Często dyskutujemy tu o brakach kadrowych w PiS i o brakach kadrowych polskiej prawicy. To prowadzi nas zwykle do wniosków niewesołych. Dziś zaś spróbuję zaprowadzić Państwa, tym samym tropem, do wniosków ostatecznych.
Kolega mój odwiedził na początku września miasto Saint Gilles, położone u ujścia Rodanu, gdzie znajduje się cenotaf św. Idziego i jego pustelnia. Jak ważny jest św. Idzi dla historii Polski nie muszę mówić, a na pewno nie muszę mówić dzisiaj, ale kiedyś przypomnę. Potem zaś kolega mój wyruszył do Burgundii do sanktuarium św. Alberyka, jednego z założycieli organizacji znanej jako zakon cystersów. Opowiedział mi w związku z tą podróżą kilka anegdot, a ja je Państwu powtórzę na sam koniec. Na razie porównajmy działalność tych dwóch świętych z działalnością partii politycznych o charakterze prawicowym w Polsce. Wypadnie to komicznie. Przede wszystkim z tego powodu, że nikt nie rozumie z jakim przeciwnikiem mierzyli się obaj święci i kto w ich oczach uosabiał szatana. Nikt tego nie opisuje w sposób adekwatny, takie mam wrażenie. Możemy jednak wskazać kto uosabia szatana w oczach polskiej prawicy. Nie jest to Czarzasty bynajmniej, ale Donald Tusk, który – przypomnijmy – startował z podobnych ideowych bloków, że użyję porównania sportowego, jak cały PiS i bracia Kaczyńscy. Podobnych, ale nie identycznych, albowiem intencje obydwu formacji znacznie się różniły. No więc szatanem jest dla PiS człowiek, z którym 15 lat temu miano zawiązać koalicję. I na takiego szatana PiS szykował wodę święconą, ale okazało się, że partyjni kapłani za słabo się modlili i diabeł zwyciężył. Teraz można tylko biegać wokół niego i wołać – a kysz! Czy św. Idzi, a przede wszystkim św. Alberyk zabrali by się w ten sposób za walkę z szatanem, tak jak go sobie wyobrażali ludzie w ich czasach? Nie przypuszczam. Ich problem był poważniejszy i o wiele bardziej złożony. Przez to zaś zabrali się za jego rozwiązywanie innymi metodami. Św. Idzi modlił się w pustelni, a Alberyk organizował kadry najsprawniejszej przez kilka stuleci organizacji, jaka istniała w świecie chrześcijańskim. Czy organizował ją w opozycji do czegoś lub kogoś? Tak jak PiS organizuje swoje kadry w opozycji do Tuska, postkomuny i innych takich kwestii? No nie. On ją przede wszystkim organizował dla podniesienia morale i sprawności w działaniu ludzi, którzy się do niej garnęli. To samo czynił św. Bernard. Bez sprawnej organizacji bowiem nie było mowy o sukcesie. Sprawna organizacja zaś wykluczała przypadkową rekrutację i wykluczała rekrutację osób, które składały powierzchowne deklaracje. Jak wygląda rekrutacja do PiS? Przede wszystkim wchodzą tam przypadkowe osoby i osoby składające powierzchowne deklaracje pełne nieszczerych lub zdradzających bezradność emocji. Czy takie osoby można w jakikolwiek sposób z czegokolwiek rozliczyć? Raczej nie. Można im pogrozić palcem, wskazać że się kompromitują, albo w ogóle nic nie robić, bo okazują się zwykłymi biedniaszkami. Mamy więc do czynienia z sytuacją następującą – szatan narzucił swoje zasady gry, a Jarosław Kaczyński, zaczął w tę grę grać, przypuszczając, że obowiązują w niej jednak inne zasady. Naczelną zaś jest obawa przed kompromitacją. Wyobraźcie sobie, że cystersi organizując swoje wielkie opactwa zagospodarowujące nieużytki, a następnie idą po kredyt do pęczniejących i z istoty wrogich im miast, które uzależniają od tego kredytu całą produkcję żywności w świecie chrześcijańskim i narzucają jeszcze ceny tej żywności na rynkach. W bankach zaś siedzą pospołu miejscowi gangsterzy, przedstawiciele kahału z Narbony, jakiś rabin, dwóch akwizytorów kalifa, którzy rezydują tam na stałe, albowiem prócz sprzedaży kredytów mają też za zadanie kupować pojawiające się na rynku niewolników pulchne blondynki z krajów północnych. Przecież to jest nie do wyobrażenia. No, a to właśnie czynią politycy PiS i jeszcze im się zdaje, że mają dla tamtych jakąś ofertę, a jak zostaną zrobieni w bambuko to wrzeszczą, że to jest kompromitacja. Tamci nie znają słowa kompromitacja, oni realizują plan, w którym to planie, ani dla PiS, ani dla takich jak my miejsca nie ma. A świadczy o tym groźba podpisywania lojalek skierowana do sędziów. Zacznie się od sędziów, a skończy na ostatnim palaczu CO2, który też będzie musiał podpisać lojalkę, żeby móc przerzucać węgiel szuflą. Politycy PiS tego nie widzą, albowiem są przekonani, że uczestniczą w grze, której zasady obowiązują wszystkich. Tak nie jest. Nikt tam także nie rozumie, że metody rekrutacji, które organizacja stosuje są wadliwe, albowiem najważniejszym jej elementem jest coś, co nazwiemy osobniczą zdolnością koalicyjną. To znaczy dobrze by było, żeby każdy, mimo powierzchownych kłótni, mógł się dogadać z tamtymi. Po co? Skoro obowiązują inne zasady niż się prezesowi wydaje? To znaczy jemu się tak nie wydaje, on chce, żeby nam się tak wydawało, bo założenie podstawowe organizacji jest następujące: wtajemniczeni muszą się czymś różnić od niewtajemniczonych. No i my jesteśmy tymi drugimi, a ministrowie pod pomnikiem smoleńskim tymi pierwszymi. Nie wiadomo co powiedzieć w takim momencie.
Pis został zapędzony do narożnika, albowiem misję rozumie się tam w sposób sepcyficzny. Sprowadza się on do tego by utrzymać wyborców w przekonaniu, że wszystko jest w porządku i zaraz nastąpi sukces. To znaczy – w praktyce – traktować ich jak idiotów. Bo wszyscy widzimy jak jest. Czy tak czynili cystersi? No, raczej nie. Ostawili swoje centra dowodzenia w miejscach kluczowych dla transportu towarów i nazwali je pustelniami. I one przez pewien czas taką funkcję spełniały. W końcu jednak stały się ośrodkami prosperity i ściągały masę ludu, takiego, który chciał się modlić i takiego, który chciał handlować. Czy PiS myśli takimi kategoriami? Nie, chodzi im bowiem o to, by ludzie przyszli, wpłacili grosik i nie zawracali, pardon, dupy, przemądrym członkom partii, którzy będą rozprawiać o najnowszych trendach w ekonomii. Oraz o tym, jak lansować wśród ludu tradycję i wartości konserwatywne, tak by miał fun i zawsze głosował właściwie.
I teraz przejdźmy do pojęcia „zasobów”. Jakimi zasobami dysponowali cystersi? Ziemią z nadania, planem zagospodarowania, siłą roboczą, a przede wszystkim wiarą i modlitwą. Jakimi zasobami dysponuje PiS? Ryszardem Czarneckim, Ryszardem Terleckim i TV Republika. Kiedy jeden z zasobów skwaśnieje, wywala się go do morza. Kiedy podobna rzecz zdarzy się w PO, przerabia się go na nowy towar, z nową etykietą i zachwala jako skończoną doskonałość – ser pleśniowy. Ktoś powie, że z Czarneckim tego zrobić się nie da. To fakt, ale takie rzeczy były widoczne już wcześniej. Po co go trzymano i dlaczego pozwolono mu na różne wygłupy? Bo uważano, że to nie jest ważne. Poza tym, ważna rzecz – Czarnecki ma ponoć miliony. I to bardzo imponuje wszystkim pisowcom. Nawet mi się nie chce porównywać tego do zachowań cystersów wobec podobnych przypadków.
Jakimi zasobami dysponuje PiS? Naszym zaangażowaniem, pieniędzmi, których wypłata zależy od decyzji szatana Tuska i pieniędzmi, które my im damy w przypadku, kiedy szatan zakręci kurek z forsą, co właśnie się stało. I tyle. Żadnych innych zasobów PiS nie posiada.
Ktoś powie, że jest jeszcze tradycja, patriotyzm i umiłowanie Polski. I teraz nadeszła pora na anegdotę. Pomówmy o tym jakie możliwości miał św. Idzi? Żył sobie w pustelni, która była po prostu ruinami rzymskiej willi. Kiedy zmarł posłów do strzegących jego grobu mnichów wysyłał książę Władysław Hermann z miasta, które nosiło nazwę Płock. Kiedy mój kolega zjawił się tam, parę dni temu, by uczestniczyć w procesji, ksiądz ogłosił, że przybyło do St. Gilles dwóch pielgrzymów z Polski. Po mszy zaś, jacyś państwo podeszli do mojego kolegi i wręczyli mu dwa kamienie z mozaiki, która znajdowała się w willi przerobionej przez św. Idziego na pustelnię. I to jest właśnie tradycja. Sięga daleko wstecz, ale jest dostępna dla wszystkich tu i teraz. Czy ktoś w PiS ma pomysł na stworzenie narracji w oparciu o takie formaty? Ja tylko żartuję rzecz jasna, żeby trochę poszydzić, bo wszyscy wiemy jak jest – skarpety z Pileckim i żałosny film o rewolucyjnym burdelu.
I nie ma doprawdy znaczenia fakt, że procesja była mała, a ksiądz bardzo stary. Nie ma też znaczenia, że u św. Alberyka nie było ani jednej książki, ani jednego obrazka ze św. Alberykiem, choć były inne – ze św. Faustyną, na przykład. Kolega mój zrobił awanturę w domu pielgrzyma domagając się widzenia z ojcami trapistami strzegącymi tego miejsca, albowiem jemu właśnie przyśnił się św. Alberyk. I on przyjechał do klasztoru, gdzie żył święty, po to by wskazać te straszne zaniedbania…Tak trzeba myśleć i tak trzeba żyć.
Do jutra rana przyjmuję zapisy na konferencję, jest duża szansa, że się odbędzie, ale nie poczekajmy co się wydarzy przez dzień.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-x-konferencji-latajacego-uniwersytetu-leszczynowego/
Zakon Cystersów był ubezpieczany przez zakon Templariuszy, który trzymał szatana na odległość miecza 😉
PIS wraca do internetu i zamierza walczyć przy pomocy kibiców piłki nożnej:
https://weszlo.com/2024/09/13/kiedy-minister-nitras-przestanie-klamac/#respond
Pozwolę sobie w kolejnym poście wkleić jeden z komentarzy, definiujący moim zdaniem celnie zjawisko Demokracji walczącej. Jeśli gospodarz uzna, że nie chce takich rzeczy u siebie, proszę o skasowanie.
Jęsli
Demokracja walcząca:
Motto: „Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd….*
Poniewczasie Tusk zorientował się, że podpisanie prezydenckiego postanowienia (zwane kontrasygnatą) jest wyjątkowo źle odebrane przez jego elektorat.
Po namyśle zatem postanowił… odwołać swój podpis, choć odpowiedni akt prawny został już opublikowany w Monitorze Polskim.
Tymczasem prawnicy dość wyjątkowo zgodni co do meritum orzekli, że takie cuś jest niemożliwe po prostu.
Rzecz jasna innego zdania jest niejaki Bodnar, ale jego coraz trudniej traktować jako poważnego prawnika.
To oczywiście nie koniec. Tusk postanowił dodać odpowiedniej wagi swojej ostatniej błazenadzie.
– Mamy dzisiaj potrzebę działania w kategoriach demokracji walczącej. Pewnie nie raz jeszcze popełnimy błędy albo czyny, które według niektórych autorytetów prawnych będą niezgodne albo nie do końca zgodne z zapisami prawa, ale nic nie zwalnia nas z działania każdego dnia.
Demokracja walcząca zdaniem Tuska zajmuje się likwidowaniem błędów popełnionych przez niego.
Jako żywo przypominają się słowa Stefana Kisielewskiego o socjalizmie, wedle których socjalizm był ustrojem bohatersko zwalczającym trudności, jakie… sam wywoływał!
Po próbie zwalenia winy za podpisanie prezydenckiego postanowienia na ministra, który miał podsunąć dokument do podpisu mamy kolejne wytłumaczenie.
Teraz już Tusk nie jawi się w postaci kolejnego wcielenia długopisu, ale staje do walki w obronie demokracji.
Zastanawia mnie tylko jedno. Otóż Tusk zapowiada zupełnie wyraźnie, że w przyszłości będzie tak on i jego kamaryla popełniać czyny niezgodne wg autorytetów prawnych z przepisami prawa.
Na szczęście powagę tej deklaracji (zamiast państwa prawnego mamy zapowiedź powrotu neobolszewickiej dyktatury) osłabia nieco deklaracja Tuska o działaniu każdego dnia.
Jedno bowiem jest pewne – Tusk nie był, nie jest i raczej już nie będzie tytanem pracy nawet w najmarniejszym zakresie.
Kiedyś jego głównym zajęciem było haratanie w gałę, dzisiaj, mocno już podstarzały, wyjeżdża na urlopy.
Niemniej narracja dotychczasowa o przywracaniu prawa w Polsce bierze w łeb. Zamiast tego Tusk powołuje się na demokrację walczącą.
To takie freudowskie przejęzyczenie, czy też przejaw buty człowieka, który jest przekonany, że wszystko mu wolno?
Nie można przecież udawać, że koncepcja demokracji walczącej należy tylko do historii lewicowej myśli politycznej.
Jej twórca, niemiecki Żyd Karl Loewenstein, opierał się na doświadczeniach lat 1930-tych, gdy wskutek jak najbardziej demokratycznych wyborów po władzę w Niemczech sięgnęła NSDAP.
Chodziło mu o zabezpieczenie Państwa przed wewnętrznym wrogiem. Niestety, koncepcja ta jest żywa również i dzisiaj. Niemiecki politolog Jan-Werner Müller (r. 1970) stwierdza wprost:
[demokracja walcząca stanowi] ideę systemu demokratycznego, który jest gotowy przyjąć prewencyjne, na pierwszy rzut oka nieliberalne środki, w celu uniemożliwienia tym, których celem jest obalenie demokracji środkami demokratycznymi, zniszczenie reżimu demokratycznego.
Angela Bourne z Uniwersytetu w Roskilde (Dania) postrzega zagadnienie podobnie:
…są to prawnie autoryzowane, nadzwyczajne restrykcje określonych praw politycznych, […] prewencyjnie marginalizujące tych, którzy działając w ramach prawa, podważają instytucje demokracji liberalnej.
A jakie środki demokracja walcząca przewiduje dla obrony demokracji?
Aż strach się bać, tak bardzo przypominają te, które wprowadził na ulice PRL niejaki Jaruzelski nocą z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Jak pamiętamy właśnie w celu obrony demokracji, wówczas jednak opisywanej dodatkowo słowem socjalistyczna.
Popatrzcie zresztą sami:
zakaz działalności wywrotowych organizacji,
zakaz tworzenia organizacji paramilitarnych,
pozbawienie mandatu zwolenników tych partii, które popierają zmianę formy rządów za pomocą środków niezgodnych z prawem,
ograniczenia wolności słowa, w tym poprzez penalizację zniesławienia instytucji politycznych, nawoływania do przemocy lub nienawiści względem różnych grup społecznych,
ograniczanie prawa do zgromadzeń,
utworzenie policji o charakterze politycznym, której zadaniem jest kontrolowanie ruchów antydemokratycznych i antykonstytucyjnych.
Jako żywo… PRL!
Pamiętajmy, że używane przez lewackich myślicieli określenia typu „wywrotowa organizacja” są nieostre, zatem niezwykle pojemne. Wszak niewiele potrzeba, by za taką uznać każdą partię choć tylko nieznacznie eurosceptyczną. Ograniczenie wolności słowa w powyższej wyliczance (za: Aleksandra Moroska-Bonkiewicz, Kształtowanie instrumentów ochrony demokracji w Polsce na przykładzie zakazu zgromadzeń. Perspektywa ideowa, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Studia nad Autorytaryzmem i Totalitaryzmem”, 43 (3), Wrocław 2021, s. 345-347) nie ma charakteru zamkniętego, ale otwarty. Zatem może obejmować praktycznie całe spektrum zachowań, jakie „władza demokratyczna” uzna za niepożądane.
Wreszcie utworzenie policji politycznej, której to kres szumnie zapowiadany w 1989 roku miał być końcem socjalizmu w Polsce.
Tymczasem w obronie „demokracji” ma być przywrócona już całkiem oficjalnie. To oznacza inwigilację społeczeństwa na skalę rzadko spotykaną nawet w warunkach dyktatury.
Trawestując nieco słowa Alexisa de Tocqueville widzimy wyraźnie, że nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby rząd skądinąd liberalny w sytuacji, gdy grozi mu odsunięcie od władzy.
Demokracja jest bowiem dobra tylko wtedy, gdy rządzą „nasi”.
Kiedy jednak po rząd sięga prawica trzeba koryta bronić za wszelką cenę, nawet łamiąc zasady, które się wcześniej głosiło.
Ba, wprowadzając instytucje zda się nierozłącznie powiązane z antydemokratyczną dyktaturą!
Ale to wszystko przecież w imię powszechnego dobra i szczęścia ludzkości.
Przypominam zatem, że „szczęście mas” motywowało Lenina i innych czerwonych zbrodniarzy.
Przypomina mi się kościół w Inowłodzu po wezwaniem św. Idziego. Niesamowite miejsce z nakładającą się historią Hubala …
A PiSowcy? I w ogóle politycy? Czy poza azymutem na kasę coś reprezentują? Czy widzą odcienie i niuanse? Czy można pozytywnie oddziaływać na świat nie widząc kolorów? Nie reprezentując nawet bazowej kultury?
Proszę pana… jest jeszcze miejscowość Saint-Gilles w Wandei, ale nie znalazłem mapy z zasięgiem powstania. więc nie wiem, czy powstańcy tutaj dotarli. Mieli oni bowiem zdradziecki plan, żeby dojść do morza i połączyć się z Anglikami, ale to się nie udało.
W każdym razie mnisi z południa Francji, z departamentu Gard, założyli drugi resort z portem jachtowym w Wandei.
Tusk stosuje te same metody walki z niezadowolonymi, jakie stosowano wówczas.
Mnisi zaś mieli bardzo proste zadanie: nabywali stare, zrujnowane kościoły gdzieś na nieużytkach i zaczynali od ufortyfikowania ich. Krzyżackie metody.
Ludzie kłamią bez powodu, a co dopiero, gdy im na tym zależy. Niektórzy twierdzą, że św. Idzi (Gilles) urodził się w Grecji i jego matka miała na imię Pelagia, a kto może udowodnić, co było 1300 lat temu?
https://youtu.be/aFF6UEFHPGs?si=cuQmGBAfIq2HZzTy
Oryginał? Ostatni wojownik? Samotny wilk?
Kontrowersjusz toczy nierówną walkę, czy zdaje sobie sprawę, że kroczy śladami szalonych świętych, wypełniając pustkę po tłustych kotach, dezerterach i zdrajcach pospolitych?Przemierzając Polskę mobilną pustelnią – starym strażackim Żukiem…
https://www.facebook.com/share/r/PZrhRCbTBmzFLtR9/?mibextid=UalRPS
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.