maj 142019
 

Na marginesie konferencji w Kalsku, która odbyła się w sobotę, trochę żartem, a trochę nie, chciałbym dziś napisać kilka słów o komunikacji. Nie wiem czy Wy też to zauważyliście, ale komunikacja nie daje się w zasadzie nigdy dokładnie zaplanować. To znaczy jeśli mamy imprezę, gdzie kilka osób wygłasza jakieś komunikaty zawsze wydarzy się coś nieprzewidzianego, co stworzy nowe, zaskakujące konteksty, często humorystyczne i wywróci do góry nogami całą intencję, jaka przyświecała organizatorom. To są takie didaskalia, które dopisuje Pan Bóg do ludzkich realizacji. I ja dzisiaj postaram się omówić kilka z nich. Oto niedawno odniosłem się do wystąpienia Sławomira Mentzena, który w słowach prostych i klarownych wyłożył nam jak powinna wyglądać skuteczna kampania polityczna aspirującej partii, nie mającej zbyt dużego budżetu i dostępu do mediów. Wszyscy to mniej więcej pamiętamy. Chodziło o to, że musi być w tej kampanii coś o Żydach, gejach, aborcji, UE i podatkach. Jaką pointę dopisał do tego Stwórca? Prostą. Pan Mentzen skupił się na kilku z wymienionych elementów, ale szczególnie dużo czasu poświęcił Żydom. Całe swoje przemówienie zaś wygłaszał na tle plakatu wyborczego faceta nazwiskiem Berkowicz. Nie żebym się czepiał, ale sami wiecie, że Pan Bóg lubi sobie pożartować. I tak to wystąpienie odebrałem nie tylko ja, ale także inni widzowie. Potraktujmy tylko trochę jako żart, a tak naprawdę jako demaskację. Czego? Słabości i komunikacyjnej bezradności prawicy, która o czym tu już było wielokrotnie mówione, jest reaktywna i może tylko odpowiadać na podsuwane jej, mniej lub bardziej przebiegle, treści. Wyprowadziłbym z tego następującą zależność – im większa powaga wśród głosicieli prawicowego słowa objawionego, tym obszerniejsze didaskalia dopisuje do tej komunikacji Pan Bóg. Dostałem ostatnio informację, że w tym roku latem, odbędzie się w Tyńcu Letnia Szkoła Teologii Politycznej. Wykłady są całkowicie darmowe, a wygłaszać je będą same tuzy prawicowej myśli politycznej. Dość wymienić Jana Marię Rokitę i Marka Jurka. Tyniec to jest specyficzne miejsce, nie tylko ze względu na tradycję trwającą prawie tysiąc lat, ale także z tego powodu, że pochowany jest tam Henryk Krzeczkowski, rzeczywisty inspirator tej współczesnej, narodowej prawicy. Kim był pan Henryk wszyscy wiemy i powtarzać tego nie trzeba. Mnie zaś najbardziej śmieszy, że wśród wykładowców obecny będzie także Krzysztof Zanussi, przedstawiony w reklamówce tej letniej szkoły, jako jeden z najwybitniejszych, współczesnych reżyserów polskich i znawca Rosji. O wszystko mógłbym podejrzewać Zanussiego, ale nie o to, że jest znawcą Rosji. Podpowiem organizatorom coś jeszcze, o czym może wiedzą, a może nie. Pan Zanussi jest także wykładowcą w szkole filmowej w Hawanie. Tak, tak, chodzi mi o tę Hawanę, która położona jest na Kubie, wyspie jak wulkan gorącej. Nieprzeliczone są zasługi Krzysztofa Zanussiego dla kultury polskiej i szkoda, by któraś z nich umknęła łaknącym wiedzy studentom letniej szkoły teologii politycznej w Tyńcu.

Kiedy byłem na konferencji w Kalsku odniosłem wrażenie, że oczekiwania publiczności całkowicie rozmijają się z tym, co wykładowcy mieli do zaprezentowania. Najlepiej jeśli opowiem o swoim własnym wystąpieniu, w czasie którego mogłem obserwować publiczność. Większość przybyłych na konferencję osób nie znała mnie wcale i nie miała pojęcia o czym będę mówił. Wielu zebranych, bawiło się dobrze i czuło spokój, po poważnym wykładzie księdza Pawła Bortkiewicza. Oczekiwano czegoś podobnego, czegoś co utwierdzi widza w jego dotychczasowych nawykach myślowych i da mu to, jakże ulotne, poczucie wyższości nad zdrajcami i renegatami. Bo o to zdaje się chodziło. Ja, czego zapewne jesteście świadomi, mówiłem same straszne rzeczy, które wywracały na drugą stronę wszelkie pojęcie dotyczące zdrady, do jakich przywykliśmy. I będę to czynił nadal, albowiem uważam, że ta forma komunikacji, jaką proponuje uniwersytet i współczesny Kościół, to znaczy forma opierająca się na tak zwanej polskiej tradycji i kulturze, nie ułatwia porozumienia. To nie jest komunikacja wręcz, to jest afirmacja memów stworzonych 150 lat temu na użytek monarchii habsburskiej. Nie mogłem więc spokojnie słuchać jak Ewa Kurek mówiła o tym, że dobrze się stało iż Kresy odpadły od Polski, bo nie mamy teraz kłopotu z Ukraińcami. I to wcale nie przeszkodziło pani doktor dyskutować potem z jednym z uczestników, obawiającym się ukraińskiej emigracji, na temat zagrożeń jakie ona niesie. Ja tu nie chcę wyciągać nikomu jakiś drobnych niekonsekwencji. Chcę tylko wskazać, że posługiwanie się taką komunikacją, jaka jest dziś w użyciu nie doprowadzi nas nigdzie. To – powtórzę – nie jest komunikacja, a afirmacja. Afirmowane są w zasadzie wyłącznie lęki. Mamy lęk przed Ukraińcami, lęk przed armią USA, lęk przed 447, lęk przed Żydami, lęk przed tym, żeby nam ktoś nie zrobił zdjęcia, lęk przed wszystkimi, którzy burzą nasz słodki spokój, i niweczą wiarę w to, że Mikołaj Rej był ojcem poezji polskiej, a Jan Kochanowski poprawił jego wyniki i wzniósł tę poezję na nieznane dotąd wyżyny, w to, że Pan Bóg kocha nas więcej niż innych i jeśli tylko będziemy siedzieć bezczynnie i modlić się po staremu, nic nam się nie stanie. Niezbadane są wyroki boskie, chciałem tylko przypomnieć i zadać pytanie – a co z sukcesem i jego miarą? Czy prócz lęków potrafimy jeszcze afirmować sukces i potrafimy ten sukces wyrazić czynem? Nie. Bo jesteśmy zbyt przestraszeni i tak naprawdę szukamy kryjówki. No i kogoś, kto odmaluje przed nami możliwość wykonania frontalnego ataku kawaleryjskiego na przeważające siły żydowskich bankierów, którzy chcą nas okraść. Prawdziwej szarży nie będzie, bo jeśli tylko zacznie się gromadzić ta husaria, zaraz się wśród niej pojawią: Marek Jurek, Jan Maria Rokita, Artur Zawisza, a może nawet sam Krzysztof Zanussi, z tyłu zaś, za plecami będą mieli plakat kandydata do PE nazwiskiem Salomonowicz, Hercowicz, albo Klein.

Ja wiem, że utrzymanie konsekwencji w narracji politycznej, czy choćby takiej zwykłej pogadankowej jest bardzo trudne, ale powinniśmy się jednakowoż starać ze wszystkich sił. Bo brak tej konsekwencji odbiera nam wiarygodność. Nie można cieszyć się z tego, że Lwów nie jest polski, bo uwolniliśmy się wreszcie od banderowców i jednocześnie obawiać się tych współczesnych lwowian, którzy przyjeżdżają tu do pracy. Wszystkie te dziwactwa, które tu opisałem nie są winą ludzi bynajmniej i ja nie formułuję tu oskarżeń. To jest efekt kulawej, nieadekwatnej komunikacji, która składa się w zasadzie z samych kłamstw i przeinaczeń. Komunikacji, którą posługujemy się z niechęcią, wstydem, albo dumą, zależy gdzie kto stoi, komunikacji, która – powtórzę – nie jest komunikacją a afirmacją lęków. Trzeba to zmienić. Pan Bóg dla mnie samego dopisał pointę w czasie tej konferencji. Oto jeden z wydawców prawicowych, którego tu nie wymienię, przysłał do mnie emisariusza z pytaniem – które książki Emmanuela Małyńskiego zamierzam wydać? Ja od razu wiedziałem o co chodzi, ale spokojnie czekałem co będzie dalej. Emisariusz powiedział, że niedobrze by było gdybyśmy się zdublowali, niech więc się określę co chcę, bo prawicowy wydawca też ma pewne plany. Emisariusz miał dość szczególny charakter i dlatego go nie przepędziłem. Nie stawia się bowiem takich kwestii, a już na pewno nie wtedy kiedy nie ma się ani tłumacza, ani redaktora do tekstu. Poza tym takie zachowanie jest mocno demaskujące. Bo zdradza, że wydawca nie radzi sobie z konkurencją i zamierza wpływać na nią innymi niż rynkowe metodami. Na razie są to emisariusze, ciekawe co będzie dalej. Takie zachowanie zdradza również to, że wydawca prawicowy o ugruntowanej pozycji na rynku, nie ma pomysłu jak ten rynek poszerzyć. Ma za to pomysł, jak go obkurczyć i próbuje mnie ograniczać. Ja i tak nie miałem zamiaru wydawać „Wojny okultystycznej”, więc wysłuchałem całej gawędy do końca z nieudawanym zainteresowaniem i jak Jankiel Bas w powieści „Czarne błoto” powiedziałem – siojn!Niech jednak nikt więcej nie przychodzi do mnie z takimi propozycjami. Z faktu, ze na rynku będą dwa takie same tytuły nie wynika nic, poza tym, że jasne stanie iż jeden wydawca traktuje czytelnika serio a drugi nie. I to poznamy po jakości edycji. Myślę, że właśnie ta kwestia była przedmiotem negocjacji, które mi tak łatwo poszły. Próby zaś monopolizowania treści prawicowych i załatwiania sobie pokątnie jakichś forów sprzedażowych uważam za skandal.

Na koniec słowo o tym czym mierzy się sukces. Czasem okładkami książek, ale tak naprawdę miarą sukcesu jest architektura i jej wyposażenie. To się nie zmieniło od czasów XIV dynastii w Egipcie i jeszcze długo się nie zmieni. Pamiętajmy o tym, bo konstatacja ta jest obfita w konsekwencje i demaskuje naszych rzeczywistych wrogów. Każdy kto zabrania budować jest wrogiem, podobnie jak ci, co budowę utrudniają.

I z tym Was zostawiam, przypomnę tylko jeszcze, że 24 maja, w Stężycy, w ośrodku Wyspa Wisła, odbędzie się dyskusja panelowa poświęcona ostatniemu numerowi Szkoły Nawigatorów, wstęp wolny. W dyskusji wezmą udział: Krystyna Murat, Szymon Modzelewski, Gabriel Maciejewski. Początek o 17.00

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  21 komentarzy do “O didaskaliach pisanych przez Pana Boga”

  1. W Polsce ma miejsce teraz wiosna ludów, bo ludzie nie mający stanowisk podejmują inicjatywy w sprawach, które powinny być już dawno temu załatwione przez powołane do tego instytucje.
    Naprawy dokonuje się w porę i nie w porę, w szabas i nie w szabas. Szambo powinno spłynąć do kanalizacji w sposób naturalny, a kto się nie doczyści lub będzie próbował tamować odpływ, ten pozostanie brudny.
    Imperium zła chciałoby przekuć to na swój sukces i dokonać przy okazji jak największych spustoszeń, dlatego ten kto ma taką możliwość powinien pytać: na jakiej podstawie nazywacie zło złem?*) Krytykujący i wysuwający roszczenia materialne robią to z inspiracji Ducha Świętego czy z chciwości, nienawiści albo politycznego wyrachowania? Uważam, że nasz Papież byłby dumny z braci Sekielskich, Grzegorza Brauna czy Patryka Jakiego na tyle, na ile prawidłowo i konsekwentnie uzasadniają swoje motywacje i działania.
    Znowu jest głośno o Polsce, bo poruszamy kwestie moralne, na przykład czy godzi się kłamać o Holokauście? Szeregowi Polacy zmuszają do zajęcia stanowiska Prezydenta Stanów Zjednoczonych, Papieża, wszystkie znaczące osobistości w Polsce, żydów i ich pomocników (z małej litery, bo chodzi tu o przedstawicieli sekty judaistycznej, a nie obywateli Izraela – za słownikiem ortograficznym). Ich reakcja będzie mocna i gwałtowna i jak się wtedy obronimy? Do czego się odwołamy?
    *) Prawidłowa odpowiedź na popularną zagadkę Wojciecha Pijanowskiego: jakie pytanie należy zadać na rozdrożu, jeśli mamy przed sobą dwóch miejscowych, o których wiemy, że zawsze kłamią. Odpowiedź (pytanie) brzmi: „jaką drogę wskazałby twój znajomy, gdybym zapytał go o drogę do miejscowości X”? Dlatego należy się pytać krytykujących: na jakiej podstawie nazywacie zło złem? Inne sformułowania w tym teleturnieju nie będą premiowane!
    Ps. Filmu nie ogladalem, nie zamierzam i nie polecam go. Prywatnie i emocjonalnie ta sprawa w ogole mnie nie interesuje, natomiast wypowiadam sie z obowiazku, jako tzw. uczciwy czlowiek.

  2. Jeśli ktoś chce wydać  “Wojne okultystyczną” i nie boi się, że tropiciele antysemityzmu go wytropią, to chyba dobrze.  Ta książka, w przeciwieństwie do innych książek Małyńskiego jest dostępna w języku angielskim. Tłumaczenie i wydawanie książek dostępnych tylko po francusku ma więszą wartość, bo bez porównania mniej osób czyta w Polsce po francusku, niż po angielsku.

  3. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że ja mógłbym to wydać i przejąć ten w sumie łatwy zysk. Wojnę okultystyczną każdy kupi, bo będzie się chciał dowiedzieć prawdy o masonach i nakład może być odpowiednio większy. Gdybym zaś ja to wydał, a na pewno zrobiłbym to lepiej okazałoby się, że parę złotych poszło bokiem. To jest, z mojego punktu widzenia, niezwykły sposób myślenia. Tym bardziej niezwykły, że jestem na rynku już 10 lat, a wydawca nigdy nie pofatygował się do mnie osobiście i nawet się nie przedstawił

  4. albo plakat z nazwiskiem: Abramowicz (tyz pikne)

  5. w bójce z bandytą łatwo przewidzieć ciosy, bo już Valser podawał info w tym zakresie, że szybko uderzać i że w splot ..itd. Tyle że społeczeństwo mając do obrobienia/ obsłużenia swoje rodzinne i pracownicze działania, jest skoncentrowane na bieżącym dniu,   nie jest w stanie przewidzieć skąd wyskoczy „Boruta” i w jakie miejsce uderzy.

    Może dlatego część osób pisze o różańcu w dłoń i modlitwie, pisze nie dlatego że się chowa, ale że jest w zderzeniu z „Borytą”  po prostu bezradna.

    A dzisiejsze bzdurne  info z Krakowa że mniejszości seksualne itp. wraz z nauczycielami wystąpiły przeciwko bp Jędraszewskiemu bo się wyraził na temat tych mniejszości, wyraźnie dowodzą, że celem filmu Sekielskiego, było wywrócenie wszystkiego do góry nogami, aby  przy okazji pomóc wstawić nogę w drzwi do konserwatywnej części społeczeństwa i ją zdemolować. Nie chodziło o ofiary złych działań , nie o ofiary.

  6. radykalna inteligencja polsko – żydowska – w roli głównej (za Bolkiem ze Szkoły Nawigatorów)

  7. Rzeczywiscie…

    … slabosc i komunikacyjna bezradnosc „polskiej prawicy”  jest  haniebnie i skandalicznie zenujaca  !!!  Nawet nie ma o czym mowic i robic sobie kolejnych zludzen… Ssssakiewicze „przykrywajace”  protest przeciw 447… i  PBS – „matka ksiedza” – w  PiS’obusie… normalnie zajadow mozna ze smiechu dostac…

    … to juz jest  DNO  i  6  METROW  MULU… i powinnismy – szczegolnie dzisiaj i teraz –  MIEC tego  SWIADOMOSC  !!!

    A ta „letnia szkola…” w Tyncu – to kolejne tylko  OSLABIENIE,  ze tylko tych debili  jurkow, rokity, zawisze, zanussich, a pewnie i przyczajone  ujazdowskie – to juz tylko  SMIECHEM  zabic  !!!

    Dziekuje, Panie Gabrielu, za ciekawa relacje z Kalkowa.

  8. Z tego co Pan pisal…

    … o rynku ksiazkowym w Polsce czy wydawniczym to dobra decyzje Pan podjal, nie wydajac tej wlasnie ksiazki… ksiazki Malynskiego czy nawet innych autorow wydane przez Pana i przez Klinike Jezyka… do tego fantastycznie zaprezentowane w PGR – to po prostu  MISTRZOSTWO  SWIATA  !!!

    To najwyzsza jakosc w Polsce… i w Europie… i tego zaden dety wydawca – nawet – z tzw. ugruntowana pozycja – nie jest w stanie zapewnic… i tyle  !!!…

    … nie wspominam o fenomenalnych dyskusjach ksiazkowych na blogu… portalu SN… czy na LUL’u  !!!

  9. Jak to kiedyś mówiono” zanussi się na nudę..”

  10. lud drugie sformułowanie z Kalska (SN): zawłaszczanie kodu polskości przez obcych i renegatów

  11. A rozwijając myśl z końca dzisiejszej pogadanki to ;czy miarą sukcesu nie byłoby, w jednym przypadku ,burzenie(zamiast budowania) np Pałacu Kultury i …, tak jak w 1926 zburzono sobór Aleksandra (czy jak mu tam było) na placu Saskim w W-wie?

  12. kilka lat temu było takie niby sprawdzanie co z tym PKiN zrobić, i chyba w efekcie wpisano to do rejestru zabytków – urzędnicy ratusza, obronili PKiN przed wyburzeniem, bo oni w tym obiekcie mają miejsca pracy – urzędnik kiedy ma dobry dojazd, estetyczne warunki pracy, to nie pozwoli sobie zrobić krzywdy.

    Przecież część urzędników dojeżdża spod Warszawy, i ma prostą drogę do miejsca pracy, na tzw pl. Defilad,  a ewentualne wyburzenie tego obiektu, może urzędnicze miejsce pracy przenieść na pl Hallera, albo na tzw.  Służew przemysłowy, czy Bemowo. Mowy nie ma co do wyburzenia.

  13. >komunikacja nie daje się w zasadzie nigdy dokładnie zaplanować…

    Lingwistyka czyli sztuka komunikacji

  14. PIEKNE  !!!…

    … i prawdziwe do bolu.

  15. Jeśli chodzi o miarę sukcesu, w małej skali, takiej mikro,  to mnie zastanawia jak przebiega proces myślowy osobnika, który wokół domu za 500 tysi przykręca sztachety od strony podwórka. Tak, że rygle są z zewnątrz a sztachety od środka posesji. W wersji ubogiej paskudne płoty betonowe fakturą do środka posesji.

    Zastanawiam się czy to nie wina filmu z lat chyba 60. Gdzie młodzi chłopcy znaleźli magazyn nart, chyba poniemieckich, obcięli noski nart i tak obcięte narty przybili do rygli od środka. Na pytanie dlaczego tak zrobili, stwierdzili, że chcą mieć widok na ładny płot z okna. Przecież nie będą wychodzić na ulicę by popatrzeć na ładny płot. Może to była komedia jakaś.

    Komedia a się utrwaliło w społeczeństwie.

  16. znaczy się ma być … język giętki ?

  17. Tak, „język giętki” wg Słowackiego, a także Polacy nie kozy  „i swój język mają” (prawie Rej) oraz „język lata jak łopata” i „mielenie ozorem”.  A corpus linguistics to nic innego jak baza słów i zwrotów języka. Kiedyś uniwersalna (patrz Linde), a dziś podzielona na kategorie dostosowane do rejestru językowego. Moja definicja lingwistyki jako sztuki komunikacji pochodzi z własnej podświadomości, ale zdziwiłbym się, gdyby nie była tematem niezliczonych wcześniejszych dysertacji.

    Moje kozy dedykuję profesjonalnemu Instytutowi Lingwistyki UW (jeśli jeszcze jest) albo nieudolnej braci dziennikarskiej (na pewno jest i będzie). Niech każdy bierze co jego.

  18. Może to wina smartfonów. Coraz mniej zapamiętujemy, coraz więcej liczymy na kalkulatorze, coraz więcej mamy podane na tacy. Mózg się wyłącza. Może taki osobnik tego płotu po prostu nie przemyślał, bo nie miał czym.

  19. Wczoraj wspomniałam trzy daty, jedna dotyczyła 118 rocznicy urodzin rtm. Pileckiego, a dziś mija 152 rocznica urodzin Kardynała Adama Stefana Sapiehy – dwa  twarde charaktery

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.