maj 082021
 

Jak wiemy kluczem do sukcesu medialnego, publicystycznego, rozrywkowego, nawet politycznego jest słowo format. Tego nie rozumieją nasi pastuszkowie, albowiem im się wydaje, że kluczem tym jest coś innego, coś co nie ma określonej nazwy, ani kształtu, a jest jedynie zbiorem jakichś życzeń, nie zawsze pobożnych. Tymczasem polityka polska, a także publicystyka i komunikacja w ogóle, podlegają formatowaniu zewnętrznemu, co zwykle witane jest przez lokalsów z entuzjazmem. Teraz uwaga – definiuję lokalsów – są nimi w Polsce ci wszyscy ludzie, którym się zdaje, że właśnie osiągnęli sukces i rządzą. To oni są przede wszystkim traktowani jak lokalsi. My zaś, co moim zdaniem jest korzystne, nie jesteśmy jakąś mierzwą, mieszkającą w dżungli na drzewach, ale ciekawymi, mówiącymi niezrozumiałym językiem, okazami etnograficznymi. Niektórzy z nas, być może, trafią po wypchaniu, do jakichś gabinetów osobliwości. Póki jednak żyjemy i nie zgłaszamy żadnych pretensji w zrozumiałych językach, traktuje się nas jako ciekawy, lokalny format, nie mający przełożenia na żadne istotne rynki. Co z lokalsami prawdziwymi czyli osobnikami tej konduity co poseł Sobolewski, redaktor Mazurek, albo wszyscy ludzie związani z Instytutem Sobieskiego? Oni są jak perska konnica próbująca atakować falangę. Obejrzyjcie to sobie na tych komputerowych rekonstrukcjach, które pokazują wojny Aleksandra, latających w sieci. Żadnemu nie udało się dojechać nawet do pierwszego szeregu hoplitów. Teraz mała dygresja, te rekonstrukcje, są, jak wszystko prawie, bardzo demaskatorskie, w sposób mimowolny oczywiście. Pokazują to z góry, a my widzimy szarobrązowe szeregi Macedończyków i Persów w papuzio kolorowych ubraniach i już wiemy o co chodzi. W starożytności, przemysł stalowy pokonał branżę włókienniczą. I być może cała historia, może być opisana w ten właśnie sposób, jako nigdy nie kończący się konflikt między lobby hutniczym a tekstylnym. No, ale wracajmy do naszych baranów. Oni padają już na samym początku, kiedy otworzą usta, próbując przemówić w języku angielskim. I to jest pierwszy narzucony im format, którego działania nie rozumieją, albo nie chcą rozumieć. Moje dziecko wróciło niedawno z rozszerzonej matury z języka angielskiego. Okazuje się, że na tej maturze trzeba napisać rozprawkę na – uwaga – 250 słów. Tak naprawdę to na 280, ale tej informacji nie umieszczono na arkuszu maturalnym, ale w informatorze, którego nikt przecież nie czyta. No, ale to jest ciągle 280 słów. Ja do tej pory napisałem 365. Gdybym tak postąpił na maturze z rozszerzonego angielskiego, odjęto by mi punkty za zbyt długą pracę. No, ale niektórzy, a właściwie większość, potrafi napisać tę rozprawkę znacznie większą. Co muszą zrobić, jeśli okaże się, że jest za długa? Trzeba wykreślać wyrazy. Uczeń ma się ograniczać, żeby nie peszyć sprawdzającego, jak mniemam, a do tego jeszcze w czasie pisania liczyć słowa, czy nie jest ich za dużo. Oczywiście są tacy, co nie muszą liczyć słów. To ci, którzy nie umieją angielskiego, a rozprawkę, czy inną formę pisemnej wypowiedzi wyduszają z siebie wyraz po wyrazie, jak pastę do zębów ze starej tubki. Oni są promowani i wskazywani, przez ten format, jako ci, którzy potrafią. Potem spotykamy ich w polityce, dziennikarstwie i mediach w ogóle. Kiedy się odzywają do nas, wywołują wrażenie przykre, kiedy zaczynają mówić do ludzi „posiadających język obcy” powstaje wyżej opisany efekt konnicy atakującej falangę. No, ale oni o tym nie wiedzą, bo zdali rozszerzony angielski. Ta bariera jest pierwszą, która ich definiuje. Pół biedy jeśli pozostaną na stołkach takich jak poseł Sobolewski, czyli ich funkcja ogranicza się do porządkowania szatni po zawodnikach. No, ale są inne przypadki. Poseł Budka na przykład. Poseł Budka przedarł się w pobliże pierwszego szeregu hoplitów i ogłosił, że trzeba pozbyć się teologii i części historii z uniwersytetów, bo bez tego nie zbudujemy nowoczesnego państwa. Co to oznacza w języku taktyki starożytnej? Oto jeden z perskich wodzów, widząc, że konnica nie przebije się, za Chiny ludowe, przez falangę, zamiast wydać rozkaz, by wszyscy, pardon, spieprzali, to może ktoś się uratuje, a po przegrupowaniu będzie można pomyśleć o nowym jakimś ataku, ogłosił, że wszyscy mają zsiąść z koni i walczyć na piechotę. Choć przecież żaden nawet dobrze nie widzi przeciwnika. Taki jest realny, taktyczny wymiar pomysłów posła Budki, który udzielił swego czasu wywiadu w gaciach i marynarce. Powinien tak jeszcze pobiegać po wiślanym wale. Z pewnością zbudowałby potem nowoczesne państwo. Dziękujmy Bogu, że Budka nie ogłaszał swoich koncepcji w rozszerzonym angielskim, bo mogliby go zakwalifikować do bułgarskiej edycji programu Mam talent. Rumuńska jest za dobra.

W ten sposób definiują się politycy opozycji, którzy chcą uchodzić za mądrych. Człowiek zaczyna od razu tęsknić za Mirem i Zbychem, co organizowali partyjne mityngi wśród nagrobków. Żeby nastrój był odpowiedni czyli poważny, jak mniemam.

Ludzie naprawdę wtajemniczeni w politykę, tacy jak Jarosław Kaczyński, Tomasz Sakiewicz, premier Morawiecki, dobrze wiedzą, że te wszystkie formaty, o których piszę, to – jak mawia klasyk – makagigi dla gawiedzi. Co innego się liczy. To znaczy programy socjalne, tanie mieszkania i inne „konkrety”. Gawędy teologiczno-historyczne są po to, by umożliwić robienie karier uniwersyteckich właściwym ludziom, ci zaś mają potem swoimi głosami wspierać partię i przekonywać wyborców, że nie tylko samotne matki, nie tylko emeryci i dziecioroby dotknięte manią religiozą, popierają Dobrą Zmianę, ale także poważni ludzie z poważnych uczelni. Jak wiemy, nie ma w Polsce poważnych uczelni, a format, który każe w to wierzyć, został tu zaimplantowany i jest, bardzo słabo, zwalczany przez niektórych akademików, uznających, że rankingi to bzdura. I tak i nie. Bzdura, albowiem, jak wszystkie rankingi są one ustawione pod kogoś. Prawda, albowiem realizując swoje misje w formatach zadanych, polskie uczelnie i polscy uczeni, mam na myśli politologów, humanistów i podobną czeredę, pędzą ile sił ku zwartym szeregom falangi najeżonym sarissami, przekonani, że zmiotą je jednym uderzeniem.

To jest – mam na myśli całą tę bitwę – hologram, który da się wyłączyć takim pstryczkiem z boku projektora. Potem zaś, z pierwszego rzędu krzeseł podniesie się Jarosław Kaczyński, albo Andrzej Duda, i w kulturalnych bardzo słowach opowiedzą, że teraz będziemy budować Międzymorze, w oparciu o tradycję Konstytucji 3 maja. Ktoś przytomny zapyta – czy oni w ogóle tę konstytucję przeczytali? Czy wiedzą o co w niej chodzi? A także, czy pamiętają, jakie były konsekwencje jej wprowadzenia? Oni uśmiechną się na te słowa i poproszą jakiegoś sławnego profesora, by ten wyjaśnił nam, ciemnemu etnosowi, jak to było naprawdę. Kiedy zaś mędrzec skończy przemowę, projektor zostanie uruchomiony ponownie.

Na dziś to tyle.

  18 komentarzy do “O formatowaniu”

  1. Nieporadnie mówiąca po polsku, urodzona w Londynie Christine Paul – Podlaski z korzeniami polskimi, niemieckimi i żydowskimi mogłaby napisać sonet po angielsku na maturze (zajmuje się tłumaczeniem na polski angielskich dramatów), ale o jej sukcesie i rozpoznawalności zadecydowało coś innego, nie mam pojęcia, co. Taka była dobrze sformatowana. Może dzięki protekcji prezesa.

     

    https://m.youtube.com/watch?v=Cs4BnvKE-_o

  2. A Jan Kasprowicz tłumaczył wiersze z języka angielskiego, w ogóle go nie znając. I co? Moszna? Moszna…

  3. Jak to nie znał angielskiego?

  4. Te ścisłe kryteria oceny prac pisemnych wymyślili swego czasu w USA metodycy dla początkujących nauczycieli. Z badań im wychodziło, że doświadczony nauczyciel nie potrzebuje tych wszystkich tabelek by trafnie ocenić pracę. Potem kiedy wymyślono prawa ucznia, zaczęto używać tych wszystkich kryteriów do obrony nauczycieli, by ich nie wyrzucano z pracy za surowe ocenianie uczniów. Ten obłęd nie ma końca, bo teraz ocenia się nauczycieli zgodnie z algorytmami. Znana jest historia Polki, nauczycielki wywalonej z pracy, ocenionej w ten sposób. Po sześciu latach procesu okazało się, że wywalono z pracy najlepszą nauczycielkę, bo zastosowano niewłaściwy algorytm.

  5. Sztuczna inteligencja algorytmów i testów zamiast prawdziwej inteligencji rozprawek, esejów. A tymczasem Chińczycy zafundowali sobie program edukacyjny o nazwie system zaufania społecznego narzucający ludziom aby nie pluli po kątach, nie kradli i nie mataczyli, a jednocześnie badający potencjał jednostek. I czy zrobili to tylko by niszczyć konkurencję, by wybierać z tłumu perełki i następnie chrupać je na śniadanie? Pożyjemy zobaczymy. Negatywna selekcja jest dla kolonii, równia pochyła. Imperium musi mieć talenty. A kraj średni? Ale my sami wybraliśmy. Pewna pani chwali na antenie Retingera, bo on znał ziemian, Anglików, miał dobre maniery, no więc mamy się kim pochwalić. A znaczenie jego poczynań, nieuchwytne prawda. Bo my niczego nie rozumiemy. A Azjaci są prostsi- kalkulują, a nie brylują.

  6. W tym obłędzie jest metoda. To budowanie świata według wymyślonego i  narzuconego z góry  modelu. Umiejętnie manipulując zdobywamy władzę nad ludźmi i wtłaczamy  w określone hierarchie. Manipulator jest anominowy, metoda „naukowa”.  W ten sposób tworzy się podstawioną rzeczywistość. Prokrustowe łoże.

  7. Z prokrustrowym łożem polemizował bym. Bo Chińczycy są mniej schematyczni, w znaczeniu uwielbienia matrycy. U nich materia jest czynna, a idea bierna. Jeśli więc pojawiają się inne wymiary, dobiorą rozmiary loża. Zbadają i wdrożą. I tak bezustannie. Jeśli przyniesie to korzyść partii i społeczeństwu ( potencjałowi wytwórczemu, artystycznemu, bojowemu itp ). I tak  władza Środka rozszerzy się na wieloswiaty.

  8. ” Imperium musi mieć talenty.”  Raczej dobrych szpiegów i umiejętność oraz możliwości korumpowania. 

  9. „Chińczycy są mniej schematyczni.” ?  Oni kopiują – vide ich sztuka malarska. 

  10. Hmmm. Wymagana jest taka objętość wypowiedzi to nie trzeba kombinować tylko się zmieścić i udzielić trafnej, celnej odpowiedzi. No może przydałaby się pusta kartka A4, ale co wtedy jak ktoś ma talent wielki, zbyt wielki na tą kartkę? Egzaminator wymagał precyzyjnie tyle i trzeba było dokładnie się zastosować. Angielski naszych w PE to odrębny temat, bo oni się produkują z Brukseli po polsku – tak żeby wygrali wybory lokalne w tej i tamtej gminie, zamiast robić robotę polityczną dla Polski. A wystarczyłoby puścić zajawkę do brukowca w Amsterdamie, a potem spytać szczerbatego na forum: „Bent u klotzak?!” żeby mu spalić wynik wyborczy w Niderlandach zamiast pisać referaty i pieprzyć trzy minuty wystarczą trzy słowa. Da się? Da się. … Opis problemu polityków może itrafny bo nasi politycy nie umieją się wysłowić w narzeczach obcych tylko mamroczą niezrozumiałe rzeczy po swojemu. Ale ta chęć pisania matury po swojemu to nie jest dobry pomysł.

  11. No kopiują. Nasi studenci też zaczynali kiedyś od kopiowania mistrzów. Jednak Chińczycy bardzo cenią indywidualizm w malarstwie i poezji. Tylko jest to indywidualizm inny niż nasz. Nasi artyści czasem się popisują, chińscy podpisują.

  12. Ma pani rację i Gospodarz w pewnym sensie też, chociaż głosicie przeciwstawne tezy.

    W rozmowie z Konradem Szymańskim w 1990 roku wyraziłem pogląd, że metalowy toporek utkwiony między czyimiś łopatkami może być istotnym, a niekiedy decydującym argumentem, wpływającym na bieg historii.

    Odpowiedział wtedy, że wg niego rozwiązania cywilizacyjne są ważniejsze i decydujące, a nie technologia obróbki metalu.

    Istnieje zasadnicza sprzeczność między cywilizacją rozumianą jako dorobek duchowy i technologią. Obecnie technologia przegrywa z szamanami stojącymi na czele cywilizacji rozumianej w sposób duchowy i humanistyczny. Współczesny uniwersytet podporządkowuje sobie politechnikę i ekonomię. Taki był cel Marksa wg Ericha Fromma – dosłownie zaprowadzić tu i teraz raj na Ziemi, który dotąd był tylko nieosiągalnym postulatem i celem religii, dlatego dla marksistów religia była zbędna, bo oni chcieli urzeczywistnić niejako ustawowo zasady religijne (sprawiedliwość, moralność).

    Ukorzeniony minister Szymański broni stanowiska rządu w sprawie przystąpienia Polski do programu odbudowy i pozyskania środków argumentem, że jest to jednorazowa cesja kompetencji podatkowych państwa, która nie wymaga zatwierdzenia większością 2/3 głosów.

     

    My, Polacy nie jesteśmy w stanie bronić się przy pomocy technologii i nauk ścisłych przed agresją cywilizacyjną opartą na duchowości. W propagandowej wojnie memów przegrywamy z kretesem, mając do dyspozycji ostatni, najważniejszy mem, a mianowicie pasję i zmartwychwstanie Jezusa.

    Na co dzień w tej wojnie nie mamy szans, skoro nie rozróżniamy nawet między halachą i aggadą (po naszemu prawo i moralność), tj. obowiązkami, zaleceniami i przypowieściami obyczajowymi.

    Żywe źródła naszej cywilizacji i kultury duchowej oddaliśmy stronie, z którą walczymy. Nie mamy środków perswazji i propagandy, dlatego zostaliśmy zaprzęgnięci przy pomocy ekonomicznego jarzma do pracy na rzecz naszych wrogów.

  13. Następca Aleksandra Macedońskiego:

     

    https://m.youtube.com/watch?v=PXJQT6M32GQ

  14. Wymagania maturalne były odpowiedzią na tak zwane lanie wody. Miało być precyzyjnie, treściwie, logicznie, z selekcjonowaniem argumentów.  Uczeń świadomie miał dobierać środku wyrazu dostosowane do formy wypowiedzi.  Potem się okazało, że rygorom może sprostać niewielu i zaczęło się kombinowanie… ono jest zapisane w kryteriach oceny. Im gorsze wyniki, tym bardziej rozbudowana baza metodyczna,              a wszystko po to by ukryć zaniżony poziom wymagań. Liczy się zdawalność.

  15. Format w sztuce i mediach, to sztuczna figura wykreowana przez niby „twórczą konwersację artystów”, którzy odrzucają zarówno akademizm jak publiczność, ale klękają przed Baudoleire. Ten zwrot o konwersacji  i nawiązanie do dandysa szukającego chwały w opisywaniu dewiacji usłyszałem w TVP Historia w angielskim programie o sztuce francuskiej przełomu 19/20 wieku. Angielski krytyk tak się przejął bełkotem konwersacji, że obraz wieży Eiffela przedstawił jako symbol fallusa. Formatowanie mózgów działa!

    Nowa poetyka – Kazimierz Brodziński

    Nie sztuka tworzyć, ale przedać sztuka

    Dziś dla poetów nauka.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.