sty 092022
 

Wczoraj odbył się pogrzeb Jacka Drobnego. W całym kościele były tylko trzy osoby bez masek: ja, moja żona i poseł Braun. Jeśli oczywiście nie liczyć księży celebransów, których było sześciu. Nabożeństwo prowadził ksiądz biskup Adam Bałabuch, a homilię wygłosił były rektor Świdnickiego Seminarium Duchownego, obecnie proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Świebodzicach, ksiądz Tadeusz Chlipała. Podaję te szczegóły albowiem homilia księdza Tadeusza była niezwykła z punktu widzenia komunikacyjno-literackiego, właśnie ze względu na to, że zawierała mnóstwo szczegółów na temat życia Jacka, o których wielu obecnych nie miało pojęcia. Była także bardzo ładnie napisana i wygłoszona jak należy. Mając w pamięci wiele innych homilii i wystąpień jakie słyszałem na pogrzebach, można rzec, że była normalna. Ujmująca życie zmarłego we właściwe i poważne ramy. Pomyślałem nawet, że gdyby ktoś pomyślał o nakręceniu filmu na temat powojennej historii Polski, ujętej jako jedno życie, mógłby za podstawę scenariusza przyjąć tę homilię. Film byłby wesoły raczej, z kilkoma retrospekcjami opowiadającymi o tym, skąd mieszkańcy Kresów i Polski w ogóle wzięli się pod Ślężą i we Wrocławiu. Wielu bowiem już wkrótce nie będzie o tych sprawach pamiętać. Potem można by pokazać całe, zwyczajne, a jednocześnie zaskakujące życie Jacka, który będąc dzieciakiem pracował przy wyładunku mebli w jednym ze świdnickich sklepów, a potem został prezydentem miasta. Tłem do tego wszystkiego mogłyby być manewry armii radzieckiej na pobliskich poligonach i jej obecność w mieście. Byłby to normalny, ciekawy film o normalnym człowieku i jego życiu, z którym wielu mieszkańców nie tylko Śląska i ziem zachodnich mogłoby się utożsamić. Jak dobrze wiemy taki film nie powstanie, albowiem w Polsce nie kręci się filmów po to, by ludzie poczuli, że są na właściwym miejscu, że są ważni, potrzebni i mogą coś zrobić ze swoim życiem, tak jak Jacek – ponieważ są zdolni, pracowici, pełni zapału, nie chodzą na kompromisy i myślą przez cały czas o wytyczonym celu. Filmy w Polsce kręci się po to, by pokazać ludziom, że są nikim, że nie powinni znajdować się tu gdzie rzucił ich los, że są gorsi od najgorszej mierzwy i najlepiej by było gdyby zniknęli. No, ale oni nie znikają, odbiera im się tylko głos i miłych rzeczy na swój temat nie mogą posłuchać nigdy. Czasem może to być udziałem ich rodzin, na uroczystościach pogrzebowych, jak trafi się ktoś taki, jak ksiądz Tadeusz, który potrafi napisać i wygłosić dobrą homilię o życiu zmarłego. Można więc rzec, że utwierdzanie nas w wyborach i przekonaniach dokonuje się wyłącznie w przestrzeni sakralnej, bo nie publicznej.

Ksiądz Tadeusz, jak mi wyznał potem, starał się unikać w tej homilii kwestii politycznych. I słusznie, ale przecież nie można ukrywać, że przed rozpoczęciem nabożeństwa wygłoszony został list pożegnalny od premiera Mateusza Morawieckiego, na mszy obecnych było kilku ministrów – ja zauważyłem minister Zalewską i ministra Murdzka. Byli też parlamentarzyści, no ale nie mogłem nikogo rozpoznać poza posłem Braunem, bo tylko on nie miał maski. Przypomniałem sobie też, co Jacek opowiadał o swojej pracy na stanowisku dyrektora w jednej z dużych państwowych firm. Przyszedł tam i zarządził audyt, bo chciał, żeby było normalnie, tak jak tę normalność rozumiał w oparciu o przepisy i prawo. Wywalili go w niedługim czasie. Całą tę historię, zapewne bardzo dramatyczną, streścił mi w dwóch zdaniach. Potem już nigdy o tym nie rozmawialiśmy, bo miałoby to wszelkie cechy aberracji. No, a gadaliśmy ze sobą po to, żeby było normalnie.

Kiedy wyszliśmy z kościoła, przez całą drogę na cmentarz niebo było zachmurzone i ciężkie. Kiedy zakończyły się celebracje przy grobie, kiedy wszyscy znów się rozpłakali, a trumna zaczęła zjeżdżać w dół, wyszło słońce. Cmentarz jest na górce, a naprzeciwko niej rozciąga się cały masyw Ślęży. Stare, pogańskie góry, pod którymi sześciu katolickich księży, w tym jeden biskup, żegnało, w otoczeniu bliskich i przyjaciół, jednego z wiernych. Takiego, który słowo Boże rozumiał jako plan na życie w normalności. W homilii ksiądz Tadeusz powiedział, że kiedy Jacek był internowany mógł czytać jedynie Biblię. Był wtedy młodym człowiekiem i wszystko co tam przeczytał, zostało z nim na zawsze. Traktował to bardzo serio, albowiem kiedy skończył jedne studia – geografię, zaczął kolejne – filozofię, a potem chciał dostać się na studia doktoranckie prowadzone przez księdza Józefa Tischnera. Nie został jednak przyjęty.

Kiedy pożegnaliśmy Jacka, pogoda była już prawdziwie wiosenna, z drogi prowadzącej do Świdnicy, widać było cały masyw wschodnich Sudetów, nie wiem, które konkretnie szczyty, ale Śnieżnik to chyba na pewno, bo była tam jakaś wyjątkowo wielka góra. Ślęża zaś aż się w tym słońcu świeciła.

W czasie pożegnalnego przyjęcia dowiedziałem się o tym, jak to było z Jackiem. O tym, że wyszedł z domu do karetki o własnych siłach, pocałował żonę na pożegnanie i został przewieziony do szpitala w Świebodzicach. Leżał tam przez sześć kluczowych dni, a kiedy go stamtąd zabrali do Wałbrzycha, saturacja wynosiła 36. No, a on ciągle był przytomny. Nie leżał pod respiratorem, ale był podłączony pod ECMO. Było to już w szpitalu we Wrocławiu, gdzie przewieziono go z Wałbrzycha. Niestety dostał sepsy i zmarł. Do szpitala zabrał ze sobą książkę o pracach pielęgnacyjnych w winnicy. Myślał, że będzie ją czytał w czasie rekonwalescencji.

Kiedy tam siedziałem podchodzili do mnie wszyscy bliscy Jacka, cała rodzina i znajomi i mówili, że czytają te blogi. Nie wiedziałem co zrobić i co powiedzieć. On wszystkim kazał tu zaglądać i czytać teksty i komentarze. Czytała i czyta to jego żona, mama, siostra, jego teściowa i teść, szwagier, dzieci i w ogóle całe otoczenie. Ludzie ci rozsyłali jeszcze te teksty znajomym z rekomendacjami Jacka.

– Matko – myślę – znęcałeś się na tymi wszystkimi osobami, każąc im czytać różne kawałki w Szkole nawigatorów?!

Tak, jak napisałem wcześniej, Jacek tu odpoczywał, dla niego właśnie tu było normalnie, bo wszyscy rozmawiali o ważnych i poważnych sprawach, nie tracąc czasu na głupstwa. Tak to widział. Czy tak jest naprawdę? Nie będę tego oceniał.

Pamiętam jak kiedyś do niego przyjechałem, a zgubiłem jeszcze drogę, gdzieś się pod tą Ślężą zabłąkałem, ale w końcu dotarłem. On posadził mnie przy stole, usiadła też jego żona Renata, sam również zajął miejsce i bez żadnych wstępów zaczął mi opowiadać o resztówce królestwa Wizygotów, która ostała się na północy Hiszpanii po najeździe muzułmańskim.

– Kurde – myślę – taki świat drogi przejechałem, jeszcze się zgubiłem, a Ty o Wizygotach od razu? Może bym zjadł pieroga najpierw….Na szczęście pozwolił mi jeść, więc jadłem i słuchałem o tych Wizygotach, ale nic mądrego nie potrafiłem wtrącić. Było normalnie…Było…

  16 komentarzy do “O bezskutecznym poszukiwaniu normalności”

  1. czy tego szpitala w Wałbrzychu nie można jakoś wyremontować, czy  w okolicy wszystkie szpitale już sprywatyzowano , przecież ludzi szkoda na takie doświadczenia co jest silniejsze człowiek czy sepsa,

  2. Rozumiem z opisu, że rodzina była w maskach. Dlaczego pan takiej maski nie zakładał? Chodzi o szacunek dla świątyni, eobec Zmarłego, solidarność z posłem Braunem, ogólną niezgodę na nienormalność tego swiata czy przeciwskazania medyczne?

  3. Mówimy sobie prawdę, więc powiem:
    Najlepszym, sprawdzonym i ogólnie dostępnym lekiem na przeziębienie, grypę i inne tego typu przypadłości włącznie z C-19 jest – węgiel aktywny pod postacią pyłu. Leczy błyskawicznie, góra dwa dni. Daje sobie świetnie radę z powikłaniami typu nerwobóle, katar, kaszel.
    Stosuję tę metodę na sobie i polecam…
    Dawkowanie:
    łyżkę stołową czubatą spożyć dwa razy dziennie między posiłkami w zależności od nasilenia choroby – dzień lub dwa.
    Nie sprawdza się po ataku bronią chemiczną.

  4. wsypać do w połowie napełnionej szklanki wodą, delikatnie rozmieszać i wszystko wypić

  5. SEPSA – słowo zaklęcie. Kiedyś było , Bóg go powołał albo  diabli go wzięli .

  6. Geografia niedoceniany kierunek studiów. Celowo marginalizowany.

  7. Bez geografii nie da się niczego poważnego zaplanować/zaprojektować/zbudować

  8. O skutecznym poszukiwaniu niezwykłości.

    Ze Ślężą w tle

  9. Georgius Elegantissimus

  10. Wróciłem i uciekam. Mówienie o dziewictwie to nadal mówienie o dupie, tyle, że źle.

    Jeśli mamy się zajmować poważnymi sprawami nie ma sensu co drugi wpis przywoływanie proroków czasów ostatecznych.

    Wiecej trzeba o naprawdę ważnych sprawach, czyli o produkcj, pośrednictwie i kreowaniu rynków.

    Książki kupuję, jakby coś.

  11. Te proroctwa to jeden z elementów kreowania rynku.

  12. „Zenek” mieści się w ramach definicji tego filmu.

  13. Też polecam, młodym szukającym prawdy a zapatrzonym w Konfederację – dla nich jedyną alternatywę.
    Będę się upierał, że ma Pan teksty które dla nich nie są za trudne.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.