paź 282022
 

Będę kontynuował swój cykl notek „mongolskich”, bo temat jest niezwykle inspirujący. Dotarł do mnie próbny egzemplarz powieści Leona Cahun Niebieski sztandar. Udało nam się zachować w środku oryginalne ilustracje z XIX wydania i książka wygląda dobrze, jest duża, z wyraźnym drukiem, czytelną okładką i dobrze leży w ręku. Jest to powieść, jak mówiłem, ale nie często trafia się powieść europejskiego autora, która opisuje przygody azjatyckich stepowych wojowników dewastujących po kolei wszystkie krainy, które spotykają na swojej drodze. Taka konstrukcja treści przekonuje nas, że jest to powieść polityczna, przyodziana w kostium rozrywkowy, a jej zadaniem jest propagowanie idei, które dla społeczeństwa – zasobnego i lekko zaspanego – mogą być szokujące.

Ja zaś czytając ją wczoraj zastanawiałem się nad jedną kwestią – czy my słusznie uważamy, że najazd mongolski na Europę był zaskoczeniem? A jeśli tak, to dla kogo? Chodzi mi o to, z czyjej perspektywy pisane są relacje o tym najeździe i kto o nim rzeczywiście nie wiedział. Lub jeszcze inaczej – kto miał nakazane pisać, że nie wiedział? Trudno bowiem uwierzyć w to, że poszczególne europejskie królestwa były aż tak wsobne i mało dynamiczne, że nie znalazł się tam nikt, kto uderzyłby w dzwon na trwogę o właściwej porze. Przeciwnie, zaczyna nam w głowie kiełkować myśl, że zanim w ogóle doszło do najazdu, zanim Anglik tatarskiego chana rozpoczął swoją misję, na każdym dworze, w każdym miejscu, gdzie zapadały decyzje należało umieścić agenta lub agentów, którzy zajęliby się tym, o czym pisałem tu wczoraj – dyskretną propagandą. Niemożliwe, żeby ich tam nie było, choćby z tego powodu, że rozpoznanie prowadzone w Azji przez Węgrów, a także doniesienia płynące z Rusi wskazywać musiały na skalę zagrożenia. Tymczasem przyjmujemy, że nie została ona należycie rozpoznana.

Czasem, co sam czyniłem, katastrofę Polski i Węgier tłumaczy się szybkością z jaką poruszały się armie mongolskie. Kiedy czytamy Leona Cahun, a dokładnie prześledził on szlak i tempo w jakim poruszały się opisywane przez niego oddziały, zastanawiamy się, dlaczego ta książka jest tak dynamiczna. No, ale ze źródeł, które autor wykorzystał w swojej pracy wynika, że nie mogło być inaczej, a przez to opis przygód głównych bohaterów był dla autora niezwykle łatwy. Cały czas bowiem coś się działo i miało to jeszcze potwierdzenie w spisanych przez kronikarzy faktach. Leon Cahun w zasadzie nałożył pewien sporządzony przez siebie, na zlecenie rządu III republiki jak mniemam, schemat, na gotową historię. Ponieważ jego celem było przedstawienie Mongołów w jak najbardziej pozytywnym świetle, a do tego jeszcze pokazanie Niemców, Węgrów i Polaków jako pewnych siebie, krzykliwych, ale niemrawych w istocie wojowników, skazanych na klęskę, nie ma w Niebieskim sztandarze słowa o agentach czynnych w Europie. Ich misja Leona nie interesowała, albowiem kierował swoją powieść do ludzi łaknących przygody. Moglibyśmy ją nazwać rycerską, gdyby głównymi bohaterami nie byli stepowi koczownicy. Przy okazji, odkryłem jak sądzę, dlaczego Leon Cahun Niebieski sztandar nie jest dziś wznawiany we Francji. Przygody kapitana Magona są, a ten akurat tytuł nie. Myślę, że ze względu na to, iż muzułmanie są w nim opisani prawie tak samo fatalnie jak Niemcy. Leon nie ma dla nich zrozumienia i litości, a główni bohaterowie zwalczają ich ze wszystkich sił, a do tego jeszcze są od nich sprytniejsi.

Intencja z jaką Leon Cahun napisał swoją książkę, jest – mam wrażenie – identyczna z intencją z jaką Niemcy rozpoczęły kolaborację z Putinem. To znaczy Leon był przekonany, że bez francuskiego geniuszu, wschodnie imperium się zdegeneruje i nie będzie mogło uderzać z mocą w skostniałe i nie rozumiejące przyszłości struktury zachodu. Ten sposób myślenia miał może rację bytu w końcu XIX wieku, bo w książce Leona pod nazwą imperium mongolskiego kryje się imperium rosyjskie, współcześnie jednak jest on tylko pewnym bardzo oszukanym formatem. Propaganda niemiecka sugerująca, że Niemcy ucywilizują Rosję, gdyby ją przenieść do XIII wieku, tym formatem, który zdecydował o ślepocie i spowolnieniu ruchów w kręgach władzy na Węgrzech i w Polsce. To co widzimy dzisiaj, co możemy obserwować każdego właściwie dnia, ma uśpić nie tylko nas, ale także obywateli Niemiec i wzmóc z nich wiarę, że rząd chciał dobrze, ale okazało się iż nie miał racji. Co nie znaczy, że nie należy inwestować we współpracę ze wschodem. Pomyliliśmy się co do Rosji – mówią niemieckie elity – ale z Chinami łączy nas ten sam system wartości – jesteśmy dokładni, solidni i pracowici. Współpracując osiągniemy sukces. Czym będzie ten sukces? Tym samym czym miała być wojna prowadzona przez Rosję, dewastacją Europy i podporządkowaniem jej Niemcom. Tyle, że w tym nowym, a być może wcale nie nowym projekcie, do grona państw zdewastowanych dołączy także Rosja. Jak to w ogóle jest możliwe, że ktoś snuje takie plany? Zwyczajnie. Na stanowisku kanclerza znajduje się podwójny agent, który od lat sześćdziesiątych nie robi nic innego, jak tylko przygotowuje się do realizacji takich zadań. Nie interesuje go własny kraj, nie ciekawi go historia Niemiec, podobnie jak nie ciekawi to większości Niemców. Im się zdaje, że jak się przebiorą w mundury S.A. to będą jak S.A. Polityka prawdziwa zaś nie polega na opisywaniu jakichś wizji, szukaniu swojego miejsca w ciągu historycznych zdarzeń, tylko na zmienianiu struktury własności na korzyść tej organizacji, która władzę lokalną opłaca. Nikt już nie ma chyba wątpliwości, że jest po Rosji, a jej rolę przejmują Chiny. Im więcej mówią one o współpracy, tym sytuacja jest poważniejsza. Niemcy zaś zaczynają realizować politykę Chin. Jedna czwarta portu w Hamburgu została wynajęta chińskim firmom, co ponoć zaniepokoiło niemieckie służby. Nie wiadomo za bardzo co to są – niemieckie służby – skoro kanclerz przepchnął taką decyzję, choć – jak huczy w sieci – wszyscy mu to odradzali. Istotna kwestia sprowadza się do tego czy armia chińska jest już gotowa do marszu na zachód i czy użycie – ewentualne – broni jądrowej przez Rosję, ten marsz przyspieszy. Czyją stronę zamierzają w tej rozgrywce wziąć Niemcy, jest chyba dla każdego jasne. Nie wiemy tylko czy tę opcję wybiorą wszyscy Niemcy i jak Scholz będzie dyscyplinował niezdecydowanych. W co się na tę okazję przebierze?

Dziś nikt nie będzie mógł się – mam nadzieję – usprawiedliwiać tym, że o czymś nie wiedział, albo źle coś przemyślał lub zinterpretował. Nie ma bowiem miejsca na działania przypadkowe i to także każdy rozumie. Wszystkie postawy, akcje i kroki, nawet te, które wydają się najbardziej idiotyczne są intencjonalne, a ich wykonywanie możliwe jest tylko dlatego, że nie ma narzędzi prawnych dyscyplinujących zdrajców. Więcej – nie można ich tak nawet nazwać albowiem nikt nie wydał rozkazu, by wskazać zagrożenie. Przygotowują się doń tylko te organizacje, które mają wiedzę pewną. I nie zamierzają do tego namawiać innych, wychodząc ze słusznego założenia, że każdy ma swój rozum. Może i ma, ale decyzje zapadają już poza nim. Przypomnijmy więc jeszcze raz co takiego zrobiła węgierska szlachta w przeddzień najazdu Mongołów na Węgry. Otóż oskarżyła króla o to, że wyolbrzymia zagrożenie i nie słucha rad rozsądnych ludzi. My dzisiaj jesteśmy w o wiele gorszej sytuacji, albowiem władza w Niemczech buduje chińskie przyczółki, a nasza opozycyjna szlachta, chce, byśmy postawili na niemieckie komponenty zbrojeniowe. Niestety atmosfera w kraju jest taka, że tylko część społeczeństwa rozumie, jaka jest skala zagrożenia, a z tej części niewielu naprawdę w nie wierzy.

Dlaczego tak jest? Otóż dlatego, że schematy, w których funkcjonujemy, nieco przestarzałe i poważnie zdegenerowane, nie pozwalają nam przyjąć do wiadomości iż skorumpowane elity Niemiec, to nie miłośnicy marihuany i rozrywek z nieletnimi, ale zupełnie ktoś inny. Ludzie korzystający z fatalnego stanu cywilizacji zachodu, zabezpieczeni przez rozmaite kontakty, już to polityczne, już to biznesowe czy towarzyskie, stale dyscyplinowani przez Chińczyków, których zadaniem jest osiągnięcie pokojowymi i podstępnymi metodami tego, czego nie udało się osiągnąć rosyjskim blitzkriegiem. Często słychać w sieci pytanie – dlaczego Scholz popełnia takie błędy? On nie popełnia błędów, agent nie może ich popełniać, bo zostanie zdyscyplinowany. On realizuje cele i będzie je realizował nadal, tak jak nasza opozycja. I żadne argumenty, pochodzące z naszego świata ani do niego, ani do nich do trafią, a im bardziej będziemy się starali, tym będzie gorzej. Jedyne co można zrobić to uczynić zachód tym, czym był on w momentach chwały prawdziwej – sprawną, ekspansywną i świadomą swoich celów organizacją. Czy to jest w ogóle do zrobienia? Nie wiem. Polska na razie się zbroi w broń defensywną. To ważne, ale czy będzie miało kiedyś znaczenie? Czas pokaże. Bądźmy dobrej myśli.

  5 komentarzy do “O dyscyplinowaniu i motywowaniu agentów”

  1. Dzień dobry. Ładnie pan o tym „Zachodzie” napisał, ale czy on rzeczywiście taki bywał? Albo – co to w ogóle jest ten „Zachód”? Cesarstwo Henryka IV? Francja Ludwika Świętego – no, może, ale już raczej nie Anglia Tudorów czy Plantagenetów. Była to zawsze mocno skłócona banda, dążąca wyłącznie do wykiszkowania konkurencji i zgarnięcia jej precjozów. Papież i jego misja jawi się na tym tle naprawdę jako „mission impossible”. Ale cóż, Stwórca nie pyta o wykonalność projektu… Cała ta propaganda jakichś nieistniejących „europejskich wartości” służyła zawsze wyłącznie ogłupieniu i sparaliżowaniu naiwnych ludów Europy wschodniej, w celu – jak wyżej. Ile razy więc ją znowu słyszę – z różnych kierunków – odruchowo łapię się za portfel i kątem oka sprawdzam, czy sztyl od grabi stoi na swoim miejscu. Jak się okazuje było tak w czasach Czyngis-chana, III republiki, Fryderyka Wielkiego, Hitlera i Stalina i jest tak i dziś. Zmienia się tylko frazeologia, ale zawsze obejmuje tę frazę; teraz to już naprawdę. Ktoś taki jak my musi jednak trochę udawać, że w to wierzy, bo to może być jedyna szansa na przeżycie i uratowanie choć części majątku.

  2. A czy ktoś wyjaśnił rolę w tym wszystkim Konrada Mazowieckiego i jego wdzięcznej małżonki ?

  3. DCT Gdańsk zmienia również nazwę na Baltic Hub
    https://rejestr.io/krs/743195/baltic-hub

  4. wdzięczna Agafia jako podmiot sprawczy i książęca inspiracja , ciekawe

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.