lis 302021
 

Każdy czyni to na swój sposób, ale nikt nie może tego uniknąć. Mi kompromisy wewnętrzne przychodzą bardzo trudno, stąd często unikając ich wolę się w ogóle wycofać. Czasem jednak coś mnie kusi, żeby zabrać głos, gdy widzę, że różne dwoistości funkcjonują w najlepszej zgodzie w głowach wielu osób. Często uchodzących za przytomne.

Wczoraj, na przykład, wysłuchałem krótkiej pogadanki posła Brauna na temat książki zatytułowanej Macie diabła za ojca, którą napisał jakiś włoski ksiądz, odpowiednik – tak rzekł poseł Braun – naszego Krajskiego. Książka ta wzywa ponoć Żydów do nawrócenia się. Ponieważ, jak wiele osób twierdzi, żyjemy w czasach apokaliptycznych, kiedy to w dodatku Żydzi sterują prawie wszystkim, a za chwilę – wskutek działań rządu PiS i jego poszczególnych ministrów – będziemy mieli kary za antysemityzm, rozumiany jako wszystko co nie podoba się Żydom, zacząłem się zastanawiać, jak w ogóle mogło dojść do powstania tej książki? Przecież we Włoszech, gdzie mieszka i żyje autor, poświęcający cały swój czas badaniu przeniewierstw poszczególnych rodzin bankierskich pochodzenia żydowskiego, sytuacja musi być jeszcze gorsza niż u nas. U nas bowiem – jak rzekł poseł Braun – dopiero przyjęto jakieś wstępne założenia dotyczące penalizacji antysemityzmu rozumianego, jako wszystko co nie podoba się Żydom. Tam zaś – jak sądzę – za najmniejszy ruch i słowo, muszą już wsadzać do więzień. Poza tym w Watykanie rządzi przecież pacha mama, więc to znacznie ułatwia sytuację. No, ale książka pod tytułem Macie diabła za ojca ukazała się po włosku, po polsku, a pewnie też w wielu innych językach. Jak to w ogóle jest możliwe, kiedy żyjemy w czasach apokaliptycznych, a antysemityzm będzie wkrótce już penalizowany, co oznacza, że jak komuś odpowiemy pytaniem na pytanie, to z miejsca dostaniemy zarzuty prokuratorskie? Sam nie wiem. Strona autora na fejsie hula w najlepsze i nikt to z tego fejsa za antysemityzm nie wyrzuca, a sami przecież dobrze wiecie jak jest z tą platformą. Można zostać zablokowanym za byle co właściwie. O co więc chodzi? No właśnie o co? Ja tego nie wiem, ale chciałem teraz pokazać drugą stronę medalu. Na targach podszedł do mnie redaktor Sommer i zgadaliśmy się na temat wydanej przez niego i prof. Chodakiewicza książki o Jedwabnem. Dwa opasłe tomy z aparatem naukowym, opakowane w folię i sprzedawane w pudełkach. Wydali tego 3000, zostało im 1300. Ktoś może wie, o co chodzi? Bo ja nie mam pojęcia. Oto wszyscy niezależni, uliczni trybuni jeżdżą do Jedwabnego, lansują się tam wykrzykując wcale niemiłe Żydom hasła, toczą się tak zwane dyskusje, setki ludzi rozedrganych emocjonalnie domagają się by zrewidować stosunek nie tylko do Żydów, ale także do prezydenta świętej pamięci Kaczyńskiego, który zatrzymał ekshumację oraz do całego PiS-u, który stoi na straży obowiązującej narracji o Jedwabnem. I co? Nie można przy takiej koniunkturze sprzedać 3 tysięcy porządnie udokumentowanego dzieła? Firmowanego przez patentowanego profesora? A to czemu? Czyżby Chodakiewicz też był zdrajcą i żydowskim pachołkiem? Zapewne tak, mieszka wszak w USA, a jego krytyczne opinie na temat Żydów są po prostu kamuflażem, za którym kryje się nieszczera i podła intencja. Wszyscy już dawno się tego domyślili, tylko ja jeden głupi nie rozumiem o co chodzi.

No dobra, już przestanę drwić. Powiem o co chodzi. Sytuacja w jakiej się znajdujemy jest żałosna i beznadziejna. Poznajemy to po głębokości rynku, na którym różni wydawcy usiłują sprzedać swoje produkcje. Tak zwani czytelnicy, do których między innymi, zwraca się poseł Braun, nie chcą słyszeć już niczego ponadto, co usłyszeli dawno temu i dobrze rozpoznają. Nie widzą żadnych sprzeczności w otaczającym ich świecie, a nawet jak zobaczą, ukryją to sami przed sobą. Rynek ten został już dawno dobrze rozpoznany i teraz cała gra w naszym segmencie, nazwijmy go ideowym, toczy się o to, by przejąć go w całości i nie daj Bóg nie pogłębiać. To bowiem spowoduje, że ci, którzy chcą go kontrolować stracą tę kontrolę. On ma taki właśnie być. Nie ma więc szans, by sprzedało się na nim więcej niż 1500 egzemplarzy wartościowej książki. Książek bezwartościowych, na przykład Sumlińskiego, sprzeda się znacznie więcej, albowiem one nie pogłębiają rynku, są jak pomyje dolewane do kałuży. Coś tam zawsze z tego wiadra wyleci, a to kawałek kości, a to zgniłe jabłko, a to poczerniały kartofel. I kawałki te budzić będą zawsze niezwykłe zainteresowanie, albowiem z czymś się kojarzą. Teraz ustalmy z czym – z wydarzeniami i postaciami, które możemy oglądać w TV. Tylko to się bowiem liczy i nic więcej.

Do utrzymania rynku w takim stanie, jak go opisałem wyżej, służą także ekscytacje covidowe. Powtórzę to może raz jeszcze, bo nie każdy przeczytał – jeśli nie możemy zmienić przepisów, obyczajów, natręctw, a zaczynamy je kontestować ustawiając się na pozycji pluszowych męczenników, to znaczy, że chcemy wyciągnąć maksymalnie dużo korzyści z sytuacji w każdym aspekcie niekorzystnej dla nikogo.

Kolega Umami, któremu nie potrafię niestety wytłumaczyć rzeczy najprostszej, umieścił tu wczoraj link do strony pana Danilczuka, który napisał książkę Bunt elit, coś tam, coś tam…Pan ten wyraża wielkie zdziwienie, że na targach, gdzie doszło do zamknięcia stoiska jednego z wydawców, żaden z nas – którzy tam pozostali – nie opuścił tego miejsca, by zaprotestować przeciwko łamaniu konstytucji. Uwielbiam to. Ludzie, którzy niczego nie ryzykują, mają wszystkie możliwe gwarancje i pewność, że nic im się nie stanie, wzywają innych, którzy za ciężkie pieniądze wykupili powierzchnię targową, do tego, by ryzykowali swoje zarobki. Nie chcę pewnych rzeczy pisać wprost, bo liczę, że wszyscy, uchodzący tu za przytomnych, jeszcze się opamiętają.

Dziwię się, że prawicowi wydawcy, tak lubiący demonstrować solidarność wobec zagrożeń, tak chętnie gromadzący się wokół wyrazistych postaci ze świata polityki i publicystyki, nie zjednoczyli się przed tymi targami, żeby sprzedać trochę książek o Jedwabnem zalegających w piwnicy redaktora Sommera. Jestem bardzo zaskoczony. Ta książka bowiem, to coś więcej niż kamień milowy. No, ale ona pogłębia rynek i pcha dyskusję na inne tory, niż te po których jechała ona dotychczas. Na to nie można pozwolić, albowiem mogłoby się okazać, że parę osób za tym pociągiem nie nadąży. Nie mówię, że od razu poseł Braun, ale na przykład redaktor Rola miałbym już spory kłopot, jak mniemam.

Wróćmy na chwilę do promocji. Cóż to takiego jest i kiedy powinna się skończyć? No, jest to metoda sprzedaży polegająca na zachwalaniu produktu w sposób nie nachalny i nieoczywisty. Kończy się ona w chwili, gdy sprzedaje się ostatni egzemplarz. Ja wczoraj, na przykład, sprzedałem ostatni egzemplarz III tomu Baśni jak niedźwiedź. I już go nie ma. Za swoje promocje odpowiadam sam i nikogo do nich nie mieszam. No, ale mamy to Jedwabne, które musiało niestety ustąpić przed covidem, ten zaś wziął niepodzielnie we władanie cały rynek treści prawicowych. Jedwabne jednoczy całą polską prawicę i wywołuje jednoznaczne emocje. Dlaczego ja mam wrażenie, że są to tylko pozory? I nikomu poza Sommerem i Chodakiewiczem nie zależało na tym, by opisać temat w sposób wyczerpujący, a na dodatek jeszcze pomyśleć o jakiejś pułapce, w którą można by wpakować, czy ja wiem kogo? Może Żakowskiego, może Raczka…może Smarzowskiego, kogoś w każdym razie kto lansuje się na Jedwabnem z drugiej strony.

Otóż są to pozory albowiem nikomu nie chodzi o utwardzenie i wzmocnienie naszej narracji. Chodzi o wskazanie winnych zatrzymania ekshumacji i rzucanie oskarżeń. Teraz ważne pytanie – czy za to wyrzucają z fejsbuka? No raczej nie. Jeszcze o tym nie słyszałem. Valser napisał tu wczoraj kawałek o łączeniu kropek linią prostą. No to łączę. Mamy dwie kropki – fejsbuk i Monikę Jaruzelską. I łączymy kropki. Czy poseł Braun był u Moniki? Był. Czy autor książki Macie diabła za ojca został wyrzucony z fejsbuka? Nie. Czy Marek Chodakiewicz albo Tomasz Sommer byli u Moniki? No nie. Jak tam z fejsbukiem, nie wiem, ale możecie sami sobie sprawdzić. Nie mogę Wam przecież połączyć wszystkich kropek. Zepsułbym zabawę.

Codziennie dostaję kilka przynajmniej listów z linkami do tekstów jakichś starych ubeków, którzy wieszczą koniec świata, rychłe nadejście antychrysta i zagładę Polaków, którzy zamiast wymienić rząd, chodzą w maseczkach i zezwalają na łamanie konstytucji. Postawię więc jeszcze jedną kropkę, którą trzeba będzie z czymś połączyć – czy ci panowie są zaszczepieni? Pewności nie mam, ale mam silne podejrzenia, że tak. Jeśli tak, to znaczy, że wierzą w szczepionki. Ja zaś odebrałem wczoraj bardzo dziwny telefon. Sztuczny kobiecy głos oznajmił mi, że w życie wchodzi regionalny, mazowiecki program informacji dotyczącej szczepień. Potem zaś zapytał mnie ów głos, czy jestem mieszkańcem Mazowsza. Zaprzeczyłem. Jestem bowiem zameldowany w województwie lubelskim. Głos się zdziwił i zapytał do jakiego miasta się dodzwonił. Oznajmiłem, że do Grodziska Mazowieckiego, albowiem tu przebywam. Nie jest to niezgodne z prawem…Wiem, wiem…nie jest to niezgodne z prawem jeszcze. Niebawem wejdą w życie takie przepisy, że nie tylko antysemityzm będzie penalizowany, ale także przebywanie poza miejscem zameldowania. Już niebawem to nastąpi. No chyba, że przyłączymy się do buntu elit, o którym pisze pan Danilczuk, wtedy mamy szansę.

Przypominam, że od czwartku jestem na targach we Wrocławiu, w Hali Ludowej. Do tego w czwartek będę miał wykład u karmelitów przy Ołbińskiej 1, ale jest on płatny dla osób z zewnątrz. Przypominam, że biografia św. Ludwika kosztuje od wczoraj 120 a nie 160 zł, a I tom Kredytu i wojny 50 zł, zamiast 65.

  12 komentarzy do “O godzeniu sprzeczności”

  1. Podskórnie czuję, że chłopcy z konfy się zaszczepili, nie wszyscy ale…, To przecież ma być prywatną decyzja

  2. Nie wiem, nikogo palcem pokazywał nie będę. Czas pokaże.

  3. Dzień dobry. Czytam tak to i czytam i taki eksperyment intelektualny przyszedł mi do głowy; skoro jest tak jak jest, skoro coś, co dla ludożerki nosi nazwę prawicy jest tylko kałużą pomyj i nie ma szans na to, by stało się prawicą prawdziwą, to może błąd tkwi gdzie indziej. Może nie przerwiemy tego chocholego tańca dopóki będziemy grali kartami podrzuconymi przez przeciwnika. Myślę o samym terminie „prawica”. Czy nie jest to jakiś termin importowany z francuskiego Zgromadzenia Narodowego i to z czasów rewolucji anty-francuskiej, a więc z samego jądra ciemności? Jaki zatem sens ma używanie takiego terminu, skoro nawet tej naszej lokalnej polskiej prawicy, oskarżanej niegdyś haniebnie o zamach na prezydenta Narutowicza, też już dawno nie ma? Ani liderów ani elektoratu. A my ciągle wbijamy się w kostium z tej wypożyczalni teatralnej, co to ją dla nas otworzyli i dziwimy się, że na d..ie zawsze pęknie i tylko śmiechu co niemiara. Porzućmy te obce klasyfikacje, bo są nie a propos i nam nie służą. Zamiast tego odszukajmy nasze własne charyzmaty, których zawłaszczyć nikt nie zdoła, bo tylko w naszych rękach istnieją. Ja bym sam tego nie wymyślił może, ale po lekturze Pańskich tekstów nie mogę dojść do innych wniosków…

  4. Dobry pomysł, dlatego ja zawsze piszę tak zwana prawica, albo stawiam cudzysłów. Trzeba jednak wiele pracy by wypracować nowy paradygmat. No, ale będziemy próbować. W końcu chodzi o rzecz na tym łez padole najważniejszą – o rynek.

  5. – Pan już dużo zrobił w tym zakresie. Pańska systematyka, że takie pojęcie zapożyczę, jest wyczerpująca i może stanowić podstawę do dalszych prac. Musi tylko się trochę upowszechnić. Dlatego pozwalam sobie czasem podarować komuś jakąś Pańską książkę, kiedy widzę, że to ma sens. A o rynek się nie martwię. Jak tak patrzę na rodaków doby dzisiejszej, to widzę odwrót idealizmu na rzecz postaw prorynkowych, że tak powiem. Ja osobiście się tym specjalnie nie zachwycam, bo mi jeszcze wbijano do głowy, że nie wszystko jest na sprzedaż, no ale czasy są takie jakie są. Ma to dobre i zła strony, jak wiele rzeczy.

  6. „Sztuczny kobiecy głos oznajmił mi” – promują szczepienia i rozdają pulsometry. Do mnie dzwoniła już 5 razy. 

  7. i ten sztuczny kobiecy głos podawał info, że na OJOMIE 70 procent to wyszczepieni

  8. Mają do upłynnienia pulsometry, a na promocję pewnie wzięli dotacje. Ja raz się dałam namówić koleżance na tego typu imprezę. Sprzedawali materace z kamieniami z Ameryki, zdrowotne. Zadałam im pytanie, co to za kamienie i prowadzący się wściekł, nie wiem dlaczego.

  9. Z Kamiennej Góry 🙂

  10. Ten fejsbuk we Włoszech może nie być tak odważny jak w Polsce.

    My mamy podkulone ogony, i to widać z daleka.

    Sam fakt, że poważni ludzie w Polsce nie do końca są pewni swojej wiedzy o Jedwabnem, wiele mówi o naszej sytuacji.

    A zerwanie targów byłoby aktem samospalenia, coś na kształt czyjejś walki „do naszego ostatniego targowego stolika”.

  11. No ale włoski jest odważny, proszę, cała prawda o Rotszyldach

     

    https://www.facebook.com/d.curzionitoglia/

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.