Ujawniła się przed nami wczoraj istota fałszywej pobożności. Stało się to za sprawą Boga samego, nie może być inaczej. Oto w sieci pojawiła się informacja, że kiedy Wajda kręcił film o Wałęsie miał problem jak tu pokazać „Bolka” i jednocześnie wybielić fakt jego współpracy, który był bezsporny. Sławny reżyser poszedł w tym celu po radę do równie sławnego historyka profesora Friszke. Jak wiemy pan ten jest wyznania luterańskiego, które chrześcijańską pokorę w doktrynie wywodzącej się z ewangelii, zamieniło na całkiem niechrześcijańską, a wręcz muzułmańską bezczelność. Taką wiecie, z bazaru w Marrakeszu. No i po dłuższych konsultacjach prof. Frieszke doradził sławnemu reżyserowi co następuje. Trzeba przedstawić sprawę tak oto – Wałęsa idzie do spowiedzi i tam wyznaje grzech współpracy z SB, a z konfesjonału słyszy głos księdza, który jest głosem Boga samego, dający mu rozgrzeszenie. Konfesjonał jest na podsłuchu, ale rozgrzeszenie ma taką moc, że ubeków może nie rzuca po ścianach, ale doznają oni olśnienia i rozumieją, że ten Wałęsa już całkiem będzie im nieprzydatny.
Przyznam, że jak to przeczytałem, pożałowałem, że nie mam studia takiego, jak Stanowski. Zaprosiłbym do niego kilku zagranicznych reżyserów i przeprowadził z nimi dwugodzinną rozmowę o budowaniu napięcia w filmach, a także o tym, jak dokonywać – za pomocą scen mistyczno-dramatycznych – przemiany bohatera z łajzy w niemal świętego. No niestety, nie mam takich możliwości i nigdy ich miał nie będzie. Stanowski zaś w swoim programie puszcza Miśka Koterskiego opowiadającego o pijaństwie i narkotykach, albowiem to jest temat absolutnie topowy.
I teraz ważna rzecz – co jest bardziej groźne? Wieśniacka deprawacja lansowana przez Stanowskiego czy zagrywki wybitnych reżyserów i jeszcze wybitniejszych profesorów? To chyba jasne co. Najważniejsze zaś jest to, że oni obydwaj – Wajda i Friszke, nie będąc chyba nigdy u spowiedzi uwierzyli w moc sakramentu. Tak się manifestuje potęga wiary. Jeden bezbożnik i utracjusz, drugi całkowity protestant, komunista i Bóg jeden raczy wiedzieć, co jeszcze, obmyślają plan, jak tu uwiarygodnić donosiciela za pomocą katolickich sakramentów. O tym można by zrobić czarną komedię. Niestety nie ma już w Polsce reżyserów z prawdziwego zdarzenia, a casus Wajdy wskazuje, że ich nigdy nie było. Byli tylko ludzie reżyserów udający, tak jak dziś mamy ludzi udających aktorów, czyli zachowujących się tak, jak im się zdaje, że powinni się zachowywać aktorzy. A skąd oni wiedzą jak powinni? Ze starych książek pisanych w czasach, kiedy pisarze jeszcze nie udawali pisarzy i nie zachowywali się tak, jak im się zdaje, że powinni się zachowywać pisarze.
Czy ja już czasem nie przeskoczyłem tego momentu, w którym ujawnić się przed nami miała istota fałszywej pobożności? Oczywiście, że nie właśnie ją wskazałem. To jest permanentny deficyt wszystkiego, zmuszający grzeszników do fałszowania katolickich rytuałów, żeby zyskać trochę atencji lub podkreślić swoją pozycję. Bez spowiedzi i rozgrzeszenia nie ma wiarygodności. Nie ma jej też bez pokuty, a najwidoczniej tego ludzie domagali się od Wałęsy i ten właśnie fakt podkreślić pragnął Wajda aranżując spowiedź fałszywą, którą widzowie mieli potraktować jak prawdziwą. I pewnie jeszcze wierzył, że w tej jednej scenie ujawni się cała magia kina.
Musimy uważać na takie rzeczy, albowiem kolejnym etapem fałszywej pobożności, która nie jest bynajmniej zjawiskiem statycznym, będzie rozliczanie żywych ludzi z win, które rzekomo popełnili ich przodkowie, a które to winy można oglądać w różnych aranżacjach na ekranie, w kinie, lub w monitorze, jak kto woli. Nie po to się bowiem fałszuje pobożność, żeby ona trwała, ale po to, by z jej pomocą przystąpić do ofensywy przeciwko prawdziwej pobożności.
Ja sięgnę oczywiście po przykład z „ Żywota św. Dominika”, który zalecał swoim braciom, by chodząc po drogach i bezdrożach Langwedocji zawsze zakładali trzewiki. W ten sposób odróżnią się od zwolenników Piotra Waldo, ostentacyjnie chodzących wszędzie boso lub w sandałach. Widzimy więc, że sprawa ostentacji była bardzo ważna, ja zaś zawsze słyszałem, że to Kościół jest ostentacyjny, a luteranie wręcz przeciwnie. Jak się okazuje oni wręcz pławią się w ostentacji, ale takiej trochę bardziej podstępnej.
To nas prowadzi do kolejnych wniosków. Takich mianowicie, by nie ufać scenom ładnie zaaranżowanym, a te przytrafiają się nade często. I za każdym razem mamy pokusę, by je skomentować. Należy się przed tym powstrzymać. Może się bowiem okazać, że zawód reżysera, takiego wiecie, jak Antonioni, funkcjonuje w najlepsze, ale poza spektrum naszych zmysłów. Do reżyserowania filmów zaś, także tych porywających serce, skierowano jakieś osoby, które wyłoniono w drodze konkursu, wśród najbardziej zasłużonych dla Polski Ludowej rodzin. I nie przyuczono ich do niczego, albowiem to nie jest wcale potrzebne. Towarem najważniejszym na rynku komunikacji jest wszak atencja, a nie pobożność czy coś innego. Do tego zaś, by skupić na sobie uwagę, wystarczy chlać, a potem przestać. No i rzecz jasna być synem sławnego reżysera.
Czy wyczerpaliśmy już temat możliwości ekspansji jakie daje fałszywa pobożność? Myślę, że nie, ma ona bowiem jeszcze właściwości trucicielskie i powoduje paraliż centralnego układu nerwowego. Na fałszywą pobożność nabierają się wszyscy prawie, a czynią to z obawy, by im nie zarzucono iż sami nie są pobożni. Prawdziwi reżyserzy przebierają więc jakichś ludzi, o wyglądzie glutów z nosa, w dziwne ubrania i każą im łazić po ulicach z symbolami religijnymi i narodowymi. Wszystko po to, by inni skojarzyli ich z pobożnością. Bo tak ona powinna wyglądać. Oczywiście, a Pan Bóg przemówił do Wałęsy w konfesjonale, ponieważ dostrzegł w nim drugiego Konstantyna, tylko takiego trochę mniejszego. Poza tym nikt i tak nie odróżniłby, który to Walens, a który Konstantyn, albowiem obaj byli cesarzami, a ten pierwszy w dodatku to znany przodek Wałęsy.
Każdy kto chce w Polsce robić poważną karierę polityczną zaczyna od fałszywej pobożności. I nie zdarzyło się, póki co, by ktoś ten mechanizm rozmontował i wskazał na jego zabójcze działanie. Potrzeba bowiem przyswojenia sobie pustych form i oczekiwanie atencji wskutek tego przyswojenia są przemożne. Ilość osób paradujących dziś mimo zimy boso lub w samych sandałach, żeby podkreślić jak bardzo są zaangażowani w krzewienie Ewangelii, jest przerażająca.
Ilość osób, które czują, że powinny dyscyplinować bliźnich w związku z ich zachowaniem, rzekomo niegodnym, jest równie duża. I nie można ich niczym powstrzymać, albowiem ich wiara bierze się z niewiary. Jakiego rodzaju? No takiego, że im się zdaje, iż Pan Bóg to reżyser. Nie proszę Państwa, reżyser to Wajda, a Pan Bóg to stwórca. I nigdy nie mylmy tych dwóch pojęć. Różnica jest taka, że reżyser kokietuje widza, a stwórca usiłuje go prostować. I to nigdy nie jest dla prostowanego miłe. I z całą pewnością nie układa się przed jego oczami w różne budujące sekwencje zdarzeń i sugestii.
Na dziś to tyle. Czytajcie o św. Dominiku
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zywot-sw-dominika/
A jeśli możecie pomóżcie Saszy i Ani
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Mam jeszcze niespodziankę. Specjalnie na okoliczność gawędy o fałszywej pobożności wydałem drugi, specjalny numer „Szkoły nawigatorów” poświęcony protestantom, tym razem w większości tekstów omawiana jest herezja anglikańska. Powracamy bowiem do zwyczaju wydawania specjalnych numerów kwartalnika. Nie są one dostępne w prenumeracie. Oświadczam też, że podniosłem cenę numeru o pięć złotych. No i zmniejszyłem nakład, co było konieczne.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-43-specjalny/
Dzień dobry. Fakt, to byłoby interesujące, to Pańskie spotkanie z zagranicznymi reżyserami. Mi nie przeszkadza nawet całkowita niewykonalność takiego projektu, zważywszy, że inkryminowani „tfurcy” z nikim w życiu chyba nie rozmawiali dwóch godzin, może z wyjątkiem przesłuchań albo jak który ma rozmowną kochankę i spać nie może. Poza tym oni zwykle są protestantami – w najlepszym razie, a przeważnie zwykłymi satanistami. Co zaś do fałszywej pobożności – „niech nie wie lewica, co czyni prawica” napisano w Piśmie. Nasz problem polega na tym, że za rzadko je cytujemy, jakoż Świętego Dominika i innych świętych, a za często różnych wajdów. To warto zmieniać i wielką jest Pańską zasługą wydanie jego Żywota. Może taka nowa świecka tradycja (tfu!) – cytat ze świętego na dzień dobry. To wcale nie musiałoby być nudne ani zalatywać fałszywą pobożnością 😉
Kłopot w tym, że autoryzowanych słów św. Dominika jest niewiele. Można za to mnożyć przykłady z jego żywota
” Niestety nie ma już w Polsce reżyserów z prawdziwego zdarzenia, a casus Wajdy wskazuje, że ich nigdy nie było. Byli tylko ludzie reżyserów udający, tak jak dziś mamy ludzi udających aktorów, czyli zachowujących się tak, jak im się zdaje, że powinni się zachowywać aktorzy.”
To jest różnica kilku długości stadionu.
Wystarczy obejrzeć „Poirota” Agaty Christie z Davidem Suchet w roli głównej i porównać pracę takiego np. operatora, albo – zwłaszcza – grę aktorską, by zobaczyć różnicę.
Oczywiście chodzi o produkcje z Davidem Suchetem – te nowsze wytwory epatują warsztatem nazwijmy to „techniczno-mechanicznym”, a cała reszta zalana sosem ideolo szybko staje się równie niestrawna co produkcje tutejszych reżyserów (i reżyserek !).
Co do mistrzostwa Sucheta jako aktora – myślę, że to efekt długoletniego obcowania z Szekspirem – on i reszta grających w produkcjach BBC faktycznie GRAJĄ, nasi „aktorzy” wyglądają przy nich jak dopiero co wzięci ze szkółki parafialnej i to z tych niższych klas.
Skąd to się bierze ? – chyba na populację zamieszkałą miedzy Odrą, a Bugiem wystarczy ta papka udająca kino.
I zapewne jest to jeden z powodów dla których chcą na Zachodzie zakazać Szekspira – jak wszyscy, to wszyscy (równamy w dół).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.