maj 052023
 

Gdyby walka z szatanem była tak łatwa, jak to się wydaje redaktorom z tygodnika „Niedziela” wszyscy chodzilibyśmy in odore sanctitatis. Niestety nie jest i wielu z nas chodzi tylko in odore.

Wspomniany tygodnik reklamuje słowy podniosłymi nową książkę Michała Koterskiego, zatytułowaną „To już moje ostatnie życie”. Autor opowiada tam o swoich upadkach, które zakończyły się moralnym zwycięstwem, czyli powrotem na łono Kościoła, założeniem rodziny i wreszcie ojcostwem. W tygodniku „Niedziela” zaś uważają, że jak się będzie podsuwać różnym pogubionym pod nos książkę Koterskiego, to oni się opamiętają. Metoda ta przypomina trochę przedwojenne próby leczenia alkoholików za pomocą umoralniających pogadanek, zakończonych zawsze pogodnym finałem. Ja życzę panu Koterskiemu jak najlepiej, podejrzewam jednak, być może niesłusznie, że nie wyleczył się on ze wszystkich swoich uzależnień. Zostało mu jedno, najważniejsze, w którym utwierdza go katolicki tygodnik „Niedziela”. Chodzi o uzależnienie od występów publicznych, od których – jak sądzę – zależy egzystencja Michała Koterskiego. To znaczy, że on musi się gdzieś pokazywać, żeby zarobić na życie. I te pokazy nie mogą być takie sobie. Musi być w nich coś niezwykłego. A co niezwykłego może być w człowieku takim jak Michał Koterski? Bądźmy przytomni, mówimy o bardzo pogubionej istocie, która promocję swojej nowej książki zaczyna od dyskusji z Wojewódzkim, oskarżając tegoż Wojewódzkiego o nielojalność wobec siebie. Wchodzimy więc już na taki poziom uszczegółowienia uzależnień, że Pan Jezus raczej tam za Koterskim nie podąży. Jeśli zaś pada wyraz  „szczegóły” lub „szczegółowy” podejrzewać zaczynamy, że zaprasza tam Michała Koterskiego ktoś zupełnie inny. Sam będąc człowiekiem wielokrotnie pogubionym i znając wielu ciężkich grzeszników, podejrzewam, że pan Michał poddany zostanie jeszcze niejednej próbie. Entuzjazm zaś, który okazuje jego postawie tygodnik „Niedziela” może, choć nie musi, obrócić się na jego niekorzyść.

Jeśli zaś chodzi o innych, którzy mają – według „Niedzieli” brać z Koterskiego przykład, większość z nich – i tu mogę przyjmować zakłady – parsknie śmiechem. – Załatwcie mi występy u Wojewódzkiego, to też się nawrócę – tak powiedzą. Książka zaś może namącić w głowach istotom naprawdę słabym, albo stać się pretekstem do lansu dla ludzi, którzy na swoim pogubieniu robią różne towarzyskie kariery.

– A skąd to możesz wiedzieć? – zapyta ktoś. A stąd, że mam 54 lata i pracowałem w mediach, które nie zmieniają się wcale aż tak bardzo, nawet jeśli się weźmie pod uwagę to, że mają w nazwie wyraz „katolicki”.

W ostatnich dniach twitterowe szaleństwo celebrowało rocznicę premiery filmu Bugajskiego „Przesłuchanie”, który był pierwszym prawdziwie antysystemowym filmem w PRL. Nakręcono go w roku 1982, ale w kinach wyświetlono dopiero w roku 1989. Wszystko ze względu na to, że widać tam, jak niegodnymi ludźmi byli funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa publicznego Polski Ludowej. Niektórzy twitterowicze cytowali nawet – dla zabawy – Bohdana Porębę, który brał ponoć udział w kolaudacji i protestował głośno przeciwko Bugajskiemu wołając – co ta kurwa ma wspólnego z tradycją akowską?! I ja może bym się nad tą sprawą nie pochylił z taką uwagą, gdybyśmy się tu przez ostatnie tygodnie nie zajmowali serialem „Polowanie na ćmy”, w którym mamy więcej pań o wskazanej przez Porębę profesji, a do tego jeszcze działacza socjalistycznego, fałszującego listy głównej bohaterki, który na koniec, wraz z nią, marzy o wolnej Polsce, wolnej także od wszelkiej patologii. Ta zaś – o czym oboje nas informują – kryje się zwykle w aparacie administracyjnym państwa. Ludzie, jeśli to nie jest prowokacja, którą się zdetonuje za kilka miesięcy lub lat, to co to jest? Powiem Wam co – to jest kolejne powtórzenie numeru z Bugajskim, który utwierdza naszych wrogów w przekonaniu, że jesteśmy bandą durniów, nie rozumiejących niczego, ale to absolutnie niczego. Ludzie zaś, tacy jak ci z tygodnika „Niedziela” uważają, że metoda zaproponowana przez towarzyszy jest słuszna, a do tego jeszcze skuteczna. I wystarczy pokazać kilka dramatycznych scen, albo opowiedzieć o zmaganiach celebryty z nałogiem, żeby misja została zrealizowana, wilk był syty, a ogarek dla tego drugiego kopcił w najlepsze gdzieś w kącie świątyni.

Bugajski nakręcił swój film w roku 1982, trwał stan wojenny. W filmie tym wystąpili – Janda, Gajos, Ferency i Agnieszka Holland. Film poszedł na półkę, a Bugajskiego ukarali za nielojalność wobec systemu w taki sposób, że musiał wyjechać do Kanady i opuścić na lat kilka ukochaną, ludową ojczyznę, zarządzaną twardą ręką generała. Po latach Bugajski jest bohaterem, a jego film ocenia się wyłącznie w kategoriach emocjonalnych. Ja bym proponował wszystkim tym ludziom, którzy takie właśnie kategorie stosują, żeby się raz jeden wkradli na plan filmowy i sprawdzili ile tam rzeczywiście jest emocji.

Film ten uważany jest za kamień milowy i osiągnięcie. Ja zaś chciałbym przypomnieć w tym miejscu słowa Poręby, który w nowej narracji na temat tego filmu uważany jest za kogoś w rodzaju Egona Olsena – co ta kurwa ma wspólnego z tradycją akowską?! I chciałbym też zadać pytanie – kiedy został nakręcony kolejny film o prześladowaniach żołnierzy AK po wojnie? Mam wrażenie, że był to film „Nil”, ale mogę się mylić. Czyli przez dwie dekady głód emocjonalny ludzi domagających się tego, co uważają za prawdę, był stymulowany opowiadaniami o filmie „Przesłuchanie”, bo przecież nie projekcjami tego obrazu. Ileż bowiem można oglądać ten szajs. Potem – zupełnie już dla beki – nakręcono ten film o Roju, będący całkowitą pomyłką. Wywołał on jednak pewne reakcje, podobne do tych, które były udziałem studentów, próbujących realizować w akademiku jakieś przedstawienia teatralne we własnym zakresie. Mówili oni zwykle – po całkowitej klapie swojego przedsięwzięcia – dobrze jednak, że takie wydarzenie miało miejsce. I w przypadku „Historii Roja” było dokładnie tak samo – dobrze, że ten film został zrealizowany. Przypomnę tylko kiedy – 30 lat po „Przesłuchaniu”. Trzydzieści lat po filmie Bugajskiego można było zrealizować ekranowy samizdat, opowiadający głupkowatą, quasi-pornograficzną historię żołnierzy podziemia niepodległościowego. Tak właśnie wygląda wolność przekazu i swobodna dyskusja w Polsce. Dziś zaś stymulowana jest ona filmem o ćmach. Patrzymy na poczynania rządu, na inwestycje, umowy, wzmacnianie obronności i nie rozumiemy dlaczego przy tym wszystkim mamy dyskutować o tym gównianym serialu? Co te – pardon – kurwy – mają wspólnego z niepodległością?

Przy okazji tej dziwnej prezentacji na twitterze dowiedzieliśmy się też do czego naprawdę służył Jaruzelskiemu Poręba – do wzbudzania odruchu moralnego oburzenia u starych towarzyszy. I to było posunięcie genialne, albowiem dziś, jak chcemy się oburzać, ktoś nam zawsze może powiedzieć, że przypomina to nasze oburzenie reakcję Poręby na film Bugajskiego.

I to się prędko nie zmieni. Kiedy bowiem próbujemy postawić postulat konieczności zmiany sposobu komunikacji, ludzie zachowują się, jakbyśmy im odbierali ulubioną zabawkę, albo ostatni kompas, w chwili kiedy oni usiłują przejść Antarktydę na piechotę w środku zimy. Język – słowa i obrazu – zawsze niesie ze sobą jakąś treść. Próby oderwania zaś języka od treści, podejmowane wielokrotnie, to stary, dobrze znany satanizm. Żeby więc zmienić sposób komunikacji, nie musimy wymyślać nowych słów, jak to chcą udowodnić na uniwersytetach. Musimy, uporczywie, opowiadać inne historie niż tamci. I unikać przy tym kontekstów pułapek. Wierzcie mi, że są obszary, na które oni się nigdy nie zapuszczą. Nawet ich nie dostrzegą. My po kilki takich udanych próbach, zaczniemy mówić językiem aniołów.

Na koniec przypomnienie

Poniższe produkty są w obniżonej cenie do poniedziałku rano. Potem wracają stare ceny, a ja zmieniam swoje naiwne i dziecinne podejście do sprzedaży.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-ii-wielki-powrot/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ryksa-slaska-cesarzowa-hiszpanii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/walka-urzetu-z-indygo/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/propozycja-poskromienia-hiszpanii-tlumaczenie-gabriel-maciejewski-jr/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sacco-di-roma/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/i-co-kiedys-bylo-fajniej/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czy-krolobojstwo-krytyczne-studium-o-smierci-krola-stefana-wielkiego-batorego/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

 

  7 komentarzy do “O budujących moralnie książkach i takich samych filmach”

  1. Mamy tylko nie pamiętać albo nie wiedzieć, że po wojnie toczyła się wojna domowa, komuniści mordowali AK fizycznie i politycznie i ideowo i do końca. Nie znamy miejsca w historii które komuniści po wojnie nie próbowali przejąć lub zaklama. Daje nam się takie wentylki bezpieczeństwa i tyle. Co do publicznych nawróceń też mam obawy i powątpiewam ale modlić się za grzeszników o nawrócenie nie poprzestane

  2. Ależ oczywiście. Ja tylko próbuję polemizować z metodami promocji stosowanymi przez tygodnik „Niedziela”. To chyba mi wolno?

  3. tak polemik jest ok, powątpiewać też wolno

  4. „Raport ambasadora” Kaczmarskiego zaczął mi się w głowie śpiewać, sam nie wiem czemu 🙁 to straszne, jak aktualne są nadal (sparafrazowane) słowa carskiego ambasadora.

  5. A po 89 „kultura” zajmowaly sie albo dzieci tych samych komunistow albo jacys skumani z nimi „krewni i znajomi”, dotknieci „heglowskim ukaszeniem” tylko ze ten jakis robal zwany nie wiadomo czemu „heglem” zarazil ich zespolem nienawisci do polskiego etnosu.

  6. Szkoda, że ich zespołem Downa nie zaraził

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.