lip 282019
 

Nigdy nie zapomnę pierwszego spotkania tak zwanych blogerów, które odbyło się w hotelu Europejskim, przed wyborami w roku 2010. Nikt wtedy ani toyaha, ani mnie nie widział na oczy i po raz pierwszy w zasadzie się ujawniliśmy. Przyszło mnóstwo ludzi, bo wielu czytelników chciało nas zobaczyć. Przyszli również tacy, którzy chcieli sprawdzić na czym polega ta nasza niezwykłość. Wiem z całą pewnością, że wielu było rozczarowanych. Wyglądaliśmy normalnie, a ja wręcz biednie. Byłem wtedy bardzo chudy, a Jarek powiedział mi po latach, że kiedy mnie zobaczył po raz pierwszy, myślał, że mam raka trzustki. Póki co, tfu, tfu na psa urok, nie mam. No i trochę przytyłem od tamtego czasu. Wyglądaliśmy normalnie, jeden gruby, drugi chudy i gadaliśmy normalnie, bo tak to już jest. Ludzie zaś sądzili, że zobaczą coś niezwykłego. Po tym naszym spotkaniu pojawiło się wiele nowych blogów, a ja – ponieważ mam tak zwanego nosa – byłem pewien, że ich stylizacja i kokieteria, są wynikiem tamtego spotkania. Wiele osób pomyślało wtedy, że skoro my wyglądamy tak głupio, to oni mogą prowadzić swoje blogi z lepszym skutkiem i przyciągnąć więcej czytelników. Nie wymienię nicków, ale powiem tyle, że już nie ma tych blogów. My zaś ciągle jesteśmy. O co innego bowiem chodzi. To trochę tak, jak z Patlewiczem, który napisał po swojemu I tom Baśni jak niedźwiedź i nazwał to „skarbczyk prawdziwego Polaka’, czy jakoś podobnie, albowiem koniecznie, już na samym początku, musiał oznajmić czytelnikom, że ma ich za durniów. I do głowy mu nie przyszło, że naśladuje w ten sposób XIX wieczne, żydowskie wydawnictwa wypełniające niszę patriotyczno-religijną. To jest poziom refleksji dla takich istot niedostępny, albowiem przebywają one w sferach od ziemi odległych i tam słuchają wydobywającej się nie wiadomo skąd muzyki. No, ale do rzeczy. O czym ja chciałem dziś opowiedzieć, anonsując się takim długim wstępem? Oto zadzwonił wczoraj Szymon i powiedział, że w „Do rzeczy” ukazał się tekst o Leopoldzie Okulickim, który był agentem NKWD. Ja się oczywiście zbulwersowałem, albowiem zapomniałem już, że Zychowicz opisywał to wcześniej w swojej książce „Obłęd 44”. Nie można niestety przeczytać całości nowego tekstu Zychowicza, ale początek jest taki:

Generał Iwan Sierow był jednym z najinteligentniejszych, a jednocześnie najbardziej bezwzględnych i zbrodniczych oficerów tajnych sowieckich służb. Były szef KGB i GRU jeszcze za życia stał się czekistowską legendą. W trakcie swojej długiej kariery zaplanował i nadzorował setki ściśle tajnych operacji. Miał dostęp do największych sekretów Związku Sowieckiego.

Po co Zychowicz pisze takie rzeczy i jak się to ma do meritum? Nie muszę czytać całego tekstu, żeby na to pytanie odpowiedzieć – ma się nijak, albowiem sprawa agenturalności Okulickiego, jest sprawą poważną i omawiana powinna być na gruncie propagandy państwowej, a do tego jak najbardziej serio. Tymczasem, mały Piotruś, zaczyna swój kawałek od podniesienia sobie samooceny opisywaniem demonicznego, sowieckiego generała, który wymordował Polaków w Katyniu, wysiedlił Tatarów z Krymu, a jakby tego było mało, zmusił do współpracy Okulickiego. To jest styl charakterystyczny dla osób, którym się wydaje, że niezwykłość tekstu, na którą zwracają uwagę czytelnicy, polega na mnożeniu takich właśnie wstawek. To jest rys charakterystyczny dla ś.p. Wieczorkiewicza, który w swoich pogadankach używał podobnych formuł i mrużył przy tym oczy z zadowolenia. Oto udało mu się opisać kolejną sytuację bez wyjścia, sytuację, której konsekwencje odczuwamy do dziś i której nie możemy zrozumieć bez światłych wskazówek emitowanych przez niego właśnie. Ja nie za bardzo lubiłem teksty i przemowy produkowane przez Wieczorkiewicza, a kiedy już zaczął go naśladować Zychowicz, resztki sympatii dla tej metody, odleciały ode mnie niczym spłoszone motyle z kępy maciejki. Pozostało znudzenie i przekonanie, że poza tą formułę, przeznaczoną dla coraz młodszych czytelników, Zychowicz nigdy nie wyjdzie. I tak z pewnością będzie. No, ale problem został postawiony i nie dotyczy on Okulickiego, ale roli jaką Powstanie Warszawskie odgrywa w świadomości zbiorowej. Jasne jest, że nie zatrzymamy demaskatorów, którzy będą pisać o mordowaniu żydów w Warszawie, o tym, że powstańcy zamiast walczyć gzili się z łączniczkami i pielęgniarkami, że Okulicki był agentem. To są wszystko ludzie, którym wydaje się, że czytelnik pożąda sensacji. Im tańsza sensacja tym większy zrobi się na niej obrót. To jest myślenie idioty, w dodatku agresywnego. W myślenie to osuwa się powoli cała akademia, produkując śladowe ilości ważnych książek i tamując, albo wręcz wstydząc się dyskusji o nich. No i rzecz jasna spoglądając tęsknym okiem ku obszarowi zwanemu „popularyzacją treści”. To jest – powtórzę – obłąkanie. Moja ocena nie wynika z przemożnej chęci dokształcania nieuków, i tamowania taniej propagandy, ale z kalkulacji. Obniżanie jakości refleksji prowadzi do zamknięcia i unieważnienia rynku. Prowadzi do tego, że kilka kontrolujących budżety na wydawnictwa osób, decydować będzie o tym co się pisze i dla kogo. Osoby te, po chwilowym i bardzo iluzorycznym triumfie jaki daje awans w hierarchii niejawnej, dostaną w pewnym momencie do ręki klucz i polecenie, żeby tym kluczem zamknąć całą budę z napisem „Uniwersytet”, albo żeby przekazać ją komuś, kogo istnienia, owi spryciarze dziś jeszcze nawet nie podejrzewają. I to nie jest sytuacja przypadkowa, ale metoda, a jej wzory można z całą pewnością znaleźć w przeszłości, również tej odległej. Trzeba tylko dobrze poszukać.

Wróćmy do Okulickiego. On był demonizowany przez wielu bardzo autorów. Demonizowali go także sowieci, pisząc, że to „generał o strasznym obliczu”, bo oni też chcieli sobie podnieść samoocenę. Oto schwytali w klatkę niedźwiedzia i teraz się z nim rozprawią publicznie. Dokładnie w ten sam sposób pisze Zychowicz i jeśli to nie jest trop prowadzący nas ku agenturalności w najgorszym razie albo ku pożytecznemu zidioceniu, to nie nazywam się coryllus.

Z przyczyn niezrozumiałych, państwo nasze, firmowane przez Dobrą Zmianę, postanowiło zawęzić obszar swojej aktywności propagandowej do tak zwanych żołnierzy wyklętych. Powstańców zaś z Warszawy trochę sobie odpuściło i przez to oni są zagospodarowywani przez gender, marsze równości i Zychowicza. Tak oczywiście wolno, ale chciałem zwrócić uwagę na to, że powinna się – wobec coraz liczniejszych wystąpień demaskatorów za 5 groszy – rozpocząć jakaś debata z udziałem uznanych autorytetów na temat tego, jaką rolę w naszej współczesności odgrywa narracja historyczna i jaką metodą powinna być ona wpleciona w propagandę państwa. Wygląda bowiem na to, że każda ulica i każdy dom, gdzie działo się coś istotnego, może być wdzięcznym obiektem do odwracania znaczeń i przekręcania sensów. No, ale państwo powinno mieć jakąś swoją odpowiedź na te akcje, albo gotowy do dyskusji zespół polemistów. No, ale o czym ja gadam, jak mi wczoraj Szymon przypomniał, że prof. Żaryn promował swego czasu Patlewicza.

Ja oczywiście wiem, że problem, z którym próbuję się tu zmierzyć, był wielokrotnie wyszydzany, drwiono z tego nawet w sławnym, emitowanym dawno temu w telewizji, węgierskim filmie pod tytułem „Kojak w Budapeszcie”. Ktoś to jeszcze pamięta? Ja tak, jak najbardziej. https://www.youtube.com/watch?v=ZV6hjON4h7Q Niczego to jednak nie zmienia. Nie chodzi bowiem o to, by narzucić jedną, oficjalnie obowiązującą wersję wydarzeń, ale o to, by ocalić rynek treści i umożliwić polemikę poważną, która nie zacznie się do słów – największy, najsilniejszy i najgroźniejszy czarownik Sauron, przyjdzie tu zaraz i jak, pardon, pierdnie, to wszyscy pozlatujecie z krzeseł. To jest dziecinada i wstęp do sprzedażowej katastrofy na skalę niespotykaną. To mówiłem ja – coryllus – człowiek, który sprzedał wczoraj dwa tytuły naukowych opracowań pod redakcją Grzegorza Kucharczyka. Jeden w godzinę – 10 egz. a była sobota, na dworze 28 stopni Celsjusza – drugi zaś – 20 egz. w osiem godzin, a był sobotni wieczór, który zwykle zniechęca ludzi do myślenia o naukowych opracowaniach, szczególnie tych dotyczących Niemiec, a co dopiero mówić o ich kupowaniu. No, ale wiem przecież, że są ludzie, na których to nie zrobi wrażenia, podobnie, jak my, blogerzy, przemawiający po raz pierwszy do czytelników w hotelu Bristol, dziewięć lat temu. Kto by się bowiem przejmował jakąś sprzedażą, to jest dla prawdziwych naukowców, rzecz uwłaczająca godności. Na tym zakończę, dodam tylko, że nie zamierzam rezygnować z dalszej działalności i jutro znów zamówię trochę naukowych opracowań, żeby zarobić uczciwie kilka stówek, nie ruszając się z krzesła. Pa, miło się gawędziło….

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl oraz do księgarni Przy Agorze a także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.

Zapraszam także na stronę www.prawygornyrog.pl

  15 komentarzy do “O demonizacji i sprzedaży”

  1.  
    Piotr Zychowicz, prawdopodobnie ma rację czyniąc wyrzuty Armii Krajowej za bezradność i brak przygotowania w momencie dokonywania zbrodni ukraińskich na Wołyniu, a przynajmniej ma prawo wyrazić swój pogląd w tej sprawie. Zarzut (z Lipca , bo teraz mamy Sierpień) polega na tym, iż dowództwo AK do końca realizowało przedwojenną, mocarstwową politykę opartą na mrzonkach, fałszywych przesłankach i nierealnych projekcjach, będąc popychane od klęski do klęski przez rząd w Londynie rezydujący w wytwornych lokalach za Kanałem i mający z jednej strony za plecami piekielnych doradców w typie Józefa Rettingera, a z drugiej – zorientowanych w sytuacji, bezwzględnych i cynicznych Anglików.  
     
    Zychowicz w swoich książkach stawia ważne pytanie o to, czym powinna być strategia, jakim celom ma służyć i jakie są kryteria jej oceny? Autor w umyśle czytelników stara się rozbić szklany sufit, którym jest tromtadracki, egzaltowany patriotyzm i honor (wymawiany koniecznie przez dźwięczne „H”). Imponderabilia te, cenne przy innych okazjach, ograniczają zdaniem historyka intelekt i zmysł moralności praktycznej, w który jesteśmy wyposażeni po to…, no właśnie PO CO? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy, kto wypowiada się na tematy historyczne.

  2. Mnie się tez często mylą nazwy Europejski i Bristol ale to z tego względu że są blisko  vis a vis położone i jak zwał tak zwał trudno się zgubić.

    Przez Buzułuk uratowano część mojej rodziny, ratunkiem zarządzał Okulicki, namioty i kozy do ogrzania namiotów dał Stalin. A jaką wiedzę o rzeczywistych warunkach tej operacji ewakuacji Polaków przez Buzułuk miał rząd na uchodźctwie, chyba częściową. A jaką wiedzę  miał rząd na uchodźctwie o tragedii Wołynia? No może też wiedział tylko tyle ile miał wiedzieć – nie więcej.

    Całe kresy zostały wyczyszczone z Polaków: przez wywózki i przez banderowców. I z perspektywy czasu wydaje się że to było celem. Etniczne czyszczenie. Działo się to 70 – 75 lat temu a widać to dzisiaj.

    No takie pytanie do Patlewicza; Jak miał protestować rząd na uchodźctwie z oczywistym czyszczeniem kresów z mieszkańców narodowości polskiej i co tu mógł zrobić Okulicki, skoro uratowani przez niego ludzie i tak zostali zdziesiątkowani pod Monte Cassino ?.

  3. Zychowicz  mocno oberwał od Żebrowskiego za „treści” umieszczane w swoich książkach .

    Okazuje się , że nawet publikacje gazowni warsztatowo są lepsze od tych od Zychowicza…

    https://www.youtube.com/watch?v=2lhz3EEtATM

    Na przykład od 16 minuty. Warto wysłuchać całego wystąpienia L.Żebrowskiego

  4. Polecam przeczytać książki o 27 Wołyńskiej Dywizji AK : „Z Zasmyk do Skrobowa”, „W szponach trzech wrogów”. Najlepiej czytać wspomnienia a nie jakieś poprzeinaczane, zinterpretowane dokumenty (pod z góry założony na zlecenie „jedyny słuszny punkt widzenia”) przez Zychowicza.

  5. Nie moglam byc…

    … na tym pierwszym, historycznym spotkaniu blogerow w „Europejskim”, bo juz od 5 lat bylam we Francji,  ale gdybym tam – powiedzmy hipotetycznie byla – to w zyciu bym nie pomyslala, ze Pan czy Toyah to taka „nedza”… moze dlatego, ze moj sp. tata byl cale zycie bardzo chudy, a dziadek to nawet baaardzo chudy… ale co sie natyrali w zyciu to ich i nikt im tego nie odbierze  !!!   Miej Panie litosc nad ich duszami i okaz im milosierdzie swoje.

    Co, do Zychowicza – to rzeczywiscie zalosny, nedzny  CHistoryk,  szukajacy wylacznie poklasku,  sensacji  i emocji… ale to naprawde juz nie zre  !!!… a biznes akademicki rzeczywiscie sie zwija – z czego bardzo sie ciesze… a „nasz patriota” Sakiewicz prowadzi zlodziejska „wojne nalepkowa” z gender… i to tez nie zre i zrec  NIE  BEDZIE  !!!

    Oby w tej  PATOLOGICZNEJ  i  UROJONEJ  RZECZYWISTOSCI  Panski biznes sie rozwijal ku naszej wspolnej chwale i przyszlosci.

  6. Michalkiewicz wspomniał o akcji jakiegoś polskiego arystokraty działającego w jakiejś organizacji charytatywnej, który załatwił z Niemcami dostawy broni dla polskich wsi na Ukrainie. I ta broń zaczęła docierać, ale na skutek interwencji rządu londyńskiego akcja została wstrzymana. A Ukraińców mogła powstrzymać tylko siła, jakaś odrobina siły. Słuchałem kiedyś wspomnień – Ukraińcy przyszli z kanistrami do polskiego domu, ale akurat ci mieli jakąś pepeszę na stanie. Po jednej serii w ich stronę dali nogę porzucając kanistry i nigdy nie wrócili.

    Z kolei Krzesimir Dębski wspomina, że polscy mężczyźni byli z tych terenów powywożeni i to znacznie pogarszało sytuację.

    Uogólniając – problemem było i jest nieogarnianie perspektywy przez Polaków z elitami na czele. Dobrze omawia to Józef Mackiewicz w eseju „Optymizm nie zastąpi nam Polski”, podnosząc kompletne niezrozumienie sowieckiego zagrożenia i decyzji alianckich w sprawach Polski.

  7. Ja bym zapytał po prostu: co można było teoretycznie zrobić lepiej biorąc pod uwagę dzisiejszy stan wiedzy i zapytałbym o to oficjalnie wprost powstańców, którzy jeszcze żyją przy jakiejś kawie np. u Bliklego albo u Gessler (ponoć Gessler ma najlepsze lody w adekwatnej cenie – większość biednych dzieciaków z Warszawy nawet nie zna smaku prawdziwych lodów, bo pochłania tę niemiecką chemię ze sklepowych zamrażarek), a książki muszą mieć posmak sensacji, bo inaczej się nie sprzedadzą.

  8. Kresy nie zostały wyczyszczone z Polaków. Ponoć Polaków na Ukrainie nie ma, tylko powstają kościoły katolicki. Polaków tam nie ma dla naszych loklanych politykierów. Grodno – tam język polski to norma. Różna jest świadomość narodowa ale na ziemiach III też jest różna wiedza, co to znaczy być Polakiem czy Polką i z czym się to wiąże. Polska tam jest.

  9. Czy Okulicki był agentem nie wiadomo. Natomiast jego współpraca z gen. Tokarzewskim w 1939 roku po klęsce wrześniowej to pewna sprawa. Do tego Józef Retinger w Warszawie 1944  i dopiero pytania ciekawe się tworzą.

    Okulicki miał przekonania socjalistyczne (jak twierdził Jan Matłachowski).

  10. też tak to widzę, znajomi tam jeżdżą i się w rodzinach polskich goszczą, chodzi mi o to co kilka lat temu w klubie Ronina opowiadała  dziennikarka o swojej sentymentalnej podróży na tamte (chyba nowogródzkie ziemie) gdzie jej dziadek był znanym cenionym lokalnie lekarzem, lokalsi pamiętali go i miło wspominali. WSPOMINALI.

    I wspomnienia się kończą, bo ludzie pamiętający Polskę odchodzą, a  wnuki i prawnuki lokalsów przystępują do I Komunii Św i mówią „Ojcze Nasz” po rosyjsku itp. itd. (też z opowiadań tej dziennikarki). Ile lat ma trwać wspomnienie, bez wspomagania z Ojczyzny, ono zanika. Nawet jeśli jest wyidealizowane to zanika wraz z odejściem osoby, która w pamięci miała idealny kraj dzieciństwa (słodkie bułki, lakierowane pantofelki i lalki oraz katolickie święta) .

  11. a jeśli np. Rettinger wręczył Okulickiemu receptę pt:

    „jak przygotować powstanie narodowe zgodnie z instrukcjami głównego dowództwa sojuszniczego dla krajów okupowanych”,

    to jaką miał Okulicki możliwość swobodnego działania będąc w okupowanej ojczyźnie, bo gdyby był w Londynie to może jeszcze by coś wytłumaczył….

  12. I zaniknie…

    … przy  „wsparciu”  PAD’a,  Dworczyka,  Dziedziczaka,  starego Karczewskiego  czy Anny Marii Anders-Costa… przy ich  zaklamaniu i obludzie, zainteresowanych wylacznie lansowaniem sie i zakaszaniem – to zwyczajnie  MUSI  zaniknac  !!!

  13. O bandytach przebranych za demokratów czyli demonizacja Okulickiego w USA (Românul American z 28 lipca 1945 podaje za Biuletynem Informacyjnym Ambasady ZSRR).

    „Rzeźnik Kuźmiński wykonywał rozkazy komendanta Hermana. Postać Hermana, jego zachowanie i ton zdradzają starego tajnego policjanta, agenta polskich faszystowskich izb tortur. Mówi, że wypełniał rozkazy swego nadzorującego komendanta Jansona.

    W swym zachowaniu i wyglądzie Janson jest w każdym calu niemieckim SS-manem. Wyjaśnia, że działał z rozkazu Bora Komarowskiego, a potem generała Okulickiego.”

    Lwowskie Spotkania,  Społeczno-kulturalny miesięcznik polski na Ukrainie, w roku 2004

    „Z Obszaru III zgodziło się zeznawać według sowieckiego scenariusza pięciu. Ci, którzy wystąpili na procesie, otrzymali niskie wyroki: ppłk Feliks Janson – 5 lat, a kpt. W Herman oraz Komendant Inspektoratu Stryj, kpt. Zdzisław Kuźmiński (Pacak) – po 3 lata, ale zostali zwolnieni po roku. Natomiast ci, którzy nie zgodzili się i odmówili realizacji narzuconych im ról, otrzymali aż do kary śmierci włącznie (por. Grzywacz)”.

    Powyższe dedykuję bohaterskim Czytelnikom, których rodzice/dziadkowie przeżyli.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.