Wczorajszy komentarz pantery sprawił, że ogarnęła mnie nostalgia. Chyba już na zawsze minęły czasy, kiedy kopałem po tyłkach trolli i wyrzucałem ich za drzwi złorzecząc okropnie. Na starość mięknę. Na fali tej nostalgii postanowiłem napisać coś o grafikach, z którymi współpracuję, no i o specyfice tej pracy. To jest, odnoszę wrażenie, istotne dla nas wszystkich. Także dlatego, że każdemu z kolegów grafików należy się jakieś dobre słowo. Mało mają bowiem okazji, żeby słuchać pochwał, czy choćby tylko opinii na temat swojej twórczości.
Zacznę od Tomka, z którym współpracuję najdłużej, od roku 2013, a więc wkrótce minie jedenaście lat. Tomek zgłosił się do mnie sam, przedstawiając takie portfolio, jakbym był przynajmniej agencją reklamową Grey, a nie mieszkańcem drewnianej chałupy we wsi Szczęsne, która jest w dodatku biurem i magazynem wydawnictwa. Złożył taką ilość propozycji, że ja właściwie nie wiedziałem co z tym zrobić, więc poprosiłem go o narysowanie okładki do pierwszego numeru nawigatora, w dodatku dałem mu do tego wzór.
Jak wszyscy wiedzą, są takie momenty w życiu i takie relacje, które układają się łatwo, prosto i bez zawirowań. I tak było w tym przypadku. Nie mówię, że to jest akurat moja zasługa, ale dość szybko zorientowałem się jaka jest najważniejsza kwestia we współpracy z grafikami. Otóż wystarczy im nie przeszkadzać. Jeśli widzimy, że człowiek coś potrafi, przede wszystkim nie powinniśmy mu przeszkadzać. Tym silniej nie powinniśmy przeszkadzać im mniej sami potrafimy zrobić w zakresie grafiki.
Przyjąłem to założenie na samym początku współpracy z Tomkiem, rozumiejąc, że mam do czynienia z człowiekiem, który nie dość, że wie co robi, to jeszcze nie zamierza szukać jakichś innych dróg w życiu. Chce się zająć grafiką, a także muzyką, bo przypominam, że wydaliśmy też razem płytę, która była dołączona do komiksu „Święte królestwo”. Kiedy dziś o tym myślę, mam wrażenie, że byliśmy kompletnie odklejeni od rzeczywistości. Tak by to nazwała moja teściowa, a także wiele żon (moja akurat nie, bo ona się nie miesza do decyzji wydawniczych). Tak by tę sytuację określili urzędnicy decydujący o dotacjach na kulturę – panie! Komiks o upadku średniowiecznego królestwa Węgier i płyta z progresywnym rockiem do tego? Czyś pan oszalał? To na kilometr śmierdzi przekrętem. O tu masz pan dobrą propozycję dla młodzieży…nazywa się to…czekaj pan…o, już mam – „Przygody Lolka Skarpetczaka”.
Tak by to wyglądało. No, ale my nie mieliśmy o takich sprawa pojęcia i nawet nam w głowie nie postało, żeby moglibyśmy wystąpić o jakieś dotacje. Wydaliśmy album komiksowy z muzyką, w dwóch językach, opowiadający i wypadkach, o których w Polsce nikt prawie nie słyszał, a które rozegrały się 500 lat temu. No i, rzecz jasna, nikt poza ludźmi, którzy śledzą tego bloga nie był w stanie zrozumieć, po co my to robimy i jaki jest tego cel. Nie wiem jak to powiedzieć precyzyjnie, ale najtrudniejszą rzeczą na świecie jest wytłumaczenie ludziom, że cele jakie przyświecają człowiekowi świadomemu swoich możliwości nie są związane z nędzną, codzienną egzystencją. I w ogóle nie mierzy się ich taką miarą. Wszyscy, albo prawie wszyscy stykający się z takimi projektami jak nasze konstatują na początku, że są one bardzo odległe od ich życia codziennego i problemów, które sami sobie w tym życiu stworzyli, po to, by je później pracowicie rozwiązywać, przy udziale mediów, sąsiadów, dalszej i bliższej rodziny, a także książek w miękkich oprawach zalegających kosze w Biedronce. U nas tego nie ma i nigdy nie będzie.
Wracajmy do Tomka. Jego prace mają przeważnie charakter narracyjny i symboliczny. I to jest bardzo fajne, albo wręcz świetne. W każdym razie mi się podoba. Nigdy niczego mu nie tłumaczyłem, nie mówiłem jakie mam wymagania wobec ilustracji czy okładki. On zawsze wiedział co i jak ma wyglądać. Zdarzyło się kilka momentów, ale naprawdę kilka, kiedy pomyślałem, że można by coś zrobić inaczej. Nigdy nie uległem pokusie, żeby te wątpliwości wyrazić słowem, albowiem uważałem i nadal uważam, że swoboda z jaką działają graficy jest wartością nadrzędną. I w żaden sposób nie można ich redukować do rzędu usługodawców pracujących dla przemądrego wydawcy. Takie projekcje kończą się upadkiem sztuki. Raz zdarzyło się, że zakwestionowałem Tomkowi okładkę, nie jest bowiem tak, że współpracując z grafikami stawiam się w pozycji cielęcia gapiącego się na malowane wrota. Po prostu widzę, gdzie zaczyna się obszar jałowy, na którym nic nie ma i jakie pomysły nie rokują. Tomek zawsze rozumiał, podobnie jak ja, że okładki i ilustracje syntetyczne i tylko symboliczne są słabsze od narracyjnych. No i przeważnie są pretensjonalne. W świecie dzisiejszych grafików jednak, takich co zdobyli sławę za granicą, opinia ta spotkałaby się z oporem, albo wręcz ze wskazaniem, że podejście, które reprezentujemy to niedojrzałość twórcza. To jest, pardon, gówno prawda. Na obrazku musi być wyobrażona akcja z tekstu. Od tego jest ilustracja. Jeśli autor potrafi wzbogacić to o jakąś symbolikę to fantastycznie. Najgorzej jest kiedy autor robi samą symbolikę, albo umieszcza na obrazku narrację, która nie ma nic wspólnego w tekstem, a jest wyjęta nie powiem skąd. No i czytelnik musi się zastanawiać co taki grafik chciał przekazać.
Zostawiam Wam ilustrację z ostatniej książki, którą wspólnie zrobiliśmy. Przedstawia ona Stanisława Sojczyńskiego – Warszyca
Teraz opowiem o Hubercie, którego poznałem w zasadzie przez Tomka. Był to rok, chyba 2014, albo 2015, a ja miałem tak dobre obroty, że brakowało mi towaru do sprzedawania. I wtedy za namową Tomka, wziąłem do sklepu komiks z rysunkami Huberta, zatytułowany „Romowe”. W zasadzie od razu chciałem, żeby Hubert coś dla nas rysował, ale on miał wtedy etat w agencji reklamowej no i musiał kończyć projekty z serii „Lux in tenebris”. Spotykaliśmy się więc tylko przy okazji dostarczania nowych partii komiksu, a wspólne projekty pozostawały w sferze planów niezrealizowanych. Poza tym, ja nie bardzo byłem przekonany do średniowiecznej tematyki, w której realizował się wtedy Hubert, a kiedy obejrzałem jego dawniejsza prace, w książkach Jacka Komudy, pomyślałem, że ktoś tego faceta zmusza do rysowania scen karkołomnych i za bardzo dynamicznych. A wiele fragmentów jego prac świadczyło, powinien się realizować w czymś innym. Tak to widziałem. Podobnie było z kolorem. Namawiałem Huberta na kolor, a on się nie dawał przekonać. Z początku mieliśmy robić jakiś średniowieczny projekt i ja nawet zasiadłem do scenariusza, ale porzuciłem to. Potem, cudownym zrządzeniem losu wpadł mi do głowy pomysł, żebyśmy zrobili komiks o nocy św. Bartłomieja. Wymyśliłem to, bo chciałem, żeby Hubert zaczął rysować drobne detale, tak to sobie przypominam, choć on może ma inny pogląd na tę sprawę. No i żeby oderwał się od scen „średniowiecznych”. Jak pamiętacie komiks ten robiony był w sepii i bistrze, czyli na beżowo i granatowo. Inne kolory przyszły potem. Nie współpracowaliśmy intensywnie, bo Hubert miał pracę, a chciał też realizować swoje autorskie projekty, takie jak „Batory”. Co trwało lata, ze względu na tę pracę właśnie. Na szczęście ta cała agencja wreszcie się zwinęła i Hubert mógł poświęcić się rysowaniu. Ja od razu zaproponowałem mu projekty siedemnastowieczne, a dwa z nich już zostały zrealizowane. Uważam bowiem, że jak ktoś ma pomysł, to przede wszystkim powinien go realizować, a potem sprzedawać, a nie opowiadać o tym co zrobi, kiedy tylko mu się zachce. Współpraca z Hubertem na każdym kolejnym projektem odbywa się ekspresowo. Jest jak pojedynek samurajów w filmach Masakiego Kobayaschi. Człowiek nawet nie wie co się wydarzyło i ile to trwało, a finał już jest i można go podziwiać. Tak zrealizowaliśmy nasze dwa ostatnie projekty – „Gniew” i „Porwanie Jana Kazimierza”. Teksty do pierwszego zacząłem pisać w sierpniu, książka ukazała się w listopadzie. Teksty do drugiego zacząłem pisać w styczniu, a książka ukazała się w maju. Teraz Hubert będzie pracował nad własnym projektem o Zygmuncie III, a potem – mam nadzieję – zrobimy książkę o Lisowczykach. Liczę na to, choć wiem, że Hubert dostaje coraz więcej propozycji. Wiem też jednak, że ja mam znaczną przewagę nad innymi wydawcami, a wiąże się ona z tym, o czym już wcześniej pisałem – zostawiam grafikom całkowitą swobodę. Choć oczywiście potrafię nie zgodzić się na jakąś propozycję. Tu macie króla Gustawa Adolfa, takiego, jakiego go sobie Hubert wyobraził. Król Gustaw w naszej gawędzie o bitwie pod Gniewem występuje jako król karo
Teraz opowiem o Rafale. Z nim jest najgorzej, bo ma mało czasu na rysowanie, pracuje bowiem jako urzędnik. Każdy kto widział rysunki Rafała dobrze rozumie, jak nieprawdopodobnie tragiczna jest jego sytuacja. Ja dzisiaj pokażę jeszcze jedną jego ilustrację z ostatniej książki, którą piszę i na razie nie mogę skończyć. Tak, jak napisali to komentatorzy wczoraj, jego prace zasługują na osobną wystawę. Myślę, że nie na jedną. Na razie jednak jest tak, że Rafał musi chodzić do pracy. My zaś jeszcze nie opanowaliśmy całego rynku, tak żeby go na nim umieścić i zapewnić dochody na tyle wysokie, by sobie mógł siedzieć w domu i rysować. Na szczęście zgłaszają się do niego inni wydawcy. No, ale problemem jest czas. Rafałowi też nie trzeba tłumaczyć do czego jest ilustracja. Wręcz jest jeszcze lepiej, bo on najpierw narysował swoich krzyżaków, a ja dopiero teraz dopisuję teksty do obrazków.
Najgorsze było to, że Rafał, kiedy pojawił się w moim życiu w ogóle nie przedstawił się jako grafik. Zaczęliśmy od tłumaczeń z francuskiego, potem od składania książek, a dopiero przy książce Szymona o bombie zaczął rysować. Niestety na wydaniu jednego nakładu z ilustracjami się skończyło, bo przyszedł kryzys. No, ale teraz nadganiamy. Niestety nie ma szans, by Rafał zrezygnował z pracy, więc wszystko będzie przebiegało dużo wolniej. Mamy już zaplanowany kolejny projekt. Ja zaś mógłbym na poczekaniu wymyślić takich projektów ze sześć.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy plan, albo prawie każdy, bo chybionych strzałów mamy minimalną ilość, zostaje zrealizowany. Miejmy nadzieję, że tak będzie także w przypadku Rafała. Ja już zaplanowałem różne projekty do roku 2027 i liczę, że Rafał będzie w nich uczestniczył. Zostawiam Wam jeszcze jedną ilustrację z książki, którą mam nadzieję, wkrótce skończę. Przedstawia ona wielkiego mistrza Konrada von Jungingen zdobywającego Gotlandię
W zasadzie jedyne czego nam brakuje to szerszy nieco rynek. Ludzie bowiem zamiast być wychowywani do przeżywania i konsumpcji rzeczy wartościowych, są systemowo deprawowani. To znaczy muszą się wsłuchiwać – podkreślam – muszą - w różne bełkoty. Dziś dostałem informację, że 2 czerwca będzie w Grodzisku Mazowieckim Grzegorz Braun, razem z dmuchańcami dla dzieci i wesołą zabawą. Będzie też podpisywał gaśnice i książki. Jaka pop kultura taki Andy Warhol chciałoby się powiedzieć. Ja na pewno tam nie pójdę. I nie mówcie mi, że nie ostrzegałem.
Na koniec chciałem rzec słowo o Pawle Zychu, który tu siedział z nami, nie wiadomo ile lat, nie przyznając się wcale kim jest. Podpisywał się w komentarzach nickiem zyszko i czasem coś wtrącił na ten czy inny temat. Całkiem niedawno okazało się, że zyszko to sławny Paweł Zych autor Bestiariusza słowiańskiego i szeregu znanych, rozpoznawalnych, znakomitych projektów. Zainspirowany treścią, jaką tu umieszczamy stworzył i wydał samodzielnie dwa albumy, które powinny być w każdej szkolnej bibliotece, a także powinny być elementem narodowego programu edukacji. Niestety nie są. Paweł zaś mozoli się z ich sprzedażą. Ja zaś martwię się, czy on nie zechce czasem porzucić swoich pomysłów, ma bowiem pracę i nie musi wcale rysować. No, ale jak wszyscy pozostali – chce. Dlaczego my to robimy? Bo ja też się, jako wydawca i promotor większości wymienionych tu osób, liczę. Albowiem interesuje nas twórczość jako taka i indywidualna ekspresja wyrażana słowem i obrazem. Nie interesują nas za to prowokacje. Na prowokacje jednak ludzie nabierają się najłatwiej i na nie jest największy popyt. Tak jak to już napisałem – deklaracje ludzie biorą za fakty, wygłupy za jakość, a wiarę pokładają w oszustwie. Dlaczego tak czynią? Bo uwielbiają być kokietowani i chcą usłyszeć, że ich, wynikające, ze zbiorowej psychozy przeczucia mają wagę i znaczenie praw przedwiecznych i obowiązujących wszystkich. To nie jest prawda.
Świadomi tego idziemy własną drogą. Gdzieś na pewno dojdziemy i coś po nas pozostanie. Pamiętajcie o naszych nowych książkach i o tych starych także. Dziś o 18 będziemy na zamku w Łęczycy. Hubert też będzie.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gniew-bitwa-wazow-gabriel-maciejewski/
Wyobrazilem sobie cykl grafik historycznych: Grzegorz Braun z gasnica zapobiegajacy wybuchowi roznych niszczycielskich dla nas powstan, G. Braun pod Grunwaldem z gasnica skierowana w krzyzakow, G. Braun przeciwko mongolskim pirotechnikom, G. Braun na walach Czestochowy z gasnica przeciw Szwedom itp.
Ale to Gryguć musiałby nauczyć się rysować
Mój grafik też był dobry nazywał się Ksawery Piwocki 😉
Ten?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ksawery_Piwocki
„Problemów, które sami sobie w tym życiu stworzyli, po to, by je później pracowicie rozwiązywać, przy udziale mediów, sąsiadów, dalszej i bliższej rodziny, a także książek w miękkich oprawach zalegających kosze w Biedronce” – po obejrzeniu „kilku naprawde zabawnych filmow” Krzysztofa Atora Wozniaka, ktory w odroznieniu do clairvoyanta Jackowskiego mowi dokladnie, co sie wydarzy, kto to zrobi i w jaki sposob, mozna dojsc do nastepujacych wnioskow i postawic pytanie:
– moglismy byc dzisiaj nowoczesnym, zamoznym krajem z kwitnaca kultura, swiadomym swojej tozsamosci i majacym dobre perspektywy na przyszlosc, graniczacym z Rosja,
– jestesmy zdewastowanym, zadluzonym i zacofanym krajem bez poczucia bezpieczenstwa, bez suwerennosci i bez tozsamosci, pozbawionym kultury i szans w przyszlosci, graniczacym z Rosja.
Wybralismy i zrealizowalismy ten drugi wariant.
Dlaczego?
Winne sa ksiazki w miekkich okladkach z Biedronki?
Grodzisk Maz. – miasto bohaterów
https://th.bing.com/th/id/OIP.pLJdxNffu1dYsKKWanLEYQHaDt?w=310&h=174&c=7&r=0&o=5&dpr=1.1&pid=1.7
Żołnierz wolności: „– jesteśmy zdewastowanym, zadłużonym i zacofanym krajem bez poczucia bezpieczeństwa, bez suwerenności i bez tożsamości, pozbawionym kultury i szans w przyszłości, graniczącym z Rosja.” Dużo egzaltacji, za dużo, mało realizmu. Jakaś pruska agitka. To jest mądrość dla tych, jak napisał Coryllus, którzy… chcą usłyszeć, że ich, wynikające, ze zbiorowej psychozy przeczucia mają wagę i znaczenie praw przedwiecznych i obowiązujących wszystkich. To nie jest prawda. Polska nie jest zdewastowana ani zacofana, zadłużone to jest USA albo kraje południa Europy, poczucie bezpieczeństwa w tym rejonie Europy, w sąsiedztwie Rosji i Niemiec zawsze będzie ograniczone, suwerenne są tylko nieliczne kraje mające w swojej dyspozycji atom, a pełna suwerenność też im niczego nie gwarantuje, Polacy nie mają także większego problemu ze swoją tożsamością i nie jesteśmy pozbawieni ani kultury ani szans na przyszłość. Tyle w temacie.
Oddalismy bez zadnego powodu i uzasadnienia, praktycznie z wlasnej woli, kwote kilkakrotnie wieksza, niz wynosi koszt CPK, kilku elektrowni atomowych plus paru innych, jakze przydatnych rzeczy, razem wzietych. To bylby skok cywilizacyjny. Teraz – znajdzie sie powod, ze wyskoczymy z kwoty 5x albo 10x wiekszej, wbrew wlasnej woli, ale na rownie bezsensowny cel. Jezeli ktos rozdaje pieniadze, to sie go kroi na maksa.
I to wszystko zrobilismy pod koniec pandemii, kiedy i tak juz nie bylo rozowo.
Tusk ma racje, ze po tym, co nam odwalilo, NIE STAC NAS na CPK ani atom.
Lekką ręką wydaliśmy setki miliardów, żeby nie graniczyć „z Rosją, jaka ona jest” zapominając, że naszym celem jest żyć, jak Pan Bóg przykazał, a nie zbawiać świat i moim zdaniem jest już po ptokach.
Za dużo Pan się naczytał książek z Biedronki w miękkich okładkach.
@Coryllus 10:48
Ten:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ksawery_Piwocki_(grafik) 😉
Te miliardy to się „produkuje” klawiszem w komputerze. Konia z rzędem temu kto się ich doliczy. Kraje, które mają długi po 200% PKB prosperują lepiej niż Polska, która ma może z 50%. To jest „wyższa” matematyka dla wtajemniczonych, a kto poważnie traktuje „tuskowe gadanie” ten sam sobie szkodzi. Tusk jak się pomyli to prawdę powie. Takie mikrusy jak Słowacja czy Węgry stać na elektrownie atomowe, a Polskę nie?! No tak, przecież Polskę stać tylko na stare poniemieckie „bemki”. Kasa musi się zgadzać ale u Helmuta. W guberni na wszystko musi brakować.
https://youtu.be/GFm8bEDOP3M?si=1bY61QFuSoJR_2Hm
Swoją drogą jest to dobra rada dla grafików – najlepiej od razu rysować banknoty.
Coś jest ustalone?! Zawsze coś jest ustalone, a co to jest to pan Jackowski „odczyta” z głębin pola informacyjnego ale wcześniej musi dostać przekaz od swojego „przewodnika”. Z tego gościa to taki „jasnowidz” jak z wróża Macieja. Facet zatrudniony na „etacie jasnowidza” do kolportowania bezpieczniackich dezinformacji. Wystarczy go dłużej obserwować by się o tym przekonać. Pana komentarze na tym blogu mają większy ładunek przenikliwości niż „tfurczość” tego komedianta. Mimo, że nie ze wszystkimi pana komentarzami się zgadzam ale je czytam, a nie tracę czasu na tego „figuranta”.
Albo przynajmniej bilety, jak Czeslaw Słania.
Jakiś grafik narysował nam grafik.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.