieśla, najważniejszy obok rycerza Emicho zbrodniarz tamtego czasu. Pamięć o nim zachowała się nie tylko w źródłach, ale także w legendzie. Oto stara żydowska legenda mówi, że kiedy Wilhelm wyruszał na wyprawę rozmawiał z rabinem Troyes, którego poprosił o wróżbę na czas powrotu. Rabin zaś powiedział mu, że wróci we trzy konie z dwoma sługami. Wilhelm wyśmiał go i rzekł, że wróci z wielkim orszakiem, okryty sławą, a jeśli będzie inaczej zabije rabina. Kiedy wracał z czterema końmi i trzema sługami miał szczery zamiar spełnić swoją groźbę, przy wjeździe do miasta jednak z muru spadła cegła i zabiła jednego konia. I tak przepowiednia rabina się sprawdziła.

Popatrzcie czy to nie dziwne, facet wyrusza na krucjatę, której celem ukrytym jest likwidacja ośrodków handlu w Nadrenii, o czym się głośno nie mówi. I co? Zamiast „namawiać się” na Żydów i Saracenów z miejscowym biskupem on konferuje z rabinem Troyes? Miasta, do którego ciągnęli wszyscy prześladowani Żydzi z Francji i Niemiec? Gdzie hrabia Szampanii stwarzał im tak dogodne warunki życia i prosperity, jakich nie było nigdzie? I tam prowadzono głównie werbunek do tej całej krucjaty ludowej? Wiem, wiem, nie należy tego traktować serio, to przecież tylko legenda. Troyes zaś wkrótce stało się stolicą europejskiego handlu, podobnie jak cała Szampania. Tylko z tą Nadrenią trzeba było coś zrobić, bo to i rzeka szersza i bardziej spławna i opieka miejscowych biskupów podejrzanie silna…tak panie nie mogło zostać….

Wróćmy teraz do Adolfa Jelinka z Wiednia, sławnego w całej Europie żydowskiego apologety. Nie jest on bynajmniej przodkiem sławnej, ale nieco już zapomnianej austriackiej noblistki nazwiskiem Elfriede Jelinek, która uhonorowana została literackim Noblem w 2004 roku. Jej ojciec wywodził się z Czech, był chemikiem i żeby uratować się z Holocaustu przyjął posadę przy produkcji Cyklonu B. Każdy wie, co to jest – cyjanowodór wymieszany z ziemią okrzemkową. Przy takiej produkcji może pracować każdy i nie musi być przy tym chemikiem. No, ale papa Jelinek akurat był, rozumiem więc, że piastował stanowisko kierownicze, do którego pretendował sam. Nie potrafię sobie bowiem, na podstawie dostępnych źródeł i wyobrażeń kolportowanych od wojny do teraz, uzmysłowić, jak to Niemcy zmuszają żydowskiego chemika Jelinka do pracy przy Cyklonie B. Niemcom raczej było obojętne jaki los go czeka,a chemików w Rzeszy było bardzo wielu. Tylko jemu zależało na tej robocie. Czy pani Elfride wyraziła kiedykolwiek jakiś cień skruchy z tego powodu? A skąd. Ona się do dziś doszukuje, według niej istniejących, związków pomiędzy nazizmem a katolicyzmem. O postawie zaś swojego ojca nie mówi. Nie mówi o niej też inna noblistka – Olga Tokarczuk, nie mówi o tym poseł Zandebrg, ani poseł Gdula, albowiem nie to jest przedmiotem dialogu, który tu został rozpisany na głosy. A wobec tego pozostaje nam milczeć i robić swoje. I nie słuchać redaktora Pospieszalskiego, który twierdzi, w obłąkaniu, że warto rozmawiać. Nie warto. Warto tylko słuchać i czytać uważnie.

Przypominam, że promocja trwa tylko do końca czerwca

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sacco-di-roma/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/komisarz-zdanowicz-i-ponczochy-guwernantek-juz-wkrotce/

 

Po tym czasie ceny wrócą do poprzedniego stanu, a promocji nie będzie. Przynajmniej do czasu następnej jakiejś katastrofy.

  12 komentarzy do “O bezsensowności dialogu, średniowiecznych źródłach i Cyklonie B”

  1. Dzień dobry. Tak właśnie jest. I to, niestety, od dawna. Dawno bowiem odkryto, że kłamstwo jest bronią skuteczniejszą i tańszą od miecza. Co mnie osobiście jednak trochę szokuje, to rosnąca z czasem bezczelność owych kłamstw. Nawet najczerwieńsza komuna nie poważyłaby się formułować niektórych tez latających dzisiaj normalnie w mediach. No bo wtedy ludzie „nie byli jeszcze gotowi”. Jednak systematyczne ogłupianie społeczeństwa przez dekady spowodowało, że dziś już są. A i wiara w sens protestów maleje. Człowiek widzi i słyszy to wszystko i ma ochotę jedynie sięgnąć po Świętego Jana, żeby sprawdzić w którym miejscu jesteśmy…

  2. Niebawem filmy Tarantino będą traktowane jak źródła historyczne

  3. I oczywiście wykorzystane do wymuszenia czegoś na nas i nam podobnych…

  4. Cale to panstwo prawa,  racjonalne zarzadzanie, realizm itd to bzdura. Ludzie nie sa racjonalni, oni racjonalizują swoje zachowabia. I tylko tyle.

    Dlatego dyskusje sa zbędne. Warto posluchac madrego, (np.  Gospodarza) a na przekonanie glupiego brak życia.

  5. Niebawem filmy Tarantino będą traktowane jak źródła historyczne

    Niektórzy już tak traktują filmy z Hollywood.

    Tarantino jeszcze nie, bo rozrywkowy charakter jego twórczości jest nazbyt widoczny, ale kto wie co będzie za kilkanaście lat…

  6. Nie podejrzewałem Pana o ciężki, niemiecki humor, a tu proszę…

  7. O bezsensowności dialogu:

     

    „Mit dem Juden gibt es kein Paktieren, sondern nur das harte Entweder – Oder”.

     

    Mein Kampf

     

    O średniowiecznych źródłach:

     

    https://images.app.goo.gl/cK3TyZwYjtWuHAmh7

  8. Wyjaśniam ilustracje, bo to co można się dowiedzieć z polskiej wiki, to wstyd dla polskiej akademii.  Zacznę od Stalina z Feuchtwangerem. Rozmawiał w roku 1937 przez trzy godziny, ale nie wiadomo o czym. W tym samym roku wyszła jego książka Moskau, gdzie gloryfikował Związek Sowiecki i czystki. Następna ilustracja (tekstowa) pochodzi z roku 1950, gdy z Instytutu Gorkiego została wyrzucona z pozbawieniem stopnia doktora pani/towarzyszka Tamara Motylova, bo była burżuazyjną kosmopolitką i powoływała się na Feuchtwangera. Potem okładka dramatu scenicznego o Żydzie Suss. który Feuchtwanger wkrótce zmodyfikował i nadał ogólnoludzki tytuł Władza. Z kolei wiadomość, że wystawia go żydowski teatr w Nowym Jorku. Ta Władza miała w świecie anglosaskim wielkie powodzenie, a więc następna ilustracja dotyczy filmu z roku 1935. Niestety wkrótce za wystawienia Żyda Suss zabrał się Goebells i z filosemickiego problemu ogólnoludzkiego zrobił się film antysemicki. Docenili to nawet Niemcy w roku 1950 i przyznali wysokie odznaczenie aktorowi, który grał w tym filmie kilka ról. On poświęcił się dla sztuki tak bardzo, że nawet odwiedził w czasie wojny getto warszawskie, by zobaczyć jak wyglądają typy żydowskie w stanie pohańbienia. Wreszcie zamieszczam fragment z organu komunistycznej partii USA jako sekcji międzynarodówki komunistycznej z roku 1933, który donosi, że Feuchtwanger uważa, że Hindenburg, Hitler i Goering nie ponoszą winy za to, co robią bojówki szturmowe.  Niestety, Hitler nawet gdyby chciał zyskać przyjaźń Liona, to nie zrobił nic, by powstrzymać bojówki i studentów, którzy palili książki. Zabrał mu więc majątek i pozbawił obywatelstwa. A jednak Feuchtwanger dorobił się na książkach majątku. Może dlatego na mojej pierwszej ilustracji do jego artykułu zaprezentowana jest wizja człowieka, który porusza sznurkami od starożytności aż do września roku 1933 i który jest początkiem nowej ery.

  9. Najwyższy czas bym wyraził Coryllusowi uznanie za wczoraj, za dziś i za całokształt. W zamian wręczam mały kwiatek:

    Otóż Lion Feuchtwanger dokonał w roku 1940 „niezwykle śmiałej ucieczki” z francuskiego obozu internowania w  Nimes, w pobliżu granicy hiszpańskiej. Otóż podczas kąpieli przebrał się pod wodą w kobiece ciuchy dostarczone mu przez amerykańskich przyjaciół z kościoła unitarianów i amerykańskim ambulansem pojechał z nimi do Marsylii. Po drodze ambulans zatrzymywała żandarmeria francuska, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że ona (Lion) jest mokra, bo wpadła do rzeki (tu mu wierzę). Z Marsylii na fałszywych papierach pociągiem przekracza wraz z nimi granicę hiszpańską, a potem portugalską. W Lizbonie zabiera ich amerykański statek Excalibur. A teraz clou programu. Na Bermudach na statek wchodzą brytyjscy „celnicy” i przeszukują zabezpieczone pomieszczenie, gdzie znajduje się złoto wartości 3 milionów dolarów. Zostawiają je w spokoju, ale zabierają trzy skrzynie z dziełami sztuki i jedną skrzynię z książkami. Co konkretnie było w skrzyniach z pewnością powiedzą nauce brytyjskie archiwa.

  10. To chciałem wyrazić uznanie, dla Pana, a w skrzyniach były z całą pewnością akty erekcyjne UJ, zjedzone przez skoczogonki

  11. Pamiętam jak Elfrida dostała Nobla i zapytałem znajomego księgarza czy ,,da się to czytać ,,Popatrzył na mnie wesoło i powiedział ,,Nie da się ,,.Księgarz w wolnych chwilach czytał wszystko co mu przyszło do księgarni i można było na nim polegać .Cyklon B .Fiu fiu …

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.