sie 272021
 

Historie, które opisuje Steven Runciman w książce Wielki Kościół w niewoli, a dotyczące fanariotów, są po prostu wstrząsające. Dewastują one także całe nasze, wyprodukowane przez naśladowców Sienkiewicza, rozumienie historii. Tak się bowiem składa, że mając do dyspozycji, bardzo nośną prozę Henryka, jego naśladowcy próbują robić to samo co on, tylko gorzej. Uważają, że jest to dobra, słuszna i właściwa droga. O tym, by ktoś podjął wysiłek i naświetlił inaczej nieco czasy opisane przez Sienkiewicza nie ma mowy. Powodów jest mnóstwo, od psychologicznych deficytów, do lęków o zarobek, nie ma doprawdy sensu ich tu wymieniać. Można jednak ująć rzecz syntetycznie i stwierdzić, że wszyscy naśladowcy Sienkiewicza poszukują gwarancji. Te zaś widzą w jak najbardziej trywialnym opisywaniu swoich bohaterów, a także w poszukiwaniu sponsorów. Na początek więc przypomnę, że Henryk nie miał sponsorów. Teraz zaś powrócimy, do kwestii upiornej zajawki filmu kręconego na podstawie powieści Komudy o Stadnickim, także do powieści Hena o Stadnickim. Otóż ten ostatni usiłował opisać w sposób interesujący konflikt Stadnickiego z Konstantym Korniaktem oraz jego synem, także Konstantym. Usiłował też ugrać coś na opisie tego konfliktu. W filmie Rycerze i rabusie, młodego Korniakta zagrał całkiem słaby aktor Piotr Skarga. Zresztą nie lepszy aktor grał samego Stadnickiego. No, ale dialogi pomiędzy młodym Korniaktem, a Stadnickim utrzymane były w temperaturze takiej oto – znałeś waść mojego ojca! – A juści! Poczciwe było Greczysko!

Do tego klimatu, dewastując go jeszcze swoimi własnymi deficytami, nawiązuje Komuda.

Kim był Konstanty Korniakt starszy? Uwaga! Pokazuję i objaśniam! A czynię to wszystko bez jednego słowa komentarza.

Był to Grek z Kandii, portu położonego na Krecie, która była wówczas pod panowaniem weneckim. Potem prowadził liczne interesy w Konstantynopolu, a następnie inwestował w folwarki na Wołoszczyźnie. Przeniósł się do Lwowa i został dzierżawcą ceł ruskich, a także inwestował w nieruchomości. Pożyczał pieniądze dworowi królewskiemu i wielu magnatom. Kontrolował szlaki wołowe, a pewnie także inne. Rozwijał manufaktury sukienne. Skłaniał się ku katolicyzmowi, a to znaczy ku unii brzeskiej i wszystkie jego dzieci przeszły na wiarę rzymską.

Teraz wyjaśnijmy, w kilku prostych zdaniach, koncentrując się na sprawach najistotniejszych co ten Runciman pisze o fanariotach. Uwaga! Wybieram samo gęste! Fanarioci, czyli najbogatsza grecka arystokracja, żyjąca pod jarzmem tureckim, inwestowała przede wszystkim w folwarki na Wołoszczyźnie i w Mołdawii. Można rzec, że uciekała tam z pieniądzem przed łapczywością tureckiego fiskusa. W zasadzie trony mołdawski i wołoski obsadzane były przez fanariockich namiestników, którzy musieli się sowicie opłacać sułtanowi i otaczającym go gangom. Mimo wielkich kosztów opłacało się utrzymywać swoich ludzi w Multanach. Celem politycznym greckiej arystokracji fanariockiej było wykupienie z rąk tureckich urzędników całego Bizancjum czyli przejęcie go bez walki, a także zdegradowanie sułtana do roli jakiegoś plemiennego kacyka, którego rezydencję przesunie się gdzieś w stepy. Pod koniec XVI wieku, za panowania króla Jakuba I w Londynie, angielskie koła wojskowe i polityczne wyraziły przychylną opinię dla takiej operacji i uznały, że jest ona możliwa do wykonania, przy wsparciu starej, wesołej Anglii. Tako rzecze Steven Runciman. Kwestia przejęcia Bizancjum za pieniądze z rąk Turków nie umiera nigdy, podobnie jak jutro w znanym filmie o przygodach agenta 007. Rozważa się ją jeszcze w wieku XVIII.

Pod koniec XVI i na początku XVII wieku arystokracja i duchowieństwo greckie zaczyna spiskować z protestantami na zachodzie. Osobą, która koncentruje wszystkie nici tych powiązań jest pochodzący z Kandii na Krecie patriarcha Aleksandrii Cyryl Lukaris. Jego polityczne wpływy sięgają z jednej strony Londynu, a z drugiej Siczy zaporoskiej. Sułtan notorycznie oskarża go o buntowanie kozaków. Co to oznacza wszyscy wiemy. Buntowanie kozaków to opłacanie ich i namawianie by atakowali albo Turków, albo Polaków, w zależności od tego na co jest akurat zapotrzebowanie. Cyrylowi Lukarisowi najbardziej, przepraszam za wyrażenie, podeszło wyznanie kalwińskie. Zostało po nim mnóstwo listów, pisanych do Londynu i Amsterdamu, w których bezkompromisowo rozprawia się z liturgią prawosławną i krytykuje kult świętych. Listy te uważane są dziś przez prawosławnych za fałszywki, które spreparowali jezuici wrogo nastawieni do Cyryla, a chcący przy tym zepsuć mu opinię wśród prostego, prawosławnego ludu. Tako rzecze Steven Runciman, nie świadom najwyraźniej, że lud prawosławny żyjący w Multanach pojęcia nie miał o tym iż istnieje ktoś taki tak patriarcha Aleksandrii Cyryl Lukaris, ani tym bardziej o tym iż pisał on jakieś listy do kalwiński pastorów w Amsterdamie i anglikańskich w Londynie.

Jak się to wszystko przekłada na nasz podkarpacki konflikt, pomiędzy rodziną Korniaktów, a Stadnickim? Moja propozycja jest następująca: Oto Konstanty Korniakt, obdarzony licznymi przywilejami w Polsce traci z oczu sens sprawy greckiej w Mołdawii i na Wołoszczyźnie. No, ale utrata sensu to jedno, a majątki to coś innego. One pozostały i tam są. Dobrze by było, żeby znów służyły sprawie greckiej, a nie stanowiły zaplecze pożyczek Korniakta dla polskiego króla i jego rozrzutnego dworu. Tyle, że Korniakt nie chce słyszeć o sprzedaży majątków w Multanach. Poza tym hoduje tam olbrzymie stada wołów, które co roku czabani pędzą na Śląsk. Nie płaci ceł, bo jest ich dzierżawcą i ma wielką przewagę nad wszystkimi innymi hurtownikami wołowiny, także żydowskimi. Korniakt najwyraźniej nie rozumie o co toczy się gra. Jego kandyjskie pochodzenie może świadczyć jednak o tym, że rozumie, ale inaczej niż chcą fanarioci. To znaczy, że siedząc we Lwowie prowadzi też potajemnie interesy republiki św. Marka.

Ponieważ jednak na Podkarpaciu czynni są politycznie, ekonomicznie i towarzysko kalwini, którzy porzucili wiarę rzymską, a mają przy tym zasługi na dworze królewskim – jak najbardziej katolickim, a także cesarskim – jeszcze bardziej katolickim – można pokusić się o próbę rozwiązania tego ambarasu. Ktoś, pewnie jeszcze nie Cyryl Lukaris, bo jest za młody, wpada na pomysł, żeby zadzwonić do Stadnickiego. To jest człowiek rozpoznawalny i już znany w pewnych kręgach. Będąc protestantem poparł sprawę Habsburgów w Polsce. Co nie przeszkadzało tymże Habsburgom pisać skargi do sułtana na Cyryla Lukarisa, że znosi się z kalwinami wrogami cesarza. Stadnicki jest człowiekiem pewnym swego i dynamicznym, albowiem przejście na wiarę kalwińską oznaczało w praktyce ściągnięcie do swoich dóbr osadników produkujących sukna, które potem wywożone były do Holandii. W Polsce produkowano ich dużo, w kalwińskim systemie zmianowym – bez świąt, śpiewów i modłów do obrazów i rzeźb – a w Holandii sprzedawano z wielkim przebiciem. Mając taką organizację za sobą i otrzymując ponaglające telefony z Konstantynopola, Aleksandrii, Kairu, Londynu i Amsterdamu, a nawet z Wiednia, Stadnicki musiał w końcu coś przedsięwziąć. Tym bardziej, że mu za to zapłacono. No i splądrował majątki Korniaktów, a młodego Konstantego uwięził w Łańcucie. Bardzo źle zrobił i srodze się przeliczył. Okazało się bowiem, że wykupiony z więzienia młody Korniakt, poczciwe Greczysko, także umie palić, plądrować i porywać ludzi, szczególnie, że jemu też za to zapłacono i on też otrzymywał ponaglające telefony, tyle, że z Wenecji.

Mając do dyspozycji takie tło – a to przecież tylko propozycja, bo można te kwestie opisać jeszcze inaczej – Komuda opowiada historię baletnicy w ciąży. I to jest właśnie coś, co niektórzy nazywają wiecznym, nieodgadnionym ludzkiego ja.

Jeśli ktoś chciałby poszerzyć perspektywę i opisać konsekwencje tych podkarpackich przepychanek mam taką oto sugestię: po śmierci Cyryla Lukarisa, ktoś inny zaczyna buntować kozaków na Ukrainie, a dwór francuski nie może już ścierpieć angielskich intryg w Stambule. Skargi pisane do sułtana nic nie pomagają. Operacja pod tytułem Wykupienie Bizancjum wchodzi w nową fazę. Należy stworzyć o wiele większe zaplecze gospodarcze dla greckich dążeń niepodległościowych, bo Mołdawia i Wołoszczyzna to za mało. Potrzebne jest naprawdę, naprawdę duże zaplecze. I wiecie co – prawie się udało jest stworzyć, ale konflikt pomiędzy zyskującymi przewagę w Moskwie Holendrami a słabnącymi Anglikami, położył całą sprawę. Chmielnicki przykuł Krzywonosa do armaty, a potem wysłał posłów do cara. Turcy zaś rozpoczęli oblężenie Kandii.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

  17 komentarzy do “O infantylizmie Jacka Komudy i jego czytelników II”

  1. Dzień dobry. Tak Panie Gabrielu, dla Pana i dla mnie to może być zupełna egzotyka, ale każdy kto zrobił dziecko jakiejś baletnicy zostaje z tym przejściem do końca życia, bo baletnice bywają nieprzyjemne, znam takie przypadki. Ale ad rem; to zapewne wynika z mojej niewiedzy, ale nie rozumiem jaki był stosunek Wenecji do tego całego „wykupienia” Bizancjum. Na mój rozum raczej zgłosiliby się z prawem pierwokupu, albo wprost przebili stawkę tej licytacji. ?

  2. I tu jest pies pogrzebany. O tym stosunku Wenecji Steven Runciman nawet się nie zająknął. Nie wiemy. Może jak otworzą te weneckie archiwa, co obiecują już od trzech lat, to się przekonamy.

  3. Angole na pewno prawdy nie napiszą. Myślę, że w XVI i XVII wieku Wenecja miała jeszcze dość siły, żeby taki manewr wykonać, nawet posiłkując się dzielnymi w boju choć często nierozważnymi Polakami. Ale widać nie chcieli z jakiegoś powodu. Może mieli jakiś deal z sułtanem i po cichu truli jego bardziej niebezpiecznych przeciwników…

  4. Myślę, że nie mogli się zdecydować, co jest im bardziej potrzebne – Turcja czy Polska. No  stracili jedno i drugie.

  5. – może dzięki temu, że przejęcie Bizancjum nie było ich priorytetem udało się nam tak długo egzystować. To znaczy do końca Republiki św. Marka. Inaczej zutylizowaliby nasze siły na osłabienie Turka, a potem porzucili na pożarcie Cesarstwu i innym chętnym, bo nie bylibyśmy już potrzebni.

  6. Tak by było. No, ale opisanie tego to nadanie nowego wymiaru polityce i historii. Kto ma to zrobić? Profesor Nowak pisze bajki, a reszta robi analizy nie nadające się nawet do podtarcia tyłka.

  7. Cóż, w Panu cała nadzieja. Publiczność wprawdzie głupieje tak, że z czasem i tyłek przestanie podcierać, nie mówiąc o czytaniu bajek. Ale to nas nie zwalnia z żadnego obowiązku. Róbmy swoje, jak kiedyś śpiewał Wojciech Młynarski. To ma sens a i w lustro łatwiej patrzyć.

  8. Ten infantylizm od dawna jest w modzie. My jesteśmy nawet trochę zapóźnieni. W takich Stanach to dopiero postępowo, ogłosili, że matematyka jest rasistowska, a umiejętności czytania, pisania i liczenia nie będzie się wymagać nawet od absolwentów uniwersytetów. Czymś to trzeba będzie zastąpić…

  9. Te mało przydatne umiejętności zastąpi się nauką strzelania. Oni mają broń i raczej nie dadzą jej sobie odebrać. A powszechna edukacja popełni widowiskowe samobójstwo i wszytko przeniesie się na tzw. wolny rynek. Nie każdego będzie stać i miejscami będzie niebezpiecznie, ale tam i tak już jest. Gorzej z nami, bo my najwyżej wierzbowe kije sobie powycinamy, żeby jakoż żyć w tych nowych standardach społecznych.

  10. Niech się Pani nie martwi. Katedry gotyckie zbudowano zanim Newton sformułował prawo powszechnego ciążenia.

  11. To, że nie wszyscy wiedzieli jak te katedry budować, to nie znaczy,  że wszyscy nie wiedzieli.  Pewnie trzeba będzie  wkuwać na pamięć, przywróci się tradycję ustną przekazywania opowieści, a wtajemniczeni będą niczym kapłani egipscy… otworzą się niesamowite możliwości.

  12. Tak, Panie Gabrielu. To jest to, co tygrysy lubią najbardziej… Baśń jak niedźwiedź… Dlatego, jak tylko mam wolną chwilę, wolę czytać Pana teksty niż studiować myśli profesora Nowaka. Dzięki też piękne za refleksję dorzeczną, Panie Knecht. Dlatego lubię do Państwa zaglądać na ten blog… Róbmy swoje. Pozdrawiam serdecznie.

  13. Znowu dobry tekst na plaze dla Polakow wypoczywajacych w kurortach na ulubionych kierunkach: od Chorwacji do Grecji, Turcji, Cypru, Egiptu przez Slowacje, Wegry, Rumunie, Bulgarie zahaczajac o Wenecje i Ukraine.
    Idealna pora nadawania tego typu tresci: godz. 11 przed poludniem w programie internetowym Polskiego Radia z przedmowa Tadeusza Sznuka.
    15 minut gimnastyki umyslowej dla Janusza, ktory moze wreszcie odpoczac i spokojnie przemyslec, czy jego partnerka, ktora wlasnie udala sie do bufetu po picie albo rybe z frytkami, nadaje sie jeszcze do gwaltow, czy lepiej zostawic ja juz na pastwe miejscowych gdzies w Bizancjum? Oczywista oczywistosc, ze typowy Janusz na wakacjach identyfikuje sie z Dyablem Stadnickim.
    Rynek jest potezny. Pieniadze leza na ulicy, tylko trzeba sie schylic.

  14. Sponsorem audycji mógłby być DECATHLON albo jakaś firma ubezpieczeniowa.

  15. Nie trzeba odbierać broni – wystarczy zabrać z rynku amunicję. Bez umiejętności produkcji prochu i spłonek (odlewanie pocisków to nie jest jakaś czarna magia a łuski można używać wielokrotnie – oczywiście trzeba mieć dostęp po składników/surowców) karabin ma mniejsza wartość bojową od bejsbola.

  16. Rewelacja! I może naprawdę warto może by było napisać taki scenariusz i gdzieś go opchnąć. To bywa ponoć milion $$$ dla scenarzysty.  To może być interesujące nie tylko dla Polaków (w tym dalekich i powinowatych Diabła Stadnickiego, jak poniektórzy).

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.