Mężczyźni obecnie wychowywani są do tego jedynie, by przeprowadzać bezskuteczne demonstracje. Czasem dokonują się one z narażeniem życia bliźnich i własnego, jak te popisy nocne na drogach i ulicach miast, ale nie zmienia to faktu – są to wyczyny bezskuteczne. Ich celem jest podkręcenie emocji i podniesienie ego ludzi, którzy poza samym tylko istnieniem i robieniem zamieszania wokół siebie, głównie poprzez głupawe roszczenia, nie umieją nic i niczego nie tworzą.
Ma to swoje przełożenie na politykę i komentarze do niej. Moim ulubieńcem jest tutaj szef i właściciel salonu 24 Sławomir Jastrzębowski, który co jakiś czas umieszcza na twitterze ironiczne komentarze, dotyczące przeważnie jego samego. Człowiek poważny bowiem, a jeszcze obdarzony zmysłem ironii, nie może się przecież angażować serio w polityczne nawalanki. Jakby to wyglądało w oczach dojrzałych kobiet? Ta dręcząca kokieteria emitowana jest, jak mniemam, na trzeźwo. I to jest zasmucające, bo pijakom przywykliśmy wybaczać więcej. Można sobie z redaktora Jastrzębowskiego dworować, żartować z niego, ale praktyczny sens jego postawy jest taki, że medium tak swego czasu mocne jak salon, jest praktycznie wyłączone z tworzenia opinii. Nie znaczy nic i nic już znaczyło nie będzie. Być może taki był właśnie cel przejęcia go przez obecnego właściciela. No, ale nie jest to nasza sprawa. Ludzie żyją na twitterze, także ci, którzy dysponują swoimi mediami. Ja w końcu także się tam udzielam. Prócz dołującej kokieterii pana bicepsa dominującym w tamecznych prezentacjach zaśpiewem jest lament. Nie wesoła piosenka, nie zaczepny gwizd, nie szyderstwo, ale lament. To jest, w mojej ocenie, część celowego i przemyślanego programu, jaki implantują na polską scenę wymiany opinii agentury obce. Powielany zaś jest ów lament przez osobników słabych na umyśle, którzy poprzez powtarzanie fraz lamentu, czują się lepsi i szczęśliwsi, bo ktoś zwraca na nich uwagę. To jest beznadzieja. Najczęściej powracającym motywem jest biadolenie, że Polska zostanie podzielona, a granica rosyjsko-niemiecka będzie na Wiśle. Powtarzanie tego przez pisowską telewizję przed wyborami było jednym z najcięższych grzechów jakie można było popełnić. Ludzie bowiem łatwo wierzą w takie rzeczy i szykują się już podświadomie do oddawania hołdu nowym panom. Tego nikt w tej durnowatej telewizji nie rozumiał i dalej zapewne nikt w PiS tego nie rozumie. Jest bowiem tak, jak to wielokrotnie opisywałem – bezradność polityków i tworzących się wokół nich kręgów powoduje, że jedynym narzędziem sprawowani władzy są próby stymulacji nastrojów społecznych poprzez media. Tyle, że w sytuacji, jaką mamy, kiedy najważniejszy jest lans osobniczy poszczególnych redaktorów, o żadnym realnym wpływie na nastroje nie może być mowy. Ludzie mogą tylko coś udawać, albo zbierać się do przyjazdu do Warszawy na demonstracje. To jednak, w miarę jak słabnie motywacja, bo nikt nie dysponuje już ani autentycznym gniewem, ani w ogóle żadnymi autentycznymi emocjami, ma coraz mniej sensu. Telewizja Polska za czasów Kurskiego i Matyszkowicza wypuściła z rąk wszelką sprawczość, to się okazało początkiem katastrofy. Wydawało się tym panom, że wystarczy straszyć, a reszta zrobi się sama. I dziś wszyscy straszą: podziałem kraju, wysokimi rachunkami, biedą, zawałem gospodarki, bezrobociem. I każdy liczy na to, że gdzie indziej, nie w jego pobliżu, zacznie się ruch, który te lęki zgładzi. Napisałem – zgładzi lęki? No chyba tak, bo od tego – na co lubią powoływać się patriotyczni dziennikarze – zaczął się, dawno temu, nasz marsz ku niepodległości. Od słów – nie lękajcie się – od nich dokładnie wszystko się zaczęło. No więc jak chcecie zwyciężyć, kiedy wszyscy na raz i każdy z osobna wołają – o ku…wa, mamy przej…ane! I czerpią z tego niezrozumiałe satysfakcje. Jak w takich warunkach chcecie myśleć o sukcesie? Wisienką zaś na tym torcie jest wspomniany tu redaktor Jastrzębowski, który z wyszukaną ironią, popisuje się swoimi krawatami oraz stręczy ludziom TV Republika, w której występuje. To tak, jakby właściciel budy z kebabem promował sąsiadującą z nim pizzerię.
Wszystkie te komunikaty emitowane są po to, by zdeprawować mężczyzn i uczynić z nich kanapowe koty. To jest oczywiste dla każdego, kto raz jeden zajrzał na ten cały twitter. Szczytem mikropiramidek aspiracyjnych, które się tam buduje jest zawsze jakaś gwiazda medialna lub uczelniana. Emituje ona i powtarza uporczywie jakieś szarpiące emocje brednie, które podchwytuje tłum kłębiący się poniżej jej stołeczka i powiela w setkach komentarzy. Zwykle ma taka osoba jakiegoś partnera, który w odpowiednim momencie powoła się na nią, czyniąc jej kłamstwa wiarygodniejszymi. Jest to przeważnie jakiś samozwańczy, niezależny ekspert. W ten sposób tworzy się narracja lęku, wyrastającego na glebie poważnej zadumy, będącej w istocie niechęcią do działania, tworzenia czegokolwiek. Dzięki takiemu schematowi widzimy, jak wyłącza się dobre, medialne projekty i jak obniża się koszt dystrybucji łgarstw, a także zostawia pole do popisu mediom rzekomo patriotycznym, które, każdy to chyba rozumie, nie mają szans sam na sam z mediami niemiecko-rosyjskimi udającymi amerykańskie. Ludzie w nich zatrudnieni dostają tylko chwilowe złudzenie triumfu, kiedy puszczają w eter wieści o hipokryzji Tuska i jego ciągłych kompromitacjach. Wyjaśnienie tym ludziom, że są w pułapce, nie jest w ogóle możliwe. Żyją bowiem oni złudzeniem, że wobec opinii publicznej wszystkie media są równe. Choć jednocześnie podkreślają, że ich Tusk nie wpuszcza na konferencje prasowe. Nie umieją jednak tam wejść pod jakimś innym szyldem, bo sukcesem ma być to, że jakieś zagraniczne organizacje, tak samo bez znaczenia i mocy, ujmą się za nimi publicznie, albo wyślą gdzieś jakieś pismo.
Od wyroku sądu najwyższego w sprawie Bodnara żadne medium prawicowe nawet nie pisnęło na temat nowych wyborów, które powinny być rozpisane. Wszyscy grzecznie czekają, co powie prezydent i jak się zachowa. Nie wiemy jak, ale jego dotychczasowe zachowania nie dają nam wielkich nadziei. Media zaś grzeją jeden temat – lansują siłę i bezczelność Tuska i Bodnara, którym nie można nic legalnie zrobić. Nie można ich odwołać, nie można zastraszyć, nie można przywołać do porządku odnosząc się do dobra wspólnego i trwałości państwa. Nic nie można zrobić, poza udawaniem, że coś można. I to jest prawdziwa groza. Przy tym wszystkim trwa idiotyczny festiwal kandydatur na prezydenta. Każdy, kto na wizji sklecił jakieś pięć słów z jakim takim sensem, uważa, że to on będzie tym kandydatem. Tak, jakby ludzie ci nie rozumieli, że stanowisko prezydenta jest ostatnią kartą przetargową jaką ma PiS. Ostatnią. I jak ją źle rozegra, wtedy nastąpi koniec. Bo tamci nie mają ani wstydu, ani przyzwoitości, ani dobrych zamiarów. My zaś jesteśmy właśnie przyuczani do bezradności, bo nikt nam nie pokazuje co powinniśmy robić. Kolejne pokolenia zaś wychowywane są na legion Dudusiów Fąferskich, pachnących konwalią, których rzuci się kiedyś do konfrontacji z falą syryjskich migrantów, zgrają niemieckich pedryli, albo ruską bojówką. I wszyscy będą płakać, że dostali wpierdol. Przepraszam, że mnie coraz częściej ponosi, ale już nie mogę patrzeć na te krawaty, na ten sznyt, na to oczekiwanie co zrobi prezydent. I na te otwarte w zdumieniu usta, że znowu nic.
Mam więc propozycję, jeśli to nie jest za wielki wysiłek, proponuję, byśmy najpierw zamknęli te otwarte w zdumieniu buzie. Następnie zrozumieli, że pisanie o Tusku i jego przeniewierstwach w istocie wzmacnia pozycję Tuska i docenili co dla ogólnego dobrostanu Polaków czyni wydawnictwo Klinika Języka. Ostatnio, na przykład, przygotowaliśmy bardzo dużo podcastów. Patrzę na ten swój kanał na YT, gdzie żaden lajk i żadne kliknięcie nie zostało opłacone i jestem nawet zadowolony. A bez tego – bez kupowania popularności – nowoczesne, opiniotwórcze media, nie wyobrażają sobie dziś w ogóle działalności. Tylu zasłużonych durniów muszą wyżywić i zaprezentować. Patrzę więc sobie na ten kanał, gdzie jest niecałe trzy tysiące subskrybentów i myślę sobie, pracując codziennie na ich dobrostan i samopoczucie, że gdyby połowa z nich, raz na dwa miesiące kupiła jedną książkę w naszym wydawnictwie, nasza sytuacja zmieniłaby się bardzo, bardzo. No, ale żeby taki efekt uzyskać, nie wystarczy „dobrze gadać”, nie wystarczy wydawać książki, nie wystarczy nagrywać podcasty. Trzeba jeszcze ludziom wskazać taką możliwość, co niniejszym czynię. I wiecie co? Wcale nie trzeba kupować od razu biografii Ossolińskiego za 130 zł, czyli w cenie flaszki średniej jakości whiskey, którą skonsumuje się w niecałą godzinę. Można sobie kupić to
Albo to
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sw-stanislaw-biskup-i-meczennik-historia-prawdopodobna/
Albo to
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sumy-neapolitanskie/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sylwetki-zbigniew-sujkowski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/nadberezyncy/
Pomyślcie – wystarczy, żeby 1500 osób, raz na dwa miesiące wydało 40-60 zł w naszym sklepie. Zamiast słuchać lamentów na twitterze…Jaki to byłby sukces. I macie przy tym gwarancję, że pieniądze te zostaną w części przeznaczone na wydawanie dalszych, świetnych książek, a nie na działalność sądu koleżeńskiego czy komisji skrutacyjnej w jakimś Związku Literatów Ziemi Kociewskiej czy czymś podobnym.
Wszystkim, którzy się na to zdecydują, bardzo dziękuję.
Wybór jest zawsze ograniczony możliwościami. Kandydat na prezydenta na którego trzeba będzie głosować będzie jeden. A wskaże go jeden człowiek, czy się komu to podoba czy też nie 😉
Czterysta tysięcy mężczyzn i kobiet, którzy stanowią czwartą armię świata, jeżeli chodzi o liczebność wyszkolonych strażaków, dostało prikaz, żeby siedzieć w miejscu i pod żadnym pozorem nie ruszać się przez pierwsze dni katastrofy powodziowej.
Nie oglądam telewizji pisoskiej, ale dzisiaj doszedłem do wniosku, że kłótnia na szczycie MUSI doprowadzić do podziału Polski, o ile historia jest nauką ścisłą i są jakieś reguły. Przyszło mi to do głowy w momencie, gdy znany youtuber wyraził przypuszczenie, że Duda chce wprowadzić stan wyjątkowy, bo instytucje państwa nie działają: sądy, prokuratura etc. , a Tusk zapowiedział działania bezprawne. Moim zdaniem taki podział może zostać dokonany przez Niemcy, spadkobierców Prus (wschodnich), Ukrainę, Danię itp.
Nie bardzo wyobrażam sobie, z jakiej paki miałaby uczestniczyć w tym Rosja?
Dzień dobry. Cóż, mogę tylko podziękować za sprawozdanie z tego twitter’a a sobie po cichu pogratulować słuszności decyzji by nie zakładać tam konta. Co zaś do mężczyzn, to oczywiście racja. Ale jak może być inaczej, skoro mamy do czynienia z którąś już generacją wychowaną de facto w obozie. Ci, którzy w nim nie chcieli siedzieć albo pozpierzchli się po świecie albo zostali w okrutny sposób w okrutny sposób wymordowani. Zostali tylko tacy, dla których szczytem marzeń jest przysiąść grupką za beczką z deszczówką, tak żeby kapo nie zobaczył, zaciągnąć się skołowanym na lewo petem i pogaworzyć o czasach dawnej wielkości. O zrobieniu czegoś – mowy nie ma. Tu można tylko zacytować klasyka, włożone w usta niejakiego Dobrowolskiego – „dyrektora z zawodu”; – „ja znałem takich, co to mieli pomysły i dziś już tych pomysłów nie mają…” Oczywiście lamentowanie jest niemęskie – ale dziś mało kto rozumie ten zwrot. Jednak warto zobaczyć rzeczywistość w całej jej okrutnej mizerii, żeby móc wymyślić jakiś sposób wyciągnięcia się z tego g..na. To jest wyzwanie dla prawdziwych mężczyzn.
I jeszcze jedno: naczelną zasadą demokracji amerykańskiej w Europie jest, żeby nie dopuścić do tego, żeby prezydentem w podbitych krajach (wyzwolonych w 1945) został ktoś sensowny, zdolny, spójny. Choćby taki, jak Orban, albo obecni przywódcy Austrii, Włoch czy Niemiec. Jeżeli nie będziemy mieli swojego Orbana, to Węgry też wezmą udział w tym wieszczonym rozbiorze nawet, jeśli będą to jakieś ciamajdy że Słowacji, które zostaną szybko pobite i wrócą z płaczem do siebie.
Ewentualnie strażacy z Siedmiogrodu. Jak zażartował premier:
Rumcajsy oficjalnie deklarują neutralność i nie angażują się, ale mają zbrojne ramię w postaci cyganów. Cyganie z Czech chętnie staną w obronie praw mniejszości swoich braci mieszkających na przykład w Bystrzycy Kłodzkiej. Będzie się działo…
https://youtu.be/35xFoIcElL8?si=SlW1jG660x-t0Hk2
Pentagon dziś w nocy poparł prawo Izraela do samoobrony prowadzonej na terenie… Libanu.
Jak będzie trzeba, przyślą kilka tysięcy wojska – donoszą agencje.
I jakoś nie ma problemów logistycznych. Tymczasem policjanci na terenach powodziowych mieli problem przejść z jednego krawężnika na drugi, gdzie dokonywano przywłaszczenia z rozbitego sklepu. Siedzieli w radiowozie i żuli kebab.
Nie jest prawdą, że mężczyźni w Polsce są mało skuteczni. Oto pan Andrzej Gajowniczek poseł SLD (może to krewny tego Gajowniczka z Oświęcimia?) wprowadził na rynek tubki z alkoholem (likiery owocowe), które przypominają tubki dla dzieci i cały sejm wrze z oburzenia! Tymczasem firmy tego pana świetnie sobie radzą na rynku w przeciwieństwie do pp. Palikota i Wojewódzkiego.
https://youtu.be/H-YqT2fnLnM?si=X4eK0dGrn6WDXO6x