paź 162022
 

Jak wszyscy, (a może nie wszyscy?) wiedzą, słowo – format – jest dziś kluczem do zrozumienia komunikacji. Żeby w ogóle istnieć w sieci trzeba posługiwać się rozpoznawalnymi formatami, rzadko bardzo mającymi związek z rzeczywistymi poglądami człowieka, który je rozpowszechnia. Są po prostu narzędziami propagandy i walki politycznej. Są też zabawkami, którymi ludzie bawią się na dyskusyjnych platformach i używają ich po to, żeby od razu zostać rozpoznanym i zakwalifikowanym do jakieś wyrazistej poglądowo drużyny. Format nie jest wynalazkiem czasów współczesnych, istniał zawsze i zawsze działał w identyczny sposób. Można go zilustrować anegdotą o pewnym filozofie moraliście, którego jego własny student spotkał w burdelu. Oburzony wytknął tę niekonsekwencję profesorowi, a ten rzekł – czy widział pan kiedy drogowskaz idący wskazywaną przez siebie drogą?  Tak bywa, choć nie musi bywać, prawie za każdym razem z formatami. Ich przewaga nad profesorami filozofii jest taka, że kolportowane są masowo, także wśród ludzi nie posiadających narzędzi, by cokolwiek, a najmniej już formaty, weryfikować.

Jak powiadam formaty były zawsze, a dowiedzieć się tego możemy z zapomnianej już książki Pawła Jasienicy Rzeczpospolita obojga narodów. Dzieje agonii. Już na samym początku opisany jest tam marszałek wielki koronny, Stanisław Herakliusz Lubomirski, mecenas kultury, znawca sztuki i języków, miłośnik wszystkiego co piękne i autor poczytnych książek. Już w tym miejscu widzimy, że opis Jasienicy, choć lekko ironiczny, może ekscytować ludzi o słabych umysłach nawet dzisiaj. Mimo, że opisane tam zachowanie i postępki marszałka wielkiego koronnego, mają wszelkie cechy formatu. Zacytujmy Jasienicę: Marszałek wielki koronny kazał przyozdobić wyłożone holenderskimi kafelkami ściany podobiznami poetów, filozofów i innych znakomitych mędrców, na frontonach kominków umieścił mapy ziemi, na stropach plany nieba gwiaździstego.

Był koneserem Europy i jej języków, osobistym, mocno honorowanym znajomym papieża, cesarza, królów Hiszpanii i Francji, myślicielem i pisarzem.

To już Jasienica pisze serio, albowiem przekonany jest, jak wielu ludzi dzisiaj, że tylko osoby o takiej właśnie formacji – my mówimy działające w takim formacie – mogą zrobić coś naprawdę wielkiego. Choć przecież gołym okiem widać, że Stanisław Herakliusz Lubomirski był uwiedzionym blichtrem kabotynem, któremu ktoś zagwarantował pozycję nie tylko polityczną, ale także propagandową, usadawiając go wysoko na krajowym rynku literackim.

Marszałek wielki koronny był bowiem najsławniejszym publicystą politycznym swoich czasów. Napisał dzieło De vanitate consiliorum – O skuteczności rad. Czytając ten tytuł doświadczamy fobii szkolnej i powraca do nas to uczucie znane z lekcji polskiego i historii, uczucie niedowierzania, z którym przyjmowaliśmy tę i podobne informacje. – To ludzie w tamtych czasach byli aż tak głupi? – myśleliśmy sobie mając lat siedemnaście – że dawali się nabierać na takie plewy? Potem dojrzeliśmy, to znaczy sformatowano nas i już nie zajmowaliśmy się takimi sprawami, ale przyjęliśmy je jako rzecz prawdopodobną. Musimy to teraz odwrócić. Jasienica bowiem pisze, że dzieło Stanisława Herakliusza Lubomirskiego miało piętnaście wydań w łacińskim oryginale, pięć przekładu polskiego i tłumaczenie niemieckie. To niemieckie tłumaczenie ukazało się w roku 1746, w czterdzieści siedem lat od napisania dzieła. Przemądrą tę księgę opublikowano raz jeszcze, w znamiennym roku 1916, czyli w czasach, kiedy Polska szykowała się do wielkiego skoku i miała odzyskać niepodległość. Wydawcą był Antoni Marylski.

Oczywiście są na świecie ludzie, którzy wierzą że nakłady książek zwiększa się i ponawia, albowiem wielkie i szczere jest zainteresowanie czytelników. Niestety nie potrafię tym ludziom pomóc, choć przyznacie, że bardzo się staram. Prawda jest taka, że książki wydaje się wciąż na nowo, żeby utrzymać w obiegu pewne formaty lub jak kto woli narracje. Nie wiemy kto w pierwszej połowie XVIII wieku wydawał dzieło pana marszałka, ale z pewnością nie czynił on tego z nadzieją na zysk ze sprzedaży. Czynił to, albowiem mu zapłacono z góry. Ktoś może rzec, że to jest nie do udowodnienia. Oczywiście, że nie, ja bowiem nie zajmuje się tu udowadnianiem niczego, ale krytyczną redakcją kolportowanych szeroko formatów. I to chyba mogę robić, czy nie?

Mogę jeszcze dodać tutaj spostrzeżenia praktyczne, które są udziałem każdego z nas – spróbujcie zainteresować własne dzieci tymi treściami, które Was ekscytowały i konkurować przy tym z formatami lansowanymi przez to, co zwykle nazywamy dziś światem. Może po takiej analizie wątpiący przestaną wierzyć w fascynację Europą, którą na naszym gruncie zaszczepiał pan marszałek, a zaczną się zastanawiać, dlaczego przez czterdzieści ponad lat panowania Sasów w Polsce deprawowano ludzi ciągłym wznawianiem dzieła pana marszałka? Potem zaś niech sięgną owi wątpiący do opisów tego samego Jasienicy, który na kartach tej samej książki, dziwi się, że tak wielu w tej Polsce było degeneratów, nihilistów i ludzi za nic mających rację stanu. Oczywiście Jasienica winą za to obarcza stan wzbogaconej gwałtownie szlachty, aspirującego do tego, by być magnaterią. W żadnym wypadku nie kilkanaście wydań dzieła De vanitate consiliorum.

Pora wyznać, co takiego znajduje się w książce. Oto co pisze Jasienica: Autor, który w poprzednim swym utworze niemiłosiernie wyszydza szlacheckich demagogów sejmowych, tym razem kazał dyskutować trzem personom: Chełpliwości, Złudzie i Prawdzie. Rację ma oczywiście ta ostatnia. Sens jej pouczeń polega na stwierdzaniu beznadziejności wszelkiej reformy. Nie warto niczego ruszać, każda odmiana musi obrócić się na złe…Niedobry jest skarb pusty, ale napełniony rozmnoży i przywabi złodziei. Przestań – o Złudo! – zakazywać występków, bo tylko zachęcasz ludzi do nich: „Krótszego nauczę cię sposobu. Każ czego pragniesz, aby się strzegli; zabraniaj tego, co chcesz aby czynili” – mówi Prawda.

Widzimy wyraźnie, że jest to czytanka dla idiotów, spreparowana przez człowieka, który usiłuje zwrócić na siebie uwagę istot słabszych intelektualnie, ale także mniej zamożnych. Jej kolportaż w czasach, kiedy polityka europejska wzbija się na wyżyny zakłamania i perfidii nie jest z pewnością przypadkowy, tak jak nie jest przypadkowe to niemieckie wznowienie w roku 1746 i kolejne polskie w roku 1916. Dziwić nas może tylko upór z jakim autorzy tacy, jak Jasienica nazywają marszałka wielkiego koronnego koneserem Europy i jej języków. Nie wiadomo co on tam czytał w języka europejskich, ale całkowicie mu się to rozjechało z analizą zjawisk krajowych. De vanitate consiliorum to po prostu wroga propaganda, w dodatku bardzo nachalna, przeszczepiona na polski grunt. Tylko ktoś bardzo naiwny sądzić może, że spreparowana ona została pod umysły współczesnych autorowi ludzi ze stanu szlacheckiego. To niemożliwe, albowiem współcześni autorowi przedstawiciele stanu szlacheckiego, byli cynikami, nihilistami i gwałtownikami, o czym sam Jasienica pisze. Stworzono ją, aby kształtować umysły młodzieży. Podobnie jak czyni się to dzisiaj z literaturą popularną, dostępną w rzekomo strawnych formatach, która ma wpływać na poglądy i opinie. I wpływa.

Kiedy rozejrzymy się wokół widać wyraźnie, że sprawy nie zmieniły się ani na jotę do czasów, kiedy publikowano dzieło marszałka wielkiego koronnego. Koneserzy Europy i jej języków, którzy nie potrafią zacytować niczego przeczytanego w tych językach, zarządzają antypaństwową propagandą. Zło nazywają dobrem i na odwrót, a wszystko to podawane jest w jakimś koneserskim sosie, którego dokładnego składu nikt nie zna. Czasem tylko, eksponuje się jakieś jego ingrediencje, żeby zainteresować amatorów tej kuchni. Nadrzędnym formatem który porządkuje kolportaż tych treści jest fascynacja kulturą. Złuda, która każe wierzyć, że wspólne kontemplacje przebrzmiałych lub nigdy nie ważnych treści, czynią nas lepszymi ludźmi. Wszyscy w tę pułapkę wpadają. Nawet ludzie wyglądający na bardzo przytomnych. Stąd małe mamy szanse na zmianę sytuacji. No, ale starać się trzeba, jak mówi rosyjskie przysłowie. Miłej niedzieli życzę wszystkim.

 

  8 komentarzy do “O bezskutecznych próbach demontażu zdradzieckich formatów”

  1. „Można go zilustrować anegdotą o pewnym filozofie moraliście, którego jego własny student spotkał w burdelu”- to tak jak z liderami Ligi Polskich Rodzin, czy Konfederacji.

  2. Myślę, że pracownicy polskiego wywiadu i kontrwywiadu są świadomi zagadnień, o których pan mówi.

  3. właśnie dlatego zostali postawieni na czele tych wydmuszek, żeby jak się zużyją ich zdetonować

  4. Chrzanowski o tym dziele pisze „było ono dla dusz polskich straszliwą trucizną„, czyli rozpoznanie to samo. O powodach popularności tej trucizny nie czytamy. Motywacje autora określa jako „mądrości książkowe”, czyli też ten „kabotyn” też się zgadza. Chrzanowski umniejsza wpływ szkoły na Lubomirskiego, ale inni piszą, że gimnazjum to „miało przemożny wpływ szczególnie na kształtowanie się nowej polskiej, katolickiej elity szlacheckiej„. Wikipedia podaje, że „kolegium braniewskie wyróżniało się rozszerzonym programem […] Liczba uczniów była niewielka […]. Szkoła miała przy tym charakter międzynarodowy.

    Jak omijać zatrute studnie? Które są dobre? To podstawa, czyli dom, wychowanie, szkoła, dalsze wybory w dorosłym życiu.

  5. Co do Sasów – wciąż intryguje mnie czy loża Okrągły Stół to autorski mit Krajskiego czy fakt historyczny. Bo jeśli fakt to wiedza o kulisach jej działania odpowiadałaby na wiele ważnych pytań, może też o wznowienia tej książki.

  6. Lubomirski – dzisiejsza Sadyba w stolicy to była część  prezentu od Sobieskiego za Wiedeń  – dokładnie to było więcej bo cały teren Czerniakowa a  potem XIX wieczne parcelacje podzieliły ten teren na mniejsze  i zmienili sie właściciele

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.