kw. 142025
 

Jak pewnie wszyscy się domyślają nie mam czasu czytać tego, co się na SN pisze, bo mam robotę w wydawnictwie. I w ogóle na razie jestem bardziej wydawcą niż autorem, co powoduje we mnie pewne stany bliskie rozdwojeniu jaźni. Wydawca bowiem jest zainteresowany tym, by publikować maksymalnie dużo tytułów, które zrobią obrót. Autor zaś pracuje nad jednym tytułem i liczy na to, że on właśnie będzie błyszczał jak gwiazda i przyniesie mu sukces. No więc, póki co nie jestem autorem, ale być może w niedługim czasie znów się w niego przedzierzgnę. Nie mam innego wyjścia, albowiem taką drogę sobie wybrałem. I nie mam zamiaru, jak się to mawiało dawnymi laty, iść w politykę, bo kojarzy mi się ona wyłącznie z tandetą, nieszczerością, a przede wszystkim nieskutecznością opartą na źle zrozumianych i fatalnie interpretowanych komunikatach. No, a poza tym jest to w moim przypadku, zwyczajnie niemożliwe. Chciałem być zawsze autorem, a zostałem autorem i wydawcą, no i jakoś muszę się z tym pogodzić.

Dziś chciałbym zaprezentować pewien katalog złudzeń i prawd, które kształtują życie w Polsce, ale także życie tutaj, w naszej społeczności. Zacznę od tych pierwszych.

  1. Zainteresowanie historią w Polsce jest powierzchowne i nieszczere. Ma też rys ekshibicjonistyczny i fetyszystyczny, bo Polacy uwielbiają się przebierać i paradować w dziwnych ubraniach po ulicy. Ilość komunikatów dotyczących historii, dostępnych w obiegu publicznym jest ograniczona. Całe zaś to zainteresowanie przeszłością służy temu, by za pomocą jednego pakietu półprawd historycznych legitymizować swoją władzę, która pochodzi z obecnego nadania. Im bardziej jest polska, im bardziej patriotyczna, im bardziej rzewna i emocjonalna, tym gorsza morda zza niej wygląda. Nawet mi nie próbujcie tłumaczyć, że jest inaczej. Wracajmy do półprawd. Kiedy jedna władza słabnie, zmiany zachodzą także w obszarze treści publicystyczno-historycznych. I nowe roczniki dowiadują się o tym, co starsi – nie tak dawno przecież – sami ogłosili, ale dla tych wchodzących w życie ludzi, nowy zestaw przeinaczeń brzmi niczym harfa eolska. No i rzucają się oni do konsumpcji i powielania go w swoich bańkach informacyjnych z dzikim zapałem. Po czym po dekadzie mamy nawrót tych poprzednich objawów. I nie ma znaczenia doprawdy co jest w jednym, a co w drugim pakiecie.
  2. Żadne istotne kwestie, wyjaśniające rzeczywiste mechanizmy i ujawniające prawdę nie mają znaczenia. Liczy się tylko folklor. Spowodowane jest to brakiem wizualizacji tych kwestii, czyli brakiem literatury, filmu i w ogóle publikacji na istotne tematy.
  3. Jeśli takie rzeczy się pojawiają są ze wszystkich sił zwalczane, albowiem psują zabawę politycznym lanserom, którzy przebrani za szlachtę, króla Bolesława, cichociemnych, powstańców Warszawy, albo husarię, usiłują się jakoś zaprezentować wyborcom. Używając do tego celu symboliki religijnej, oczywiście katolickiej. Występy te nie służą niczemu.
  4. Wszystko to jest skrajnie nieszczere, co poznajemy po tym choćby, że kwestie dotyczące niepodległościowej partyzantki o charakterze narodowym, są dyskretnie pomijane przez wszystkich oszołomów partyjnych. Mogłyby bowiem zaszkodzić w kontaktach ze sponsorem lub ewentualnym sponsorem. Liczy się – powtarzam – tylko folklor.
  5. Do promowania formatów historycznych w Polsce nie używa się najnowszych technologii, ani nie angażuje się do tego ludzi prawdziwie uzdolnionych. Ci bowiem przeszkadzają, albowiem narzucają jakieś swoje wizje, a wszystko jest już przecież dawno ustalone. Chodzi tylko o to, żeby to powtarzać. Efektem takiego podejścia jest powszechny triumf tandety i nędzy. Czasem nazywany popkulturą. Im gorszy głupek moderuje powtarzane ciągle w kółko kwestie i formaty tym lepiej.

Teraz konkluzje na zakończenie pierwszego pakietu prawd i złudzeń. Co Wam to wszystko przypomina? Nie wiem, ale powiem Wam co mi to przypomina. Otóż jest to, w mojej ocenie, być może błędnej, kropka w kropkę podobne do tłumaczenia biblijnych dziejów Izraela, przez cadyków z Kocka, Kozienic i Góry Kalwarii, za pomocą systemów kabalistycznych. Oczywiście mowy nie ma, że cadykowie się ze sobą pogodzili i przyjęli jakąś wspólną linię wobec nieszczerości i wrogości świata. To jest nie do pomyślenia. Podobnie nie do pomyślenia jest zmiana metody. Ta bowiem byłaby jak asymilacja dla Żydów w XIX wieku – zabiłaby ducha w narodzie. A duch jak wiadomo jest najważniejszy. Triumfuje więc obłąkanie i prostactwo. A wszystko pod życzliwym okiem śmiertelnych wrogów, którzy mają dla wielbicieli poszczególnych cadyków różne ciekawe propozycje. Głównie dotyczące dostarczania informacji, ale także moderowania życia w lokalnych społecznościach, tak by przyniosło to im korzyść. Niby wszyscy to widzą i wiedzą, ale mowy nie ma, żeby się ktoś opamiętał.

Tak, jak to wspomniałem wczoraj. Jeden z najważniejszych cadyków chasydzkiej prawicy – Jerzy Targalski – zdemaskował już przed laty kandydata na prezydenta nazwiskiem Maciak. Że jest on ruskim agentem. Ten Maciak kandydował także w poprzednich wyborach prezydenckich, ale nikogo to nie zastanowiło, albowiem nie wydawał się groźny. Dziś, kiedy jako jedyny przygotowywał się do debaty w Końskich, na sali gimnastycznej, razem z Trzaskowskim, okazało się, że to jednak coś znaczy. No i przywołano świętego męża Targalskiego, który wieszczył tę katastrofę już dawno. Wieszczył, wieszczył, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy bowiem, w najlepszych humorach, pląsali w koło, mrużąc oczy z zadowolenia. I nikt nie wyczuwał żadnego niebezpieczeństwa. Dziś też nikt nie wyczuwa, chodzi o to, by do tych pląsów współczesnych dołożyć trochę dramaturgii agenturalnej.

Pora na drugi pakiet, ten dotyczący spraw naszej społeczności

  1. Portal Szkoła nawigatorów nie jest dobrem publicznym. Jest dobrem prywatnym, konkretnie moim. Z pewnym więc niedowierzaniem przyjąłem wiadomość, przekazaną mi przez żonę, która czyta sporo z tego, co się tu publikuje, że pojawiaj się na SN komentarze sugerujące iż jestem tu jakimś kaowcem, kierownikiem obiektu czy kimś podobnym. Nie, jestem właścicielem. Ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.
  2. Pierwszy punkt ma takie między innymi konsekwencje, że niezrozumiałe i absurdalne stają się krytyki miejscowych stosunków, a także publikacji. Póki co – w ramach wyznaczonych przeze mnie granic – każdy może sobie publikować co chce. Nikt jednak nie dostanie kluczy do radiowęzła i magazynku. Jeśli ktoś ma takie wizje, niech je porzuci. Niech porzuci także myśl o tym, że swoimi publikacjami zdominuje tutejsze życie.
  3. Zbieramy się tu między innymi po to, by uniknąć pułapek opisanych w pierwszym pakiecie. To znaczy, by nie zjawił się tu ktoś, kto uzna, że miejsce to jest znakomitą trampoliną dla jakiejś działalności politycznej lub quasi-politycznej, on sam zaś, dzięki talentowi i przyrodzonym wdziękom przekona czytelników do swoich racji.
  4. Hasłem tego portalu jest formuła – kurs na prawdę. O czym warto pamiętać, zanim się człowiek zabierze za różne nieszczere manipulacje.
  5. Nie ma tak tematów tak egzotycznych, których byśmy nie poruszyli. One bowiem odróżniają to miejsce od rezerwatów dla tępych baranów z przyprószonym brokatem runem, tworzonych w przestrzeni publicznej.
  6. Talent demonstrowany przez autorów, grafików i komentatorów jest najważniejszy.
  7. Różne archiwalne odkrycia i demaskacje mają znaczenie mniejsze.
  8. Głównym zadaniem portalu SN, czy to się komuś podoba czy nie jest promocja wydawnictw Kliniki Języka, oraz firm zaprzyjaźnionych.
  9. Dążymy do tego, by nasze małe wydawnictwo i wszystko co się wokół niego dzieje funkcjonowało tak, jak powinno funkcjonować ministerstwo propagandy w dobrze zarządzanym i nastawionym na ekspansję kraju.
  10. Każdy kto tę wizje krytykuje lub się jej przeciwstawia jest wrogiem.

Pora na konkluzje. Przed nami dwie duże premiery, które nie są dziełem naszego wydawnictwa, ale oficyn zaprzyjaźnionych. Nie liczę oczywiście mikropremier, które pojawiać się będą przez cały czas. Mam bowiem nadzieję iż wszyscy już zauważyli jak zmieniła się w tym roku polityka naszego wydawnictwa. I jakiej dynamiki ono nabrało. Jest to bowiem, w mojej ocenie, ostatni moment by zrobić coś, co uchroni nas przed zapomnieniem, katastrofą i zapadnięciem się w jakieś nieprawdopodobne brednie.

No, ale wracajmy do premier. Mam na myśli książkę Pawła Zycha o Bolesławie Chrobrym i komiks Huberta Czajkowskiego, o Zygmuncie III, które ukażą się niebawem. Paweł zapowiedział, że jego książka dostępna będzie jeszcze w kwietniu lub maju, a komiks Huberta powinien ukazać się do lipca. Będzie on początkiem serii opowiadającej o panowaniu Zygmunta III. Obydwie te publikacje mają charakter monumentalny i powinny być firmowane i dotowane przez państwo. Urzędnicy jednak nie są nawet w stanie zrozumieć o co w tych historiach chodzi. Przyzwyczajeni są bowiem do tego, co opisałem w pierwszym pakiecie. Czyli do prostactwa i tandety. No i do pląsania wokół cadyków emitujących kabalistyczne formuły.  Artystów zaś traktują jak żebraków, którzy nie załapali się na różne państwowe fuchy i teraz muszą u nich upominać się o pieniądze. Z tej oceny okoliczności wynika też moja postawa – mało kokieteryjna i stanowcza. To znaczy jeśli ktoś, stosując zasady przyjęte w przestrzeni medialnej, publicystycznej i politycznej, a także tamtejsze hierarchie, do oceny zjawisk i produktów obecnych w naszym sklepie, krytykuje te produkty po kątem ich przydatności, mocy promocyjnej i postaw wartościowych dla ogółu, niech lepiej przestanie. Dobrze by było też, gdyby każdy, w momencie kiedy obydwie premiery zostaną zaprezentowane zastanowił się ile egzemplarzy może zakupić, by promować je w swoim środowisku, a także by powstrzymał się od krytyk, szczególnie jeśli nie potrafi rysować, a z pisaniem też idzie mu tak sobie. Krytyki, dąsów, przekąsów, wymownego milczenia i naciągania autorów na darmowe egzemplarze będzie i tak wystarczająco dużo. O czym czytelnicy SN pochłonięci swoimi sprawami nie muszą wiedzieć, ale tak to właśnie jest – zawsze.

Jak widzicie nie proszę nikogo o zrozumienie, zainteresowanie czy coś podobnego. Wskazuję jedynie, że po opuszczeniu lub ewentualnej dewastacji tego portalu wszyscy znajdziecie się w emocjonalnym i intelektualnym śmietniku, gdzie wróble konkurują ze szczurami o dostęp do popleśniałych hamburgerów. Siedzący zaś na krawężniku żul, w krakowskiej czapce na bakier, przygrywał Wam będzie na grzebieniu pieśń zaczynającą się od słów – we are the champions…

Miłego dnia. Przypominam, że można się jeszcze zapisać na konferencję w Gniewie.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/

 

Targi Książki i Sztuki w Ojrzanowie odbędą się w dniach 5-6 lipca

 

W sklepie zaś jest nowa książka

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zeszyty-do-historii-narodowych-sil-zbrojnych/

Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

  3 komentarze do “O informacjach istotnych i tych drugich”

  1. Co do wieszczenia o przyszłości….może warto zastosować metodę weryfikacji przepowiadaczy zastosowaną przez Tytusa Romka i Atomka z VIII księgi przygód…..Aparacik do przenoszenia w czasie przeniósł chłopców i Tytusa wraz z Astrologiem ze średniowiecza do teraźniejszości w dawnych strojach .Astrolog gdzieś się zawieruszył i nie można go było odnależć bo akurat odbywał się karnawał przebierańców i tam pełno było astrologów. Powstała kwestia jak odróżnić prawdziwego od przebranego ….A” Tomek stwierdził że bardzo łatwo,wystarczy zadać pytanie kontrolne : „jaki kształt ma ziemia?” i potem następuje sprawdzian i konstatacja ” O TO FAŁSZYWY BO MÓWI PRAWDĘ”……..

  2. Świetny sposób i moja ulubiona księga. Uważam, że jest w stosunku do mnie profetyczna. Oto bowiem Tytus zestarzał się w krzyżackim lochu i przychodzi do niego na konsultacje ten astrolog właśnie. Po czym jak wychodzi mówi do siebie – jeśli kiedyś odkryją, że swoje mądrości biorę od małpy jestem zgubiony. To ja jestem tą małpą, już od dawna. I też się zestarzałem w krzyżackim lochu

  3. Kazalnica jest na SN jedna a kadzielnic jest dostatek 😉

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)