kw. 022021
 

Wczoraj mieliśmy tu do czynienia z sytuacją kuriozalną. Oto jawny trol, występujący po kilkoma nickami, próbował wpłynąć na moją postawę, powołując się przy tym już nie na autorytet hierarchii Kościoła, ale samego Pana Jezusa. Bo w Wielki Czwartek nie powinienem pisać pewnych rzeczy. To jest mechanizm, który jest wykorzystywany za każdym razem i za każdym razem ludzie, nie tylko naiwni i prostoduszni, ale wszyscy właściwie, uważają, że może jednak ktoś taki ma rację. Może rzeczywiście trzeba się powstrzymać. Otóż nie trzeba, a już na pewno nie trzeba się powstrzymywać w obliczu takich postaw. Należy je zwalczać, albowiem akceptowanie ich to droga do wyznaczenia norm pobożności, które nie będą bynajmniej strzeżone przez kapłanów, albowiem ci nie mają na takie rzeczy czasu, ale przez różnych samozwańców. Tych, którzy pierwsi zawołali – ale tak nie wolno, jest wielki czwartek! I reszta pokiwała ze zrozumieniem głowami, przyznając im rację. Całe szczęście tutaj ja rządzę i do żadnych nadużyć nie dojdzie, ale normalnie człowiek występujący w obronie pobożnych postaw natychmiast zostaje wyróżniony i natychmiast grupa powierza mu jakieś szczególne funkcje, a z czasem czyni go kimś w rodzaju świeckiego kapłana, który wie lepiej. I to jest nagminne, a w wielu przypadkach silnie promowane, albowiem tak jest wygodniej. Uprzedzam więc, że tu tego rodzaju numery akceptowane nie będą. I każdy kto spróbuje się w to bawić, wyleci natychmiast. To nic, że jest Wielki Piątek.

Można rzecz całą sprowadzić do formuły szantażu emocjonalnego o trochę większej skali. Tylko, że ta skala jest stale powiększana, aż wreszcie przybiera rozmiary, które z daleka zalatują selekcją i werbunkiem. Każdy religijny celebryta, którego pokazują dwa razy na dzień we wszystkich portalach, musi mieć za sobą kilka spektakularnych doświadczeń. Dzielą się one na trzy grupy: moralne upadki, katorżnicza praca przy katolickim wychowaniu dzieci i opiece nad rodziną oraz doświadczenia mistyczne, żywej obecności Boga. Zacznę od pierwszych. Mistrzem w tym judo jest Szustak i w zasadzie nic dodawać nie trzema. Moralne upadki tylko go wzmacniają, podobnie jak ludzi jemu podobnych. Wstają oni za każdym razem, otrzepują ubranie, wycierają ślady szminki z twarzy i w ogóle, i mówią – jestem teraz silniejszy niż kiedykolwiek. Jeśli idzie o drugą kategorię to budzi ona we mnie zawsze największą wściekłość. Nie mogłem nigdy słuchać ludzi, którzy opowiadali, jak to za komuny ojciec nie zapisał się do partii i miał ośmioro dzieci, a dzięki głębokiej religijności udało mu się je wszystkie wychować na dobrych Polaków i katolików. Jak się w tę gawędę poskrobie, okaże się, że ojciec miał ukryty etat w wojsku, a matka prowadziła szwalnię, gdzie produkowano jakieś elementy garderoby resortowej. Księża zaś, wspierali tę rodzinę materialnie, albowiem stanowiła ona żywy dowód na to, że liczba dzieci nie ogranicza człowieka w żaden sposób, nawet jeśli okoliczności są bardzo trudne. Dziś większość z nas ma rodziny i wychowuje dzieci, ale mało komu przychodzi do głowy, by opowiadać o tym, jak o jakimś męczeństwie. A Terlikowski, na przykład, robi z faktu, że ma dzieci, całe przedstawienie, w którym występuje jako heros prokreacji i dostaje za to oklaski od duchownych.

Trzecia grupa to doświadczenia mistyczne. Zacznę od tego, że nigdy nie miałem żadnych doświadczeń mistycznych. Wiem jednak, że wiele osób traktuje w ten sposób wizje senne lub chorobowe, albo wręcz zmyślenia. Opowiadają o nich chętnie i długo, pragnąc w ten sposób podkreślić swoją wyjątkowość i wybraństwo. Po doświadczeniu mistycznym człowiek po prostu musi rozumieć więcej i więcej czuć. Ci zaś, którzy takiego doświadczenia nie przeżyli nie mogą z nim konkurować, bo i cóż oni mogą wiedzieć. Nie neguję doświadczeń mistycznych w ogóle, ale nie wierzę w te, o których opowiadają telewizyjni celebryci. Tacy, jak ten zakonnik, co przez Stonogę, próbował prostować swoich braci Dominikanów. Musimy zrozumieć, że kiedy pojawia się polu widzenia postać taka, jak Szustak, który epatuje swoimi moralnymi upadkami i wzlotami, konkurencja nie może tego zignorować i natychmiast posyła na plac boju swojego człowieka, który zaczyna od postawienia postulatu bezwzględnej czystości moralnej, a podpiera go doświadczeniem mistycznym. Kiedy bowiem był chory i miał mieć poważną operację, zapadł w coś w rodzaju letargu. I wtedy ukazał mu się świetlisty korytarz, a głęboki i ciepły głos powiedział – nie lękaj się.

Pop kultura regularnie wyszydza takie histerie, ale one nadal są wykorzystywane w obszarze politycznej agitacji i na terenie walk frakcyjnych, głównie wśród duchownych zajmujących się gwiazdorzeniem w telewizjach.

Jedynym istotnym efektem takich projekcji jest dewaluacja rzeczywistych doświadczeń mistycznych, które istnieją. Nie będę się rozwodził nad ich charakterem, albowiem niczego takiego nie doświadczyłem. Z faktu jednak, że one są, ludzie podstępni, działający w złych intencjach wysnuwają wniosek następujący – lekko podrasowane doświadczenia mistyczne mogą człowiekowi pomóc w karierze. Odnoszę wrażenie, być może mylne, że kiedy raz się wkroczy na taką drogę, nie ma z niej odwrotu. Niestety część komunikacji, w jakieś sami jesteśmy zanurzeni, a dotyczącej spraw wiary i postaw, także opiera się o wymienione trzy grupy zjawisk. I trudno mieć do kogoś pretensje, że traktuje serio osobników zajmujących się zawodowo podpuszczaniem. Komunikacja pomiędzy wiernymi a kapłanami nie jest łatwa i nigdy niestety nie będzie. Stąd, będę się przy tym upierał, konieczne są stanowcze, a nawet kontrowersyjne komunikaty, które nie mają nawet charakteru demaskacji, ale po prostu stawiają pewne kwestie we właściwych proporcjach. Z głowy na nogi, można powiedzieć. Niech więc nikt nie ma do mnie pretensji, że piszę takie rzeczy.

Czasem naprawdę trzeba je napisać, a w dodatku od razu. Tamci nie czekają i nie mają żadnych skrupułów.

Życzę wszystkim błogosławionych, dobrych, zdrowych, spokojnych i pięknych świąt.

  9 komentarzy do “O dewaluacji doświadczeń mistycznych”

  1. Tak, doświadczenia które nie są udziałem celebrytów. „Po doświadczeniu mistycznym człowiek po prostu musi rozumieć więcej i więcej czuć. Ci zaś, którzy takiego doświadczenia nie przeżyli nie mogą z nim konkurować, bo i cóż oni mogą wiedzieć”-do tego zadania pasuje mi bardzo mało znana historia Leokadii Głogowskiej z WTC 2001 o której kiedyś czytałem, można bez trudu ją odnaleźć w sieci.

  2. Dzień dobry. Całkowicie się zgadzam odnośnie tych świeckich celebrytów religijnych. Ja zwykle reaguję na taką działalność po swojemu – czyli bojkotem, gdybym miał większe umiejętności wyszydzania – pewnie robiłbym to, bo na to właśnie zasługują. Są to ludzie jakoś psychicznie uszkodzeni, którym nie starczyło wiary i konsekwencji by wdziać suknię duchowną, ale podwyższenie prezbiterium i dymy kadzideł spać im nie dają i tam się pragną dostać, nie bacząc na środki. Opłakane głównie. Wiem, że to nic odkrywczego, ale pewne rzeczy trzeba powtarzać, choć są oczywiste.

    Gospodarzowi i wszystkim czytelnikom – zdrowych spokojnych Świąt.

  3. Z życzeniami dla Gospodarza i wszystkich tu zaglądających

    Dobro i piękno z mojego mistycznego ogródka

  4. Pięknych i Mądrych Świąt.

  5. nie znałam tej historii o Leokadii Głogowskiej, wiedziałam tylko,  że syn Szurkowskiego  zginął wtedy w WTC ,

  6. Stabat Mater dolorosa

    juxta crucem lacrimosa

    dum pendebat Filius

  7. a tak w ogóle znakomite określenie -religijny celebryta-

    coś jak za PRL tzw. politruk  -partyjny celebryta –

  8. Z tego co wiem,prawdziwi mistycy przejawiają głęboką niechęć do dzielenia się mistycznymi przeżyciami.Jest to tak intymne spotkanie z Bogiem,żadne słowa nie są w stanie tego oddać,więc raczej spłycają niż oddają rzeczywistość takich przeżyć.Np.św.Faustyna spisała swoje wizje na wyraźne polecenie Jezusa i spowiednika,ale nikomu,może jeszcze poza matką przełożoną,nie opowiadała o tym.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.